Rozmowy

To było miejsce-widmo. Dziś to miasto ogrodów, raftingu i rowerów

Powiedziałem radnym, że zamierzam zrobić z tego miejsca kurort z prawdziwego zdarzenia, który zacznie konkurować z uzdrowiskami polskimi, a potem z zagranicznymi. Przyznali mi później, że w duchu nieźle się uśmiali z moich marzeń. A teraz chcemy budować pierwszy kryty stok narciarski w Polsce, unikatowe rozwiązanie na skalę europejską – mówi Jan Golba, burmistrz Muszyny i prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych RP.

TYGODNIK TVP: Jest pan jednym z najdłużej urzędujących burmistrzów w Polsce i to trójburmistrzem, jak pana nazwano w związku z zarządzaniem trzema małopolskimi uzdrowiskami: najpierw Krynicą Zdrojem, potem Szczawnicą, a obecnie Muszyną. No i jest pan znany z dość szalonych wizji, jak choćby budowy kolejki gondolowej na Jaworzynę Krynicką – na początku lat 90. w polskich górach królowały orczyki, to wydawało się pomysłem utopijnym.

JAN GOLBA:
Zacząłem kierować miastem jako 32-latek, w roku 1988, czyli było tuż przed przełomem ustrojowym w Polsce i transformacją gospodarczą. Dlatego na początku bardziej się myślało o ratowaniu Krynicy, a nie o rozwoju. Sam wygląd uzdrowiska pozostawiał wiele do życzenia. Zniszczone, odrapane budynki, dziurawy asfalt na deptaku, zapadające się mostki, upadające z dnia na dzień firmy, likwidacja domów profilaktyczno-leczniczych, sanatoriów, spółdzielni rolniczych, PGR-ów. I do tego niemal 40 procent mieszkańców pozostawało bez pracy. Sytuacja była na tyle dramatyczna, że nie było za co utrzymywać rabat i kwietników, radni debatowali, ile dać na zasianie trawy. Trzeba było wiele ryzykować, aby poprawić wizerunek i turystycznie uatrakcyjnić Krynicę. Zatem ryzykowałem.

Jeździłem dużo po świecie i obserwowałem, jak rozwijają się zachodnie kurorty. Szukałem też własnych, innowacyjnych rozwiązań, aby przyciągnąć turystów. Zacząłem od szukania inwestorów do budowy rozlewni wody mineralnej, bo mieliśmy fantastyczne wody typu „Kryniczanka”, które spokojnie spływały do potoków, zamiast leczyć ludzi czy gasić ich pragnienie. Kiedy przedsiębiorca Zbigniew Jakubas postanowił wybudować hotel w Krynicy, przekonałem go do budowy rozlewni zamiast hotelu, bo tych w uzdrowisku był dostatek. Na początku spotkałem się z dużą niechęcią mieszkańców. Mieli pretensje, że woda to dobro narodowe, a ja je powierzam w ręce jakiegoś prywaciarza, który chce na tym zarabiać. Natomiast nie przeszkadzało im, że brakuje miejsc pracy, a woda bezużytecznie przez wieki spływała do potoku. Jednak inwestycja okazała się strzałem w dziesiątkę – dała wiele miejsc pracy, woda stała się powszechnie dostępna, a w Krynicy powstały kolejne dwie rozlewnie.
Wagoniki kolei gondolowej na Jaworzynę Krynicką, wrzesień 2013 r. Fot. PAP/Grzegorz Momot
Wracając do kolejki gondolowej, to pomysł jej budowy pojawił się już w czasach przedwojennych, a później w latach 60. ubiegłego wieku. Miała połączyć Jaworzynę Krynicką z Górą Parkową w centrum miasta. Rozważano wyciąg krzesełkowy. Inwestycja nie doszła jednak do skutku, bo nie było determinacji, aby ją zrealizować, a pomysł traktowany był jako nazbyt śmiały. Na początku lat 90. wróciłem do tej idei. Początkowo chodziło nam tylko o rozwój narciarstwa, o kwestiach widokowych w ogóle się wtedy nie mówiło. Pomysł na połączenie Góry Parkowej z Jaworzyną zarzuciłem, przez brak możliwości dojazdu samochodowego do stacji dolnej kolejki i budowy dużego parkingu.

Dlaczego pomysł budowy gondoli na Jaworzynę budził kontrowersje?

Część mieszkańców i radnych uważało, że inwestycja się nigdy nie zwróci i gmina będzie musiała pokrywać koszty jej funkcjonowania. Banki oczekiwały też szybkiego zwrotu kapitału. Nikogo nie interesowało, jaką korzyść gospodarczą może to przynieść dla całego regionu. Do tego jeszcze doszły protesty ekologów związane z planowanym karczowaniem lasu. Pamiętam jeden z obraźliwych napisów na transparencie: „Golba platz – dawniej Jaworzyna Krynicka, szczyt arogancji i głupoty wobec rodzimej przyrody”. Trzeba jednak wiedzieć, że u nas wszystkie tereny są piękne, bo mamy góry porośnięte lasami. Dlatego wycinka tak małej przestrzeni nie była w stanie naruszyć ekosystemu leśnego czy zagrozić przyrodzie.

Mimo trudności kolejka gondolowa została zbudowana. Powstała w sumie w osiem miesięcy. Otwarto ją uroczyście we wrześniu 1997 roku. Na owe czasy była jedną z najdłuższych i najnowocześniejszych tego typu obiektów w Polsce i w Europie. Jej długość wynosi 2 211 metrów. Kursuje pomiędzy dolną stacją położoną w dolinie Czarnego Potoku, a szczytem Jaworzyny Krynickiej na 1114 metrach nad poziomem morza – najwyższym szczytem we wschodniej części Beskidu Sądeckiego.

Korzyści z jej powstania okazały się ogromne. W otoczeniu zaczęły powstawać hotele, restauracje, infrastruktura narciarska. Pojawiły się nowe miejsca pracy. Austriacy tłumaczyli, że profity z funkcjonowania takiego obiektu są rzędu około 8 procent, a otoczenie gospodarcze zyskuje od 100 do 200 procent. Natomiast nasza kolejka przynosiła dochody rzędu 25-30 procent. A otoczenie gospodarcze w regionie zyskało od 500 do nawet 800 procent. To był bez wątpienia produkt napędowy do rozwoju Krynicy, ale też okolicznych miejscowości, jak choćby Muszyny, gdzie zacząłem urzędowanie od 2009 roku. Szkoda tylko, że nie zrealizowano I odcinka kolejki z centrum Krynicy, bo wówczas nikt nie musiałby jechać samochodem do Czarnego Potoku przez całą Krynicę.

W Muszynie przed laty forsował pan kolejny odważny pomysł – budowy krytego stoku narciarskiego. To miał być unikatowy projekt w skali kraju. Został jednak wstrzymany, dlaczego?

Tu leczą woda, klimat, dieta i... dobre towarzystwo. Czasem kuracjusze bawią się bez umiaru

W Krynicy, na terenie uzdrowiska znajdują się 23 ujęcia wody mineralnej.

zobacz więcej
Jak to czasem bywa, plany swoje, życie swoje. Miał to być pierwszy kryty stok narciarski w Polsce, w rejonie Złockie – Jastrzębik, u podnóża Jaworzyny Krynickiej, z trasą narciarską i snowboardową z Jaworzyny i trasą do nauki jazdy. Obok miały zostać zbudowane: hotel z kompleksem usługowo-gastronomicznym na 250-300 miejsc, park rozrywki i zimowy stok zewnętrzny. Na dachu krytego stoku miały być baterie fotowoltaiczne, wytwarzające energię elektryczną niezbędną do obsługi urządzeń i instalacji sztucznego naśnieżania. To było bardzo śmiałe i unikatowe rozwiązanie na skalę europejską, bo w Europie owszem – jest dużo krytych stoków, ale nie ma krytego stoku z dodatkową trasą zewnętrzną, łączącą się de facto z inną stacją narciarską (na Jaworzynie). To rozwiązanie gwarantowało powodzenie tego przedsięwzięcia.

Kiedy zgłosiłem pomysł na listę projektów regionalnych na lata 2013-2020, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska uznała, że nie ma szans na realizację takiego stoku, bowiem rosną tam trawy endemiczne i inwestycja będzie szkodziła przyrodzie. Projekt został więc wtedy odrzucony.

Szkoda…

Ale jeszcze nic straconego! Mam dobrą wiadomość z ostatnich dni: niedawno dostaliśmy pozytywną opinię w sprawie naszych inwestycji, które planujemy w ramach Związku Gmin Krynicko-Popradzkich. Jest tam też kryty stok narciarski. RDOŚ częściowo zmieniła swoje stanowisko! Co może oznaczać, że być może już nie ja, ale mój następca zrealizuje ten projekt. Inwestorzy są nim bardzo zainteresowani, bo jest to rzeczywiście innowacyjne przedsięwzięcie w skali Polski i Europy.

Większym problemem jest dla mnie obecnie wstrzymywanie budowy kolejnej części obwodnicy Muszyny. Inwestycja jest istotna dla dalszego rozwoju komunikacyjnego i turystycznego regionu. Ekolodzy protestują, podkreślając, że jej budowa może mieć negatywny wpływ na naturę: bytujące w pobliżu nietoperze, siedlisko wilków czy nawet… na ryby w Popradzie. Czekamy jednak na pozytywne rozstrzygnięcie w tej sprawie.

Nadal nie zrażam się przeciwnościami i cały czas myślę nad realizacją nowych projektów, jak choćby budowa kolejki gondolowej na górę Malnik i wieży widokowej.

Między Muszyną, w której obejmował pan rządy, a dzisiejszym uzdrowiskiem jest duża przepaść. Na początku XXI wieku miejscowość wciąż mocno pachniała klimatem PRL-u. Nie przeraziło pana, że kolejny raz trzeba zaczynać wszystko od nowa?

Gmina była rzeczywiście w dość opłakanym stanie. Budynki sanatoryjne, hotele i pensjonaty ledwo wiązały koniec z końcem, niektóre stały puste i straszyły swoim wyglądem, a budynki publiczne wymagały natychmiastowego remontu. Niewydolna, stara oczyszczalnia ścieków, dziurawa sieć kanalizacyjna i wodociągowa, brak infrastruktury sportowej zewnętrznej. Podobnie było z infrastrukturą komunalną, uzdrowiskową i turystyczną. Na dodatek nie było tu niemal żadnych atrakcji turystycznych, omijano więc to miejsce szerokim łukiem. Przewodnicy, jadąc z turystami w kierunku Słowacji, zatrzymywali się na muszyńskim rynku tylko po to, by kupić w kiosku Ruchu gazetę czy papierosy. Po prostu przez Muszynę się przejeżdżało, a nie do niej przyjeżdżało. W sezonie letnim czy zimowym pojawiali się oczywiście koloniści, obozowicze czy narciarze ze względu na pobliski wyciąg w Szczawniku, ale dość nielicznie. Przyciągała ich tylko atrakcyjna cena noclegów. W pozostałych porach roku było to miejsce-widmo.
Wyzwania mnie jednak cieszyły, więc nie zraziłem się tym, co zastałem na miejscu, a wręcz zmotywowało mnie to do ciężkiej pracy. Na spotkaniu z radnymi powiedziałem, że zamierzam zrobić z tego miejsca kurort z prawdziwego zdarzenia, który zacznie konkurować z uzdrowiskami polskimi, a potem z zagranicznymi. Przyznali mi później, że w duchu nieźle się uśmiali z moich marzeń i wizji. Ja jednak nigdy nie myślę kategoriami dzisiejszego dnia, tylko przyszłego, więc powoli zacząłem wdrażać swoje plany w życie.

Co było najtrudniejsze do zrealizowania?

Kiedy zacząłem swoją pracę, większość gruntów było w rękach prywatnych, a gmina nie miała żadnych terenów inwestycyjnych. Pierwsze co należało zrobić, to kupić czy też wykupić z rąk prywatnych tereny pod przyszłe atrakcje. Po moim poprzedniku otrzymałem dokumentację na budowę basenów kąpielowych i tą inwestycję zrealizowałem jako pierwszą, jednak poszerzając ją o dodatkowe atrakcje i restaurację. Bardzo szybko zbudowaliśmy też sztucznie mrożone lodowisko. Powstawały nowe szkoły czy liczne boiska Orliki.

