Wczesnym latem ubiegłego roku, w przeddzień wyborów do Dumy Państwowej Miedwiediew, nadal pełniący funkcję przewodniczącego Jednej Rosji, musiał przełknąć kolejną gorzką pigułkę. Jak informowało wówczas BBC, powołując się na źródła na Kremlu, chciał on otwierać listę wyborczą Jednej Rosji, jednak został zablokowany ze względu na to, że jest politykiem bardzo niepopularnym, o jednym z najwyższych „antyratingów”. Władimir Putin postawił wówczas na Sergieja Szojgu, umieszczając urzędującego ministra obrony na czele listy krajowej. Miedwiediew w ogóle nie znalazł się w tym gronie, co odebrane zostało jako lekceważenie i poniżenie byłego premiera, tym bardziej, że Władimir Władimirowicz nie otwierał, jak w poprzednich latach, listy wyborczej partii władzy.
Andriej Kolesnikow, ekspert moskiewskiego Centrum Carnegie jest zdania, że Dmitrijowi Miedwiediewowi pozostała w związku z tym jedynie wyznaczona przez kremlowskich technologów władzy rola drugiego Władimira Żyrinowskiego – liberalno-demokratycznego radykała, polityka łączącego rynkową frazeologię z twardym nacjonalizmem, a nawet wielkoruskim szowinizmem, który zachorował kilka tygodni temu i zmarł. Kreml, po wybuchu protestów społecznych w Chabarowsku, po aresztowaniu gubernatora Sergieja Furgala, który wywodził się z formacji Żyrinowskiego, nie chciał ryzykować, że w zbliżających się trudnych czasach ktoś posługujący się nacjonalistycznymi hasłami przechwyci kontrolę nad rosnącą grupą wyborców. Postawiono w związku z tym na Miediwediewa.
Ten bowiem nie tylko „nie był zagospodarowany” i nie miał już wiele do stracenia, ale również pozytywnie zapisał się w pamięci Rosjan po tym, jak w 2018 roku, będąc jeszcze premierem rządu, postawił Aleksandrowi Łukaszence ultimatum, uzależniając kontynuowanie wsparcia Rosji dla Mińska od postępu w programie integracji gospodarek obydwy państw. Rozpoczął wówczas proces, który przechodząc różne fazy, znalazł swój finał jesienią tego roku, kiedy premierzy obu krajów Raman Hałouczenka i Michaił Miszustin parafowali wszystkie „karty drogowe” integracji, ożywiając tym samym nadzieję Moskwy na połknięcie sąsiedniej „bratniej” Białorusi.
Dmitrij Miedwiediew być może jest rosyjskim liberałem, co nie wyklucza zresztą wielkoruskiego szowinizmu, z pewnością jest jednak elementem systemu, członkiem obozu władzy. Człowiekiem, który całą swą karierę życiową zbudował na tym, że w czasie, kiedy wchodził w skład zespołu doradców mera Petersburga Anatolija Sobczaka, zaprzyjaźnił się z Władimirem Putinem, będącym również członkiem tego gremium. Jego liberalizm, podobnie jak obecny nacjonalizm, są jedynie kostiumem, garniturem ubieranym w związku z aktualnymi zadaniami polityki Rosji. Jeśli będzie trzeba, to stanie się zajadłym wrogiem Polski, a jeśli wiać będzie wiatr historii z odmiennego kierunku, zostanie naszym najgorętszym przyjacielem.
– Marek Budzisz
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy