Prezydent Finlandi Sauli Niinistö, bardzo ostatnio aktywny, wspominał w jednym z wywiadów swe spotkanie z Władimirem Putinem, gdy w 2016 roku składał on wizytę w Finlandii. Podczas rozmowy, która miała miejsce w Kesarantä, letniej rezydencji fińskich prezydentów, padło pytanie, co zrobi Rosja, jeżeli Finlandia postanowi przystąpić do NATO. Putin, wspomina Niinistö, odparł krótko, że Rosja dziś widzi w Finlandii przyjaciela, jeśli jednak wejdzie ona do NATO, ujrzy w niej wroga...
Zdaniem prezydenta – a także Alexandra Stubba i wielu ekspertów od spraw bezpieczeństwa – jeżeli można mówić o zagrożeniu ze strony Rosji, to raczej w formie cyberataków na instytucje państwowe (co zresztą już miało miejsce, zapewne nieprzypadkowo w dniu, gdy Wołodymyr Zełeński przemawiał podczas sesji fińskiego parlamentu), siania dezinformacji i ewentualnie naruszania fińskej przestrzeni powietrznej przez samoloty rosyjskie. Nie budzi to, jak widać, specjalnych obaw, bo takie ryzyko zostało z góry wkalkulowane. Podobnie jest w wypadku Szwecji, która skądinąd miała w swoim czasie problem z sowieckimi okrętami podwodnymi, o których wiedziano, że penetrują usiane wysepkami i szkierami wody wzdłuż szwedzkiego wybrzeża, ale których nigdy nie udało się namierzyć.
Poczynania obu krajów są od dawna ściśle skoordynowane. Weźmy choćby ich wejście do Unii Europejskiej – od 1 stycznia 1995 roku, wraz z Austrią. Rozmowy z Brukselą, proces przygotowania społeczeństw – wszystko to odbywało się równolegle. Ale choć inicjatorką była Szwecja, termin referendów w sprawie przystąpienia do Unii ustawiono tak, by najpierw odbyło się w Finlandii. Bardziej proeuropejscy Finowie mieli w pożądanym kierunku wpłynąć na Szwedów – co też się stało. Co więcej, jeden kraj doskonale służył drugiemu w roli swego rodzaju bezpiecznika. Sugestie, pojawiające się przecież przez ostatnie lata, by jednak starać się o członkostwo w NATO, w Szwecji władze zbywały argumentem, że nie da się tego zrobić, skoro Finlandia stawia opór.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Elisabeth Braw z American Enterprise Institute, specjalistka od spraw bezpieczeństwa, nazywa Szwecję i Finlandię mianem „geopolitycznego rodzeństwa”. Trudno o lepsze i bardziej lapidarne oddanie istoty ich współpracy, choć wyjątków – takich jak choćby waluta: Finlandia przyjęła euro, podczas gdy Szwecja pozostała przy koronie – oczywiście nie brakuje.
Na straży pokoju
Szwecja i Finlandia to pod tym względem szczególny przykład nawet wśród państw skandynawskich – czy, ściślej, nordyckich – które od dawna stanowią mocny i stabilny blok. To pokłosie historii, która wiązała je ze sobą licznymi nitkami, że przypomnimy unię kalmarską (Dania, Szwecja i Norwegia, 1397 rok), Norwegię pod władzą Danii, a później Szwecji, Księstwo Finlandii pod rządami Szwecji, czy Islandię, pozostającą do 1945 roku w unii personalnej z Danią. Nie mówiąc już o wyprawach wikingów, rodzinnych więzach skandynawskich dynastii, poczuciu wspólnoty w kulturze i mocnych więzach językowych, bo tylko Finowie posługują się językiem całkowicie niezrozumiałym dla reszty. Była to zarazem szkoła rozwiązywania konfliktów, których przez stulecia było aż nadto.
Dla Szwecji ostatnim konfliktem, w który się zaangażowała, było stłumienie aspiracji niepodległościowych Norwegów w 1814 roku. Później już skrupulatnie przestrzegała przyjętej zasady neutralności, nieangażowania się w konflikty i pokojowego rozwiązywania sporów. Po wojnach napoleońskich przykładnie odstąpiła Finlandię Rosji, a sto lat później, w 1905 roku bez oporów przystała na secesję Norwegii i jej niepodległość. Nie brała udziału ani w pierwszej, ani w drugiej wojnie światowej, za to nie uchylała się od handlu (nie bez korzyści, co jednak puszczono Szwedom w niepamięć). Zaowocowało to w sumie utrwaleniem się obrazu Szwecji jako nie tylko oazy pokoju u siebie, ale także kraju, który nie szczędzi wysiłków, aby utrzymać pokój w każdym zakątku świata.