I to grekokatolicy e Galicji wschodniej są zdecydowanie przeciwni odprawianiu mszy po ukraińsku w kościołach „rzymskich”. Nie chcą też zwracać zajętych przez siebie świątyń katolickich. Polacy są oburzeni, że na przykład przepiękny kościół św. Marii Magdaleny we Lwowie wciąż oficjalnie pozostaje Lwowską Salą Organową, a wspólnota katolicka bezskutecznie domaga się zwrotu świątyni, zagarniętej przez komunistyczne władze w 1962 r. Wierni mają prawo korzystać ze swojego kościoła tylko w konkretne dni i godziny. Dzieje się tak, choć decyzja w sprawie oddania kościoła zależy przecież od zasiadających we władzach miejskich Ukraińców, przede wszystkim grekokatolików.
Te napięcia zeszły jednak na drugi plan w związku z rosyjską agresją. Trudno więc przewidzieć, jakie ostatecznie znajdzie się rozwiązanie dla sporów. Zwłaszcza, że dla grekokatolików ważny jest nie tylko zachód kraju, ale cała Ukraina – siedzibą zwierzchnika tego Kościoła, abpa Swiatosława Szewczuka, jest zbudowany w 2013 r. Patriarszy Sobór Zmartwychwstania Chrystusa w Kijowie (wcześniej był to lwowski Sobór św. Jura).
ODWIEDŹ I POLUB NAS
A w skali całego kraju stosunki z rzymskimi katolikami są bardzo dobre. Pewnie również dlatego, że w ukraińskim episkopacie rzymskokatolickim na 13 biskupów, aż 8 pochodzi z Ukrainy, a tylko 5 z Polski, podczas gdy wcześniej dominowali przybysze z naszego kraju. Tym pierwszym chyba jednak łatwiej rozmawiać o najtrudniejszych sprawach (także tych dotyczących bolesnej, wspólnej historii) ze swymi kolegami – Ukraińcami. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Ukrainy, bp. Witalij Skomarowski, pochodzi z Berdyczowa, a obecnie kieruje diecezją łucką, obejmującą cały Wołyń.
Prawosławie patrzące na zachód
W najważniejszych, ukraińskich cerkwiach prawosławnych podległych Moskwie wisiał kiedyś duży plakat przedstawiający „drzewo chrześcijaństwa”. Solidny pień, wielka, piękna, zielona korona – to prawosławie. Zgniły odrost – to katolicyzm. Czarna, wąska kreska – to protestantyzm. Tak „moskiewscy” prawosławni widzieli siebie i innych.
Przed uzyskaniem przez ten Ukrainę niepodległości prawosławni – stanowiący większość mieszkańców tego kraju – należeli do Cerkwi rosyjskiej. Potem ukraińskie prawosławie się podzieliło – przez kolejne lata istniał Kościół podległy Patriarchatowi Moskiewskiemu, nowoutworzony Patriarchat Kijowski (przez wiele Cerkwi, w tym polską, uznawany za niekanoniczny) i niewielki, „importowany” z Kanady Kościół autokefaliczny.
Ale w 2018 r. stworzony został nowy Kościół Prawosławny Ukrainy, który uzyskał od Patriarchy Ekumenicznego z Konstantynopola specjalny dokument, tzw. tomos, przyznający mu autokefalię. Kościół „rosyjski” usiłował (przynajmniej formalnie) odciąć się od Moskwy, ale to nie mogło go uratować. Ukraińskie służby przeprowadziły zakrojone na szeroką skalę przeszukania w budynkach należących do tej Cerkwi, znajdując dowody na współpracę jej hierarchów z rosyjskim agresorem. – Nadszedł czas, by wyzwolić się spod panowania Moskwy – mówił zwierzchnik Prawosławnego Kościoła Ukrainy (PKU) metropolita Epifaniusz podczas bożonarodzeniowej liturgii w soborze Wniebowzięcia Matki Bożej w Ławrze Pieczerskiej w Kijowie. Ławra, przez lata należąca do Patriarchatu Moskiewskiego, została mu odebrana.