Fakt, że Theresa May poparła zrównanie związków homoseksualnych z małżeństwami stanowi wyraźną skazę na obrazie konserwatystki.
zobacz więcej
Właściwie nie jest to nic nowego. Królobójstwo, w sensie dosłownym i przenośnym, ma w Anglii wielowiekową tradycję. W podobny sposób konserwatyści pozbyli się niegdyś Margaret Thatcher. Odbyło się to jednak w miarę dyskretnie, w sposób o wiele mniej spektakularny. Nigdy do tej pory się nie zdarzyło się, by przeciwko premierowi wystąpiła połowa jego rządu, w tym najbliżsi współpracownicy. Również z tego powodu wybory w PK zapiszą się w historii politycznej Wielkiej Brytanii – choć raczej nie złotymi zgłoskami.
Kampania wzajemnego podgryzania
Rishi Sunak, ekskanclerz skarbu, i Liz Truss, minister spraw zagranicznych – to oni zostali wyłonieni przez zamknięte grono 357 deputowanych PK w Izbie Gmin, którzy w codziennych głosowaniach eliminowali kandydata z najmniejszą liczbą głosów. Ostatecznego wyboru dokonają wszyscy członkowie partii – 200 tys. osób – na początku września. To do nich zatem zwracają się teraz, podczas debat telewizyjnych i bezpośrednich spotkań, potencjalni liderzy.
Z chwilą, gdy frakcja parlamentarna konserwatystów wybrała dwoje kandydatów, zamknięty został najbardziej konfliktogenny etap wyścigu. Członkowie partii kierują się innymi względami niż hermetyczne grono deputowanych. To zwykli ludzie, zwykli wyborcy, dla których ważne jest, jak kandydat na premiera widzi funkcjonowanie NHS, National Health Service (służby zdrowia) czy systemu edukacji, czy zamierza podatki obniżać czy raczej podnosić, jakie planuje wydatki na obronę. Dla partyjnych polityków natomiast równie, a może nawet ważniejsze jest to, jakie stanowisko może mu obiecać kandydat.
Kampania parlamentarna stanowiła więc nie tyle pokaz otwartej, uczciwej konkurencji, ile ostrego wzajemnego podgryzania i kaptowania sojuszników bez względu na to, jakie prezentują poglądy – takie jak kandydat czy może całkiem przeciwne. Skoro każdy głos był na wagę złota, poglądy schodziły na dalszy plan. Wobec najwyższej stawki – bo przywództwo w partii oznacza zarazem objęcie stanowiska premiera – wszystkie chwyty okazały się dozwolone.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Etap parlamentarny jest tak mocno konfliktogenny nie tylko z tego powodu. Kandydaci w bardzo krótkim czasie – cała procedura trwała niewiele ponad tydzień – muszą zrealizować dwa cele: zapewnić sobie miejsce w końcowej dwójce, a zarazem tak sterować przebiegiem kolejnych etapów głosowania, by tym drugim, czyli bezpośrednim rywalem, został ktoś, kogo najłatwiej będzie pokonać.
Te dwa kompletnie różne aspekty składają się na ostateczny wynik. Ten zaś wcale nie musi powielać decyzji podjętej przez posłów – i możliwe, że tak właśnie będzie tym razem.
Przez cały czas kampanii Rishi Sunak, zawsze na pierwszym miejscu, uchodził za murowanego kandydata na premiera. Do etapu ogólnokrajowego przeszedł z dużą przewagą nad Liz Truss, otrzymał bowiem 137 głosów, podczas gdy panią Truss poparło 113 deputowanych. 105 głosów przypadło Penny Mordaunt, która w związku z tym odpadła z wyścigu.