ODWIEDŹ I POLUB NAS
Taras, inny z moich żytomierskich przyjaciół, obecnie w Polsce, zwraca uwagę na pewien istotny aspekt towarzyszący kampanii wyborczej roku 2019: „Moje obawy nasiliły się jeszcze bardziej, gdy wszystkie rosyjskie kanały telewizyjne i ukraińscy agenci Kremla, którzy uciekli do Rosji po 2014 roku, zaczęli agitować ludzi do głosowania na Zełenskiego. Komik obwiniał o rozpoczęcie wojny nie Putina, ale ukraińskie kierownictwo. Jego hasła, że wojna jest korzystna dla rządu ukraińskiego i że rząd na niej zarabia („handel na krwi”), a także, że wojnę można zatrzymać decyzją władz w Kijowie, „trzeba tylko przestać strzelać” – jak gdyby to Ukraina była agresorem – wywołały we mnie oburzenie”.
Zwracam uwagę, że dla nas jest bohaterem, wytrzymał na stanowisku, nie uciekł do Ameryki, jest świetny medialnie, czego w naszych teleinformatycznych czasach nie sposób przecenić, ma doskonałą prasę na Zachodzie. Tu następuje chwila zastanowienia. Żytomierscy rozmówcy odpowiadają w końcu niechętnie, że teraz dobrze się spisuje, co więcej, zagłosują na niego, jeśli wynik wojny będzie dla Ukrainy pomyślny (o tym, co to oznacza, należałoby napisać osobną rozprawę) albo, jeśli rosyjska agresja do tego czasu się nie skończy, utrzyma bezkompromisową postawę. Zagłosują. Ale miłości nie czuć w tym ni krzty.
Dumne plemię kozackiego rodu
Zasugerowana wcześniej graniczna data 10 października nie sprawiła, że „bezpieczny” Kijów i, do pewnego stopnia, inne duże miasta, stał się nagle miejscem szczególnie niebezpiecznym w skali całej Ukrainy. Raczej, że stał się jednym z najbardziej dysfunkcyjnych. Wielogodzinne przerwy w dostawach prądu dla znacznej liczby mieszkańców – w szczytowym momencie mówiło się, że pośród dwumilionowej społeczności 60-65% zostało trwale pozbawionych energii elektrycznej – w niewielkim tylko stopniu łagodzone są obecnością przenośnych generatorów czy powerbanków.
Brak prądu to brak Internetu i sieci komórkowej, które przecież nie biorą się z powietrza, a bez których trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie w dzisiejszym świecie. Chcę być dobrze zrozumiany, wciąż można zginąć wskutek ostrzału, ten jednak skoncentrowany jest na elektrycznych
stancjach i pidstancjach.
Podobnie, choć ze względu na ograniczone znaczenie operacyjne w odpowiednio mniejszej skali, dysfunkcyjny bywa Żytomierz. Bywa, a nie jest. To zasadnicza różnica.
Największą obecnie bolączką mieszkańców miasta, z którego pochodzą Dąbrowski i Richter, poza szeroko komentowanymi przerwami w dostawie prądu i wody, są rosnące ceny. Trzeba to dobrze rozumieć. Inflacja w Polsce dobija do 20%, na Ukrainie – powtórzmy – do 25%. Przy czym – kluczowy czynnik – nasze pensje nieznacznie się podnoszą albo stoją, ale się nie kurczą. Tam są nagminnie obcinane.
– Ołena mówi, że przy zmniejszonych o 20% zarobkach i drożyźnie trzeba rezygnować z kolejnych rzeczy. „200 hrywien na 2-3 dniowe zakupy? Zapomnij, to są realia, które pamiętasz sprzed Majdanu”. Proza życia? Zapewne. Należy jednak pamiętać, choć zabrzmi to niemal bluźnierczo, że w kategoriach absolutnych egzystencja zawsze poprzedza esencję, „taki mamy klimat”. Próg bólu może być rozmaicie ustawiony, ale w królestwie z tego świata z materii wyzwolić się nie sposób.
Jednak mimo wszystkich nieszczęść, zbrodni i krzywd, mimo perspektywy potężnych mrozów, pustoszejących zapasów i nowych bombardowań Ukraina, ten żołnierz w bitewnym szale, kroczy naprzód, odbiera, co swoje. Świeże rany nie nadwyrężają, lecz przysparzają jej ducha. Oto dumne plemię kozackiego rodu; duchem wolni i ciałem bohaterowie wierszy narodowego poety Ukrainy Tarasa Szewczenki; cyborgi.
– Dominik Szczęsny-Kostanecki
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy