Historia

Dzielne chwaty PRL-u. Normy bili robotnicy… milicjanci i więźniowe też

Nie tylko obowiązkowe pochody, nagrody dla wiernych i deklaracje bardziej wytężonej pracy. Dla uczczenia majowego święta Anna Lubczyk ze Stoczni Gdańskiej – w przyszłości Anna Walentynowicz – zobowiązała się w 1953 roku do wykonywania w drugim kwartale 270 procent normy.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka prezentujemy fragment książki Andrzeja Janikowskiego „Trzysta procent socjalizmu. Przodownicy pracy w PRL”.

Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że do wypitki i do zobowiązania przodowniczego w czasach stalinizmu okazja zawsze się znalazła. O ile tę pierwszą opcję pominiemy, o tyle tą drugą zajmiemy się nieco dokładniej. Bo i apele do bardziej wydajnej pracy wygłaszano z okazji różnych świąt i rocznic: 1 Maja, 22 Lipca, rocznica powstania WKP(b), rocznica rewolucji październikowej, urodziny prezydenta… Wymieniać można by długo. Rzecz chyba oczywista, że zobowiązania takie deklarowano na długo przed terminem dla nadania sprawie odpowiedniego rozgłosu. Do rywalizacji wzywali zarówno pojedynczy robotnicy, jak i całe zakłady. Kraj miał pełne ręce roboty, a że niewiele z tego dla ludzi wynikało, to już inna sprawa. Socjalizm gonił własny ogon.

Nawet jak na ówczesne standardy wyjątkowo bogaty w różne rocznice był rok 1952 – kiedy jedna akcja się kończyła, to zaraz po niej zaczynała się następna. Już 10 stycznia artykuł w „Dzienniku Łódzkim” informował, że coraz więcej robotników przystępuje do czynu mającego na celu uczczenie dziesiątej rocznicy powstania Polskiej Partii Robotniczej. To, że nie istniała ona już wtedy formalnie od kilku lat, nie miało żadnego znaczenia. Była to jednak przygrywka do tego, co miało nastąpić potem, zbliżały się bowiem sześćdziesiąte urodziny Bolesława Bieruta, które przypadały 18 kwietnia 1952 roku. Aparat propagandowy uruchomiono oczywiście znacznie wcześniej. Kilka tygodni przed uroczystością załoga wrocławskiego Pafawagu wystosowała list otwarty do jubilata. 4 marca ukazał się on w prasie. Zaczynał się tak:
Drogi Towarzyszu! My, załoga Państwowej Fabryki Wagonów we Wrocławiu – robotnicy, technicy, majstrowie i inżynierowie – przesyłamy Ci nasze najserdeczniejsze pozdrowienia.

Standard, choć po konwencjonalnym początku nastąpiło socjalistyczne słowolejstwo, czyli gadulstwo po próżnicy, charakterystyczne dla tamtych czasów. Dopiero na samym końcu znalazło się sedno, czyli zobowiązanie:
Wydział wagonów towarowych, przy zwiększonym planie o 30 sztuk miesięcznie, wyprodukuje do 1 maja bieżącego roku 20 wagonów krytych towarowych. Wydział tendrów wyprodukuje ponad plan 3 platformy kolejowe.
Gdańsk 25 kwietnia 1952. Zegar przodowników pracy, na którym zaznaczano w procentach normy, wyniki pracy brygady ciesielskiej. Fot. PAP/Zbigniew Kosycarz
Inne wydziały też coś obiecywały, ale to pominiemy – ważne było, że się zobowiązano i że informacja o tym poszła w Polskę. Ten kwietniowy list w naturalny sposób objął też kolejne święto pierwszomajowe. Była to więc jakby okazja podwójna, a że okazje tak zacne, to i reakcja błyskawiczna. Już 6 marca, czyli dwa dni po deklaracji Pafawagu, w „Dzienniku Łódzkim” ukazała się informacja o tym, że:
Robotnicy uchwalają na masówkach teksty listów do ukochanego Prezydenta, w których deklarują państwu dodatkową produkcję. (…). Ogółem, wczorajszy dzień przyniósł w samej tylko Łodzi zobowiązania na imponującą sumę 10 milionów złotych.

Włókniarze i włókniarki na zebraniach składali indywidualne deklaracje. Do przekraczania norm zobowiązywali się majstrowie, tkaczki, przewijaczki, skręcarki i wielu innych robotników. Łódzcy frezerzy Persas i Wójcik wykorzystali urodziny prezydenta do wezwania metalowców w całej Polsce do przedterminowego wykonania planu sześcioletniego. W połowie marca już cały kraj podjął jakieś zobowiązania, aby uczcić „poczciwego” sześćdziesięciolatka. Jako jedni z ostatnich list wysłali budowniczowie Nowej Huty. Trudno dziś sobie wyobrazić, aby współcześni Polacy świętowali w ten sposób urodziny któregokolwiek prezydenta wybranego w wolnych wyborach. Jednak stalinowska Polska bardzo różniła się od dzisiejszej i właśnie dla tych różnic warto było obalić socjalizm. Trzeba pamiętać, że w 1952 roku więzienia były wprawdzie zapełnione przeciwnikami politycznymi, ale o tym prasa milczała.

Na miesiąc przed uroczystością do redakcji zaczęły spływać deklaracje o wypełnieniu zadań. Miały one mniej więcej taką formę:
Pierwsze meldunki włókniarzy o zwycięskim wykonaniu zobowiązań ku czci Prezydenta i święta 1 Maja.

Na zachodzie Europy po prostu produkowano – u nas zwycięsko wykonywano zobowiązania. Dalej czytelnik dowiadywał się, kto i ile nadprogramowej produkcji wykonał dla państwa. Jeśli wierzyć tamtej prasie, to 3213 zakładów pracy podjęło urodzinowe zobowiązania o wartości przekraczającej pół miliarda ówczesnych złotych. 17 kwietnia ukazała się informacja, że w całym kraju podjęto warty bierutowskie. Następnego dnia odbyła się długo oczekiwana uroczystość./…/

Odznakę nosić w zasadzie zawsze

Pierwsze odznaki „Przodownik Pracy” rozdano w 1950 roku – na tę okoliczność powstała nawet uchwała Rady Ministrów z marca tego właśnie roku. W dokumencie tym określono wygląd wyróżnienia – miało ono kształt siedmioramiennej gwiazdy z tombaku o średnicy 35 milimetrów. Każde ramię miało dziewięć promieni różnej długości. Na środku znajdowała się okrągła czerwona tarcza z podobizną Pstrowskiego. Odznaczenia te przyznawano najczęściej 22lipca, 1 maja i 1 stycznia. Bardzo podobna była odznaka „Zasłużony Przodownik Pracy”, przy czym różnica polegała na tym, że ta pierwsza miała ramiona w kolorze srebrnym, a ta druga – złotym. Ciekawy był punkt piąty uchwały:
Odznakę „Przodownika Pracy” i „Zasłużonego Przodownika Pracy” należy w zasadzie nosić zawsze.

Rekordziści Polski Ludowej. Władza wiedziała kogo promować

Telefonistki były rozliczane z liczby połączeń wychodzących.

zobacz więcej
I na piersi po lewej stronie, dodajmy. Zasłużeni przodownicy otrzymywali jeszcze dyplom. Przodownicze gwiazdy nie były odznaczeniami, które nazywano „chlebowymi”, czyli osobom nimi wyróżnionym nie przysługiwał dodatek do emerytury. Do końca planu sześcioletniego rozdano około 27 tysięcy odznak „Przodownik Pracy” i jeszcze jakieś 700 „Zasłużony Przodownik Pracy”, czyli przyznawano kilka tysięcy rocznie. Oprócz tej głównej odznaki były jeszcze wyróżnienia resortowe. „Przodownik Pracy Przemysłu Włókienniczego”, „Za długoletnią pracę w górnictwie” – była tego cała masa i naprawdę trudno zliczyć, ile tego typu plakietek przypięto do klap garniturów w czasach PRL-u. Każda kopalnia na Śląsku miała zestaw własnych odznak dla uhonorowania wyróżniających się górników. Co ciekawe, nie były odznaczeniami „chlebowymi”. Natomiast za odznaki honorowe, jak na przykład „Zasłużony Górnik PRL”, przyznawano dodatek emerytalny.

W nagrodę – portret

/…/ Jedną z najjaśniejszych gwiazd gdańskiego współzawodnictwa pracy w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych była Anna Walentynowicz. Ta sama, która później została symbolem „Solidarności”. Urodzona na Wołyniu jako Anna Lubczyk, pochodziła z rodziny ukraińskiej. Po wojnie znalazła się na Pomorzu, gdzie początkowo pracowała jako pakowaczka w Zakładach Przemysłu Tłuszczowego im. Wróblewskiego w Letnicy. Potem trafiła do Stoczni Gdańskiej. W 1950 roku, po szkoleniu, została pomocnikiem spawacza w ślusarni okrętowej, w brygadzie im. Róży Luksemburg. Po pewnym czasie zaczęła osiągać dobre wyniki. O jej pozycji mogą świadczyć informacje prasowe zamieszczane w gazetach regionalnych. A wynikało z nich, że była to wyróżniająca się spawaczka elektryczna, dlatego ZMP delegował ją na berliński Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów w 1951 roku.

Tak na marginesie – Anna Walentynowicz, mimo że była w ZMP, do PZPR nigdy się nie zapisała. W numerze „Dziennika Bałtyckiego” z 4 kwietnia 1953 roku na piątej stronie widnieje ramka „Nasi przodownicy”, a w niej zdjęcie i króciutki biogram przyszłej pani Walentynowicz. Z notki wynika, że była niezwykle pracowita – chyba najbardziej w zakładzie. Osiągała średnio ponad 250 procent normy. Dla uczczenia święta 1 Maja zobowiązała się do wykonywania w drugim kwartale 270 procent normy. Dziennikarze zauważali wysoką jakość pracy Anny Lubczyk. Trzeba to jasno napisać – Anna Walentynowicz była lokalną sławą, a jej portrety wisiały w stoczni.

Przodownik żołnierz i… więzień

Odrębną kategorię stanowiły odznaczenia dla przodowników w wojsku. Odznakę „Wzorowy Kierowca” wprowadzono już w 1946 roku. Od 1950 roku przyznawano odznaczenie „Wzorowy Żołnierz”, przedstawiające srebrnego orła na różowej tarczy. Było też kilka odznak pobocznych – o ile można użyć takiego stwierdzenia. Zaliczały się do nich „Wzorowy Pontonier”, „Wzorowy Artylerzysta” czy „Wzorowy Kucharz”; ta ostatnia przedstawiała kłos zboża na błękitnej tarczy. Wzorowych specjalizacji było oczywiście więcej, ale wymieniamy tylko niektóre. W 1958 roku zmieniono wygląd odznaki „Wzorowy Żołnierz” – od tego czasu widniało na niej popiersie żołnierza w hełmie na tle stojącej pionowo biało-czerwonej flagi.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Odznak było wiele, warto jednak wspomnieć o jeszcze jednej, o odznace „Racjonalizator Wojskowy”. Było to wyróżnienie dosłownie wzorowane na cywilnej odznace „Racjonalizator Produkcji”. W obu przypadkach była to taka sama sześcioramienna gwiazda, z tym że w odznaczeniu cywilnym w jej centrum znajdowała się podobizna Pstrowskiego, a w wersji wojskowej był umieszczony wizerunek anonimowego żołnierza w hełmie. /…/

Socjalistyczna władza była niesłychanie opresyjna –wrogiem ludu można było zostać za byle co. Odsiadywało się wyroki więzienia za coś, za co w dzisiejszych czasach nie dostałoby się nawet wyroku w zawieszeniu, często nawet za czyny, które nie są teraz uznawane za przewinienie. Co gorsza, odkupienie win – tych rzeczywistych, jak i wyimaginowanych – odbywało się często poprzez pracę, i to ciężką. W latach pięćdziesiątych istniały w Polsce ośrodki pracy więźniów. Wiele z nich ulokowano w pobliżu kopalń. Prawie nikt już nie pamięta, że więźniowie z takich ośrodków także objęci byli współzawodnictwem pracy. /…/

W połowie lat pięćdziesiątych w więzieniu w Brzeszczach do współzawodnictwa stawało miesięcznie kilkuset więźniów, którzy pracowali zarówno w systemie pracy dniówkowej, jak i akordowej. W tym pierwszym chodziło o wyłonienie najlepszego więźnia-robotnika, choć podpisywano też zobowiązania grupowe i długoterminowe, które jednak nie zawsze udawało się wypełnić. Zdarzało się, że z zadeklarowanych 11 tysięcy ton węgla wydobyto 7 tysięcy. Także z ponad 610 ponadplanowych dniówek wykonano 600. W sumie jednak przekraczano normy, a indywidualny wynik około 120 procent normy nie należał do rzadkości. /…/

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Z pewnością do bardziej wydajnej pracy na dole zachęcała obietnica szybszego zwolnienia. /…/ Osadzeni, którzy nie wykonali zobowiązań, nie musieli jednak tracić nadziei. Komitet współzawodnictwa czuwał nad wszystkim. Z frapującego, pisanego ręcznie piórem na kartce w linie dokumentu zachowanego w IPN-ie dowiadujemy się, że:

Dla grup, które nie wykonały podjętych zobowiązań z przyczyn od nich niezależnych, to jest grupy VI i grupy IX, nasz zespół odśpiewa piosenkę pod tytułem „Hej przeleciał ptaszek”, a dla wszystkich tych kolegów, którzy wykonali swe październikowe zobowiązania i podjęli już nowe na cześć 5-tej rocznicy zjednoczenia Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i dzień Święta Górnika, by z większym zapałem przystąpili do rywalizacji tychże zobowiązań, zespół naszej orkiestry odegra Polkę „ścianowca” i Oberka „hulajdusza” /…/.

