Historia

O jednej bitwie i pewnej proklamacji, które przygotowały niepodległość

Atrakcyjność organizacyjna Niemiec miała sama przyciągać kraje Europy Środkowej, które we własnym interesie powinny podlegać niemieckim wpływom i kontroli. Na państwa takie jak Polska – oczywiście, niezależne – Niemcy różnymi metodami nakładałyby bariery rozwoju, aby były ich rynkiem i zapleczem.

Późną wiosna 1916 roku armia rosyjska ruszyła do swej ostatniej ofensywy mającej odwrócić losy wojny, przez Rosję przegrywanej. Na trzystukilometrowym froncie od Polesia do Bukowiny państwo cara zgromadziło potężne siły i uderzyło w kierunku zachodnim, chcąc odwojować utracone ziemie Królestwa Kongresowego.

Polacy wytrzymali

Na Wołyniu pomiędzy wsiami Kostiuchnówką i Optowem zajęły pozycję trzy brygady Legionów, I i III Brygada w pierwszej linii, II Brygada w odwodzie. Polscy legioniści wchodzili w skład większego zgrupowania armii austro-węgierskiej i na obu skrzydłach miały jednostki węgierskie. Legiony liczyły ponad siedem tysięcy piechoty i ośmiuset ułanów, dysponowały czterdziestoma działami. Naprzeciw nim wystąpił korpus trzydziestu tysięcy żołnierzy rosyjskich ze stu dwudziestoma działami.

4 lipca 1916 roku o świcie rozpoczął się ostrzał pozycji polskich i węgierskich. Po kilkugodzinnym przygotowaniu artyleryjskim, któremu skuteczność zapewniała obserwacja pola walki z rosyjskich balonów, nastąpiła seria ataków. Polacy wytrzymali, przed zmierzchem wycofali się Węgrzy z prawego skrzydła i Legionom groziło okrążenie. Niebezpieczeństwo to odparto w atakach nocnych na piechotę rosyjską.

Następnego dnia, po zmasowanym ostrzale Rosjanie przypuścili kolejne ataki. Będąc pewni załamania obrony polskiej przez swój ogień, na pole walki wprowadzili kawalerię, a nie robi się tego wobec okopanego i zdolnego do gęstego ognia przeciwnika. Kawaleria drogo zapłaciła za ten błąd w rosyjskim dowodzeniu. Atak się załamał w obliczu olbrzymich strat. Straty ponosiła także piechota, pole przed polskimi liniami gęsto zasłały zwłoki przeciwników. Jednak po załamaniu się obrony węgierskiej na polskim lewym skrzydle ponownie nad Legionami zawisła groźba okrążenia.

II Rzeczpospolita przed Piłsudskim. Ostatnie Królestwo Polskie. Do korony aspirował Habsburg z Żywca

Rada Regencyjna przeżyła zamach stanu, którego dokonał premier jej własnego rządu.

zobacz więcej
Utrzymano pozycję, ale 6 lipca po południu przyszedł rozkaz o wycofaniu na linię rzeki Stochód. Legiony wykonały manewr we wzorowym porządku – ani jeden batalion nie został rozbity, ani jedno działo nie zostało stracone.

Taktycznie Rosjanie wygrali, ale strategicznie przegrali. Nie udało im się przerwać frontu pod Kostiuchnówką i wyjść na tyły frontu austro-węgierskiego. Dalsze walki przyjęły charakter pozycyjny i ostatnia rosyjska ofensywa na całym froncie wschodnim utknęła na dłużej, a właściwie finalnie, bo później Rosjanie musieli się cofać.

Kostiuchnówka była najbardziej krwawą bitwą Legionów Polskich. 2000 żołnierzy zostało zabitych lub rannych. Najcięższe walki stoczyła I Brygada Legionów pod dowództwem Józefa Piłsudskiego, a 5 pułk piechoty I Brygady stracił 50% swego stanu osobowego.

Trzeba zrobić Wielkie Księstwo

Bitwa pod Kostiuchnówką miała duże znaczenie dla stabilizacji frontu państw centralnych, ale dla Polski miała dużo ważniejsze, daleko idące skutki polityczne. Już postawa bojowa Polaków w tej okolicy jesienią 1915 roku, gdy musieli wywalczyć sobie pozycje później bronione, zwróciła uwagę Niemców, sama bitwa tym bardziej. General Erich von Ludendorff pisał ze Sztabu Generalnego wojsk niemieckich do władz w Berlinie: „Nadal świństwo u Austriaków [...]. Wzrok mój znów się zwraca na Polskę. Polak to dobry żołnierz. Gdy Austria zawodzi, my musimy się postarać o nowe siły [...]. Trzeba zrobić Wielkie Księstwo Polskie z Warszawą i Lublinem, a następnie armię polską pod niemieckim dowództwem.”

Po początkowych sukcesach Niemcy utknęli na długo na froncie zachodnim, nie mogli także liczyć na szybkie zwycięstwo na wschodzie. Armia niemiecka potrzebowała świeżych rekrutów, a punkt IV Konwencji Haskiej zabraniał wprowadzania poboru do wojska na zajętych terenach obcego państwa. Królestwo Polskie podzielone było pomiędzy Niemcy i Austro-Węgry, na Generalne Gubernatorstwa ze stolicami w Warszawie i Lublinie. Pobór w Gubernatorstwach był niemożliwy, co innego ochotnicy.

Oba dowództwa, niemieckie i austro-węgierskie, zdawały sobie sprawę z wartości polskiego żołnierza, a po bitwie pod Kostiuchnówką z jego karności i dobrej organizacji jednostek polskich. W bitwie i po niej Polacy wykazali odwagę – do czego już Niemcy przywykli – ale także wysokie zdolności współdziałania z innymi siłami na froncie. W kręgach niemieckich oficerów Polacy mieli lepszą opinię niż wielonarodowa armia austro-węgierska.
Delegacje na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie po odczytaniu deklaracji Aktu 5 listopada 1916 roku. Fot. Wikimedia
Z niemieckiej inicjatywy w Pszczynie spotkali się przedstawiciele obu państw, co skutkowało wydaniem przez generalnego gubernatora Hansa Hartwiga von Beselera i jego austriackiego odpowiednika Karla Kuka tak zwanego Aktu 5 listopada, gdzie zapowiadano stworzenie „samodzielnego” państwa polskiego z niewskazanym monarchą i o niesprecyzowanych granicach i zapowiedziano tworzenie polskiego wojska.

Możliwości rekrutacyjne Królestwa Polskiego państwa centralne liczyły na około milion żołnierzy. Już 9 listopada gubernator von Beseler rozlepił w Warszawie wezwania do wstępowania do nowo tworzonego polskiego wojska, co dobitnie wyjaśniło przechodniom, jakie są cele Aktu 5 listopada.

Łowienie rekruta

Na samym początku wojny, w sierpniu 1914 roku, dowódca amii carskiej, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz wydał odezwę, w której czytamy:

„Przed półtora wiekiem żywe ciało Polski rozszarpano na kawały, ale dusza jej nie umarła. Żyła ona nadzieją, że nadejdzie godzina zmartwychwstania dla Narodu Polskiego i dla pojednania się braterskiego z Wielką Rosją. Wojsko rosyjskie niesie Wam błogą wieść owego pojednania. Niechaj się zatrą granice, rozcinające na części Naród Polski. Niechaj Naród Polski połączy się w jedno ciało pod berłem Cesarza Rosyjskiego. Pod berłem tym odrodzi się Polska, swobodna w swej wierze, języku i samorządzie.”

Ktoś rozszarpał Polskę na kawały, nad czym autor odezwy zdaje się ogólnie ubolewać, ale teraz już wszystko będzie dobrze, oczywiście, pod berłem rosyjskiego cara. Odezwy nie podpisał Mikołaj II, bo – jak mu wytłumaczono – jako cesarz mógł się zwracać wyłącznie do swoich poddanych, a nie do Polaków ze wszystkich zaborów. Co innego dowódca wojska, które będzie dawne ziemie polskie wyzwalać.

Każdy chciał łowić rekruta nie na swoim terenie, bo na swoim mógł powołać, no i liczono na powstania na tyłach przeciwnika. Niemcy i Austria również ogłosiły swoje odezwy do Polaków już na początku wojny. Obie dotyczyły Kongresówki (Królestwa Polskiego), która w mniejszej lub większej części miała by być przyłączona do zaboru pruskiego lub do Galicji, czyli oba manifesty utrzymywały zabory, bo sojusznicy nie odbieraliby dawnych zdobyczy sobie nawzajem.

Jedynie Rosja obiecywała scalenie dawnych ziem polskich w jeden organizm. O jak dalece idącym samorządzie myślano w Petersburgu Polacy – na swoje szczęście – nie dowiedzieli się nigdy.

Niewiedza nie przeszkadzała w nadziei – powszechne było dobre przyjęcie odezwy księcia Mikołaja Mikołajewicza. Entuzjaści z arystokracji przesyłali księciu pieniądze na cele wojenne, jeden nawet sto tysięcy rubli na opiekę nad rannymi.

Jak się podnieść z kolan, wyrwać z tradycji klęski

Ile trzeba zrobić, żeby zostać Piłsudskim?

zobacz więcej
Trzask zamykanych okiennic w Kielcach, który przywitał I Kompanię Kadrową w Królestwie Polskim 12 sierpnia 1914 roku mówił sporo o nastrojach w Kongresówce. Pierwsi żołnierze z tworzonych przez Józefa Piłsudskiego Legionów Polskich planowali przebić się do Warszawy w celu wywołania powstania. Powrócili jednak do zaboru austriackiego wobec niemożności wykonania zadania.

W Warszawie wyruszające na front wojska rosyjskie żegnano kwiatami i życzono im, czyli „naszym”, zwycięstwa. Wpływ na silne nastroje antyniemieckie musiał mieć Kulturkampf w zaborze pruskim, porządki, których symbolem był wóz Drzymały i dzieci z Wrześni. Warszawa żyjąca w cieniu cytadeli i innych fortów oraz kopuł gigantycznej cerkwi na placu Saskim wydawała się w początkach wielkiej wojny wzorem lojalności. Od powstania styczniowego minęło pół wieku.

Latem 1915 roku Rosjanie odeszli z Warszawy i wysadzili za sobą wszystkie mosty. Zabrali urządzenia fabryk i wszystko, co można było zabrać. W całym Królestwie Polskim to, czego nie zabrali, niszczyli, aby nie posłużyło przeciwnikom. Były też przymusowe przesiedlenia ludności w głąb imperium. Z samą stolicą Rosjanie rozstali się, dokonując trzech tysięcy pożegnalnych aresztowań. Uwięzieni i wywiezieni musieli czekać na wolność do rewolucji.

Obietnice Ich Cesarskich Mości

Akt 5 listopada napotkał w Królestwie już zupełnie inne nastroje. Ulica była obojętna, ale elity bardziej przychylne. Słowo „samodzielne”, dotyczące przyszłego państwa polskiego, czytano powszechnie jako „niepodległe”. Jednak przeważał dystans. Nieliczni entuzjaści musieli dobrze się nabiegać, żeby ściągnąć do Zamku Królewskiego odpowiednią ilość osobistości. U arcybiskupa Kakowskiego musieli być dwa razy, ale i tak nie uzyskali Te Deum w kościołach. Na zamku w Warszawie niemiecka orkiestra wojskowa odegrała po ogłoszeniu Aktu „Boże coś Polskę”. Austriacka, na zamku w Lublinie, mazurka Dąbrowskiego.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Obaj gubernatorzy odczytali w Warszawie i Lublinie jednobrzmiący akt przed zgromadzonymi notablami:

„ Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i życzeniem powodowani, by ziemie polskie przez waleczne ich wojska ciężkiemi ofiarami rosyjskiemu panowaniu wydarte do szczęśliwej przywieść przyszłości, Jego Cesarska Mość Cesarz Niemiecki oraz Jego Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austryi i Apostolski Król Węgier postanowili z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem. Dokładniejsze oznaczenie granic Królestwa Polskiego zastrzega się. Nowe królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami rękojmię potrzebną do swobodnego sił swych rozwoju. We własnej armii nadal żyć będą pełne sławy tradycje wojsk polskich dawniejszych czasów i pamięć walecznych polskich towarzyszy broni we wielkiej obecnej wojnie. Jej organizacja, wykształcenie i kierownictwo uregulowane będą we wspólnem porozumieniu.

Sprzymierzeni Monarchowie, biorąc należny wzgląd na ogólne warunki polityczne Europy jakoteż na dobro i bezpieczeństwo własnych krajów i ludów, żywią niezłomną nadzieję, że obecnie spełnią się życzenia państwowego i narodowego rozwoju Królestwa Polskiego. Wielkie zaś, od zachodu z Królestwem Polskiem sąsiadujące mocarstwa z radością ujrzą u swych granic wschodnich wskrzeszenie i rozkwit wolnego, szczęśliwego i własnem narodowem życiem cieszącego się państwa.”

Treść była jasna – dadzą państwo, ale stworzone z zaboru rosyjskiego. Może nie tylko Kongresówkę, ale także Ziemie Zabrane, jeżeli wojska dwóch cesarzy tam dotrą. Pamiętniki mówią, że niektórzy się wzruszali – to było więcej niż proklamacja księcia Mikołaja Mikołajewicza i ogólniki niemieckie i austriackie z początku wojny. Te same pamiętniki opowiadają o napisach na murach Warszawy: „Nie ma Polski bez Poznania, Gdańska i Krakowa”, które okupanci niemieccy kazali dozorcom natychmiast usuwać.
Posiedzenie inauguracyjne Tymczasowej Rady Stanu 14 stycznia 1917 na Zamku Królewskim w Warszawie. Fot. Wikimedia
Mądrość etapu, choć pojęcie jeszcze nie było znane, nakazywała brać, co dają, a potem się zobaczy. Powstała Tymczasowa rada Stanu, jako doradcze ciało kolegialne dla władz niemieckich, do której wstąpił przybyły z Krakowa twórca Legionów, Józef Piłsudski. Gdy Komendant przyjechał 12 grudnia 1916 roku do Warszawy rozentuzjazmowany tłum wyprzągł konie z powozu wiozącego go z dworca do hotelu, co na pewno nie ucieszyło Hansa von Beselera.

Z Tymczasowej Rady Stanu wyłoniła się Rada Regencyjna, jako organ wykonawczy, a ona z kolei utworzyła trzy kolejne rządy i 7 października 1918 roku proklamowała niepodległość Polski w całkiem innych okolicznościach politycznych, nie pytając o zdanie gubernatorów: niemieckiego, Hansa Hartwiga von Beselera i austriackiego, Karla Kuka – Niemcy przegrały wojnę na Zachodzie, a Austria z różnych powodów już od jakiegoś czasu sama niewiele znaczyła.

Dalsze wypadki potoczyły się szybko i są ogólnie znane. Dzień przed kapitulacją państw centralnych na froncie zachodnim przybył ponownie do Warszawy Józef Piłsudski, któremu władzę nad wojskiem (później cywilną) przekazała następnego dnia, czyli 11 listopada 1918 roku, Rada Regencyjna. Piłsudski został zwolniony z ponad rocznego internowania w Magdeburgu w wyniku kryzysu przysięgowego – niezgody I i III Brygady Legionów na złożenie przysięgi wojskowej cesarzowi Wilhelmowi II.

Duch Aktu 5 listopada

Kryzys przysięgowy świadczył o tym, że intencje twórców Aktu 5 listopada nie były całkiem zgodne z jego literą. Nie mogły być zgodne skoro już 9 listopada 1916 roku w Berlinie zaprotokółowano wystąpienie kanclerza cesarstwa, Theobalda von Bethmann-Hollwega na jednej z komisji Reichstagu będące odzwierciedleniem stanu świadomości rządzących Niemcami:

„Dla dobra kampanii wschodniej musieliśmy się zdecydować na grę polityczną. Proklamowanie Polski zapewni nam uległość Polaków, zapełni nam szczerby w pułkach, pozwoli na wprowadzenie nowych podatków, a wreszcie uprawni nas do rządzenia tym krajem. Bo tylko my będziemy rządzili stworzoną Polską, o innej formie nawet myśleć nie można. Tereny położone na wschód są naturalnymi terenami na przyszłą kolonizację, co z pomocą Bożą nam się udać musi.”

W polityce międzynarodowej nigdy nikt nikomu nic za darmo nie daje – ani 5 listopada 1916 roku, ani kiedykolwiek. Jeżeli nawet wygląda na to, że daje, to musi być gdzieś haczyk. Tutaj prawdziwym powodem wspaniałomyślności Niemiec była koncepcja Mitteleuropy, obecna w myśleniu politycznym w Berlinie i Wiedniu od połowy XIX wieku. Pomiędzy francuską lekkomyślnością, brytyjską (później doszły USA) perfidią i wschodnim, rosyjskim barbarzyństwem istnieje środek (Mitte), a tu panować muszą Niemcy.

Bardziej elastyczni imperialiści niemieccy chcieli zerwać z brutalną germanizacją w stylu Bismarcka jako nieskuteczną. Atrakcyjność organizacyjna Niemiec miała sama przyciągać kraje Europy Środkowej, które we własnym interesie powinny podlegać niemieckim wpływom i kontroli. Na państwa takie jak Polska – oczywiście, niezależne – Niemcy różnymi metodami nakładałyby bariery rozwoju, aby były ich rynkiem i zapleczem.

Te koncepcje, do których nie dorósł zapewne cesarz Wilhelm II, a jego kanclerz von Bethmann-Hollweg wyrażał jeszcze w języku Bismarckowskim, zostały wyłożone w książce Friedricha Naumanna „Mitteleuropa” wydanej w 1915 roku i sprzedanej w stu tysiącach egzemplarzy. Administracyjne i wojskowe elity cesarstwa niemieckiego to czytały i dyskutowały, nie zdążyły wykorzystać.

Po czasach nazizmu i komunizmu koncepcje Naumanna, pastora i polityka, zdają się zyskiwać na aktualności i urzeczywistniają się skutecznie w praktyce. Sieć niemieckich fundacji, niektórych wręcz afiliowanych przy partiach politycznych w Niemczech – jak Fundacja Naumanna przy FDP – zawiaduje myśleniem elit w Mitteleuropie, a o wpływ i kontrole w gospodarkach, a zarazem bariery w rozwoju dba aparat urzędniczy Unii Europejskiej.

Duch, bo nie litera, Aktu 5 listopada ma możliwość realizować się w niespodziewanie szerokim zakresie. To się tylko mogło przyśnić Hansowi von Beselerowi, o którym pisze się, że był czytelnikiem Naumanna.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Z okazji Święta Niepodległości w piątek 11 listopada na antenach TVP można zobaczyć:

TVP Kultura

9.00 fabularyzowany dokument „Cud nad Wisłą”;
12.30 film fabularny z 1928 roku „Szaleńcy”;
14.50 film krótkometrażowny „Niepospolita”;
19.05 film fabularny z 1920 roku „Dla ciebie Polsko”;
20.00 film dokumentalny „Niepodległość”;
00.55 film dokumentalny „Walka o głos”

TVP Historia

9.00 Drogi do niepodległości;
12.20 film dokumentalny „Plac pamięci narodowej”;
13.25 film komediowy z 1939 r. „Włóczęgi”;
19.10 film dokumentalny „Zamek przy Eaton Place”;
22.20 film dokumentalny „Wojna światów”,
00.00 film dokumentalny „Ostatnie chwile I wojny”

TVP Dokument

7.05 z cyklu „Notacje” Jadwiga Piłsudska-Jaraczewska- Mój dom rodzinny;
11.50 film dokumentalny „Kościuszko. Przewodnik bardzo współczesny”;
12.50 film dokumentalny „Atlas niepodległości”;
15.55 film dokumentalny „Rzeczpospolita-reaktywacja”;
22.50 „Moja Polska -rzecz o prezydencie Ryszardzie Kaczorowskim”
Zdjęcie główne: Brygadier Józef Piłsudski (siedzi w środku) w towarzystwie oficerów I Brygady Legionów Polskich na Wołyniu w marcu 1916 roku. Widoczni m.in.: pułkownik Edward Rydz-Śmigły (z prawej), porucznik Bolesław Wieniawa-Długoszowski, major Michał Żymierski (stoi drugi z lewej na drugim planie). Fot. NAC/Instytut Józefa Piłsudskiego
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.