To właśnie pełne tego napoju flaszki stają się ostatecznie dowodem winy i dzięki niemu Peter Falk puszkuje Donalda Pleasence’a za morderstwo.
zobacz więcej
Wielkie kreacje Mahershali Alego (Hays) i Stephena Dorffa (Roland West) czynią ten serial diabelnie wiarygodnym. Nie można się oderwać, a potem pozostaje się ze smutkiem.
Nie zmienia to faktu, że mnóstwo tu dziwności na pograniczu wiary w zjawiska paranormalne. Ale w końcu nawet serial „Z archiwum X” był w jakiejś mierze opowieścią o parze detektywów. Agenci Mulder (David Duchowny) i Scully (Gillian Anderson) ścigali a to kosmitów, a to postaci z horroru, prowadząc regularne śledztwa.
Tradycyjna gliniarska ballada
Zarazem cały czas mamy też regularną, tradycyjną policyjną balladę. Gliniarz jest wciąż bohaterem masy powieści, filmów i seriali w normalnej codziennej pracy. Zawsze się zastanawiam, na ile są to zapisy rzeczywistości choć trochę podobnej do prawdziwej. Nie zmienia to faktu, że detektyw Mac Taylor z „Kryminalnych zagadek Nowego Jorku”, klasycznego serialu CSI, kręconego od roku 2004 i wciąż obwarowanego swoistym policyjnym rygoryzmem, to mój kolejny ulubiony bohater. Choć nie wiem, czy stała troska malująca się na twarzy Gary’ego Sinise’a jest typową miną prawdziwego nowojorskiego gliny. Nie sposób też nie pamiętać tego filmu jako krwawego, malowniczego widowiska. W innych tego typu serialach, jak „NCIS”, funkcjonariusze dowcipkują i plotkują na miejscach zbrodni (pewnie tak jest naprawdę). Mac Taylor-Sinise się martwi naszym upadkiem.
Jest trochę takich bohaterów i poza Ameryką, że przypomnę brytyjskich detektywów granych przez Davida Tennanta i Olivię Colman w świetnym, dwusezonowym serialu „Broadchurch”, w którym okazywało się, że pewne rzeczy są niezmienne. Przy rozlicznych zmianach obyczajowych, prowincja także ta współczesna nadal skrywa rozmaite robaczywe tajemnice.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Na koniec pytanie, na ile za tym wszystkim nadąża Polska? Wszak kapitan milicji Sowa grany przez Wiesława Gołasa był na tropie już w latach 60. XX wieku.
Pierwszą sprawną próbą stworzenia własnego serialu detektywistycznego było bez wątpienia „07 zgłoś się” Krzysztofa Szmagiera. Dobrze nakręcone, niestety przestało dla mnie istnieć podczas stanu wojennego, kiedy między mną a Milicją Obywatelską wyrosła przepaść nie do zasypania.
Potem były ciekawe próby takich własnych gliniarskich ballad. Pamięta się do dziś znużoną twarz komisarza Olgierda Halskiego z serialu „Ekstradycja” Wojciecha Wójcika, nawet jeśli Marek Kondrat dziś kojarzy się już tylko z reklamowaniem banku i sprzedażą win. Ciekawe postacie policjantów zarysowano nam w trzech seriach: „Oficer”, „Oficerowie” i „Trzeci oficer” Macieja Dejczera (według scenariusza Wojciecha Tomczyka). Gdzieś w tle w obu serialach dobrze oddawano rozmaite patologie III RP (w „Ekstradycji” z lat 90., w „Oficerach” z początku wieku XXI). Ale poza wszystkim to było o walce detektywów z oporem przestępczej materii.
Dziś został nam naiwniutki, acz popularny „Ojciec Mateusz”. Nota bene historie detektywów-amatorów to znowu poważny kęs naszej popkultury, a i kultury wysokiej. Kim w końcu był zakonnik William z Baskerville badający w XIV wieku tajemnicze zbrodnie w pewnym klasztorze w północnych Włoszech? To bohater „Imienia róży” Umberta Ecco i dwóch ekranizacji tej powieści: filmu, a potem serialu.
Powieść jest naturalnie głębsza, mocniej wchodzi w dylematy polityczne i religijne średniowiecza. A jednak William, używający nawet szkła powiększającego, będzie miał dla mnie zawsze twarz Seana Connery’ego z wersji filmowej Jeana Jacquesa Annauda z 1986 roku.
Detektywi więc byli, są i będą. Nawet jeśli niektórzy stali się świrami, a reputacja innych zawsze była naganna, nadal poszukują prawdy, łamią zagadki i tropią złoczyńców.
– Piotr Zaremba
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy