Historia

Przed sowiecką interwencją uratowali nas Chińczycy i generałowie z KBW

Kłótnia w rodzinie z awanturą w Belwederze mogła mieć węgierski finał, może nawet bardziej krwawy, bo wobec ruchów wojsk radzieckich i „polskich” w kierunku Warszawy wojska wewnętrzne nie zachowały się biernie. W nocnych Polaków rozmowach obaj generałowie, przedwojenni komuniści, zyskali więc patriotyczne laury.

W nocy z 18 na 19 października 1956 roku dwie kolumny, jedna pancerna i jedna piechoty zmotoryzowanej, wyruszyły z baz na Pomorzu i Dolnym Śląsku w kierunku Warszawy. Nie byłoby o czym pisać, gdyby nie to, że były to jednostki Północnej Grupy Armii Radzieckiej stacjonujące w PRL w ramach Układu Warszawskiego. Postawione w stan gotowości zostały także wojska radzieckie w NRD przy granicy z Polską.

19 października przed południem jednostki Armii Radzieckiej zatrzymały się niespełna sto kilometrów od stolicy. Bliżej Warszawy, bo tuż na przedmieściach, stanęły jednostki ludowego Wojska Polskiego wychodzące z Legionowa i Modlina na rozkaz marszałka Polski Konstantego Rokossowskiego, ministra obrony narodowej. Jednostki „polskie”, dowodzone przez radzieckich oficerów, zatrzymały się i czekały na nadejście wojsk radzieckich.

Ruchy wojsk spowodowała zapowiedź zwołania, na 19 października właśnie, VIII Plenum KC PZPR, na którym miano wybrać nowe władze partii – co w tamtym systemie znaczyło władze kraju – bez konsultacji z Moskwą.

Niepokój panuje w Warszawie

Pomimo, że Stalin nie żył już od trzech lat, stalinizm w ZSRR miał się całkiem nieźle i towarzysze radzieccy taką samowolę musieli potraktować jak kontrrewolucję, a to wymagało interwencji. Tego samego dnia rano na lotnisku wojskowym na Boernerowie wylądowała więc delegacja radziecka z Nikitą Chruszczowem (pierwszy sekretarz KC KPZR), Wiaczesławem Mołotowem, Łazarem Kaganowiczem, Anastasem Mikojanem i marszałkiem Iwanem Koniewem, dowódcą wojsk Układu Warszawskiego. Przyjechali bez zaproszenia.

Pierwszy sekretarz KC PZPR Edward Ochab został powiadomiony o przylocie delegacji dzień wcześniej wraz z propozycją przełożenia plenum na po rozmowach z Chruszczowem. Ochab plenum nie przełożył, sytuacja była więc napięta.

Już na lotnisku Chruszczow przywitał się najpierw z generałami radzieckimi, a także z radzieckim marszałkiem w polskim mundurze, Konstantym Rokossowskim: – To są ludzie, na których polegam – miał powiedzieć Chruszczow, a polskim władzom wygrażał pięścią: „Ujawniła się zdradziecka rola towarzysza Ochaba” i „Ten numer wam nie przejdzie” – usłyszeli ponoć polscy oficjele.

Chruszczow, po przywitaniu się z kierownictwem PZPR, wskazał na Władysława Gomułkę i spytał: „Kto to jest?”. Doskonale wiedział, kto to jest Gomułka, z jego powodu przecież tu przyjechał, choć formalnie towarzysz „Wiesław” był prawie nikim, zaledwie 12 października dokooptowano go do składu Komitetu Centralnego. Nie był jeszcze w Biurze Politycznym ani w Sekretariacie KC, a w systemie władzy w PRL tylko to się naprawdę liczyło.

Aby zatrzymać retoryczny zapał Chruszczowa, Edward Ochab wyjaśnił niespodziewanemu gościowi, że zaprasza na rozmowy do Belwederu, odpowiedniejszego miejsca – dostojnikom polskim towarzyszyła ochrona, kierowcy i inne osoby. Robił się skandal.

