Cywilizacja

Mazowieckie Sanniki ratują światową demokrację

Joe Biden formułując swoją oś podziału na demokracje i autokracje, jakby nie wziął pod uwagę, że istnieją kraje całkowicie niedemokratyczne, których zaproszenie na szczyt nie przyszłoby nikomu do głowy, ale nie jest to dla nich żaden despekt, gdyż tak się definiują. Z tym, że są to kraje ważne politycznie i potrzebne do prowadzenia polityki międzynarodowej. Klasycznym przykładem jest Arabia Saudyjska, bez której wsparcia nie jest możliwa efektywna polityka na Bliskim Wschodzie.

Słowo „demokracja” stało się już dawno współczesnym liczmanem. Każdy polityk jest szczerym demokratą pod warunkiem, że to on rządzi. Gdy rządzi przeciwnik, nagle może się okazać, że demokracja jest co najmniej niedoskonała, zaś w skrajnych przypadkach, że osuwa się w stronę dyktatury, choć bardziej współcześnie będzie powiedzieć, autorytaryzmu.

Politycy, którzy mniej lub bardziej skutecznie pragną powrócić do władzy, a wyborcy pragną tego nieco mniej, lubią przybierać nazwę „obozu demokratycznego”, ustawiając tym samym konkurentów w roli przeciwników demokracji. Dyktatorzy uwielbiają organizować wybory, w których rozmaitymi sposobami osiągają przygniatającą przewagę i następnie wyjaśniają każdemu, kto zechce słuchać, że ich władza pochodzi od ludu.

Bywają kraje, w których przez ponad pół stulecia rządzi jedna partia i wszyscy wokół są zadowoleni. Są kraje, w których regularnie odbywają się brutalnie tłumione zamieszki, a jednak ich przywódcy zawsze są pierwsi do nauczania innych, jak dobrze i demokratycznie rządzić. Istnieją międzynarodowe organizacje, wzory demokracji, w których sprzeciw wobec jakiejś decyzji, zdawałoby się rzecz w demokracji zwyczajna, uważany jest za sprzeniewierzenie się tejże.

Specjalnie nie używam nazw państw i nazwisk polityków, bo każdy może to sobie dopowiedzieć sam, a ta lista jest jedynie po to, aby pokazać, jak bardzo słowo „demokracja” zatraciło we współczesnym świecie swój sens, który – o paradoksie! – nadal jest jednak przez większość uznawany jako niosący pozytywną treść. Nazwanie czegoś demokratycznym jest odbierane dobrze przez większość zapewne dlatego, że daje poczucie uczestnictwa. Nawet, gdy demokratycznie podejmowane decyzje nie są najtrafniejsze wydają się one bardziej „swoje” niż decyzje może i obiektywnie lepsze, ale narzucane wolą jednej osoby.

I znowu paradoksalnie, wszyscy miłośnicy demokracji podlegają w swoim życiu mnóstwu decyzjom, które są podejmowane przez technokratów czy finansistów, nie wspominając już o urzędnikach, ale tak długo jak mogą wymienić raz na jakiś czas skład ludzi, którzy „rządzą”, wszystko to wydaje im się możliwe do przełknięcia. W jakiś niewytłumaczalny sposób w systemach demokratycznych działania tych „kratów” są oddzielane mentalnie (niekoniecznie w całości, ale w większości) od działań rządzących nominalnie, zaś w systemach autorytarnych zlewają się z nimi.

W ten sposób w czasach PRL wszystko, co związane było z władzą określaliśmy jako działanie „komuny” i „onych”, nawet jeżeli chodziło o nieuprzejme zachowanie urzędniczki na poczcie. Kiedy PRL odszedł do historii, długo przestawialiśmy się na taki tor myślenia, że jednak nie za wszystko odpowiada premier z prezydentem do spółki. Na początku jednak każdy konflikt lokalny powodował rytualne żądanie przyjazdu do skonfliktowanej gminy co najmniej ministra.

Przepraszam za tę dygresję, ale wydaje mi się, że cofnięcie się do czasów, gdy nasze myślenie o funkcjonowaniu demokracji ewoluowało, jest dobrym ćwiczeniem, aby uświadomić sobie, jak materia ta jest skomplikowana także w innych miejscach na świecie i jak bardzo płynne jest w świadomości ludzkiej pojęcie demokracji i uczestniczenia w podejmowaniu decyzji.

Ikona kampanii

Tymczasem w ten płynny świat percepcji i zachowań wkracza wielka polityka. Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden postanowił już w trakcie kampanii wyborczej przeciwko Donaldowi Trumpowi, że z walki o demokrację uczyni ikonę swojej prezydentury. Było to doskonale zrozumiałe, bo Trump był oskarżany o wiele zachowań sprzecznych z demokracją i nawet jeżeli część z tych oskarżeń była niesłuszna, to pomysł, aby uderzyć go w tym miejscu był politycznie niesłychanie nośny.
Były amerykański prezydent Donald Trump w czasie przesłuchania w Kongresie w sprawie szturmu na Kapitol z 6 stycznia 2021 roku. Specjalna Komisja Kongresu powołana do zbadania sprawy zaczęła pracę w czerwcu 2022 roku. Fot. Drew Angerer/Abaca/PAP
Potem przyszły spory o uczciwość wyborów i szturm na Kapitol 6 stycznia 2021 roku, co tym bardziej postawiło sprawę funkcjonowania demokracji na porządku dziennym. Następnie Demokraci przystąpili do grillowania byłego prezydenta przy pomocy oskarżeń o udział, lub choćby zachęcanie do udziału, w spisku dla obalenia demokracji, co w mniejszym lub większym stopniu trwa do dziś, okresowo przemieniając się w oskarżanie całej Partii Republikańskiej o to, że jest zgromadzeniem wrogów demokracji.

Moc odciągania

Biden poszedł jednak dalej i opozycję demokracja – autorytaryzm wysunął jako podstawową oś sporu w świecie. W ten sposób powstała idea międzynarodowej konferencji o nazwie Szczyt na rzecz Demokracji (Summit For Democracy), która po raz pierwszy odbyła się w grudniu 2021 roku, a po raz drugi w mijającym właśnie tygodniu. Konferencja miała się zająć walką z autorytaryzmem, z korupcją i umacnianiem praw człowieka, co brzmiało rzecz jasna znakomicie.

Było oczywiste, że w ten sposób Ameryka chciała stworzyć forum, na którym mogłaby współpracować z krajami, które chciałyby się oderwać politycznie od Chin i Rosji. W ten sposób wokół niej budowany byłby światowy obóz demokratyczny, któremu przeciwstawione zostałyby Chiny (nadal są krajem komunistycznym) i Rosja (kraj autokratyczny zachowujący sztafaż demokratyczny). Obok tych dwu wielkich znajdowałaby się jeszcze Korea Północna Kima, Syria Assada, Białoruś Łukaszenki, Wenezuela, Iran. I niewielu więcej.

W zamyśle twórców stworzenie takiej opozycji miało wytworzyć ogromną moc przyciągającą do przewodzonego przez Stany Zjednoczone obozu krajów demokratycznych. Częściowo tak się stało, ale tylko częściowo. Powodów jest wiele, a jednym z nich jest coś, co można by określić mianem obawy przed instytucjonalizacją.

Eksperci – największa plaga Ameryki

Fachowcy od urządzania innym życia wedle naukowych metod.

zobacz więcej
Dobrze to ilustruje interesujący skądinąd pomysł Andersa Fogh Rassmusena, byłego sekretarza generalnego NATO i premiera Danii, osoby powszechnie szanowanej. Wystąpił on z pomysłem, aby przeciwstawić się przymusowi ekonomicznemu stosowanemu przez Chiny poprzez wprowadzenie mechanizmu podobnego do natowskiego artykułu 5. Z tym, że w przypadku NATO chodzi o solidarne przeciwstawienie się agresji militarnej, tu natomiast o przeciwstawienie się agresji ekonomicznej powodowanej politycznie.

Rassmusen wymienia kilka przykładów, gdy Chiny wprowadziły wysokie cła lub drastycznie zredukowały wymianę handlową, chcąc zmusić pewne kraje do określonych zachowań politycznych. Było tak w przypadku australijskich win czy handlu z Litwą. Rassmusen chciałby więc, aby koalicja krajów demokratycznych nakładała w takich razach swego rodzaju kontr-sankcje, pomagała zaatakowanemu krajowi finansowo i udostępniała rynki utracone w wyniku chińskich działań.

Zapewne ma to rozpisane w szczegółach, ale na pierwszy rzut oka nie mogłoby się tu obyć bez jakiegoś ponadnarodowego organizmu koordynującego gospodarczą odpowiedź „obozu demokratycznego”. Czyli wspólny sekretariat. Bo na to, żeby takie reakcje koordynował po prostu Departament Stanu, raczej nikt się nie zgodzi. Co oczywiście nie oznacza, że takie pomysły nie są w przestrzeni publicznej obecne.

Za mało kijów

Dosłownie na dwa dni przed rozpoczęciem obrad Szczytu na rzecz Demokracji były urzędnik Departamentu Stanu Jon Temin opublikował w Foreign Affairs artykuł pod prowokacyjnym tytułem „Stany Zjednoczone nie potrzebują kolejnego Szczytu na rzecz Demokracji”. Każdy, kto sceptycznie nastawiony do idei podziału świata na demokracje i autokracje szukałby uzasadnienia dla swojego sceptycyzmu w lekturze tego tekstu, już po kilku zdaniach poczułby się srodze zawiedziony.

Temin nie jest bowiem niezadowolony z tego, że Stany Zjednoczone nie wspierają demokracji na świecie, ale z tego, że wspierają zbyt mało, a poza tym w sposób niekonsekwentny i niezorganizowany. „Jeżeli ten szczyt, podobnie, jak pierwszy nie podniesie demokracji do rangi sprawy podstawowej dla bezpieczeństwa i nie doprowadzi do sformułowania strategii dobranych do walki z autorytaryzmem w konkretnych państwach, wielu czempionów demokracji będzie zawiedzionych i może zacząć myśleć cynicznie o intencjach Ameryki”, napisał.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Aby nie było żadnych wątpliwości, co autor miał na myśli, pisząc o walce z autorytaryzmem w poszczególnych państwach, jeden ze śródtytułów brzmiał: „Zbyt wiele marchewek, za mało kijów”. Wyraził też zawód co do tego, że ekipa Bidena sprzeciwia się formułowaniu „planów na poziomie krajowym”, lub – o ile te plany istnieją, ale są trzymane w tajemnicy – traci w ten sposób okazję do współpracy z lokalnymi aktywistami. Monitorowaniem „postępów” krajów objętych tymi planami zajmowałby się zapewne Departament Stanu.

Myślę nawet, że wiem, kogo autor tekstu widziałby na czele odpowiedniego wydziału… Jednak zasadniczym problemem jest to, o czym pisałem na samym początku: rozumienie demokracji.

Niebezpieczny stempel

Ludzie, których niektórzy mogliby określić mianem „demokratycznych purystów”, a inni raczej nazwać osobami kierującymi się zdrowym rozsądkiem, krytykują skład zaproszonych na konferencję przywódców. Dobrym przykładem jest premier Izraela Benjamin Netanyahu, który jeszcze w ubiegłym tygodniu wydawał się niebezpiecznie osuwać w stronę zachowań antydemokratycznych (ba! wielu widziałoby go raczej na ławie oskarżonych w procesie o korupcję, a nie na jakichkolwiek konferencjach), gdy tymczasem po tym, jak podjął decyzję o zamrożeniu kontrowersyjnego procesu legislacyjnego, który wzbudził w Izraelu tak gorące protesty, spokojnie zasiada w gronie panelistów omawiających, w jaki sposób demokracja wpływa na wzrost gospodarczy i dobrobyt.
Izraelska policja rozprasza antyrządowe protesty w Tel Awiwie, 27 marca 2023 roku. Fot. Ilia Yefimovich/DPA/PAP
Jego współpanelistą jest premier Indii Narendra Modi, którego postępowanie wobec przeciwników politycznych działających w „największej demokracji świata” wzbudza szereg zastrzeżeń, ale Indie to kraj zbyt wielki i zbyt ważny, aby nawet taka potęga jak Stany Zjednoczone mogła sobie pozwolić na okazanie mu lekceważenia poprzez niezaproszenie.

Bo niezaproszenie danego kraju to automatycznie uznanie go za niedemokratyczny, choćby rzecznicy prasowi zwijali się jak w ukropie, aby wykazać, że jest inaczej. W tym roku taki despekt spotkał dwu członków NATO: Turcję i Węgry, które nie otrzymały zaproszenia. Biorąc pod uwagę nastawienie urzędników Departamentu Stanu bardzo możliwe, że gdyby nie wojna na Ukrainie i znaczne zwiększenie roli naszego kraju jako sojusznika w regionie, podobny despekt spotkałby i Polskę, bo jest ona regularnie umieszczana w komentarzach i opracowaniach jako kraj zaniżający standardy demokratyczne, właśnie w towarzystwie Turcji i Węgier.

Kraj niezaproszony znajduje się na cenzurowanym i otrzymuje niejako oficjalny stempel niedemokratyczności. Wśród jego obywateli, zwłaszcza tych, którzy głosowali w wyborach na partię rządzącą, wzbudza to zrozumiały odruch niechęci, natomiast rządzących może skłonić do zbliżenia z krajami autorytarnymi.

Ktoś powie, że przecież zarówno Turcja jak i Węgry od jakiegoś czasu flirtowały politycznie z Rosją czy Chinami i można się z tym zgodzić, natomiast dobrą odpowiedzią na to jest, że taki ruch ze strony Bidena jeszcze mocniej utwierdza je w przekonaniu, że dobrze czynią. Zwłaszcza, że Chiny podkreślają stanowczo, że współpraca z nimi nie wiąże się z żadnymi warunkami wstępnymi.

Takie dzielenie świata jest więc niebezpieczne i może spotkać się z negatywną reakcją, czyli odmową uczestnictwa mimo otrzymania zaproszenia. Tak też, już po raz drugi, postąpił Pakistan, wydając dość chłodne oświadczenie, że nie ma sobie nic do zarzucenia pod względem stanu demokracji (co swoją drogą brzmi dość paradnie), zaś o sprawach bilateralnych będzie rozmawiał z Waszyngtonem osobno. Demokracja jest tu bowiem liczmanem, a nie bytem realnym i tak naprawdę chodzi o politykę.

Marzenia o światłej dyktaturze

Czym się skończyły mentorskie połajanki autorytetów moralnych w latach 90. ubiegłego wieku?

zobacz więcej
Co więcej, Joe Biden formułując swoją oś podziału na demokracje i autokracje, jakby nie wziął pod uwagę, że istnieją kraje całkowicie niedemokratyczne, których zaproszenie nie przyszłoby nikomu do głowy, ale nie jest to dla nich żaden despekt, gdyż tak się definiują, ale są to kraje ważne politycznie i potrzebne do prowadzenia polityki międzynarodowej. Klasycznym przykładem jest oczywiście Arabia Saudyjska, bez której wsparcia nie jest możliwa efektywna polityka na Bliskim Wschodzie, ale także zarządzanie światowym rynkiem paliwowym. Trudno przypuszczać, że ktokolwiek widziałby możliwość uczynienia z tego kraju demokracji, a już na pewno nie „liberalnej demokracji”, która jest idealnym modelem dla większości krajów zachodnich.

Jak kostycznie zauważył Frederick Kempe, szef poważnego i mocno związanego z amerykańskimi elitami politycznymi think tanku The Atlantic Council: „Istnieje długoterminowa potrzeba budowania bardziej kreatywnych koalicji kształtujących globalną przyszłość przy porzuceniu upraszczającego podziału na demokracje i autokracje, który grupuje w jednym zbiorze najgorsze despotie, jak Północną Koreę i Iran z umiarkowanymi i modernizującymi się narodami, które biorą udział w funkcjonowaniu globalnego porządku”.

Z kolei Richard Haas, weteran amerykańskiej dyplomacji i odchodzący właśnie na emeryturę szef innego prestiżowego think tanku Council on Foreign Relations powitał drugą edycję Szczytu na rzecz Demokracji prostym stwierdzeniem na Twitterze, że jest to zły pomysł, bo pomijając niezręczną kwestię, kogo zaprosić, amerykańska demokracja nie jest dobrym modelem dla innych, zaś z wieloma krajami niedemokratycznymi trzeba współpracować przy sankcjach przeciwko Rosji i ochronie klimatu.

Trzy grosze od burmistrzów

Poza obozem prezydenckim i Departamentem Stanu trudno jest spotkać w Stanach Zjednoczonych entuzjastów podziału świata zaproponowanego przez Joe Bidena. Nawet liberalny „Washington Post” napomknął kiedyś, że współpraca z – jak to określił – „przestępcami niższej rangi” jest Ameryce potrzebna.

Można więc sądzić, że ta impreza odejdzie wraz z odejściem obecnego prezydenta. Choć nie do końca.

Muszę bowiem na koniec wytłumaczyć się z tytułu. Otóż jednym z działań towarzyszących Szczytowi na rzecz Demokracji było wydanie Globalnej Deklaracji Burmistrzów dla Demokracji, w której (między innymi) „pochylając się nad narastającym zaniepokojeniem związanym z odpornością demokratycznych systemów na świecie i wzrostem autorytaryzmu”, burmistrzowie i prezydenci 200 miast na całym świecie uchwalili, że będą „odbudowywać i wzmacniać demokrację”. Na liście sygnatariuszy tej deklaracji, obok prezydentów Londynu, Paryża, Warszawy i Krakowa, odnaleźć można podpis pana Gabriela Wieczorka, wójta mazowieckiej gminy Sanniki, którą naprawdę warto odwiedzić, choćby po to, aby zobaczyć piękny XIX-wieczny pałac, w którym bywał Fryderyk Chopin i gdzie grana jest jego muzyka. Od tej pory Sanniki będą znane także z globalnej walki o demokrację.

– Robert Bogdański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Pałac w Sannikach, gdzie bywał Fryderyk Chopin. Fot. Marcin Kowalik/Gość Niedzielny/Forum
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.