Zrekonstruowaliśmy Muzeum Regionalne i odnowiliśmy Dwór Starostów, gdzie obecnie znajduje się też Ośrodek Kultury. Tam zaczęliśmy organizować koncerty i spotkania autorskie. Pojawiły się też pierwsze pomysły na wzbogacenie oferty miasta, jak choćby rafting łodziami pontonowymi i kajakami po Popradzie – dziś to jedna z naszych większych atrakcji turystycznych.

Na rynku wybudowaliśmy ratusz. Został wzniesiony na ruinach piwnic, w których setki lat temu składowano wina i towary przywożone węgierskim szlakiem. Jest tam odtworzone więzienie, na które natrafili archeolodzy podczas badań w 2015 roku, wraz z salą tortur i z bogatą ekspozycją narzędzi kaźni. W obiekcie jest Centrum Informacji Turystycznej, pijalnia wody mineralnej oraz kawiarnia. Zbudowaliśmy bogatą sieć ścieżek rowerowych Euro-Velo 11 po polskiej i słowackiej stronie, Aqua Velo łączące nas z Krynicą i Bardejowem oraz Rowerowy Szlak Wód Mineralnych. Powstał Park Rekreacji nad Szczawnikiem, z siłownią plenerową, ścieżkami rowerowymi i spacerowymi oraz placem zabaw.

Pomagają nam w tych inwestycjach środki unijne, bez nich nie wybudowalibyśmy choćby Ogrodów, które stały się przecież wizytówką miasta.

Właśnie, o Muszynie mówi się wręcz Miasto Ogrodów. Są ogrody zmysłów, biblijne, miłości, zdrowia i tematyczne, nawiązują do antycznych ogrodów greckich czy rzymskich. Ściągają tu rocznie tysiące turystów z całego kraju. Atrakcja chyba przerosła pana najśmielsze oczekiwania?

Turyści są złaknieni miejsc przestrzennych i widokowych, gdzie można odpocząć i się wyciszyć. I miasto wyszło naprzeciw ich oczekiwaniom. Zaczęliśmy od budowy ogrodów sensorycznych. Są tak zaprojektowane, aby oddziaływać na wszystkie pięć zmysłów: węch, wzrok, dotyk, słuch i smak. Tablice informacyjne poszczególnych stref są dostępne także dla niewidomych w alfabecie Braille’a.

Tam, gdzie oddycha piekło, czarownica prosi o łaskę i karmią się astronauci

Całość operacji była ściśle tajna. Odbywała się pod płaszczykiem produkcji nowoczesnej paszy dla cieląt.

zobacz więcej
Zostały podzielone na osiem stref. Strefa zdrowia to siłownia plenerowa z różnorodnymi urządzeniami do ćwiczeń na świeżym powietrzu. W strefie zapachu mamy rośliny o intensywnym zapachu i niepowtarzalnych kompozycjach aromatycznych. Rosną tam m.in. hiacynty, świerki, lilie, tymianek, szałwia, czosnek czy mięta. Można dotknąć każdą roślinę, rozetrzeć w ręce liście bądź płatki dla odkrycia w nich zapachu, olejków eterycznych. W strefie dźwięku znajdują się natomiast drzewa i krzewy, które mają przyciągać ptaki. Można się wsłuchać w ich śpiew, w szum drzew, szmer wody ze strumienia czy chrzęst żwirowego podłoża. W strefie zapachowo-dotykowej kwiaty zostały tak dobrane, aby przyciągnąć różnymi kształtami i fakturą oraz bogactwem zapachowym. W strefie smaku rosną różnorakie krzewy i drzewa owocowe. Można rozkoszować się smakami owoców: porzeczek, czereśni, jabłek, malin czy aronii.

Z kolei strefa wzroku tworzy mozaikę pięknego, naturalnego pejzażu Popradzkiego Parku Krajobrazowego. Kwiaty przyciągają motyle, pszczoły i inne owady. Ze szczytu wieży widokowej rozciąga się panorama na ruiny muszyńskiego zamku, barokowy kościół czy magiczne ogrody ze stawami rekreacyjnymi i pijalnię wody mineralnej Antoni.

Siódma, strefa Afrodyty, to z kolei ogród miłości. Figura greckiej bogini symbolicznie podlewa rajskie jabłonie, sadzone tutaj przez pary nowożeńców. Każde drzewko jest opatrzone kłódką z ich inicjałami.

Ostatnia, ósma strefa dotyczy baśni i legend o Muszynie, nawiązując do czasów i wierzeń mieszkańców dawnego Państwa Muszyńskiego. Są tu chatki czarownicy i zielarki, mieszczki i młynarza. Można poznać historię bicia monet na muszyńskim zamku, opowieść o ukrytym skarbie czy legendę o diable Borucie.

Sadzenie drzewek przez nowożeńców jest bardzo popularne. Poniżej, wśród rzeźb i stawów, robią sobie sesje zdjęciowe i kręcą filmy.

W dolnej części mamy ogród tematyczny przypominający ogrody greckie lub rzymskie. Na powierzchni ponad siedmiu hektarów usytuowane są figury z piaskowca przedstawiające bogów greckich, a także pory roku. Mamy na przykład rzeźbę jesieni przypominającą Dionizosa – boga wina, dobrej zabawy i atrakcji. Mamy też m.in. posąg Adonisa – ukochanego Afrodyty, Talii – córki Zeusa czy bogini młodości Hebe – żony Herkulesa. Całość oprawiona jest w bogatą roślinność, stawy rekreacyjne czy strumyki.

W tej części można też podziwiać egzotyczne ptaki sprowadzone do uzdrowiska z różnych zakątków świata. Mamy między innymi czarne łabędzie z Australii, które posiadają rekordową liczbę piór, bo aż 25 tysięcy, żurawia mandżurskiego czy barwne papugi. Są też ssaki, jak alpaki czy białe daniele. Jest to tzw. Żywy Ogród. Postawiliśmy na estetykę, dbałość i wygląd terenów spacerowych. Dodatkową atrakcją było nasadzenie na tym terenie dwóch milionów krokusów.

Dużym zainteresowaniem turystów cieszą się też Ogrody Biblijne, które są jednymi z największych tego typu obiektów w kraju. Poprzez rośliny czy instalacje architektoniczne ukazują sceny związane z Pismem Świętym.

Ogrody Biblijne obejmują 1,2 ha. Nawiązują do scen Starego i Nowego Testamentu. Można tu podziwiać kompozycje roślinne znane z kart Biblii oraz występujące w Jerozolimie lub Palestynie.
Te również podzielono na strefy tematyczne – jest ich pięć. Pierwsza to Ogród Historii Zbawienia, pokazujący świat od powstania po jego kres, ukazany w Apokalipsie św. Jana. Ma on kształt kwadratu i prowadzi do niego rajska brama, na której znajduje się płaskorzeźba Cheruba – skrzydlatego anioła z mieczem. Symbolizuje przejście ze świata ludzkiego – profanum do świata boskiego – sacrum. Okrąg i kwadrat w kompozycji bramy wpisane w siebie symbolizują boską doskonałość koła i przyziemne aspekty ujęte w sztywnej bryle kwadratu. Wypływające strumienie są metaforą wody życia. Litery z alfabetu greckiego Alfa i Omega to nawiązanie do słów: „Jam jest Alfa i Omega, mówi Pan Bóg, który jest, który był i który przychodzi, Wszechmogący” (Ap. 1,8). Ogród został podzielony tematycznie na cztery części: „Stary Testament”, „Życie i działalność Jezusa”, „Zmartwychwstanie Jezusa i Jego ostatnie pouczenia” oraz „Listy Apostołów”.

A widoki pustyni co obrazują?

