Sprzedaż Wenery jako symboliczne pożegnanie z dawną namiętnością? Skądże. Zdążyła jeszcze zawrócić w głowie adiutantowi przebywającego na emigracji w Warszawie króla Francji (późniejszego Ludwika XVIII), Filipowi Fleury, i uczynić go egzekutorem swojego majątku. Nietrudne to było, skoro wygnany Burbon, przebywający w Warszawie pół-incognito, jako hrabia de Lille, mieszał przy Krakowskim przedmieściu „przez ścianę”, w posesji przy numerze 372…
Świergot sójek
Zapisawszy kamienicę i przychody z niej krewnym Puszetom (w tym księdzu kanonikowi Józefowi Puszetowi), nie zapomniawszy o pokojówce Reginie Petrasz – Lullierka zmarła 22 grudnia 1802 roku.
Tak niewiele grobów zachowało się z tamtych lat! Szczątki Stanisława Augusta tułały się od Petersburga przez Wołczyn po Warszawę i kto doliczy się, ile żeber się po tych peregrynacjach zachowało? Kazimierz Poniatowski najpierw pochowany był przy nieistniejącym kościele ujazdowskim, na terenie dzisiejszego Belwederu, po 1818 szczątki przeniesiono do mogiły zbiorowej w kościele św. Krzyża i tam ich trop urywa się w gruzowisku po powstaniu warszawskim. A Zofia Henrietta jak spoczęła w powązkowskich katakumbach, tak jest tam bezpieczna od 220 lat.
Zachowało się nawet jej epitafium! Trochę nadkruszone, ale przecież wszystko da się odcyfrować. „Tu leżą zwłoki w.p. Zof (...)Z Puszetow Łuillier [sic!], urodzona r.1716 d.21 maya [chyba postarza ją trochę ta data – przyp. WS], A wielu cnotami, szczegolniey miłosierdziem y (...)Pomaganiem ubogich do ostat(...)ego momentu życia (…) Cie[r]piącey ludzkości po chreściańsku (…). Życia w (...)rszawie zakończyła r:1802 22 grudnia. Przechodzący westchniey za nią do Boga prosi o to (...)ciel [przyjaciel? Czyżby pułkownik Fleury? – WS] który przez wdzięczność tako (...) dla niej pamiątkę poświęca”. I dalej, po niemiecku, jak to w pruskiej Warschau: „Er stein deckt die gebeine der (...)Wit weten sophia Luilliei geb:b (...) S v puget gel.d.21 m (...) 22 decbr.1802 ali 8 (...) Ang war hire laufbahn aber…”.
Piękne to są słowa i oddające zmarłej sprawiedliwość. Co jednak mogę poradzić, że ilekroć myślę o Lullierce, na myśl przychodzi mi inne epitafium?
Amerykański poeta Edgar Lee Masters, żyjący na przełomie XIX i XX wieku, zasłynął jednym dziełem: zbiorem wierszy „Umarli ze Spoon River”, czyli zbiorem fikcyjnych napisów nagrobkowych z anonimowego miasteczka Midwestu, gdzieś między Indianą a Illinois. Zbiorem niezwykłym i poruszającym. Warto go czytać i jako arcydzieło poezji, inspirujące T.S. Eliotta i Zbigniewa Herberta, i w myśl nakazu „Memento mori”. A kto zbiorek sięgnie, trafi pewnie i na wyznanie panny „urodzonej w Weimarze z matki Francuzki i ojca Niemca”, w znakomitym przekładzie Michała Sprusińskiego:
… osierocona w wieku lat czternastu,
Zostałam tancerką znaną jako Sonia Rosjanka
Na całych paryskich bulwarach,
Najpierw kochanką przeróżnych hrabiów i książąt
Później biednych artystów i poetów.
Czterdzieści lat passée. Ruszyłam do Nowego Jorku
I na statku poznałam starego Patricka Hammera.
Rumiany, czerstwy mimo sześćdziesiątki,
Wracał sprzedawszy statek pełen bydła
W niemieckim mieście Hamburg.
Zabrał mnie do Spoon River i żyliśmy tutaj
Dwadzieścia lat – sądzono, że jesteśmy małżeństwem!
Ten dąb opodal mnie to ulubione miejsce
Niebieskich sójek świergocących cały dzień.
Czemuż by nie? Nawet moje prochy się śmieją
Myśląc o humoresce nazywanej życiem.
– Wojciech Stanisławski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy