Kultura

Potrafił „zakręcić słowem”. Na tle szarzyzny PRL był fenomenem

Był krytyczny wobec obrazu transformacji przedstawionego przez Władysława Pasikowskiego w „Psach”. – Wydał temu filmowi osobistą wojnę – podkreśla Barbara Giza.

Mistrz krótkiej formy. Przenikliwy, wrażliwy erudyta. Nieśmiały podczas wystąpień publicznych, co mogło zaskakiwać, wszak na łamach periodyków czy dzienników nie szczędził dosadnych ocen. „Największy talent polskiej krytyki literackiej i filmowej” – pisał o nim Wacław Holewiński.

Marzeniem Krzysztofa Mętraka, bo o nim mowa, było jednak napisanie wielkiej powieści – marzeniem przerwanym przez nagłą, przedwczesną śmierć, której 30. rocznica przypada w piątek, 4 sierpnia.

– Mętrak miał niebywały talent pisarski, który przejawiał już od najmłodszych lat – mówi dr hab. Barbara Giza, filmoznawca z UMCS w Lublinie i Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego w Warszawie (FINA), współautorka monografii „Krzysztof Mętrak”, z której m. in. dowiadujemy się, że ten wunderkind krytyki literackiej i filmowej nauczył się czytać i pisać już w wieku 4 lat.

Ale jego wielką pasją był też futbol. Jako nastolatek był dobrze zapowiadającym się piłkarzem. Grał w juniorach Polonii, występował w reprezentacji Warszawy. A kiedy zrezygnował z czynnego grania na rzecz studiów, pielęgnował piłkarską pasję jako kibic i felietonista „Piłki Nożnej”, gdzie prowadził stałą rubrykę „Grzejąc ławę”.

– Najpierw poznałem felietony piłkarskie Krzysztofa. Regularnie czytałem tygodnik „Piłka Nożna”. Byłem, podobnie jak Mętrak, wariatem piłkarskim – mówi Wacław Holewiński, prozaik, krytyk literacki, wydawca, działacz opozycji demokratycznej w PRL, a prywatnie przyjaciel Krzysztofa Mętraka.

Inny z przyjaciół, reżyser Janusz Zaorski pisał we wspomnianej monografii, że „to swoisty paradoks, iż ten wrażliwy, głęboko wyedukowany, kruchy człowiek był jednocześnie silnym, wysportowanym mężczyzną”.

Cudowne dziecko polskiej krytyki

Dorastał na Muranowie, więc stadion Polonii, której kibicował, miał niemalże pod nosem. Pochodził z domu inteligenckiego. Jego ojciec, Czesław Mętrak był profesorem SGGW.

– Krzysztof pisał w dziennikach, że dom rodzinny ukształtował jego etos, polegający na tym, że człowieka ocenia się właśnie po intelekcie, a na pewno nie po tym, jaki jest jego status majątkowy – mówi dr hab. Giza. Etos ten traktował jako imperatyw, którym kierował się przez całą drogę twórczą.

Mętrak pierwsze sukcesy odnosił już w bardzo młodym wieku. W czasach szkolnych wygrywał konkursy polonistyczne; otrzymał też nagrodę za pracę maturalną. W roku 1962, kiedy zdał egzamin dojrzałości, zadebiutował na łamach „Życia Literackiego” (wygrał konkurs organizowany wspólnie przez tygodnik i Ministerstwo Oświaty), pisywał też do „Twórczości”.

– Miał zaledwie 17 lat. To było niesłychane. Nie przypominam sobie drugiego takiego przypadku. To było cudowne dziecko polskiej krytyki – ocenia Krzysztof Masłoń, publicysta i krytyk literacki.

Mając 18 lat, nawiązał współpracę ze „Współczesnością”, a niebawem z „Kulturą” (warszawską) – z czasem zostanie kierownikiem działu krytyki literackiej tego pisma. W kolejnych latach będzie publikował w wielu innych tytułach, m. in. w „Literaturze”, „Tygodniku Kulturalnym”, „Filmie”, „Kinie”, „Kulisach” czy wspomnianej „Piłce Nożnej”.

– Pisywał w bardzo wielu tytułach: o literaturze, filmie, piłce nożnej. Prawdę mówiąc, kojarzyłem go ze wszystkim i niczym – uśmiecha się Krzysztof Masłoń, opowiadając o tym, jak zetknął się z twórczością Mętraka. Z czasem – już w latach 80. – nawiąże z nim bliższą znajomość („dla mnie, wtedy dziennikarza jeszcze z niezbyt dużym dorobkiem, była to wielka nobilitacja”).

Pożeracz książek

W międzyczasie Mętrak ukończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Podczas studiów był prezesem Warszawskiego Koła Polonistów. Ponadto, mając 22 lata, został drugim najmłodszym członkiem Związku Literatów Polskich.
Warszawa 1970. Pałac Kazimierzowski przy Krakowskim Przedmieściu 26/28, gdzie mieści się rektorat Uniwersytetu Warszawskiego. Fot. PAP/Zbigniew Wdowiński
Na uczelni dostrzegano i doceniano jego talent, o czym świadczy fakt, że prawdopodobnie napisał jedną z najkrótszych prac magisterskich w historii wydziału. Liczyła zaledwie… 12 stron i została napisana pod kierunkiem prof. Stefana Żółkiewskiego.

