Kultura

Aktywistki #MeToo gotowe spalić jego dorobek na stosie

Co sprawia, że fotografowane przez niego akty budzą nawet dziś tak gorące reakcje? Od czasu, kiedy powstały, erotyzm przestał być tabu. Porno? Chyba najbardziej pornograficzny wydał mi się oskubany kurczak z rozłożonymi nogami zderzony z drogą biżuterią.

Nazywał się Helmut Neustädter. Zasłynął jako Helmut Newton. Nazwisko, które od kilkudziesięciu lat przyciąga uwagę. A od 1975 roku, kiedy po raz pierwszy eksponował zdjęcia w paryskiej galerii Nikon, jest gwarancją imponującej frekwencji. Znów sprawdza się złota myśl inżyniera Mamonia: „lubię piosenki, które znam”. Najchętniej oglądamy dzieła, które już wielokrotnie widzieliśmy. Mogłam się o tym po raz kolejny przekonać w Wiedniu, na wystawie „Helmut Newton. Legacy” („Newtonowski spadek”).

Kto zna stolicę dawnego cesarstwa, ten wie, że Kunstforum, prestiżowa galeria należąca do BaCa, czyli Banku Austrii, znajduje się w samym pępku miasta, przy historycznej ulicy Freyung 8, tuż przy zamku Hofburg, ale też… w sąsiedztwie dawnej dzielnicy uciech (męskich). A także obok placu, na którym odbywają się słynne jarmarki przed Bożym Narodzeniem oraz Wielkanocą.

Sam budynek Kunstforum, zbudowany w stylu art nouveau, wyróżnia się już z daleka: nad wejściem lśni wielka złota kula. W środku też na bogato – marmury, kolumny, lśniące posadzki. Prezentowane są tu dzieła ze znanych kolekcji prywatnych i publicznych. Tym razem wybór padł na berlińską Helmut Newton Foundation. Przygotowany przez tę fundację pokaz miał być hitem Bank Austria Kunstforum w 2020 roku – na stulecie urodzin twórcy fotograficznego stylu określonego mianem „porno shick”.

Zakazane do lat 14

Tym planom stanęła w poprzek pandemia. Ale dwuletnie opóźnienie podkręciło tylko apetyt na schedę po Newtonie. Z pewnością napędem stał się też filmowy dokument niemieckiego reżysera Gero von Boehma „Piękno i bestia” z 2020, nota bene prezentowany podczas trwania wystawy..

Dodatkowym wabikiem stała się… cenzura wiekowa. Oglądanie „Spadku” jest zakazane dla młodzieży poniżej czternastego roku życia, z racji (rzekomo) bulwersujących ujęć. Prawie dwie dekady po śmierci Newtona! W dobie szerzącej się w internecie pornografii. Ale, ale…

Zdjęcia Newtona odczytywane w kontekście ruchu #MeToo zaczęły być postrzegane jako „seksistowskie”. Przecież te same foty publikowano dziesiątki razy w albumach, ba! w glamourowych magazynach 50–40 lat temu. Czyżbyśmy stali się bardziej pruderyjni niż dekady temu?

Kto najchętniej zwiedza wystawę „Legacy”? Część widowni to beneficjenci, może nawet uczestnicy rewolucji seksualnej lat 60. ubiegłego wieku. Są też rozpalone do czerwoności feministki i aktywistki #MeToo gotowe spalić na stosie dorobek Newtona.

Mizogin i seksista – to najłagodniejsze określenia, z jakimi spotykał się zarówno za życia, jak i obecnie. Te inwektywy zderzają się natychmiast z kontrą: odwrotnie, fotograf uwznioślał kobiety. Stawiał na piedestale. Oddawał im władzę, czy raczej – chętnie rezygnował z męskiej dominacji.
Mizogin i seksista – to najłagodniejsze określenia, z jakimi spotykał się fotograf zarówno za życia, jak i obecnie. Na zdjęciu: fragment wiedeńskiej ekspozycji. Fot. © Helmut Newton Foundation/Mat. Prasowe Kunstforum
Tak właśnie odbierały to same bohaterki zdjęć. Wcale nie czuły się źle ze swą nagością. Bo niby dlaczego obnażone ciało ma uchodzić za „nieprzyzwoite”?

Pamiętajmy o ideach młodzieżowej rewolucji roku 1968, kiedy wyzwolenie z rygorów obyczajowych poprzednich pokoleń wypisywano na sztandarach. Swoboda, z jaką damy na obrazach Newtona obnosiły nagość i erotyzm, zdawała się potwierdzać słowa starego przeboju, że „seksapil to nasza broń kobieca”. Niesłuszne jest też pomawianie autora zdjęć o „nadużywanie” zaufania pozujących modelek i aktorek. One ryzykowały z własnej woli. Chciały poznawać ograniczenia własnego ciała. Oraz psychiki. Może też chciały dowiedzieć się czegoś nowego o sobie – dojść do jakieś granicy odwagi lub… śmieszności?

Sława na skandalu

Najpierw szokował pomysłami na niekonwencjonalne fotografie mody. Za śmiałość płacił utratą pracy i zakazem publikacji – choć w ostatecznym rozrachunku dobrze na tym wyszedł. Jak wiadomo, nic tak nie służy sukcesowi jak… skandal.

Jednak z biegiem lat nawet najbardziej prowokujące ujęcia Helmuta Newtona uznano za kultowe. Co więcej, zdjęcia – jakby nie było, komercyjne – wpisano do rejestru arcydzieł sztuki. Najwyższym uznaniem ciszą się kadry czarno-białe; z kolorem Newton gorzej sobie radził. Powód? Podobno prozaiczny: daltonizm artysty.

Nie do końca w to wierzę, kiedy patrzę na przykład na wspaniale skomponowany „basenowy” portret Liz Taylor, gdzie szafirowa woda i błękitne detale w otoczeniu zderzone zostały z zielenią trzymanej przez aktorkę papugi.

Chodzi o coś innego – te graficzne prace zdają się być bliższe naturze artysty. Był drapieżny, skory do ryzykownych gier i zarazem elegancki. Także w zakresie stroju uchodził za wzorzec dobrego gustu, miał niebywałe wyczucie stylu. A nade wszystko, zafascynowany był ekspresją ludzkiego ciała. Uwielbiał kobiety o silnej budowie ciała i z takimż charakterem.

Pod wściekle palącymi promieniami słońca

Nauczył się żyć z plecakiem i śpiworem, koczując, gdzie rzucił go los.

zobacz więcej
Ten kult siły i fizycznej urody dzielił ze słynną Leni Riefenstahl, niemiecką reżyserką filmową doby nazizmu (odkrywcze filmowanie berlińskiej olimpiady z 1936), którą zresztą sportretował, gdy liczyła sobie 90 lat (starsza pani siedzi na ukwieconej łące, w sukieneczce we florystyczny deseń – niemal perwersja wobec tego, czym się pasjonowała). Choć tematyka ich dokonań była odmienna, estetyczne wybory pozostawały blisko siebie.

No to spójrzmy świeżym okiem na spadek po Newtonie. Niezmiennie zachwyca kompozycyjna perfekcja jego ujęć. Można powiedzieć, Newton oddaje hołd helleńskim ideałom. Jak wiadomo, klasyczna wizja piękna polegała na doskonale wyważonych proporcjach. On też tak jakoś potrafił ustawić modelki (bo głównie były to kobiety, choć nie tylko), że wydawały się wręcz nieludzko doskonałe. Do tego umiał czarodziejsko zharmonizować układ ciał z otoczeniem – czy to poprzez kontrast, czy dzięki niemal mimetycznej symbiozie. Co tu kombinować, powiedzmy wprost: zdjęcia Newtona fascynują pięknem. To wydaje mi się ważniejsze niż ich obrazoburczy aspekt.

Konformista z wdziękiem

Podobno sam Newton daleki był od określania swej pracy mianem sztuki. Deklarował za to miłość do kobiet, a bardziej – miłość do miłości. Fizycznej.

Miał podobno cztery lata, kiedy doświadczył pierwszej erekcji – posadzony na ramionach eleganckiej damy w wieczorowej sukni. Od tej pory w jego życiu najważniejszą rolę zaczął odgrywać seks. Tak Helmut Newton zaczął autobiografię.

Życie miał skomplikowane z racji pochodzenia i czasów, w jakich przyszło mu żyć. Berliński Żyd, potomek zamożnego producenta guzików, dosłownie w ostatniej chwili – zimą 1938 roku – wsiadł na statek płynący w kierunku Singapuru. Osiemnaście lat, pięć dolarów przy duszy i zapał do płci pięknej – oto cały majątek, jakim dysponował. Jak się okazało, wystarczający, żeby się nieźle urządzić. Zamiast zaciągnąć się do Legii Cudzoziemskiej, co pierwotnie planował, dał się internować i wywieźć do Australii. Z rozbrajającą szczerością wyznawał: „Na pewno czekałaby mnie strzelanina i straszliwy wysiłek fizyczny. A ja lubię się pieprzyć, a nie napieprzać”.
I tak było przez niemal całe osiemdziesiąt cztery lata jego barwnego życia. Szczęście, instynkt samozachowawczy i wdzięk osobisty sprawiły, że z najgroźniejszych sytuacji wychodził bez szwanku. Zawsze trafiała się jakaś dama gotowa do poświęceń dla utalentowanego przystojniaka. Poza tym przez ponad pół wieku przebywał pod opiekuńczym kloszem żony. Bardzo liberalnej, dodajmy.

