Obydwaj byli przedwojennymi komunistami. Komar działacz Kominternu, oprócz polskiej partii komunistycznej był jeszcze członkiem radzieckiej i niemieckiej. Dawane mu zadania rzucały go po Europie. Pisze się o nim, że był w komórce Komunistycznej Partii Polski likwidującej prowokatorów policji. Człowiek wielkiego zaufania, którego zadania przed wojną mogą oświetlić niedostępne archiwa radzieckie. Jak wielu działaczy Kominternu walczył w Hiszpanii w komunistycznych Brygadach Międzynarodowych. Był jednym z dowódców w Brygadzie im. Jarosława Dąbrowskiego.
Dąbrowszczakiem był też generał Juliusz Hibner. Nie był on jednak działaczem Kominternu. Na studiach we Lwowie był poszukiwany jako działacz nielegalnej wtedy KPP. Musiał uciekać. Przez zieloną granicę, a raczej kilka granic, dostał się do Hiszpanii. Podczas tej trzymiesięcznej podróży zatrzymał się u zamożnego wuja w Zurichu, który chciał, żeby krewny został, i zobowiązał się nawet sfinansować mu studia. Hibner nie skorzystał, co świadczy o jego poświęceniu światowemu komunizmowi.
Po wojnie Komar, zanim mógł rozkazywać KBW, był szefem wywiadu wojskowego i dyrektorem w MSW. Kiedy nad krajami socjalistycznymi zapanowała ostatnia – antysemicka – obsesja Stalina, znalazł się w więzieniu Informacji Wojskowej. Śledztwo prowadzono w kierunku „odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego”, czyli w kierunku Gomułki.
Wypuszczono go po dwóch latach na skutek audycji Radia Wona Europa złożonych z rewelacji zbiegłego na Zachód oficera UB, Józefa Światły. Światło znał sprawę Komara, z którego w czasie śledztwa wyciągnięto, że pracował dla trzech wywiadów, zlecił zamordowanie generała Świerczewskiego i przygotowywał opuszczenie przez Jugosławię obozu socjalistycznego na trzy lata zanim to się stało. Z tego, co mówił Światło, absurd gonił absurd. Była to kompromitacja Informacji Wojskowej. Z więzień wyszli aresztowani wraz z Komarem oficerowie, w Informacji posypały się dymisje.
Juliusz Hibner nie siedział, choć podobnie jak Komar, za długo był na Zachodzie i miał pochodzenie żydowskie. Prawdopodobnie tarczą przed oszalałymi strażnikami słusznej linii partii była Złota Gwiazda Bohatera Związku Radzieckiego, zdobyta pod Lenino.
Komar dotrwał w wojsku do czystek w roku 1967 i niezupełnie dobrowolnie przeszedł na emeryturę. Hibner nie czekał aż go odsuną. Sam się zwolnił z wojska w 1959 roku. W wieku 50 lat przestał zbawiać świat widzialny i zaczął opisywać niewidzialny. Zrobił magisterium z fizyki, później doktorat. Pracował jako fizyk kwantowy w Polsce i we Francji. Nie był to typowy koniec kariery komunistycznego oficera.
Juliusz Hibner mówiąc Gomułce, że KBW wykona każdy rozkaz oprócz strzelania do nieuzbrojonych cywilów, mówił także w imieniu Wacława Komara. Ci dwaj ideowi i wzorowi komuniści internacjonaliści gotowi byli zatem strzelać do uzbrojonych „radzieckich”? ZSRR to było jądro i centrum światowego komunizmu, więc jakże to tak? Czyżby proletariacki internacjonalizm ukazał swoje granice.
Z polskiego października '56 pozostała patriotyczna legenda KBW i generałów. W odróżnieniu jednak od legendy uzbrojonego FSO, ktoś te oddziały z koszar ruszył.
– Krzysztof Zwoliński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy