Pewien model chłoporobotniczy pojawiał się już pod koniec dziewiętnastego wieku, kiedy światli przemysłowcy, inteligencja, a później także związkowcy proponowali nowoczesne podmiejskie osiedla robotnicze z małymi ogródkami i możliwością hodowli zwierząt. Miało to być odpowiedzią na automatyzację, ciężkie warunki i dehumanizację pracy. Socjalistyczny model chłoporobotnika był jednak zjawiskiem, które powstało spontanicznie wbrew woli zarządzających gospodarką. Było czymś nieplanowanym w gospodarce planowej.
Trudno dzisiaj ustalić jak dużą grupę społeczną stanowili chłoporobotnicy podczas strajków w sierpniu 1980 roku. Bez wątpienia również bez nich ten protest byłby niemożliwy, bo oprócz tych dojeżdżających do pracy pokaźną grupę stanowili zamieszkujący w hotelach robotniczych i na stancjach w prywatnych domach (które to były wynajmowane przez duże zakłady pracy). Większość z nich pracowała i żyła w trudnych warunkach. Niezależnie czy na stancji, czy w hotelu – mieszkali w kilkuosobowych pokojach. Stanowili więc jedną z tych grup, które pragnęły zmian na lepsze. Zresztą Sierpień’80 i trwający do stanu wojennego karnawał Solidarności to okres niespotykanego wcześniej w PRL zbliżania się różnych grup społecznych. Wsi z miastem, chłopów z robotnikami i inteligencją miejską. Nie było praktycznie żadnego większego strajku w mieście, którego nie wsparliby rolnicy. Dostarczali strajkującym ziemniaki, kapustę i marchew. Sam, będąc studentem i członkiem komitetu strajkowego, odbierałem w 1981 roku taką dostawę od podwarszawskich rolników i na teren uczelni wjechałem, siedząc na wypełnionej po brzegi platformie ciągniętej przez konie.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Kryzys lat osiemdziesiątych spowodował, że chłoporobotnicy wrócili do hodowli zwierzęcej, bo
w systemie kartkowej reglamentacji mięsa rolnicy posiadający więcej niż pół hektara ziemi byli pozbawieni przydziałów. Chłoporobotnicy przez całe dekady PRL byli łącznikami między wsią i miastem. To często za ich pośrednictwem do ludności miejskiej trafiały świeże i poszukiwane produkty rolnicze, szczególnie mięso i jego wiejskie wyroby. Zaś w drugą stronę wędrowały produkty niedostępne na wsi. Środki czystości, ubrania, artykuły gospodarstwa domowego i „luksusowe” wyroby spożywcze. To przede wszystkim chłoporobotników podczas niekończących się kryzysów spotykał zarzut, że w sklepach wykupują deficytowy towar.
Samoobrona – nowa klasa średnia
„Jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych Leszek Rudnicki i Henryk Woźniczka pisali o chłoporobotnikach, że jest to zjawisko trwałe i »bynajmniej nie może być traktowane jako przejściowe« – twierdził profesor Jerzy Kochanowski. – Transformacja gospodarcza po 1989 roku radykalnie zweryfikowała ten pogląd. W upadających, niewytrzymujących konkurencji fabrykach w pierwszej kolejności zwalniano właśnie chłoporobotników, którzy zanikli w swoim »peerelowskim« kształcie. Termin jednak pozostał i nic nie zapowiada, żeby został zapomniany”.
Według tej opinii termin „chłoporobotnik” ma się odnosić jedynie do rzeczywistości Polski Ludowej. Panuje też przekonanie, że związany z reformą Balcerowicza upadek przemysłu doprowadził do zaniku chłoporobotników. Nic bardziej błędnego. Od samego początku tejże reformy pojawiały się nowe grupy dwuzawodowe, a nawet wielozawodowe. W latach 90. policjanci dorabiali jako ochroniarze, podobnie zresztą jak emeryci, kto mógł zajmował się różnego rodzaju handlem. Ileż to osób próbowało sił jako agenci ubezpieczeniowi czy osoby zajmujące się sprzedażą bezpośrednią. Większość Polaków musiała „kombinować”, żeby żyć i tak zostało. Wielu musi funkcjonować w sposób podobny do chłoporobotników.
Prawie dwadzieścia lat prof. Paweł Śpiewak mówił, że Andrzej Lepper ze swoją Samoobroną jest przedstawicielem nowej polskiej klasy średniej i nie jest to taka klasa średnia o jakiej myślał prof. Bronisław Geremek. Kilka lat temu artysta Pablopavo w jednym z wywiadów dodał: „Większość naszej klasy średniej dwie raty kredytu dzielą od bezdomności”. Z kolei pewien mój znajomy twierdzi: „Na początku lat dziewięćdziesiątych bardzo cieszyliśmy się, że pada wielki przemysł. Te monstrualne i niewydolne zakłady przemysłowe. I mówiliśmy, że nowoczesna gospodarka polega na przesunięciu ludzi z przemysłu do usług. Tylko nikt nie spodziewał się, iż jedyną szansą na pracę w tych usługach będzie siedzenie »na słuchawkach« w telemarketingu. I to są te nasze »białe kołnierzyki«”.
Wieś nadal jest postrzegana jako obszar społecznego zacofania. Opinia te zwykle dotyczy tych rejonów kraju, w których zachowały się tradycyjne więzi społeczne. Przeciwwagą dla nich mają być wielkie miasta symbolizujące postępowość, światowość, teraz określoną modnym terminem „europejskości”. Nie zmienia to faktu, że zdecydowana większość Polaków ma mocne korzenie wiejskie, zaś modne terminy, a przede wszystkim wyobrażenia nie znajdują potwierdzenia w badaniach.