Cywilizacja

Dlaczego ludzie nie ufają nauce? I jak do niej przekonać?

Samo udostępnienie ludziom wiedzy nie powoduje, że będą postępować zgodnie z rozumem oświeconym tą nauką. Stwierdza to nawet z goryczą ikoniczny dr House w krążącym po sieci memie.

Powodzenie pseudonaukowych narracji mocno przygnębia. Podobnie – rosnący brak zaufania do nauki i naukowców. Oba te zjawiska coraz częściej stają się przedmiotem badań specjalistów.

Niedawno na łamach prestiżowego czasopisma naukowego PNAS (skrót: Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America – pismo amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk, publikujące głownie prace biomedyczne), można było przeczytać przemyślenia psycholog Avivy Philipp-Muller z Uniwersytetu Simona Frasera w kanadyjskim Burnaby. Wraz z kilkoma kolegami po fachu dr Aviva spróbowała znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego ludzie nie ufają nauce?

Samo udostępnienie ludziom wiedzy nie powoduje bowiem, że będą postępować zgodnie z rozumem oświeconym tą nauką. Stwierdza to nawet z goryczą ikoniczny dr House w krążącym po sieci memie z Demotywatorów: „Pamiętacie, jak przed erą internetu ludzie sądzili, że przyczyną głupoty jest brak dostępu do informacji? Cóż, to nie było to”. Ten brak zaufania ujawnił się ostatecznie w czasie pomiędzy kryzysem klimatycznym a pandemią. Owszem, najbardziej spektakularne było odrzucanie szczepień, ale przecież nie była to jedyna kwestia, w której ustalenia naukowe odrzucane były przez rosnącą rzeszę zalęknionych ludzi, wierzących w bujdy z internetu.

By problem rozgryźć, przyjrzyjmy się najpierw kwestii źródeł naszego zaufania do innych ludzi. Taki akt zaufania jest częścią naszej społecznej natury. Stąd głębokie odchylenie od tego stanu – całkowity brak zaufania do innych – jest bliski urojeniom paranoicznym czy spiskowym, stanowiącym jeden z objawów schizofrenii. Oczywiście, naturalne zaufanie do konkretnego człowieka można stracić, zwykle w rezultacie złych doświadczeń. Czasem dochodzą do głosu uprzedzenia i przesądy: ktoś nie ufa Cyganom, ktoś rudowłosym…

Psychologia rozpracowała ten problem dość szczegółowo i widzi przyczynę niskiego zaufania do innych przede wszystkim w niezaspokojonej potrzebie poczucia bezpieczeństwa u małego dziecka w relacji z najbliższymi, zwłaszcza z matką. Mniej więcej w ósmym miesiącu życia uczymy się bowiem rozróżniać twarze „swoich” od „obcych” – jest to bardzo głębokie i potrzebne ewolucyjne przystosowanie malucha do dalszego życia.

Pseudonauka pędzi jak pożar

Zaufanie jest niezbędne, ale na ogół kruche. A ponadto czym innym okazuje się zaufanie do ludzi, a czym innym do idei czy zjawisk takich, jak nauka, towarzysząca naszemu gatunkowi w formie „magicznej” od zawsze, a w formie nowoczesnej co najmniej od czasów Galileusza, który sformułował metodę naukową. Inna rzecz, że przed erą pary, elektryczności i powszechnej oświaty zaufanie do nauki nie było potrzebne. Dlaczego jednak również dziś – jak pokazały reakcje na pandemię COVID-19 czy masowe protesty przeciw energetyce jądrowej – udaje się je tak łatwo zminimalizować w szerokich kręgach społecznych?
Protest covidosceptyków w USA przeciwko przepisom Departamentu Zdrowia Stanu Nowy Jork, dotyczącym kwarantanny i izolacji w pandemii – 17 sierpnia 2022 r. zostały uchylone przez sąd jako „wprowadzone w niekonstytucyjnym procesie”. Fot. PAP/EPA, Justin Lane
Odpowiedź trzeba pilnie znaleźć, bo nie da się zamknąć Internetu i zlikwidować wpływy dezinformacyjne „sponsorowane z określonych ośrodków”. Co gorsza, badania wykazały, że pseudonauka rozprzestrzenia się po sieci znacznie szybciej, niż nauka. Ta dezinformacja pada jednak na podatny grunt, który trzeba zrozumieć.

Dobry przykład sytuacji, gdy dochodzi do utraty zaufania, stanowi najnowsza afera związana z badaniami nad genezą choroby Alzheimera. Czy to możliwe, że w pracach doszło do oszustwa?

Podważane dziś wyniki stanowiły od ponad 15 lat bazę niezliczonych eksperymentów w setkach laboratoriów badawczych. Co przyniosło propozycje nowych leków, które znajdują się już w procesie rejestracyjnym. Koszty ewentualnego oszustwa idą zatem w miliardy. . Dotknięci skutkami są zarówno chorzy liczący na terapię, jak i ich zrozpaczeni bliscy oraz akcjonariusze niedużych firm farmaceutycznych, np. Cassava Sciences, producenta leku Simufilam, który na skutek afery właśnie ląduje w koszu.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
A zaczęło się od płytek beta-amyloidu, których akumulacja uważana jest powszechnie za podstawę patologii choroby Alzheimera. Fascynacja beta-amyloidem i jego obróbką w mózgu miała swój początek w roku 2006. Na łamach prestiżowego pisma naukowego „Nature” ukazała się wówczas praca, której pierwszym autorem był Sylvain Lesné z University of Minnesota w Twin Cities, wschodząca wtedy gwiazda neuronauk.

To on właśnie – dzięki sprytnym, choć dziś podważanym badaniom na gryzoniach – stwierdził, że choroba Alzheimera wynika z pozakomórkowego odkładania się rozpuszczalnego fragmentu „beta” białka obecnego w układzie nerwowym, a zwanego amyloidem. W rezultacie badań uznano, że gromadzi się on w postaci blaszek, co może blokować funkcjonowanie synaps i w efekcie – przekazywanie impulsów z jednej komórki nerwowej do drugiej, a także wywoływać chroniczny stan zapalny.

Ostrzeżenie przed oszustwem

Eksperymentalne myszy posiadały gen na to ludzkie białko w skróconej formie, co wywoływać u nich miało otępienie. Tymczasem artykuł Lesnégo, nadal obecny w internecie, od 14 lipca tego roku opatrzony jest rozbudowanym zastrzeżeniem redakcji „Nature”, która dzieli się „obawami dotyczącymi niektórych danych” i zaleca czytelnikom „zachowanie ostrożności przy korzystaniu z przedstawionych tam wyników”. Kto wie, może żegnamy się z najpowszechniej dziś uznawaną teorią powstawania choroby Alzheimera?

Zaczęło się prześwietlanie wyników z 2006 roku. Do przejrzenia oryginałów zdjęć wysłanych do „Nature” przez autorów wspomnianej pracy, których wiarygodność jest dziś podważana, zostali zaangażowani liczni uczeni i specjaliści od obróbki danych i plików graficznych. Macierzyste uniwersytety autorów na pewno wdrożą mało przyjemne dochodzenia i lepiej by było, by zgodnie z przyjętą dobrą praktyką autorzy trzymali przez 16 lat swoje stare notatniki laboratoryjne. Albo autorzy się obronią, albo setki i tysiące prac traktujących o badaniach na ludziach, myszach i muszkach owocówkach, a dotyczących obróbki beta-amyloidu w chorobie Alzheimera, też pójdą do przeglądu. Dociekliwe oczy spoczną również na wszelkich wynikach badań klinicznych związanych z beta-amyloidem i jego agregacją.

Fizyka chciałaby o nim zapomnieć. Niemiecki szalbierz, który przyćmił innych naukowych oszustów

„Genialny fizyk” Jan Hendrik Schön u szczytu swojej kariery mniej więcej co tydzień wytwarzał nową, solidnie napisaną rozprawę naukową.

zobacz więcej
Czy dlatego, że – jak pod koniec 2021 roku wykrył neurobiolog i lekarz z Vanderbilt University Matthew Schrag – młody w roku 2006 badacz Sylvain Lesné „podkręcił” zdjęcia wysłane wówczas do „Nature”, inni przez lata widzieli na swoich to, co chcieli zobaczyć? To wielkie pytanie. Na razie teoria amyloidowa trzyma się, ale…

Nigdy nie zajmowałam się neuronaukami ani Alzheimerem, mimo to nie mogę powiedzieć: „nie mój cyrk, nie moje małpy”. Bo nauka jest jedna i trzeba jej ufać, inaczej nie sposób. Nie przeprowadzę sama wszystkich eksperymentów świata, ani ich nie zobaczę, nawet o nich nie przeczytam. Zresztą gdybym przeczytała – nie zrozumiem. Nie mam podstaw z fizyki, chemii czy matematyki, a nawet biologii, aby przeczytać i w mig zrozumieć wszystko, co tam napisane. Nawet mając doktorat, nie da się być dzisiaj specjalistą od wszystkiego. A przecież ludzie z doktoratem to nadal zaniedbywana mniejszość w społeczeństwach, również tych wysoko rozwiniętych. Pozostaje ufać temu, co odkrywają i opisują inni, zakładając nie tylko ich specjalistyczną wiedzę, ale i uczciwość.

To nie pierwszy i obawiam się, że nie ostatni raz, gdy na tych łamach poruszam problem naukowych oszustw. W sumie jednak bardziej mnie to cieszy, niż smuci. Tego typu „afery” pokazują bowiem, że w nauce kłamstwo ma nogi krótkie, a wynik negatywny – obalający dotychczasowe patrzenie – można opublikować. Zaś czasopisma naukowe umieją bić się w piersi, gdy trzeba. Osobiście mam większe zaufanie do systemów, gdzie problemy się zdarzają, niż do tych idealnych.

Wracając zaś do wspomnianego artykułu w PNAS – nie zajmuje się on demaskowaniem pojedynczych „wpadek” czy oszustw, lecz wylicza cztery główne przyczyny, dla których coraz bardziej masowo nie ufamy nauce.

Naukowo wklepany krem

Po pierwsze znaczenie ma nieufność do źródła informacji. Według kanadyjskich autorów, za degradacje zaufania odpowiada wielki przemysł i biznes, wykorzystując język naukowych twierdzeń, aby zwiększyć swoje zyski. Jeśli „naukowo stwierdzono”, że krem przeciwzmarszczkowy działa, a owa naukowość polegała na tym, że 10 pań wklepywało go tu i ówdzie, po czym w ich samoocenie skóra zrobiła się gładsza, to nie mam dalszych pytań. Przyczyniły się do tego również firmy farmaceutyczne za sprawą skandali z efektami ubocznymi niektórych leków. I co z tego, że tak działo się z jednym medykamentem na tysiąc, że częstość śmiertelnego efektu ubocznego zdarza rzadziej, niż jeden na milion? Niektórzy nie potrafią liczyć na procentach i nic im to nie mówi. A skoro firmy współpracują z naukowcami uniwersyteckimi, to i na tych ostatnich spływa odium.
Naukowcy z wielu dziedzin w laboratoriach na całym świecie pracowali, by odkryć tajemnie koronawirusa SARS-CoV-2, znaleźć szczepionkę i lek, które pozwolą zakończyć pandemię COVID-19. Na zdjęciu dr Paraic Kenny w amerykańskim The Gunderson Institute w La Crosse w stanie Wisconsin, kierował zespołem rozpracowującym SARS-CoV-2, czerwiec 2020. Fot. Ryan Christopher Jones dla The Washington Post via Getty Images
Co jeszcze? Naukowy „głuchy telefon”. Na jego początku figuruje jakiś szanowany profesor, który nie rozumie, czego prości ludzie nie rozumieją, a ma im do przekazania nadmiar informacji. Objaśnianiem następnie zajmują się media, po czym politycy podejmują decyzje na podstawie pozyskanych stamtąd informacji. Biorąc pod uwagę niski poziom zaufania, jakim darzone są media i politycy, nauka nie ma co liczyć na wyższy. Upadła umiejętność komunikowania czegokolwiek prostym ludziom przez elity, dlaczego zatem nauka miałaby być cudownie ocalona z zamieniania wszystkiego na medialną sieczkę i polityczne zapasy w kisielu?

Dodajmy do tego zupełnie zdrowy i normalny naukowy spór – uczeni nie zgadzają się ze sobą i TO BARDZO DOBRZE. Przeciętny Kowalski, Smith czy Dupont jednak nie są w stanie ani zrozumieć, o co w tym sporze chodzi, ani ocenić, kto ma rację, nawet, jeśli śledzą argumenty. Uzasadniona i solidna debata naukowa może dezorientować ludzi, którzy nie są zaznajomieni z procesem badawczym, lepiej zatem, by nie przenikała do domeny publicznej. Tymczasem prawdy naukowej nie ustala się przez głosowanie, chociaż istnieje i jest prawomocne zjawisko tzw. konsensusu naukowego. Oznacza ono, że w obecnej chwili istnieje jedno spójne wyjaśnienie uzyskanych eksperymentalnie danych, przyjmowane przez większość badaczy.

Kolejnym źródłem braku zaufania, zdaniem psychologów z artykułu w PNAS, jest sytuacja, gdy ustalenia naukowe podważają podstawowe przekonania danej osoby. Z hipotezami o ewolucji biologicznej człowieka polemizują dziś zarówno kreacjoniści z prawej strony, jak i konstruktywiści z lewej. Pokrewnym powodem nieufności jest kwestionowanie „zbiorowych przekonań” grupy, z którą odbiorca tej informacji się identyfikuje. Nikt nie lubi dysonansu poznawczego między tym, co mówi specjalista, a tym, w co głęboko wierzymy. No i pozostaje kwestia podania: nikt nie przyswoi nieczytelnej, niedostosowanej do naszego stylu uczenia się informacji naukowej.

