Wtedy jeszcze istniał taki zawód: tekściarz. W nim Jonasz Kofta był mistrzem. Tak tę robotę oceniał: „Poezja nie jest profesją. Jest tylko, jak wyższa matematyka, jednym ze sposobów odbioru świata. Profesją jest natomiast tzw. tekściarstwo. Może ono być – w zależności od talentu – galanterią z tworzyw sztucznych lub rzemiosłem artystycznym. Piosenka klasy B jest niezbędna i nie wymagam od niej, żeby dostarczała wielkich przeżyć. Natomiast żądam, żeby nie sprzedawała mi »jabloneksów« jako brylantów, żeby nie chciała być czymś więcej niż dobrą piosenką”.
W jego przypadku twórczość tekściarska klasy B, „na użytek publiki”, przenikała się z kategorią delux – czyli cudowną zabawą słowem, metaforą, kontekstem. Jasne, że nie funkcjonował w pustce. Miał wspaniałych poprzedników i całkiem sporą, godną siebie konkurencję.
Powojenne patchworki
Już na starcie nie miał „zwyczajnie”. Data i miejsce urodzenia Janusza (potem Jonasza) Kofty nie rokowały spokojnej egzystencji: pochodzenie żydowsko (ojciec)-ukraińsko-niemieckie (matka), jesień 1942, miasteczko Mizocz na Wołyniu, pół roku przed atakiem oddziałów UPA na lokalną ludność polską.
Ponure tło historyczne zaważyło na losach rodziny Kaftali, których znamy pod nazwiskiem Kofta. A więc wysiedlenie z Wołynia, potem Ziemie Odzyskane (Wrocław) i ciągła zmiana adresów. Obydwaj synowie Koftów (Janusz starszy, młodszy Mirek) wciąż zmieniali szkoły, wedle trasy, którą wyznaczały zajęcia rodziców.
Gorzej dla chłopców, że rodzina pękła. Janusz został przy ojcu, współzałożycielu rozgłośni Polskiego Radia w Łodzi i Katowicach; matka przeniosła się do Poznania z młodszym bratem Mirosławem. Tata związał się z inną kobietą, której syn z wcześniejszego związku stał się przyszywanym bratem Jonasza. A ojciec, wciąż zajęty, nie miał czasu dla pierworodnego. Potem kolejny obrót o 180 stopni – Janusz wrócił pod skrzydła matki, robiącej naukową (i partyjną) karierę na uniwersytecie poznańskim.
Dziś mówi się: rodzina patchworkowa. Rozwody czy życie na kocią łapę nie należą do rzadkości. Jednak wtedy, w latach powojennych, do problemów uczuciowych dochodziły wybory polityczne. W przypadku rodziców Kofty panowała ideologiczna jedność: lewa, lewa!
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Jak na tamten okres, zawodowo, mieszkaniowo i finansowo powodziło im się więc nieźle. Ale… kto nie miał popapranego dzieciństwa, ten nie ma pojęcia, co to dalej robi z człowiekiem. Kto nie zabiegał o uwagę i serdeczność od ojca/matki, ten nigdy nie zrozumie, dlaczego ktoś tak doświadczony, w dorosłym życiu będzie łaknął uznania, akceptacji, uczucia. Utalentowane dzieci mają gorzej. Wrażliwość wcale nie pomaga odnaleźć siebie, i drogę. Inteligencja, kreatywność, pracowitość dają przez jakiś czas zielone światło do sukcesu. Jonasz tak miał.
Wyróżniał się już w „plastyku” – poznańskim Liceum Sztuk Plastycznych. Zwracał na siebie uwagę na wszelkie sposoby, nie tylko umiejętnościami. Lubił ciuchy i umiał je nosić. Grzebienia nie uznawał, choć to jeszcze nie czasy hipisowskiej plerezy.
Zawsze potargany miał wzięcie u dziewczyn, jednak długo ta jedna, jedyna rozpalała go uczuciowo. Już w czasach licealnych dopalał się alkoholem, co owszem, wśród braci artystycznej było, i jest, na porządku dziennym, jednak u młodzieży przedmaturalnej jeszcze niekoniecznie. Co dziwne, matka nie miała nic przeciwko tej skłonności syna, do której sama przyłożyła rękę – nalewkami własnego wyrobu.
A on chciał być dorosły i samostanowić o swym życiu.
Poznań zrobił się dla niego za ciasny. Tuż przed maturą dowiedział się (i jego brat) o żydowskich korzeniach, o części rodziny, której nie było dane przeżyć Holokaustu. Janusz zaczął czuć się Jonaszem. Jednakże imię, które w dzieciństwie było dlań czymś w rodzaju pseudonimu, zrasta się z nim dopiero w 1968 roku, w wiadomych marcowych okolicznościach.
Nauka w las
Zdał go, ten głupi egzamin dojrzałości w maju 1961. Ciekawostka: pierwszy dowód osobisty odebrał dopiero w wieku 28 lat. Jak mu się udawało być, żyć, zarabiać? Cud! I to w PRL-u!
Po maturze chciał do stolicy, na studia architektoniczne, na które się nie dostał z braku miejsc. Zastępczo zaczyna więc naukę na Wydziale Inżynierii Budowlanej Politechniki Warszawskiej, z czego po kilku miesiącach systematycznego olewania zajęć sam zrezygnował.
W stolicy Janusz miał ojca. I co z tego? Starszy Kofta i jego druga żona wcale nie palili się, żeby mieszkać pod jednym dachem z chłopakiem o – delikatnie mówiąc – niepokornym usposobieniu. Uznano, że taki typ doskonale odnajdzie się na Akademii Sztuk Pięknych, zwłaszcza że chłopak miał manualne zdolności i kreatywność.