Błyskawica dla klawiszy

W tym miejscu można zadać sobie pytanie: skoro zobowiązania ogłaszali więźniowie, to czy rywalizowała też służba więzienna? Oczywiście, że tak. /…/ Z zachowanych dokumentów wynika, że władzom chodziło przede wszystkim o zlikwidowanie pijaństwa funkcyjnych i spania na służbie. Zwalczano zachowania nieregulaminowe: pozostawianie broni, braki w garderobie itd. Zdaje się, że te problemy udało się rozwiązać – przynajmniej w niektórych więzieniach. Miarą sukcesu była mniejsza liczba ukaranych funkcjonariuszy.

Nowa Huta jest kobietą. Choć niektóre wieśniaczki nigdy jej nie wybaczą

Zaczynali tu swe kariery Franciszek Pieczka i Witold Pyrkosz. Tu powstała pierwsza w Polsce szkoła rodzenia.

zobacz więcej
Rywalizacja obejmowała zazwyczaj wszystkich funkcjonariuszy danego więzienia lub aresztu – każdy z rywalizujących miał zeszyt lub kartę współzawodnictwa. W każdym miesiącu specjalna komisja oceniała postęp lub jego brak. Popularyzowano rywalizację za pomocą gazetek ściennych i tak zwanych błyskawic, czyli rodzaju ulotek, oraz biuletynów miesięcznych. Jak można się domyślić, wykorzystywano je też do krytyki opieszałych pracowników. /…/

Współzawodnictwo służby więziennej przetrwało co najmniej do końca lat siedemdziesiątych. W zasobach archiwalnych znalazłem regulamin współzawodnictwa z 1977 roku. Na co wtedy zwracano uwagę? Na podobne rzeczy, jak w latach pięćdziesiątych: na zaangażowanie, wygląd, doskonalenie organizacji pracy, uczestnictwo w szkoleniach, działalność społeczno-polityczną. Z wytycznych dla współzawodnictwa na lata 1977-1979 wynika, że miało ono wówczas charakter zarówno wewnątrzzakładowy, jak i międzyzakładowy. W przypadku tego pierwszego chodziło o rywalizację grupową – między działami, ale też indywidualną – o tytuł najlepszego pracownika działu. Przyznawano punkty, a nad przebiegiem rywalizacji czuwała komisja. Rywalizację podzielono na trzy etapy, przy czym dopiero ostatni wyłaniał działy nagradzane sztandarem przechodnim ministra sprawiedliwości /…/.

Żeby milicjant nie grandził

Rozkaz zobowiązujący funkcjonariuszy MO do udziału we współzawodnictwie pracy wydano 9 sierpnia 1948 roku – zachowane w IPN-ie dokumenty pokazują, co działo się w tamtych letnich dniach w różnych powiatowych komendach. Na niezliczonych spotkaniach tłumaczono stróżom socjalistycznej praworządności, o co właściwie chodzi z tym współzawodnictwem. /…/

W Bielsku Podlaskim wyjaśniono, w jaki sposób będzie określana rywalizacja między posterunkami. Miano do niej zaliczyć zarówno „stan zagrożenia, poziom pracy, jak i działalność polityczno-wychowawczą”, ponieważ:
na jednostce MO, na której nie ma odpowiedniej pracy, gdzie milicjanci upijają się i grandzą, gdzie poziom tychże funkcjonariuszy jest bardzo niski pod względem uświadomienia polityczno-wychowawczego, tam praca fachowa również będzie szwankowała.

Pod koniec 1948 roku milicjanci z różnych komend wzywali inne komendy do czynu przodowniczego. Najbardziej walecznego ducha wykazali milicjanci z Gołdapi, którzy w piśmie do komendy powiatowej w Olecku napisali:
W odpowiedzi na pismo z 15 X 1948 wzywające tutejszą komendę powiatową MO do współzawodnictwa w pracy – powiadamiam, że rękawicę rzuconą nam podjęliśmy i z zakasanymi rękawami stajemy na ziemię udeptaną – komendant powiatowy MO w Gołdapi, porucznik Grodowski.

I dzielne chwaty podpisały wezwanie do współzawodnictwa pracy.

– Andrzej Janikowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Tytuł i śródtytuły od redakcji
SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Warszawa, Święto Pracy 1949. Pochód pierwszomajowy na ulicy Marszałkowskiej, na którego czele szli przodownicy pracy. Fot. PAP
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.