Znajdują się w następnej strefie – Ogrodzie Krajobrazów Biblijnych, który ukazuje geografię Ziemi Świętej. Składa się z trzech prostokątów, tworzących kwadrat. Pierwsza ukazuje suchy, surowy krajobraz pustyni w Ziemi Świętej, wypełniony skalnymi urwiskami i korytami rzek, które zapełniają się wodą w czasie pory deszczowej. Słowo pustynia w Biblii występuje prawie 400 razy. Ukazana jest także właśnie ogrodowa aranżacja pustyni i elementy nawiązujące do rolnictwa Izraela, m.in. urządzenia do tłoczenia winogron i poletka zbóż.

Ogród trzeci przedstawia wybrane tematy związane z Winnicą Pańską i nauczaniem 16 proroków: Izajasza, Jeremiasza, Ezechiela, Daniela, Abdiasza, Amosa, Ozeasza, Micheasza, Sofoniasza, Nahuma, Habakuka, Aggeusza, Zachariasza, Malachiasza, Joela i Jonasza. Jest tutaj źródło wody mineralnej. Nawiązuje do historii proroka Mojżesza, bowiem podczas 40-letniej podróży Izraelitów przez pustynię do Ziemi Obiecanej zabrakło im wody. Mojżesz poprosił o pomoc Boga, a ten, jak czytamy w Księdze Wyjścia, mu powiedział: „Weź laskę i zbierz całe zgromadzenie (…). Następnie przemów w ich obecności do skały, a ona wyda z siebie wodę. Wyprowadź wodę ze skały i daj pić ludowi oraz jego bydłu” (Lb 20, 8-11). Mojżesz zrobił, jak kazał Bóg, a woda „wypłynęła tak obficie, że mógł się napić zarówno lud, jak i jego bydło”.

Jest tam też Dziecięcy Ogród Biblijny oraz Ogród dla Zakochanych w kształcie labiryntu. Jego ścieżki prowadzą do utworzonej z bukszpanu ryby, symbolu chrześcijaństwa.

Nawiązał pan do wód mineralnych. Muszyna, tak jak pobliska Krynica-Zdrój, słyną ze zdrowotnych właściwości takich wód. Mogą wspierać leczenie jakich schorzeń?

Wody należą do szczaw wodorowęglanowo-magnezowo-sodowo-wapniowo-żelazistych i zawierają również w sobie mikroelementy litu oraz selenu. Były znane już w średniowieczu. W XV wieku wspominał o nich polski kronikarz Jan Długosz. Pierwszy odwiert wody mineralnej wykonano w 1929 roku. W pobliżu zaczęto budować łazienki mineralne i pijalnie i tak kurort się rozwijał. Zostało to zahamowane przez wojnę i czas komunizmu. Teraz na nowo się wszystko odradza.

Polska rowerem stoi

VeloDunajec ma 230 km długości, w Polsce i na Słowacji. Wiślana Trasa będzie miała 1200 km.

zobacz więcej
Jeśli chodzi o ich właściwości zdrowotne, leczy się nimi choroby układu oddechowego, moczowego, trawiennego, w tym choroby wrzodowe. Zawarty w naszych wodach wapń przeciwdziała osteoporozie i odczula, a magnez pomaga przy kłopotach z układem krążenia.

Mamy w sumie 19 ujęć wód mineralnych. Aby je pokazać, stworzyliśmy kolejną atrakcję Muszyny, czyli Rowerowy Szlak Wód Mineralnych, Na blisko 33-kilometrowej trasie zlokalizowanych jest 13 przystanków rowerowych, przy których można odpocząć w stylowej altanie i napić się wody bogatej w cenne pierwiastki i minerały.

Czy infrastruktura uzdrowiskowa w Muszynie też się zmienia z duchem czasu?

Jeżeli chodzi o lecznictwo uzdrowiskowe, to jest to oczywiście sfera autonomiczna obiektów sanatoryjnych. Część z nich przeszła dużą metamorfozę. Szczególnie w zakresie wyposażenia medycznego, które aktualnie jest na bardzo wysokim poziomie technologicznym. Mamy też bardzo dobrze wykwalifikowaną kadrę lekarską i pielęgniarską. Uczą się od nas Brytyjczycy czy Niemcy, jak prowadzić klasyczne leczenie uzdrowiskowe. W 2001 roku balneolodzy dopuścili w sanatoriach działalność uzupełniającą, czyli usługi tzw. wellness & spa, które wzbogaciły ofertę leczniczą w sanatoriach.

Jeżeli chodzi o ofertę noclegową, to jest z tym troszkę gorzej. Są nadal takie obiekty, gdzie nie ma na przykład łazienek w pokojach. Co jest nie do pomyślenia w innych krajach Europy.

Takie zmiany wymagają jednak dużych nakładów finansowych. A nie ma na to pieniędzy, zważając choćby na to, że w ramach odpłatności za sanatorium Narodowego Funduszu Zdrowia wciąż za niska jest stawka dobowa dla pacjenta. Pomaga nam trochę dopłata, którą uiszcza pacjent. Wysokość dopłaty za zakwaterowanie i wyżywienie za jeden dzień pobytu pacjenta zależy od standardu pokoju i sezonu. W tańszym sezonie – opłaty zaczynają się od 10,60 zł za pokój wieloosobowy bez sanitariatów i sięgają 32,60 zł za pokój jednoosobowy z łazienką. Droższy sezon rozliczeniowy to okres od 1 maja do 30 września i w tym przypadku opłaty wynoszą odpowiednio 11,90 i 40,90 zł za dzień pobytu.

Gdyby zwiększono stawkę dobową nawet kosztem na przykład zmniejszenia liczby miejsc noclegowych w sanatoriach, to byłaby szansa na poprawienie standardów pokoi. Jak wiadomo, prowadzenie tego typu działalności jest dość kosztowne, a mało rentowne ze względu choćby na wysokie opłaty za gaz czy prąd. Swoje dołożyła też pandemia i ograniczenia w turnusach.

Czyli uzdrowiska przeżywają kryzys. Jak je pchnąć na dobrą drogę?

Baza uzdrowiskowa jest potężna w Polsce. W kraju mamy 45 tysięcy miejsc noclegowych i rocznie leczymy ok. 850 tysięcy osób. Kładziemy nacisk na kompleksową i jakościową opiekę nad pacjentem. Niektórzy się śmieją, że kuracjusze bawią się bez umiaru, ale jak wiadomo sfera psychiczna jest niezwykle ważna w leczeniu strony fizycznej. To po prostu idzie w parze. Chodzi o całościowe zregenerowanie organizmu i przywrócenie radości życia. To jest właśnie nasz atut i wyjątkowość na tle europejskich uzdrowisk, którego nie powinniśmy przez nierozważne działanie zatracić.
Ruiny zamku - obecnie w odbudowie. Fot. UMiGU Muszyna
Aby osiągnąć jeszcze lepszy efekt, warto zastanowić się nad wzmocnieniem takich gmin poprzez na przykład publiczne inwestycje państwowe w infrastrukturę turystyczną i uzdrowiskową. W jednym miejscu mógłby to być ośrodek narciarski, w drugim termalny, gdzie indziej poprawa komunikacji drogowej. Do niektórych miejscowości trudno dojechać, jak choćby do Horyńca. Kurort traci przez to potencjalnych klientów i nie wykorzystuje w pełni wszystkiego, co posiada.

Bez wsparcia finansowego państwa będzie trudniej wydobyć i pokazać w pełni potencjał polskich uzdrowisk. A to jeden z naszych naczelnych i wyjątkowych produktów narodowych, którym możemy się poszczycić na arenie międzynarodowej.

Kiedy pana słucham i myślę o pana historii zarządzania uzdrowiskami, to mam wrażenie, że to pana pasja. Od początku chciał pan być zawodowym samorządowcem?

To był czysty przypadek. Po studiach prawniczych rozpocząłem pracę w Funduszu Wczasów Pracowniczych w Krynicy Zdroju. To były ostatnie lata epoki komunistycznej w Polsce. Najpierw zajmowałem się sprawami kadrowymi i socjalnymi, a następnie organizacyjnymi i nadzorem nad nieruchomościami, czyli domami wczasowymi i sanatoriami. Zatem miałem już wtedy do czynienia z profilaktyką i lecznictwem uzdrowiskowym. Pełniłem też inne obowiązki. Przez jakiś czas byłem nawet radcą prawnym. Ale też zajmowałem się pracą naukową, realizując ciekawy projekt z przedstawicielami Akademii Wychowania Fizycznego, dotyczący zmian organizacyjnych i prawnych funkcjonowania FWP. Zaproponowaliśmy nowatorskie zmiany – przekształcenie Funduszu w spółkę, co w czasach PRL-u było jeszcze nie do pomyślenia. Nie zostało to wdrożone, ale nie zraziłem się. Jak mówiłem, byłem otwarty na kolejne wyzwania.