W Belwederze, według wspomnień Ochaba, zaczęło się ostro. Chruszczow miał pretensję o zwołanie plenum, na którym zamierzano powołać nowe władze partii. Towarzysze cieszący się zaufaniem Związku Radzieckiego, mieli opuścić Biuro Polityczne, a na ich miejsce wejść inni z Władysławem Gomułką, typowanym na pierwszego sekretarza. To była kontrrewolucja, osłabienie jedności obozu socjalistycznego i padały jeszcze inne określenia ze słownika doktryny komunistycznej. O tym, co jest odstępstwem od kanonu, decydowano zawsze w Moskwie.
Rok później Nikita Chruszczow zjawił się w Czechosłowacji. Fot. PAP/CTK
Ochab, jak sam wspomina, miał się zapytać, czy towarzysze radzieccy uzgadniają z Warszawą skład swoich władz. „Nu, czto wy, czto wy” – ze zdziwieniem i rozbawieniem replikował Chruszczow. Na słowa radzieckiego sekretarza, że ZSRR jest gotowy do interwencji, Ochab miał odpowiedzieć, że już siedział w więzieniu i się nie boi.

Jednak to nie Ochab, formalnie najwyższy rangą po stronie polskiej prowadził rozmowy. Władysław Gomułka, odsunięty od władzy w początku lat 50. za „ odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”, ponad dwa lata przebywał odosobnieniu pod strażą w willi w Międzeszynie. Zwolniony w 1954 roku, zmian znanych jako „polski październik” doczekał w sanatorium w Ciechocinku. Nie on je zainicjował, ale stanął na ich czele.

Pierwsza samoograniczająca się rewolucja

Pierwszym impulsem polskiego października był XX Zjazd KPZR, w lutym 1956 roku w Moskwie, na którym Nikita Chruszczow w tajnym referacie ujawnił skalę zbrodni Stalina. Na zjeździe byli obecni przywódcy państw socjalistycznych i o ile oni zachowali dyskrecję, o tyle w PRL referat Chruszczowa był szeroko kolportowany nie tylko wśród członków partii.

W kraju plan sześcioletni przyniósł rozbudowę przemysłu ciężkiego, w tym pracującego dla wojska, ale nie miało to przełożenia na poziom życia. Płace i zaopatrzenie się pogarszały, co w czerwcu 1956 roku spowodowało wybuch buntu robotniczego w Poznaniu. Bunt krwawo stłumiono, ale ferment narastał. Wszyscy mieli dosyć radzieckiego modelu gospodarki, kultury i życia społecznego.

W fabrykach i na uczelniach wiecowano, żądając zmian. Reakcja władz na Poznań trzymała ludzi w strachu, a śmierć Bolesława Bieruta, symbolu stalinizmu, który nie wrócił z XX Zjazdu KPZR, budziła nadzieję. Rewolucja 1956 się samoograniczała na długo przed nazwaniem Solidarności samoograniczającą się rewolucją.

Wszyscy wiedzieli, jakie są warunki i znali skalę manewru, na czele z Władysławem Gomułką. Reakcja na lata stalinizmu wyniosła go do rangi męża opatrznościowego, nie tylko w partii. W narodzie miał on opinię więźnia stalinowskiego, który chciał polskiej drogi do socjalizmu, czyli jakiegoś stopnia niezależności od ZSRR w sprawach wewnętrznych. Na przykład sprzeciwiał się kolektywizacji wsi. Zapomniano mu instalowanie nowego ustroju po wojnie jako sekretarzowi generalnemu PPR.

Bardziej Polak niż komunista – Gomułka w październiku ‘56

Jedyna w PRL radziecka interwencja zbrojna rozpoczęła się ćwierć wieku przed grudniem 1981 r.

zobacz więcej
Nikita Chruszczow był źle poinformowany przez ambasadę i niektórych towarzyszy z Polski. W planach Gomułki w sprawach polityki zagranicznej Polska stanowiła jedność ze Związkiem Radzieckim, postępy socjalizmu na świecie były jej tak samo bliskie i nie było mowy o wychodzeniu z Układu Warszawskiego. Na Gomułkę można więc było liczyć. Jeszcze w czasach instalowania ustroju jako sekretarz generalny PPR powiedział przed wyborami komuś z konkurencyjnego PSL: „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. Mawiał także, że „dogmatyzm to grypa, a rewizjonizm to gruźlica”.

Była to zatem kłótnia w rodzinie oparta na nieporozumieniu towarzyskim, a bardziej poważnie – na intrygach twardogłowej frakcji w PZPR i marszałka Rokossowskiego. Gomułkę wzięto za kogoś innego niż rzeczywiście był. „Wiesław” pamiętał, jakie poparcie miał przed wojną w Polsce komunizm i że bez ZSRR ta władza w PRL by się nie utrzymała.

W Belwederze trzeba było przekonać Chruszczowa, że ma do czynienia z komunistami wiernymi idei. Mówiono o wszystkim – o zaniżonych cenach węgla, po jakich PRL sprzedawał go na wschód, o destrukcyjnej roli radzieckich doradców w armii i zbrodniczej w bezpiece i, ze strony radzieckiej, o wrogich wobec ZSRR wypowiedziach prasowych, jakich w czasach październikowej „odwilży” nie brakowało. Władysław Gomułka był zdeterminowany. W pewnym momencie przeszedł na polski i mówił coraz szybciej, nikt nie nadążał z tłumaczeniem. Mówił jak ktoś niesłusznie posadzony o chęć zerwania „wiecznej przyjaźni z ZSRR”. To zapomnienie się na skutek emocji podobno zrobiło wrażenie na Chruszczowie jako dowód szczerości intencji.

Pekin pokazuje moc

Rozmowy trwały do pierwszej w nocy i 20 października Chruszczow wyjechał uspokojony, ale nie do końca przekonany. Podczas rozmów strona polska żądała powrotu wojsk radzieckich do koszar. Usłyszeli, że to tylko dawno zaplanowane ćwiczenia. Po odlocie Chruszczowa wojska radzieckie nadal stały w polu. Zrozumiano więc, że interwencję wstrzymano, ale jej nie zaniechano. Na Kremlu zastanawiano się, co robić dalej, a w podjęciu korzystnej dla PRL decyzji pomogły Chiny.

ZSRR, przed wylotem do Warszawy delegacji z Chruszczowem, powiadomił bratnie partie w NRD i Czechosłowacji (krajach graniczących z PRL) i Chiny (ze względu na ich rangę w obozie) o zamiarze siłowej interwencji, gdy rozmowy nie przyniosą pożądanego skutku. Towarzysze niemieccy i czescy poparli Chruszczowa. Stanowczo sprzeciwiły się Chiny. Pekin wysłał delegację rządową do Moskwy celem podtrzymania swego stanowiska. W czasie rozmów w Belwederze Chruszczow mógł o sprzeciwie chińskim nie wiedzieć, ale po powrocie do Moskwy musiał go rozpatrzyć.

W tym samym czasie z podobną niesubordynacją miejscowych komunistów zmierzyć się musiał ZSRR na Węgrzech, i tam także liczyło się zdanie Chin.

Pekin nie sprzeciwił się interwencji w Polsce z sympatii do Polaków, chciał po prostu zaznaczyć swą rolę mocarstwową, że jest nie tylko jeden ośrodek decyzyjny w obozie socjalistycznym. Gdy Rosjanie ulegli w przypadku Polski, Pekin dał zielone światło w sprawie Węgier.
4 listopada 1956 wojska ZSRR rozpoczęły krwawą pacyfikację Budapesztu. Fot. PAP/KEYSTONE
23 października wojska radzieckie wkroczyły do Budapesztu. Premier, Imre Nagy chciał – w przeciwieństwie do Gomułki – neutralności kraju i wyjścia z Układu Warszawskiego. 4 listopada rozpoczęła się krwawa pacyfikacja Budapesztu. W PRL, wiernym pryncypiom, 23 października wojska radzieckie wycofały się do koszar.

Legendy o polskim październiku

24 października na słynnym wiecu na placu Defilad w Warszawie Gomułka obwieścił to zebranym. Sześćsettysięczny tłum usłyszał także to, co chciał usłyszeć, bo Władysław Gomułka tak naprawdę nie powiedział nic dającego nadzieję. Przemówienie zakończył wezwaniem do wzięcia się do pracy. Tylko bardzo nieliczni pojęli, że waśnie skończył się polski październik.

Mniej więcej po roku zakneblowano z powrotem media, a swobodę dyskusji w partii wygaszono tuż po wyborach do Sejmu w styczniu 1957 roku. Bowiem w czymś, co ze współczesnej perspektywy nazwać należy kampanią wyborczą, działy się rzeczy niesłychane – towarzysze w zakładach żądali nawet powrotu Wilna i Lwowa do Macierzy.

To prawda, że odeszli doradcy radzieccy, zwolniono z internowania prymasa Stefana Wyszyńskiego, a z więzień dziewięć tysięcy więźniów politycznych, likwidowano spółdzielnie produkcyjne na wsi, a w sztuce przestał obowiązywać socrealizm. Nielicznym, ale jednak, przyznawano paszporty, rozwiązano UB i metody śledcze z czasów Bieruta odeszły na zawsze. Zniknął codzienny terror i strach. Wprowadzono na kilka lat religię do szkół.

Gomułka wierzgał Stalinowi, Chruszczowowi, Breżniewowi. Nie ciągle i nie stale, ale kiedy walczył o swoje, wierzgał

Miał silne poczucie tego, co polskie, a co sowieckie, niczym chłop na własnej ziemi.

zobacz więcej
Jednak tłum zebrany 24 października na placu Defilad spodziewał się więcej i nawet słyszał, że będzie więcej normalności. W pamięci społecznej październik 1956 roku ma więc swoją legendę – postawiliśmy się Ruskim, nawet partia, a Gomułka to wprawdzie komunista, ale nasz, narodowy. Internacjonalizm, czyli sklejenie pod każdym względem z ZSRR, Gomułki objawił się dopiero w 1968 roku najazdem na Czechosłowację. Stagnacja i brak perspektyw na poprawę codziennego życia – znacznie wcześniej.

Kłótnia w rodzinie z awanturą w Belwederze mogła mieć węgierski finał, może nawet bardziej krwawy, bo wobec ruchów wojsk radzieckich i „polskich” w kierunku Warszawy wojska wewnętrzne nie zachowały się biernie.

W całych wojskach wewnętrznych stanowiących jedną czwartą armii i składających się z Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Wojsk Ochrony Pogranicza w 1956 roku nie było już radzieckich oficerów.

KBW zajęło pozycję na przedmieściach Łodzi, co zmusiło wojska radzieckie do obejścia miasta, i na przedmieściach Warszawy. Stolicę patrolowano. W FSO na Żeraniu powstała milicja robotnicza budująca barykady – wojsko posłuszne Rokossowskiemu musiałoby iść tamtędy z Legionowa.

KBW dysponował własną artylerią, czołgami i lotnictwem – to pozostałość z czasów walki tej formacji z podziemiem niepodległościowym. KBW nie obroniłoby miasta i Polski przed interwencją, ale znacznie podwyższyłoby jej koszty. O postawie wojsk wewnętrznych musiał wiedzieć Chruszczow w Belwederze, jak i o tym, że organizują się robotnicy.

Wydarzenia historyczne obrastają w legendy. Największą z październikowych legend jest sam Władysław Gomułka. Druga to wiadomość, że robotnicy Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu dostali od KBW 800 sztuk broni strzeleckiej, kilka karabinów maszynowych i granaty. Nigdy nie wspominał o tym Lechosław Goździk, sekretarz partii w FSO, a on – człowiek października – musiałby coś wiedzieć. Po latach sensację stanowczo zdementował generał Juliusz Hibner, wtedy zastępca ministra spraw wewnętrznych, odpowiedzialny za wojska wewnętrzne.

W czasie, kiedy wojska radzieckie stały jeszcze w polu, ten sam Hibner miał z Gomułką rozmowę. Gomułka zapytał, czy to prawda, że w podległych Hibnerowi formacjach nie ma radzieckich oficerów. Hibner potwierdził właśnie wybranemu przez VIII Plenum sekretarzowi, że prawda. Dalsze pytanie, czy wojsko wykona każdy rozkaz. „Każdy, oprócz strzelania do klasy robotniczej” – miał odpowiedzieć Hibner.

Jakie rozkazy chodziły po głowie Gomułce? Tego już się nie dowiemy, a te bezpośrednio wydawane KBW były autorstwa generała Wacława Komara za aprobatą generała Juliusza Hibnera. Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego zajmując pozycje obronne, poprawił sobie fatalną opinię z czasów instalowania władzy ludowej i jej umacniania. W nocnych Polaków rozmowach obaj generałowie, przedwojenni komuniści, zyskali patriotyczne laury. Hibner przeżył Komara. Dopóki żył Komar, po kawiarniach mówiono bardziej o nim. Po jego śmierci, o Hibnerze.

Generałowie dwaj

Rola każdego z generałów w Październiku 1956 jest trudna do precyzyjnego ustalenia – kiedy ministrem obrony i członkiem Biura Politycznego był „marszałek dwóch narodów” Konstanty Rokossowski, generałowie działający przeciwko niemu, rozkazów na piśmie oczywiście nie dawali.
Dopóki żył Wacław Komar (z lewej), po kawiarniach mówiono raczej o nim, potem bohaterem stał się Juliusz Hibner. Fot. Wikimedia
Obydwaj byli przedwojennymi komunistami. Komar działacz Kominternu, oprócz polskiej partii komunistycznej był jeszcze członkiem radzieckiej i niemieckiej. Dawane mu zadania rzucały go po Europie. Pisze się o nim, że był w komórce Komunistycznej Partii Polski likwidującej prowokatorów policji. Człowiek wielkiego zaufania, którego zadania przed wojną mogą oświetlić niedostępne archiwa radzieckie. Jak wielu działaczy Kominternu walczył w Hiszpanii w komunistycznych Brygadach Międzynarodowych. Był jednym z dowódców w Brygadzie im. Jarosława Dąbrowskiego.

Dąbrowszczakiem był też generał Juliusz Hibner. Nie był on jednak działaczem Kominternu. Na studiach we Lwowie był poszukiwany jako działacz nielegalnej wtedy KPP. Musiał uciekać. Przez zieloną granicę, a raczej kilka granic, dostał się do Hiszpanii. Podczas tej trzymiesięcznej podróży zatrzymał się u zamożnego wuja w Zurichu, który chciał, żeby krewny został, i zobowiązał się nawet sfinansować mu studia. Hibner nie skorzystał, co świadczy o jego poświęceniu światowemu komunizmowi.

Po wojnie Komar, zanim mógł rozkazywać KBW, był szefem wywiadu wojskowego i dyrektorem w MSW. Kiedy nad krajami socjalistycznymi zapanowała ostatnia – antysemicka – obsesja Stalina, znalazł się w więzieniu Informacji Wojskowej. Śledztwo prowadzono w kierunku „odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego”, czyli w kierunku Gomułki.

Wypuszczono go po dwóch latach na skutek audycji Radia Wona Europa złożonych z rewelacji zbiegłego na Zachód oficera UB, Józefa Światły. Światło znał sprawę Komara, z którego w czasie śledztwa wyciągnięto, że pracował dla trzech wywiadów, zlecił zamordowanie generała Świerczewskiego i przygotowywał opuszczenie przez Jugosławię obozu socjalistycznego na trzy lata zanim to się stało. Z tego, co mówił Światło, absurd gonił absurd. Była to kompromitacja Informacji Wojskowej. Z więzień wyszli aresztowani wraz z Komarem oficerowie, w Informacji posypały się dymisje.

Juliusz Hibner nie siedział, choć podobnie jak Komar, za długo był na Zachodzie i miał pochodzenie żydowskie. Prawdopodobnie tarczą przed oszalałymi strażnikami słusznej linii partii była Złota Gwiazda Bohatera Związku Radzieckiego, zdobyta pod Lenino.

Komar dotrwał w wojsku do czystek w roku 1967 i niezupełnie dobrowolnie przeszedł na emeryturę. Hibner nie czekał aż go odsuną. Sam się zwolnił z wojska w 1959 roku. W wieku 50 lat przestał zbawiać świat widzialny i zaczął opisywać niewidzialny. Zrobił magisterium z fizyki, później doktorat. Pracował jako fizyk kwantowy w Polsce i we Francji. Nie był to typowy koniec kariery komunistycznego oficera.

Juliusz Hibner mówiąc Gomułce, że KBW wykona każdy rozkaz oprócz strzelania do nieuzbrojonych cywilów, mówił także w imieniu Wacława Komara. Ci dwaj ideowi i wzorowi komuniści internacjonaliści gotowi byli zatem strzelać do uzbrojonych „radzieckich”? ZSRR to było jądro i centrum światowego komunizmu, więc jakże to tak? Czyżby proletariacki internacjonalizm ukazał swoje granice.

Z polskiego października '56 pozostała patriotyczna legenda KBW i generałów. W odróżnieniu jednak od legendy uzbrojonego FSO, ktoś te oddziały z koszar ruszył.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: Tłum zebrany 24 października 1956 roku na placu Defilad w Warszawie spodziewał się więcej i słyszał w przemówieniu Władysława Gomułki to, co chciałby usłyszeć. Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie/PAP/Wiesław Prażuch
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.