Jak trafić do foliarza?

Co radzą z tym zrobić psychologowie na łamach PNAS? Warto podkreślać wspólnotowy, a nie elitarny charakter nauki i szersze, prospołeczne cele badań. Trzeba też – ale tu nauka naprawdę nie idzie w zaparte – uczciwie uznać istnienie rozbieżności stanowisk i wszelkich własnych wad. Radą jest zatem pokora, chociaż nie jest to cnota, która dziś cieszy się uznaniem.

Jak COVID-19 obnaża naukę

Do listy tych, którym nie wierzą już w ani jedno słowo, ludzie dołączyli naukowców.

zobacz więcej
A co z bańkami informacyjnymi, w których pogrążają się użytkownicy mediów społecznościowych? Jeśli chcemy ich stamtąd wyrwać, musimy – jak piszą Kanadyjczycy – „znaleźć wspólną z nimi płaszczyznę, stworzyć informacje przeznaczone dla konkretnych odbiorców docelowych i współpracować ze społecznościami o poglądach antynaukowych, w tym z osobami tradycyjnie marginalizowanymi przez naukę”. Ponadto „konieczne jest formułowanie informacji zgodnie z tym, co jest ważne dla odbiorców i korzystanie z ich osobistych doświadczeń, pozwalających im się utożsamić”. Trochę w tych radach słychać, że główna autorka pracy jest specjalistką od styku psychologii i marketingu.

„Informacje naukowe mogą być trudne do przełknięcia, a wiele osób prędzej odrzuci dowody, niż zaakceptuje informacje, które sugerują, że mogły się mylić” – napisał zespół psychologów w swoim artykule. „Ta skłonność jest całkowicie zrozumiała, a naukowcy powinni być przygotowani na okazywanie empatii”. Niestety uniwersytety nigdy nie uczyły żyć z ludźmi i światem… Gdy elity, także intelektualne, wynoszą się ponad ludzi przeciętnych, stwarzają wrażenie bycia z tak innego świata, że po prostu nie wzbudzają zaufania tylko odruchy obronne – jak obcy.

I wreszcie – nie chodzi o to, by dać ludziom więcej wiedzy, ale nauczyć ich metody naukowej i sposobu myślenia naukowego. Autorzy sugerują, by jak najprędzej uczyć myślenia abstrakcyjnego w miejsce tłoczenia bezmiaru danych. Temu właśnie powinna poświęcić się szkoła. Promocję i prewencję trzeba zostawić specjalistom, może wtedy wreszcie znikną promocje szczepionki przy pomocy wizerunku wielkiej strzykawki lub zapłakanego dziecka, a energetyki jądrowej – ilustracji grzyba atomowego… Użyć trzeba tej samej taktyki, którą stosują siły antynaukowe, najwyraźniej lepiej radzące sobie z reklamą: trzeba wykorzystywać metadane, by profilować informacje, dostosowując je do poszczególnych odbiorców.

Zaproponowane na łamach PNAS „zasady opierają się na dziesięcioleciach badań nad postawami, perswazją, wpływem społecznym, tożsamością społeczną i przetwarzaniem informacji”. Nie świadczy o nauce najlepiej, że nie umie się posłużyć nauką, by sobie poradzić z pseudonauką. A zdarzający się wśród naukowców ludzie na bakier z zawodową uczciwością? Trudno. Prędzej czy później ich oszustwo się wyda i nauka – nie po raz pierwszy, nie ostatni – oczyści podręczniki z błędnych danych. Pseudonauka tego nie robi. Jakże bowiem mogłaby przyznać, że się myli?

– Magdalena Kawalec-Segond
biolog molekularny i mikrobiolog, współautorka „Słownika bakterii”


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Źródła:
https://www.pnas.org/doi/abs/10.1073/pnas.2120755119
https://www.science.org/content/article/potential-fabrication-research-images-threatens-key-theory-alzheimers-disease
https://www.nature.com/articles/nature04533
Zdjęcie główne: Dr William McBride, australijski położnik i badacz medyczny, któremu przypisuje się ostrzeganie świata o niebezpieczeństwach talidomidu. W 1988 roku sam został uznany za winnego oszustwa naukowego i fałszowanie danych w artykule, w którym twierdził, że lek Debendox był również odpowiedzialny za wady wrodzone. Fot. Craig Golding/Fairfax Media via Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.