Perłą ekspozycji w Treviso jest płótno „Wenus i Amor”, świetnie znane bywalcom Muzeum Narodowego w Warszawie. XX wiek zastał je w Niemczech.
Kobiecy akt na tle pejzażu widziano w rezydencji Hermanna Göringa. Największy kolekcjoner III Rzeszy kazał go wyretuszować, albowiem bogini wydała mu się zbyt tłusta. Nie był chyba zadowolony z efektu, skoro podarował obraz Hitlerowi. Wisiał nad kominkiem salonu w Berchtesgaden, a po wkroczeniu Amerykanów został przez pomyłkę dołączony do transportu dzieł oddanych Polsce. Nie tak dawno nasi fachowcy pięknie go odrestaurowali. Malowidło odzyskało pierwotne kolory, zaś Wenus obfite kształty, cenione w epoce odrodzenia.
Długi cień Tycjana
Po wymuszonej, pandemicznej pauzie europejskie muzea na wyścigi otwierają nowe wystawy. Włoszczyzna jak zawsze jest mile widziana. Sezon bez dopieszczania toskańskich geniuszy, Caravaggia i jego akolitów byłby sezonem straconym. Kuratorzy ambitniejsi (lub dysponujący mniejszym budżetem) sięgają po twórców niegdyś cenionych, a dziś pokrytych kurzem zapomnienia.
Frankfurckie Städel Museum wabi ekspozycją „Guido Reni. Der Göttliche” „Guido Reni. Boski”). Bolończyka, na początku XVII stulecia uważanego za następcę Rafaela, zgubiła skłonność do „pięknego stylu”. Nie przewidział, że realizm okaże się czymś więcej niż przelotną modą, zaś kult antyku, słodycz i sentymentalizm trafią do lamusa. Z chwilą, gdy rząd dusz przejęli apologeci Caravaggia, Reni – patron sztuki akademickiej – spadł z piedestału. Nadany mu przez współczesnych przydomek „boski” dziś wydaje się grubym nieporozumieniem, a może nawet kpiną.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Paris Bordon to nieco inny przypadek. Miał pecha, bo żył i tworzył w epoce gigantów. Giorgio Vasari, biograf renesansowych artystów nazwał go „tym, który najlepiej ze wszystkich kopiował Tycjana”. W naszych uszach ta pochwała brzmi dwuznacznie, jednak Vasari kończąc tekst o niekoronowanym królu malarzy obszernym passusem poświęconym jego uczniowi, ewidentnie schlebiał temu drugiemu. Tycjan okazał się zresztą zawistnikiem. Dowiedziawszy się, że weneccy franciszkanie zamówili obraz u 18-letniego Parisa, postarał się, by zlecenie zostało anulowane.
Na szczęście państwo weneckie, sięgające na zachodzie Mediolanu, a na wschodzie wysp greckich, było rynkiem na tyle chłonnym, że uznani artyści starszego pokolenia nawet pracując na najwyższych obrotach, nie mogli zaspokoić jego potrzeb. Poza tym Bordon miał dobrą prasę. Pietro Aretino, z którego zdaniem liczyła się cała Europa,
chwalił jego zmysłowe kompozycje.
Renesans cenił erudytów, a nasz bohater dodatkowo mógł się pochwalić muzycznym talentem. Autor XVII- wiecznego przewodnika po republice świętego Marka i jej dziełach sztuki, nazwał go „pittore divino” – „boskim malarzem”. Wcześniej podobnego zaszczytu dostąpili jedynie Rafael, Michał Anioł oraz Tycjan.