Wyzina świetnie sprzedawała się we Lwowie
piątek,
30 grudnia 2022
Suszony wyz kupowany był najczęściej w Kilii u ujścia Dunaju, gdzie najpierw prowadziło się w gospodzie rozmowy z Turkiem, zapewne targując cenę (o, dziwo, w 1779 roku potrzebny był naszym kupcom tłumacz!), potem przekupywano tureckiego celnika (mytnika)prezentami (darunkami) „według zwyczaiu”. Powtarzającymi się miejscami zbytu w owym czasie były Lwów, Kraków i położone między tymi dwoma miastami – Jarosław i Ropczyce.
Dzięki uprzejmości krakowskiej oficyny Wydawnictwo Księgarnia Akademicka prezentujemy fragment książki „Ormianie. Kresowego Pokucia początek”.
Ormianie nie dawali się policzyć, zapewne w celu unikania płacenia podatków, do czego wykorzystywali kilka miejsc zamieszkania w różnych częściach Pokucia, jak i poza nim. Ciekawe spostrzeżenia o tym zjawisku pozostawili w swych zeznaniach dwaj urzędnicy starostwa 25 czerwca 1794 roku: „Naród ormiański choć stanowi znaczącą populację tego miejsca, to jego liczba po większej części jest nieznana, tym bardziej nie wiadomo, ile mają potomstwa i synów zdatnych do służby wojskowej. Ormianie nigdy stale w tym miejscu życia nie przepędzają, lecz miejsce to wraz z nastaniem wiosny opuszczają, i niemal cały okres wiosenno-letni spędzają w Mołdawii lub innych odległych miejscach” (s. 77–78, tłum. z łac.).
Urzędnik austriacki przychodził i odchodził, a Ormianie przedstawiali się jako sól stanisławowskiej ziemi, z której utratą lub pożytkiem z niej powinno się państwo liczyć w dłuższej perspektywie, zwłaszcza że kilka z występujących tu rodzin zdążyło wystarać się już o przyznanie im (lub potwierdzenie) szlachectwa:
„Obywatele kupcy Nacyi Ormianskiey aczkolwiek w szczypłey bardzo liczbie w tuteyszym Cyrkule osiedli, swoim życia sposobem, osobliwie swoim handlem zawsze Dobru kraiowemu byli użytecznemi, co same nawet Celne Kameralne Urzędy zaswiadczyc mogą, gdyby zas gwałtownie do służby woyzkowey ich przymuszono y ta garstka Ludzi w rozsypkę puścy Handel kraiowi bardzo użyteczny upascby musiał, gdy przeciwnie ieżeli od tego uwolnionemi zostaną celem ich Obywatelow Nacyi Ormianskiey Handel coraz pomnażać w kraiu bardziey ugruntować się, y o zaszczyt Szlachectwa kraiowego niektorym tey Nacyi kupcom od Nayiasnieyszego Monarchi już konferowanego postarac się” (s. 49–50).
Ormiańskie kramy
Gdy pod koniec XVII wieku Manug Giragosowicz prowadził do Gdańska stado wołów należące do Cyntwarowiczów, w Stanisławowie tętniły życiem ormiańskie kramy, w warsztatach ormiańskich rzemieślników powstawały cenione wyroby safianników, szewców, kuśnierzy, krawców czy złotników. Dymiły liczne tabacharnie, cechy pilnowały interesów swoich członków. Czas nie okazał się dla nich łaskawy, jakkolwiek długo jeszcze Ormianie wyrabiali safian w Horodence, Śniatynie, Tyśmienicy, a nade wszystko w Kutach.
Problemem stały się niedające się ukrócić „wolnorynkowe” praktyki rzemieślników żydowskich, którzy omijali prawo cechowe, tym samym rozbijając monopol cechów. Efektem były trafiające na rynek towary pośledniej jakości (niekontrolowanej przez cechy) o niższej, także dumpingowej (dziś tak byśmy powiedzieli) cenie. Rzemieślników ormiańskich wyparła więc żydowska wolna konkurencja, bezlitosna, ale nowocześniejsza, nadto – wojny, zniszczenia i rabunki.
Czas płynął, Ormianom pozostały handlowe nisze, w których wciąż konkurowali z Żydami: handel bydłem i nieśmiertelną wyziną. Pochodzenie i rodzaje towarów zmieniały się wraz nowymi potrzebami klientów i ich gustami, meandrującymi i zmieniającymi swój bieg szlakami kupieckimi, z objęciem Pokucia nowymi, zaborczymi granicami, ale wyzina niezmiennie cieszyła się wzięciem.
Wyz albo bieługa (Huso huso) to gatunek wędrownej ryby z rodziny jesiotrowatych, który występuje w Morzu Kaspijskim, Morzu Czarnym, Morzu Azowskim, wschodniej części Morza Śródziemnego i w Adriatyku. Na tarło wpływa głównie do rzek: Wołga, Ural, Terek, Kura, Dunaj, Dniestr, Don i Dniepr (Wikipedia). Suszonego wyza nazywano wyziną.
Już w 1682 roku Donig Axentowicz, gdy był jeszcze mieszczaninem w Jassach, handlował ze stanisławowskimi Ormianami wyziną, która świetnie sprzedawała się we Lwowie. Do czasu, gdy nie okazała się kantarowa (śmierdząca), a nawet „że są robacy w tey wyzinie”. W Haliczu chciano ukarać kupców sprzedających tę wyzinę i gdyby nie burmistrz, to wygnano by ich z miasta.
Sprawę wytoczył Donigowi Buda Derlazarowicz ze Stanisławowa, który kupił od niego sto osiemdziesiąt kamieni (około 1800 kg) tej właśnie wyziny w fasach. Umówili się, że Buda zważy towar i gdyby brakowało albo gdyby było jej za dużo, to wrócą do sprawy. Buda zważył towar w drodze powrotnej, w Serecie, w obecności tamtejszego wójta, Stefana. Brakowało 15 kamieni. – Pisałem do pozwanego list – skarżył się Buda – że tak wiele nie dostaje do wagi y wyzina nie taka wyszła, jako ślubowano, ale zła. Na tom żadnego responsu nie miał od pozwanego y tak musiałem znowu nałożywszy wyzinę, iechac w drogę [do Lwowa].
Stratny i wściekły Buda wrócił do Doniga, do Jass, z pretensjami. Wreszcie obaj panowie zgodzili się na mediatorów, czyli „kompromisariuszy” w osobach: Doniga Antoniewicza, Gabriela Bogdanowicza, Kirkora Cyntwara Mikołajewicza, Mikołaja Tumanowicza i Polaka, Prokopa Jurkiewicza. Buda dostał odszkodowanie i razem z Donigiem podpisali się (Buda krzyżykiem) pod ugodą .
Panowie wyzinarze
W drugiej połowie XVIII wieku najbardziej obrotnymi ze Stanisławowa w tym handlu suszoną rybą byli bracia: Antoniewicze Bołoz, Abgarowicze i Krzeczunowicze oraz Grzegorz Wartanowicz, Izaak Bogdanowicz Szmuklerz i Jeremiasz Amirowicz. Suszony wyz kupowany był najczęściej w Kilii u ujścia Dunaju, gdzie najpierw prowadziło się w gospodzie rozmowy z Turkiem, zapewne targując cenę (o, dziwo, w 1779 roku potrzebny był naszym kupcom tłumacz!), potem przekupywano tureckiego celnika (mytnika)prezentami (darunkami) „według zwyczaiu”. Powtarzającymi się miejscami zbytu w owym czasie były Lwów, Kraków i położone między tymi dwoma miastami – Jarosław i Ropczyce.
Wielonarodowe Królestwo Galicji i Lodomerii obchodzi 250. urodziny.
zobacz więcej
Przy okazji sprowadzania wyziny, w drugą stronę wieziono towary na sprzedaż. Jan Łukaszewicz, wójt nacji ormiańskiej w Tyśmienicy, wystawił w 1784 roku zaświadczenie Ormianinowi, 35-letniemu Kajetanowi Kosińskiemu udającemu się do Turcji – do Gałacza i innych miast, że ten wiezie ze sobą na handel następujące towary: „sukna bilskie, chustki [,] porcynale [porcelanę] zwane lanne, płutna sztukami malowane widenskie, nici białe, papir biały, płutna białe tu w Kraiu robione, indycht, ruzne żelazne towary, włosiane sznurki, niciane tasmy, ordinaryine buty z skury gruby, y inne towary widenskie y tutejszego Kraju to wszystko wiezie z sobą w turecki Kray do miasta Gałacu y innych miast, tam [s]przedaiąc y zbywaiąc te wyrazone towary, a za pi[e]niądze te wiziny y inne tureckie towary w ten Kray przywoząc” .
Prawdziwym rekinem w tym rybnym biznesie w drugiej połowie XVIII wieku był rajca Jakub Antoniewicz Bołoz, ojciec dziesięciorga dziecięcych gąb do wyżywienia, gospodarz domostwa, które trzeba było utrzymać i syn nieżyjącego Antoniego Jakubowicza, rajcy, po którym pozostały długi. To one były przyczyną, dla której cała kompania „wszystkich wyziniarzów stanisławowskich” została zatrzymana w Horodence, by zmusić młodszego Antoniewicza do zwrotu należności. Upierał się, że pożyczka miała w ogóle nie być udzielana jego ojcu, skoro tak się jednak stało, to miała być darowana, a sprawa nie powinna skrupiać się na innych ormiańskich kupcach: – Przez zatrzymanie towaru w Horodence było szkody na całą kompanyę na czerwonych sto, z których na mnie przypadło czerw[onych] 15 bo było tego towaru dziesięć karawuszow [słowo w znaczeniu miary jest mi nieznane] wyziny y bakalyi.
Z powodu różnych praktycznych względów, także bezpieczeństwa w drodze, Ormianie prowadzili handel wyzem – podobnie jak innymi towarami – w gromadzie. „Kupą” też sprzedawało się rybę, starając się obniżyć koszty, ale gdy trzeba, konkurowało się z ziomkami sprzedającymi towar na tym samym placu.