June (podpisująca się pseudonimem Alice Springs) też miała talent. Oraz wystarczająco dużo taktu (a może instynktu samozachowawczego), żeby nie konkurować z małżonkiem. Umiała go przy sobie zatrzymać, choć wiernością nie grzeszył. Do tego bywał kapryśny, jak przystało na gwiazdę.

W czasach paryskich – nad Sekwaną osiedlił się w 1961 roku – był tytanem pracy. Fotografował modę dla topowych projektantów i popularnych oraz ekskluzywnych periodyków. Przypłacił to zawałem serca, co kazało mu zwolnić tempo i… zmienić spojrzenie na kobiety. Zamiast tego, co nosiły na sobie, one same stały się „obiektami pożądania”. Przynajmniej w jego obiektywie.

Nagie i ubrane

Wiedeńską retrospektywę przygotowała berlińska Fundacja Helmuta Newtona, założona przez patrona jeszcze za życia, w 2003 roku. To właśnie tam, w Berlinie, wielokrotnie oglądałam prace niemiecko-australijsko-amerykańskiego fotografa.

Co zabawne – siedziba fundacji, zlokalizowana tuż przy dworcu ZOO, mieści się w budynku dawnego wojskowego kasyna. Ciężka budowla z 1909 roku, z zewnątrz nieciekawa, za to komfortowa, przestronna w środku. Imponuje zwłaszcza reprezentacyjna klatka schodowa, po której panowie wojskowi mogli nawet wjechać konno, zaś w niszach na podestach schodów prezentowane były podobizny pruskich oficerów. To właśnie tu, zamiast dowódców w galowych mundurach, eksponowane są na co dzień najsłynniejsze fotosy Newtona.

Kto by nie znał tych kobiet!

A jeśli nie, to proszę bardzo: „Oto nadchodzą” – taki tytuł noszą dwie monumentalne fotografie z 1981 roku. Dwa bliźniacze ujęcia ponadnaturalnej wielkości (odbitki mierzą 3 metry wysokości) ówczesnych topowych modelek. W pierwszej wersji oglądamy panie w szykownych miejskich strojach; w drugim wariancie te same cztery piękności pozują w identycznych pozach, tyle że nagie. O ile nie liczyć obuwia na gigantycznych obcasach, fantastycznie wydłużających ich i tak długie „aż do ziemi” nogi. Trochę musiało to potrwać, zanim cztery dziewczyny jednocześnie przybrały takie same pozy i zajęły identyczne miejsce w grupie.

Jedna „przepowiedziała” śmierć Pollocka, druga wynalazła mini

Miały porządne wykształcenie, temperament i dobrze ustawionych mężów, ale sukces zawdzięczają sobie.

zobacz więcej
Z czym się ten chwyt kojarzy? Oczywiście, z zabiegiem zastosowanym przez Francisco Goyę – „Maja naga” i „Maja ubrana.” Tyle że tamten duet, namalowany przez mistrza na początku XIX stulecia, zdobił prywatne apartamenty hiszpańskiego notabla i dostępny był tylko wybrańcom. W przypadku Newtona nagie dziewczyny ukazują się każdemu, kto przekroczy próg muzeum. Zda się – autor każe nam się zastanowić, czy „suknia zdobi kobietę”, czy jest odwrotnie – zakrywa jej piękno?

Równie znany jest nieco wcześniejszy (1980) cykl zatytułowany „Big Nudes”. Tym razem obnażone modelki, ustawione pojedynczo, pokazane zostały w ich naturalnej wielkości. Są nagie i przestrzeń za nimi jest goła. Jedynie w tle majaczą ich cienie o rozmytych konturach. Wyglądają jak rzeźby – nic, żaden obiekt nie zakłóca kontemplacji ich kształtów.

Helmut jest obecny na wiedeńskiej wystawie. Widzimy go w akcji, podczas sesji fotograficznej dla „Vogue'a”, kiedy ustawia gołą modelkę przed wielkim lustrem. Na pierwszym planie wspaniale uformowane pośladki pani. On sam w płaszczu, pochylony nad trzymanym oburęcznie aparatem-lustrzanką, również odbija się w zwierciadle. Wreszcie, miejsce obok trema zajmuje June, żona fotografa. W zamyśleniu przypatruje się pracy męża i zapewne ją komentuje.

Ta wieloplanowa kompozycja i gra z lustrzanym odbiciem to kolejne przywołanie arcydzieła malarskiego przeszłości „Panien dworskich” („Las Meninas”, 1656) Diego Velázqueza. Sytuacja też analogiczna: artysta z narzędziem pracy w dłoniach, zaabsorbowany modelką, zarazem podkreślający swą rolę.

Krokodyla daj mi luby

No to proszę. Pokazał się w całej swej groźnej postaci, z otwartą paszczą. Bynajmniej nie pustą – pożera właśnie nagą ofiarę. Oto jeden z wybornych żartów Newtona.

Poproszony o reportaż z teatru Piny Bausch w Wuppertalu, w centrum sceny umieścił gada z tancerką widoczną jedynie do połowy, tej dolnej. Górna część ciała niknie między morderczymi zębiskami krokodyla. A ten jakby dławił się baleriną… Zdjęcia z 1981 roku stało się jednym ze sztandarowych ujęć pana Helmuta.

Legenda głosiła, że zwierzak był prawdziwy i że Pina Bausch osobiście pozowała. Tymczasem gad nie jest prawdziwy – to tylko element scenografii do spektaklu. Najważniejsze: wystające z paszczy nogi oraz pośladki wcale nie należały do Piny. W ogóle, nie do kobiety, tylko… tancerza z jej zespołu. Jak się wpatrzeć, widać ciemne męskie owłosienie na łydkach.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Inny dowcip berlińskiego artysty, który uważam za mistrzowski: reklamy luksusowej biżuterii firmy Van Cleef & Arpel. Newton zrobił zdjęcia roentgenowskie! Naszyjnik widnieje pod nagą czaszką; bransoleta zdobi pęcinę nogi, której nie ma – są tylko kości, w partii stopy boleśnie wygięte przez, jak zwykle u Newtona, niebotyczne wysokości obcasy.

Jak wygląda modelka, nie wiadomo. Ważne, że posłużyła do wyeksponowania klejnotów. Trochę to makabryczne – jak średniowieczne wyobrażenia marności tego świata. Moda dla szkieletów.

One za nim szły

Na koniec powrócę do pytania: co sprawia, że fotografowane przez berlińczyka akty budzą nawet dziś tak gorące reakcje? Od czasu, kiedy powstały, erotyzm przestał być tabu. Porno? Chyba najbardziej pornograficzny wydał mi się oskubany kurczak z rozłożonymi nogami zderzony z drogą biżuterią. Albo tłusta kobieca rączka z drapieżnie wydłużonymi pazurami, chciwie zgarniająca garść pięćsetdolarowych banknotów.
Helmut Newton na otwarciu wystawy w Paryżu w 1994 roku. Fot. Alain BENAINOUS/Gamma-Rapho via Getty Images
Otóż sądzę, że odbiorców zawsze irytuje niemożność zdiagnozowania własnych uczuć w kontakcie z obiektami sztuki. W przypadku fotografii Newtona, bez względu na wiek, także płeć oglądających – widzowie w pierwszej chwili gotowi oburzać się i pomstować na bezczelność autora, w trakcie oglądania zostają owym tupetem obezwładnieni.

Tu żadne ograniczenia nie miały zastosowania. Cena realizacji nie grała roli – a czasem jedno pstryknięcie warte było tyle, ile najnowszy model ferrari. Wyobraźnia artysty była nieokiełznana i najbardziej szalone wizje okazywały się możliwe do zrealizowania. A wszak wielcy twórcy zawsze przełamywali bariery przyzwyczajeń i zadowolonego wygodnictwa.

Znane były perfekcjonizm i pedanteria fotografa, jeśli chodzi o aranżowanie sytuacji i rekwizyty – improwizacja nie mogła tu mieć miejsca. Dlatego pewnie wolał pracować z zawodowymi modelkami niż z gwiazdami kina i celebrytami. Czasem jednak udawało się trafić w punkt – jak w przypadku Andy'ego Warhola leżącego z zamkniętymi oczyma, jakby martwego lub śmiertelnie zmęczonego.

Ale tak naprawdę to Newton zdecydowanie więcej serca i pomysłów miał przy inspirujących go kobietach. W najwybitniejszych jego fotografiach zawsze wyczuwa się iskrzenie pomiędzy nim a modelkami. On miał wizję – one za nią szły.

– Monika Małkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


„Helmut Newton. Legacy” – Wiedeń, Kunstforum, wystawę można oglądać do 15 stycznia 2023
Zdjęcie główne: Czy „suknia zdobi kobietę”? Fot. Helmut Newton Foundation/Mat. prasowe Kunstforum
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.