W 1988 r. ówczesny naczelnik Krynicy zaproponował mi, abym został jego zastępcą. Najpierw odmówiłem, bowiem wtedy z pracą w urzędzie absolutnie nie było mi po drodze. Uważałem ją za nudną, uzależnioną politycznie i bezproduktywną. Ale po czasie uległem jego namowom i zgodziłem się zostać zastępcą naczelnika. Gdy zacząłem się wdrażać w nowych obowiązkach, zrozumiałem, jak skomplikowana jest ta praca – okazało się, że moje wydawałoby się wysokie dotychczasowe kwalifikacje nie były wystarczające.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Niedługo później naczelnik poszedł na zwolnienie chorobowe i już nie wrócił na stanowisko. Okazało się, że on sobie założył, że go jednak zastąpię w przyszłości. I tak się stało. Jak wspominałem, byłem wtedy bardzo młodym człowiekiem i zacząłem kierować miastem tuż przed przełomem ustrojowym w Polsce. Jako włodarz ważnego uzdrowiska zostałem wciągnięty do pracy Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” na szczeblu krajowym i uczestniczyłem w pracach zespołu do spraw reformy systemu samorządowego. Dzięki temu zadbałem, aby w przepisach nowej ustawy znalazły się rozwiązania dotyczące gmin uzdrowiskowych. Polska rzeczywistość zmieniała się na naszych oczach, choć jak się potem okazało – nie do końca tak, jak przygotowaliśmy reformę samorządową: pomimo przyjęcia jej przez wolny Senat, nie przeszła w przyjętym kształcie przez kontraktowy Sejm.

Co było wtedy największym wyzwaniem?

Uzdrowiska zaczęły działać wspólnie. Pierwsze spotkanie nastąpiło w 1990 roku, rok później zostało powołane Stowarzyszenie Gmin Uzdrowiskowych RP zrzeszające 32 samorządy w kraju. W 1991 r. powstała Izba Gospodarcza „Uzdrowiska Polskie”, miała stu założycieli. Siedem lat później w Nałęczowie założono Unię Uzdrowisk Polskich.

Przede wszystkim pracowaliśmy nad reorganizacją jednostek administracyjnych w turystyce i lecznictwie. Padały propozycje, aby sanatoria przeszły pod kuratelę samorządu. Ja byłem szczególnym orędownikiem tego pomysłu, bo to gwarantowało nam wpływ na funkcjonowanie uzdrowisk. Uważałem, że lepiej byśmy mieli bezpośredni wpływ na ich funkcjonowanie, a nie żeby były to rozwiązania narzucane z góry. Tym bardziej, że to był czas decentralizacji władzy i wprowadzenie samorządu terytorialnego. Niestety, przeprowadzono komercjalizację przedsiębiorstw państwowych, w efekcie czego powstały spółki prawa handlowego, których organem założycielskim został Minister Skarbu Państwa. Z czasem utworzono spółki akcyjne i spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, które do dziś borykają się z różnymi kłopotami finansowymi. Również samorządy gmin uzdrowiskowych dotknięte zostały różnego rodzaju ograniczeniami i w pewnym momencie ich sytuacja stała się dramatyczna. Trzeba było zatem myśleć o ratowaniu uzdrowisk i o ich rozwoju. Wiele rzeczy już udało się zrobić.

Zadań było sporo, ale tak mnie to wciągnęło, że faktycznie stało się moją pasją. I tak jest do tej pory.

– rozmawiała Monika Chrobak, dziennikarka Polskiego Radia

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Muszyna
Zdjęcie główne: Ogrody tematyczne, widok na m.in. ptaszarnie dla egzotycznych gatunków. Fot. UMiGU Muszyna
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.