Te linie ewolucyjne zresztą się rozchodzą: w połowie XX wieku trochę osobno istnieją małe figurki żołnierzy i astronautów (tak poręczne do urządzania bitew, rzucania się nimi i odrywania im głów!), a trochę osobno – miniatury narzędzi używanych przez dorosłych (garnków, wiertarek, stetoskopów, żelazek, rewolwerów i prodiży), które pozwalają „wcielać się” w zabawie w różne role. Lalki zaś przechodzą jakby proces wtórnej infantylizacji: ogromna większość z nich to niemowlęta lub w najlepszym razie małe dzieci. Częściej dziewczynki: pachną plastikiem, mają słodkie pućki i wielkie niebieskie oczy, które zamykają, gdy położyć je na wznak w miniaturowym wózku, zaś niektóre z nich skrzeczącym głosem mówią „Ma-ma!”.
A potem wchodzi koncern Mattel, w bikini w czarno-białe prążki.
Było to w roku 1959: Barbie zadebiutowała wówczas, 3 marca, na międzynarodowych targach zabawek w Nowym Jorku. Już prehistorię miała burzliwą (jej bliską kuzynką była Bild Lilli, przywieziona z Niemiec przez projektantkę Ruth Handler), ale to rodzaj sekretu rodzinnego, rozstrzygniętego wyrokiem sądu patentowego w roku 1963. I przypieczętowanego zakupieniem przez Mattel praw autorskim od firmy Greiner & Hausser rok później.
Barbie z Wisconsin
Nie miejsce tu na panoramę oszałamiającego sukcesu firmy (Mattel twierdzi, że w chwilach najwyższej koniunktury na świecie sprzedawane są trzy lalki na sekundę) ani genealogię wspomnianej już Barbary Millicent Roberts, która – jak wiemy z licznych filmów, książeczek i komiksów rozwijających jej historię – urodziła się w (fikcyjnym) Willows w stanie Wisconsin. Ukończyła Manhattan International High School, ma cieszących się doskonałym zdrowiem rodziców (George i Margaret), liczne rodzeństwo i grono przyjaciółek (Teresa, Midge, Christie), a z Kenem długo chodziła, potem zerwali, zeszli się z powrotem w Walentynki w roku 2011, lecz obecnie są „dobrymi przyjaciółmi”.
Zwraca uwagę raczej ogromny rozmach firmy Mattel, która dokonała co najmniej dwóch rewolucji w świecie zabawek. Pierwszą było samo pojawienie się dorosłej Barbie w świecie zabawek dla dziewczynek, w którym, jak wspomnieliśmy, królowały dotąd niemowlaki. Wraz z pojawieniem się Barbary Roberts o nogach aż po szyję, talii osy i biuście, którego mogłaby jej pozazdrościć Marilyn, nastąpił, można rzec, powrót lalki do jej funkcji „przyuczania do dorosłości”. Ale w innym niż dotąd wymiarze: nie dorosłości macierzyńskiej czy kuchennej, lecz dorosłości, która ma być
fun, czasem wiecznego flirtu.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Lecz także niezależności życiowej i finansowej – uderza fakt, że Barbie kupowała pierwsze domy (tj. pojawiały się one w zestawach) w czasie, gdy nie we wszystkich stanach USA kobiety miały formalne prawo do posiadania własnego rachunku bankowego. A jednocześnie była tą Księżniczką, którą na pewnym etapie życia chce zostać prawie każda dziewczynka (lub też – jak warknąłby każdy pierwszoroczniak z
gender studies – wydaje jej się, że chce zostać, bo wmówiono jej to przy pomocy opresyjnych wzorów kulturowych). Tyle, że Księżniczką już nie w koronie, lecz na szpilkach.
Biust Marilyn, talia osy
O sylwetkę Barbie staczano zresztą tysięczne boje. Najpierw niektórzy rodzice oburzali się na biust Marilyn, potem antropolodzy – na nierealność sylwetki (rzeczywiście, żeby mieć taką talię, jak w pierwszych modelach, Barbie musiałaby wyciąć sobie ze trzy żebra), wreszcie dietetycy, twierdząc, że promuje ona postawy anorektyczne. I niebezpodstawnie się oburzali. Jak wyliczyli w 2009 badacze ze szpitala w Helsinkach, kobieta o proporcjach ciała Barbie zostałaby uznana za niebezpiecznie niedożywioną, a deficyt tkanki tłuszczowej byłby tak poważny, że zakłóciłby normalny cykl menstruacyjny.