Po zakończeniu II wojny światowej sytuacja jeszcze się pogorszyła. Kwitł czarny rynek, na którym pojawiły się obiekty z terenów zachodnich i północnych, a także z Niemiec (wyprzedawane przez Sowietów i szabrowników). Wypływały nie tylko „Axentowicze” lecz także „Breughle” czy „Dürery”. Fałszowano obrazy oraz srebra, wykorzystując do tego celu specjalne stemple, tzw. „punce”. Pojawiały się też sygnowane kopie. Jedną z takich kopii może być „Targ na jarzyny”.
Warto jednak podkreślić, że współczesne badania proweniencyjne znacznie przewyższają poziomem ekspertyzy z 1948 r. Dodatkowo Muzeum Wielkopolskie nabyło dzieło w dobrej wierze, w bardzo niesprzyjających okolicznościach: panował gigantyczny chaos wywołany zarówno wojną, jak i budową komunizmu. Ówczesna dyrekcja nie miała nic wspólnego z obecnym personelem Muzeum Narodowego w Poznaniu.
Nie zmienia to jednak faktu, że warto zadać pytanie: jeśli „Targ na Jarzyny” z MNP jest kopią, to gdzie znajduje się autentyk? Na razie pozostaje ono bez odpowiedzi, a obraz został poddany przez MNP bardzo skrupulatnej konserwacji. Jeżeli jednak teza prof. Haake zostanie potwierdzona – a wszystko na to wskazuje – należy wpisać dzieło na urzędowe listy zabytków skradzionych i wywiezionych za granicę.
Całkiem współczesna święta
Zakup sygnowanej kopii nie przytrafił się tylko temu muzeum. Dyrekcjom wielu zagranicznych galerii zarzucić można brak krytycyzmu i chęć wzbogacenia zbiorów. Za przykład posłużyć mogą Shermen Emery Lee, dyrektor Museum of Art w Cleveland oraz książę Badr z Arabii Saudyjskiej.
W 1973 r. muzeum w Cleveland kupiło za ok. dwa mln dolarów w nowojorskiej galerii Fredericka Monta część ołtarzowego tryptyku przypisanego Matthiasowi Grünewaldowi (właściwie Mathisowi Nithartowi). Przedstawiał on św. Katarzynę z Aleksandrii. W chwili zakupu dyrektor Lee opisywał dzieło jako „piękny, tajemniczy obraz o wielkim znaczeniu historycznym”. I to pomimo faktu, że Joachim von Sandrart, teoretyk sztuki, autor źródłowego opracowania historii sztuki niemieckiej „Deutsche Academie der edlen Bau-Bild und Mahlerey-Künste” podał, że tryptyk ten nie istnieje: podczas wojny 30-letniej został zagrabiony przez Szwedów i załadowany na statek, który zatonął.
Pięć lat później znany niemiecki dziennikarz Reinhard Müller-Mehlis ujawnił, że Frederick Monte kupił „św. Katarzynę” w renomowanej galerii sztuki Oskara Scheidwimmera w Monachium. Marszand miał ją kupić od osoby prywatnej, która obraz otrzymała w spadku po zmarłej ciotce mającej zamek w Alzacji. Tymczasem dziennikarz wykrył, że w rzeczywistości „Św. Katarzynę” namalował mało znany współczesny malarz Christian Goller. Przeprowadził z nim nawet wywiad.
Artysta oświadczył, że namalował blisko sto obrazów „w typie” oryginałów. Nie uważał siebie za fałszerza. Nie zamierzał sprzedawać swych dzieł jako autentyki. Malował wyłącznie dla satysfakcji.
Niemniej jednak amerykańskie muzeum miało nie lada kłopot.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Taki sam problem ma dziś saudyjski książę i minister kultury Badr bin Abdullah, który w 2017 r. w nowojorskiej galerii Christie wylicytował za 450 mln dolarów „Salvatora Mundi” przypisywanego Leonardowi da Vinci. I w tym wypadku historia obrazu przypomina rasowy thriller i została zekranizowana.
Muzeum z piasku i mgły
Leonardo ukończył „Salvatora Mundi” w 1513 r. Jego właścicielem stał się król Francji Ludwik XII. Obraz przechodził przez wiele rąk, ale w końcu został uznany za utracony. Nagle wypłynął. W Wielkiej Brytanii. W 1958 r. został sprzedany w galerii Sotheby’s za 45 funtów.