Historia

Lullierka u boku Poniatowskiego. Karliczka, kochanka, kurierka o mądrych, czarnych oczach

Trochę strach o czyimkolwiek życiu napisać, że było „błahe”, bo co powiedzą o naszym? Ale z drugiej strony – jak podsumować życie damy, która fortunę wydała na barwiczkę, flirtowała z Repninem i oficerami ze Szkoły Rycerskiej, a jednocześnie do końca życia wierna była królowi – przynajmniej, jeśli chodzi o meble?

Nasza część Europy tak często bywa siekana rozbiorami i przesunięciami granic, że w modzie jest opowiedzieć od czasu do czasu anegdotę o staruszku, co mieszkał w Przemyślu przy „bulwarze trzech Józefów”: przed pierwszą wojną – Franciszka Józefa, po pierwszej wojnie – Józefa Piłsudskiego, a po drugiej – Józefa Stalina. Albo o sędziwej damie, która nie ruszywszy się całe życie z rodzinnej kamienicy, zdołała być obywatelką Austro-Węgier, Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, Czechosłowacji, Węgier, ZSRS i Ukrainy – wystarczyło jej w tym celu urodzić się w Użhorodzie…

Ale nie trzeba ograniczać się do XX wieku. Lullierka, bohaterka mojego smętnego epitafium, trochę podróżowała: edukację odebrała ponoć w pamiętającym jeszcze Stanisława Leszczyńskiego Luneville, młodego stolnika Stanisława Poniatowskiego poznała w Paryżu, gdzie raz i drugi trafiła potem przez Wiedeń w sekretnych misjach dyplomatycznych. A zarazem z osiem epok przeżyła w Warszawie! Doświadczyła tu elekcji ostatniego króla Rzeczpospolitej, niepokojów czasu konfederacji barskiej, „stanisławowskiego renesansu” lat 70. XVIII w., patriotycznych wzmożeń końca lat 80., Sejmu Czteroletniego, Targowicy, insurekcji i zapaści państwa. Wreszcie – kilku zdumiewających, niepamiętanych już prawie lat pruskiej Warszawy, w której zmarła 22 grudnia 1802 roku. I drobi przez te dzieje – karliczka, kochanka, kurierka o mądrych, drobnych, czarnych oczach.

Poszukiwacze sprężyn

Nie jest całkiem nieznana: często przyciągała wyobraźnię poszukiwaczy „tajemnych sprężyn”, sekretów alkowy czy spisków. Pojawia się jako bohaterka noweli zapomnianego dziś powieściopisarza epoki romantyzmu Dominika Magnuszewskiego („Posiedzenie Bacciarellego malarza”, po 1839) i powieści niezapomnianej Manueli Gretkowskiej („Faworyty”, 2020). Nie przestaje zresztą zdumiewać, że to ostatnie dzieło – ze swadą łączące rzeczowe, nieco szorstkie rozważania o technikach fellatio i dialogi posła rosyjskiego Nikołaja Repnina ze Stanisławem, do złudzenia przypominające stenogramy przesłuchań z udziałem funkcjonariuszy IV Departamentu MSW oraz żrącą satyrę na przekupy, wygrażające krucyfiksami spod brzozowych krzyży (!) na Krakowskim Przedmieściu – nie ukazało się nakładem tygodnika „Nie”, lecz oficyny Znak. Kamienica przy Krakowskim Przedmieściu, od nazwiska właścicielki zwana „Lullierką”, jest nieodzownym elementem panoram literackich Starej Warszawy, czy to u Józefa Ignacego Kraszewskiego, czy Wiktora Gomulickiego.
W 1765 Lullier została faworytą brata króla, księcia Kazimierza Poniatowskiego, który kupił dla niej za 39 000 zł posesję przy Krakowskim Przedmieściu nr 371 i wzniósł dwupiętrową kamienicę. To niski, brązowo-pomarańczowy budynek po lewej stronie tzw. Domu Malcza. Oba zburzono w latach 60. XIX w. po demonstracjach Polaków, by poszerzyć tzw. wąskie Przedmieście i ułatwić szarżę Kozaków. Fragment obrazu Ignacego Wyszyńskiego „Krakowskie Przedmieście od strony Placu Zamkowego”. Fot. Domena publiczna
W wyżej wspomnianych, a i poważniejszych pracach z reguły jednak traktowana jest całkiem serio, jako ważne narzędzie zakulisowej dyplomacji Stanisława Augusta. Być może administratorka licznych intryg, wręcz, mówiąc językiem Gretkowskiej, selekcjonerka w łożnicy króla – jakby ironiczna sobowtórka księcia Potiomkina, który pełnił podobną rolę w stosunku do Katarzyny II?

Owszem, nieraz wykorzystywana była w misjach i poselstwach. „Wiosną 1771 r. Lullierka, w towarzystwie Andrzejowej Poniatowskiej, szambelana L. Gutakowskiego, J. Linda i P. Hennequina wyjechała do Wiednia. W lipcu była już w Paryżu, gdzie kontaktowała się z panią Geoffrin” – podaje badacz jej osoby, Edmund Rabowicz. Nosiła listy, przekazywała zaproszenia, a w murach jej domu znalazło się miejsce zarówno na dom schadzek, jak i salon, w którym incognito bywał też król jegomość.

To prawda, a jednak mam wrażenie, że takie ujęcia przydają jej zanadto powagi. Nakładają koturny, po które, mimo niewielkiego wzrostu, nigdy (w odróżnieniu od różu i bielidła) nie sięgała. Robią ochmistrzynię z damy, która toczyła się przez swoją epokę niczym cukrowa kulka.

Kabalarka i tapicerka

A może jest jeszcze inaczej. Wiek XVIII torturowany jest w podręcznikach historii i literatury jak żadna inna epoka: z inkwizytorskiego magla wychodzą bohaterowie płascy i biali jak prześcieradła, piszący w nieskończoność rozprawy o rozumie, o skutecznym rad sposobie i o pożytkach z brukowania ulic, aż uczeń zasypia zdrowym snem nad biogramem biskupa Ignacego Krasickiego. Tymczasem była to epoka cudowna i nieokrzesana, obfitująca w magów, masonów i magnetyzm, w której podobnie jak dziś, w miejsce wyśmianej metafizyki kwitły najdziksze zabobony. A sztywny ponoć „podział na stany” był tak półprzepuszczalny, że małżonka tapicera mogła przyjmować i odprawiać ambasadorów…

Na przykład Lullierka, a właściwie Henrietta Zofia z Puszetów primo voto Lullier („Henrietta Zofia z Puszetów” – na samo brzmienie nazwiska chce się pisać jej historię!). Jedni (w tym tak wytrawny varsavianista jak Stanisław Szenic), idąc za brzmieniem nazwiska chcą ją swatać z Simonem Antoine L’Hullierem. Ten szwajcarski matematyk dręczył topologią nie tylko dzieci księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, gdzie był nauczycielem, ale wszystkich wychowanków Komisji Edukacji Narodowej, dla których napisał podręcznik geometrii. Inni, słysząc padający w biogramach Lullierki termin „kabalarka”, a nie wiedząc, że chodzi o stawianie pasjansów, roją sobie bógwico o frankistach, marranach i konszachtach warszawskiego kahału z ostatnim królem Rzeczypospolitej.

Państwo zabite przez równość i demokrację

Stanisław August Poniatowski górował nad słynnym Giacomo Casanovą, który w pamiętnikach przyznaje się do stu metres. Królowi Stasiowi historycy liczą mocno ponad trzysta.

zobacz więcej
Tymczasem Henrietta Zofia była z przyzwoitego francuskiego rodu drobnoszlacheckiego, który swój los związał z Rzplitą już za saskich Augustów: dziadek Lullierki, Jacob Benedicte Puchet de Puget był sekretarzem Augusta II Mocnego i posłem w Rzymie. Jego syn, Benedict, pisał się już Puszet i zarządzał składami solnymi; wcześnie przezeń osierocona Zofia mogła jednak liczyć na protekcję rodu Poniatowskich, której zawdzięczała „stypendium” na edukację we Francji i zaaranżowanie małżeństwa z szambelanem Augusta III, Antoinem Lullierem.

Ach, te małżeństwa Oświeconych, od których beztroski uczyć by się mogły dzisiejsze bywalczynie „wybiegów” i „ścianek” telewizyjnych, entuzjastki rodzin patchworkowych! Henrietta była drugą żoną Antoine’a, rozstali się jeszcze przed jego wczesną śmiercią, zaś ślad po dwóch synach z pierwszego małżeństwa szambelana rozpływa się gdzieś między mamką a szkołą paziów. Po mężu odziedziczyła znajomość z biskupem krakowskim Kajetanem Sołtykiem oraz pierwszy z przydomków, których nie szczędziła jej Warszawa: że Lullier, nim dochrapał się szambelana, pracował przy dekorowaniu komnat królewskich, została „tapicerką”.

Najosobliwszy portret

Co dopiero, kiedy w początku lat 60. zacieśniły się jej związki z młodym Stanisławem Poniatowskim, wówczas jeszcze stolnikiem litewskim i (tytularnym) starostą przemyskim! Opinia publiczna przypisywała jej romans z królem (najpewniej niesłusznie) i jego starszym bratem Kazimierzem (wysoce prawdopodobny).

Rola polityczna Lullierki polegała przede wszystkim na pośredniczeniu, ułatwianiu kontaktów, docieraniu do osób, do których nie wypadało wysyłać ochmistrzów ani posłańców w królewskich liberiach. Była więc „pocztylionką” z racji profesji, lub „karliną” z powodu niewielkiego wzrostu. Kolejnych przydomków nie bardzo wypada cytować, a przynajmniej przekładać; nawet ówczesne najwyższe towarzystwo, choć zgorszone romansami Lullierki, co bardziej pikantne uwagi pod jej adresem kryło za woalem francuzczyzny, by nie gorszyć niżej urodzonych. Milsza mi ta praktyka niż rynsztokowa bezpośredniość Gretkowskiej, pozostaje mi więc przytoczyć opinię o portrecie Lullierki pędzla samego Jana Hieronima Grandisa, nadwornego malarza króla Stanisława Augusta. Jej podobiznę, podarowaną przez króla bratu, salon warszawski raczył skomentować słowami: Grandis ne peint que des bas endroits (po. Grandis maluje tylko „niskie miejsca”).

Najosobliwszy byłby to portret, wyprzedzający o sto lat słynne płótno Gustave’a Courbeta! Czy jednak naprawdę to właśnie przedstawiał?
W 1773 Lullier udała się przez Spa do Paryża. Gdy wróciła do kraju, król oddał jej na letnią rezydencję Ermitaż w Łazienkach Królewskich (na zdjęciu). Stanisław August przezornie nakazał zabezpieczenie jej korespondencji z nim, prowadzonej w czasie konfederacji targowickiej i insurekcji kościuszkowskiej. Fot. Wistula - Praca własna, CC BY-SA 3.0, Wikimedia
Zaginął, niestety; zachował się za to druk satyryczny z roku 1764, dający najświetniejsze świadectwo zarówno ostrym językom ówczesnej Warszawy, jak i jej intelektualnemu szlifowi. Oto w żartobliwym, fikcyjnym zestawieniu nowo powstałych publikacji („Regestr ksiąg nowo wydanych”) korespondentce króla przypisano autorstwo traktatu „Zbiór farb podług używania i wykładu Newtona”!

Rozszyfrujmy tę złośliwość: Newton nie był wówczas jeszcze tłumaczony na polski, w obiegu były już jednak francuskie przekłady jego prac z dziedziny optyki z lat 20. XVIII w., traktujące o rozszczepieniu światła w pryzmacie i wielości barw. Lullierka, jako się rzekło, nawet wśród ówczesnych modniś słynęła z odwagi w doborze pudrów i pomadek, z rozmachu w stosowaniu szminki. Jaj barwność zwracała uwagę i gorszyła – to zrozumiałe. Że jednak można ją było skojarzyć z wywodami angielskiego fizyka i że żart ten był powszechnie zrozumiały?

Proszę, spróbujmy sobie wyobrazić, że ktoś ze współczesnej prawicowej warszawki usiłuje złośliwie skomentować kolejną odważną fryzurę literatki Sylwii Chutnik. I robi to nie wprost, lecz przywołując w tym celu tzw. przesunięcie ku fioletowi niektórych galaktyk, o którym traktuje pierwsze prawo kosmologii obserwacyjnej Hubble’a-Lemaître’a. I że wszyscy się zaśmiewają z tego, przyznajmy, pysznego żartu!

Spieniężanie Wenery

Słynie więc Lullierka ze szminek, z niestandardowych ujęć portretowych, z posiadania luksusowej kamienicy na Krakowskim Przedmieściu (nr 371), najmodniejszego domu schadzek (dar Kazimierza) i pałacyku Ermitaż w Łazienkach, którego dach widać, gdy stanie się przy pomniku Jana III Sobieskiego (dar Stanisława) – i nagle znika ze wzmianek, satyr i listów, jakby ktoś wydarł z rękopisu plik kartek. Najpewniej zresztą tak właśnie się stało.

Może zmarła, może zachorowała? Bo odkąd w lecie 1773 ruszyła z kolejną delikatną misją dyplomatyczną na Zachód (gościła w Spa, a od jesieni w Paryżu, którego uroki pokazać miała Stanisławowi Poniatowskiemu, synowi Kazimierza) pojawiają się w źródłach z epoki tylko pojedyncze wzmianki o meblach i remontach, przeprowadzanych w Ermitażu na koszt króla, szczególniej o obiciach (znów ten wątek tapicerski!).

Ale nie! W lecie 1796, w 23 lata po paryskiej ekskursji czytamy o jej wizycie w Grodnie, gdzie internowany jest Stanisław August, ostatni król Rzeczypospolitej. Czy przybyła tam w sekretnej misji? Czy nawiązać miała łączność ze stronnictwem królewskim, przeliczyć siły po Maciejowicach?

Gdzie tam. Takimi rzeczami niech się zajmuje pułkownik Joachim Denisko na Wołoszczyźnie albo jenerał Jan Henryk Dąbrowski w Lombardii, to są męskie sprawy. Zofia Henrietta wadzi się z królem o wyposażenie pałacyku w Łazienkach, które zbankrutowany Stanisław August rad by sprzedać na aukcji, by opędzić wydatki na herbatę. Ale zgody nie ma. „Moje szkandele! – woła oburzona Lullierka. – Moje etażerki!”. W końcu, po długich targach, w których pośredniczy Repnin, przed laty bywalec kamienicy na Krakowskim, Zofia godzi się sprzedać – doprawdy, żaden literat by tego nie wymyślił! – otrzymany przed laty od króla posąg Wenery.

Odkrył urodę Warszawy, z Wisły uczynił siostrę Canal Grande

Umieszczenie w tytule wystawy jego nazwiska trzeba uznać za akt odwagi.

zobacz więcej
Sprzedaż Wenery jako symboliczne pożegnanie z dawną namiętnością? Skądże. Zdążyła jeszcze zawrócić w głowie adiutantowi przebywającego na emigracji w Warszawie króla Francji (późniejszego Ludwika XVIII), Filipowi Fleury, i uczynić go egzekutorem swojego majątku. Nietrudne to było, skoro wygnany Burbon, przebywający w Warszawie pół-incognito, jako hrabia de Lille, mieszał przy Krakowskim przedmieściu „przez ścianę”, w posesji przy numerze 372…

Świergot sójek

Zapisawszy kamienicę i przychody z niej krewnym Puszetom (w tym księdzu kanonikowi Józefowi Puszetowi), nie zapomniawszy o pokojówce Reginie Petrasz – Lullierka zmarła 22 grudnia 1802 roku.

Tak niewiele grobów zachowało się z tamtych lat! Szczątki Stanisława Augusta tułały się od Petersburga przez Wołczyn po Warszawę i kto doliczy się, ile żeber się po tych peregrynacjach zachowało? Kazimierz Poniatowski najpierw pochowany był przy nieistniejącym kościele ujazdowskim, na terenie dzisiejszego Belwederu, po 1818 szczątki przeniesiono do mogiły zbiorowej w kościele św. Krzyża i tam ich trop urywa się w gruzowisku po powstaniu warszawskim. A Zofia Henrietta jak spoczęła w powązkowskich katakumbach, tak jest tam bezpieczna od 220 lat.

Zachowało się nawet jej epitafium! Trochę nadkruszone, ale przecież wszystko da się odcyfrować. „Tu leżą zwłoki w.p. Zof (...)Z Puszetow Łuillier [sic!], urodzona r.1716 d.21 maya [chyba postarza ją trochę ta data – przyp. WS], A wielu cnotami, szczegolniey miłosierdziem y (...)Pomaganiem ubogich do ostat(...)ego momentu życia (…) Cie[r]piącey ludzkości po chreściańsku (…). Życia w (...)rszawie zakończyła r:1802 22 grudnia. Przechodzący westchniey za nią do Boga prosi o to (...)ciel [przyjaciel? Czyżby pułkownik Fleury? – WS] który przez wdzięczność tako (...) dla niej pamiątkę poświęca”. I dalej, po niemiecku, jak to w pruskiej Warschau: „Er stein deckt die gebeine der (...)Wit weten sophia Luilliei geb:b (...) S v puget gel.d.21 m (...) 22 decbr.1802 ali 8 (...) Ang war hire laufbahn aber…”.

Piękne to są słowa i oddające zmarłej sprawiedliwość. Co jednak mogę poradzić, że ilekroć myślę o Lullierce, na myśl przychodzi mi inne epitafium?

Amerykański poeta Edgar Lee Masters, żyjący na przełomie XIX i XX wieku, zasłynął jednym dziełem: zbiorem wierszy „Umarli ze Spoon River”, czyli zbiorem fikcyjnych napisów nagrobkowych z anonimowego miasteczka Midwestu, gdzieś między Indianą a Illinois. Zbiorem niezwykłym i poruszającym. Warto go czytać i jako arcydzieło poezji, inspirujące T.S. Eliotta i Zbigniewa Herberta, i w myśl nakazu „Memento mori”. A kto zbiorek sięgnie, trafi pewnie i na wyznanie panny „urodzonej w Weimarze z matki Francuzki i ojca Niemca”, w znakomitym przekładzie Michała Sprusińskiego:

… osierocona w wieku lat czternastu,
Zostałam tancerką znaną jako Sonia Rosjanka
Na całych paryskich bulwarach, Najpierw kochanką przeróżnych hrabiów i książąt
Później biednych artystów i poetów.
Czterdzieści lat passée. Ruszyłam do Nowego Jorku
I na statku poznałam starego Patricka Hammera.
Rumiany, czerstwy mimo sześćdziesiątki,
Wracał sprzedawszy statek pełen bydła
W niemieckim mieście Hamburg.
Zabrał mnie do Spoon River i żyliśmy tutaj
Dwadzieścia lat – sądzono, że jesteśmy małżeństwem!
Ten dąb opodal mnie to ulubione miejsce
Niebieskich sójek świergocących cały dzień.
Czemuż by nie? Nawet moje prochy się śmieją
Myśląc o humoresce nazywanej życiem.


– Wojciech Stanisławski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Stanisław August Poniatowski: patriota czy zdrajca?
Zdjęcie główne: Stanisław August Poniatowski przyjmuje arystokratów, przedstawiających mu projekty ozdoby Pałacu na Wyspie i Parku Łazienkowskiego. Król oddał Hentrietcie Lullier na letnią rezydencję jeden z parkowych budynków - tzw. Ermitaż. Ilustracja z XIX wieku. Reprodukcja: Piotr Mecik / Forum
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.