– To była formalność. Nie było potrzeby potwierdzania jego kompetencji, bo bardzo wyróżniał się w czasie studiów – mówi dr hab. Barbara Giza, która przypuszcza, że Mętrak „napisał tyle tekstów, których poziom spełniał kryteria pracy magisterskiej, że profesorowie uznali, iż niema potrzeby, by udowadniał swoje twórcze możliwości, pisząc obszerną pracę dyplomową”.

Wyróżniał się wszechstronnością i erudycją. Lekkością, z jaką podejmował tematy z różnych dziedzin. Wszystko to jednak było poparte ciężką pracą. – Był niesamowicie oczytany. Mówiono, że bardziej niż poloniści – opowiada Tomasz Zbigniew Zapert, publicysta i krytyk literacki, autor Tygodnika TVP, który w ostatnich latach życia Mętraka utrzymywał z nim bliskie kontakty.

– Krzysztof był pożeraczem książek. Czytał nieprawdopodobnie dużo. To odnosiło się także do filmów, które oglądał maniakalnie. Stąd miał też na ich temat więcej do powiedzenia od innych. Dochodziła do tego niezwykła erudycja – mówi Wacław Holewiński.

Nadzwyczaj lekkie pióro

Erudycja Mętraka ujawniała się bardziej w pisaniu, aniżeli w mówieniu (zwłaszcza publicznie). – Krzysztof był nieśmiały. Kiedy prowadził spotkanie albo występował w telewizji, zawsze było widać jego ogromne zdenerwowanie i niepewność. Natomiast jeśli przelewał swoje myśli na papier, to były one najczęściej odkrywcze. Na tle szarzyzny PRL, także pod względem słownictwa, Mętrak był fenomenem. Potrafił „zakręcić słowem”, porównać bardzo odległe od siebie dzieła literackie czy filmowe i wyciągać wnioski – wspomina Holewiński.

Podobnie jego osobowość charakteryzuje Tomasz Zbigniew Zapert. Opowiada, że Krzysztof często bywał na różnych imprezach literackich czy filmowych. Nie był jednak w tym środowisku typem gawędziarza. – Zazwyczaj zastanawiał się, a potem mówił coś bardzo trafnego. Jego puenty były bardzo przenikliwe, mądre – wspomina Zapert.

Prosta droga Paula Barleya

17 lipca 2023 zmarł Lech Jęczmyk: tłumacz, który nie tylko przekładał książki, ale tłumaczył świat.

zobacz więcej
Teksty Mętraka były błyskotliwie. Autor nie stronił od humoru, dosadności, a niekiedy też uszczypliwości. Krzysztof Masłoń przypomina, że pisanie przychodziło mu wyjątkowo lekko, co niekiedy budziło zawiść innych autorów. Zastanawia się jednocześnie, czy „nie byłoby dla niego lepiej, gdyby skupił się na jednej dziedzinie. Zaznacza jednak, że to tylko gdybanie.

A propos dosadności, uszczypliwości, czasem też niesprawiedliwych ocen – nie brakuje ich w dwóch tomach „Dziennika”, który był pisany do szuflady i został wydany post mortem. Pojawiają się w nim sformułowania, typu: „Słojewski [Jan Zbigniew Słojewski, ps. „Hamilton” - red.] – platfus i onanista” albo – tu uszczypliwie, ale z humorem – „O Jacku Gmochu: Oskar za »Szczęki«”.

Z kolei Tomasz Zbigniew Zapert wspomina, że Mętrakowi bardzo nie podobała się proza Andrzeja Żuławskiego, „otoczonego nimbem reżysera, który zrobił karierę na Zachodzie” i który „zaczął parać się literaturą i pisać sążniste powieści”. – Krzysztof negatywnie oceniał jego twórczość. Mówił, że to jest przerost formy nad treścią; szokowanie formą. Wykazał się profetyzmem, uważał bowiem, że jeżeli twórca nie ma nic do powiedzenia, to stara się szokować, rozbierać się, pluć, i tak dalej. Twierdził, że sztuka zarówno filmowa, jak i literacka zmierza w tym kierunku – opowiada publicysta.

Alkoholowy sznyt

Dokonania tego niezwykle uzdolnionego twórcy miały jednak drugą stronę medalu. – Był też negatywny aspekt jego wielkiego sukcesu w tak młodym wieku. Jako złote dziecko krytyki literackiej i filmowej odczuwał również ogromną presję. Uważał, że musi pisać coraz więcej i bardziej błyskotliwie, że musi napisać dzieło wielkie, monumentalne, które będzie potwierdzeniem jego talentu – mówi dr hab. Barbara Giza.

Jednocześnie zaznacza, że choć Mętrak spełniał się w małych formach dziennikarskich, to marzył o wielkiej powieści, której nie udało mu się napisać. I dodaje: „Presja, która na nim ciążyła sprawiała, iż nie zawsze dobrze sobie radził ze swoją nadwrażliwością i świadomością, że wszyscy oczekują od niego czegoś nowego i lepszego w zakresie osiągnięć twórczych”.

Zmagania z presją zaczęły przybierać kształt alkoholowego zagłuszania. W „Dzienniku” Mętrak notował: „Irena Szymańska mi kiedyś powiedziała: ty po wódce jesteś zbyt rozbuchany, na trzeźwo – zbyt spokojny. Powinieneś odwrócić proporcje”.

Jeżeli chodzi o słabość do alkoholu, Mętrak nie był w środowisku intelektualnym czy (szerzej) intelektualno-artystycznym przypadkiem odosobnionym. – W tamtym okresie dla przedstawicieli tego środowiska formą samopotwierdzenia i jednym z najważniejszych kryteriów tego, jak oni się nawzajem oceniali, była prezentowana jakość artystyczna. W gruncie rzeczy mieli do siebie surowy stosunek i stawiali sobie – zarówno jednostkowo, ale i środowiskowo – bardzo wysokie wymagania – mówi profesor Giza.
Mimo biesiadnego stylu życia Krzysztof Mętrak był obowiązkowy. Fot. PAP/CAF/Tomasz Gawałkiewicz
I dodaje, że jeżeli ktoś był dojrzałym, ukształtowanym człowiekiem, potrafił na te sprawy spojrzeć z dystansem, ale jeżeli ktoś wchodził do tego środowiska w bardzo młodym wieku, tak jak Mętrak, i stawał w jednym rzędzie z Andrzejewskim czy Słonimskim, to odczuwana presja nie zawsze była twórcza. – Czasami była ona po prostu obciążeniem – podkreśla.

Barbara Giza zauważa, że jest to jedna z przyczyn tak znaczącej obecności alkoholu w środowisku twórczym w okresie PRL. Z drugiej strony to była form spędzania wspólnie czasu, sposób środowiskowego funkcjonowania, obowiązywał pewien sznyt alkoholowy.

Gwiazda biesiad

Mętrak z natury był towarzyski. – Lubił ludzi, spotkania z nimi. Niewątpliwie był człowiekiem biesiadnym, w takim niedzisiejszym już stylu. Uwielbiał długie dyskusje w oparach papierosowego dymu i z alkoholem. Te rozmowy stały na niezwykle wysokim poziomie – przynajmniej dopóki był trzeźwy; opierały się na ogromnej wiedzy, obfitowały w niecodzienne skojarzenia. Gdyby je spisać, mogłyby posłużyć za materiał do tekstu krytycznego albo do naprawdę ciekawej książki – opowiada Wacław Holewiński.

O ile Mętrak był niezwykle nieśmiały w wystąpieniach publicznych, o tyle w zaufanym gronie, w którym czuł się bezpiecznie, otwierał się i najczęściej był gwiazdą. To właśnie na jednej z takich biesiad w 1989 roku Holewiński poznał Krzysztofa. – Zostałem zaproszony na bankiet w prywatnym mieszkaniu. Miałem robić za gwiazdę opozycji (Holewiński kierował wówczas wydawnictwem Przedświt, jednym z największych w drugim obiegu – przyp. red.), a Krzysiek za gwiazdę literatury. Ale spotkanie nieoczekiwanie powędrowało w inną stronę: rozmawialiśmy ze sobą kilka godzin, nie zważając na innych, pewnie sprawiliśmy im zawód. Umówiliśmy się na spotkanie u mnie kilka dni później – opowiada prozaik, który mieszkał wówczas w alejach Ujazdowskich, a więc blisko redakcji „Literatury”, z którą związany był Mętrak.

Osamotniony, staroświecki, dziwaczny. Poszedł dalej w ciemność…

Pod koniec życia był już na dobre i złe związany z prawicowymi tytułami, ale nigdy nie udawał zadzierżystego antykomunisty.

zobacz więcej
Zapoczątkowało to regularne spotkania grupy przyjaciół – należeli do niej również Jerzy Górzański i Krzysztof Karasek – podczas których dyskutowano o literaturze i futbolu. Uczestniczyli też w tzw. piłkarskim salonie u Zaorka, czyli we wspólnym oglądaniu meczów u Janusza Zaorskiego.

Wacław Holewiński napomknął Krzysztofowi Mętrakowi, że poszukuje redaktora do przygotowywanej w Przedświcie serii amerykańskiej. – Któregoś dnia przyprowadził do mnie Lecha Budreckiego i, cały rozanielony, powiedział: „Nie spotkasz w Polsce nikogo, kto się zna lepiej na literaturze amerykańskiej”. To było absolutnie urocze – opowiada Holewiński. – Był zachwycony tym, że może mi zarekomendować kogoś tak niezwykłego jak Leszek – dodaje.

Budrecki dołączył do grupy intelektualistów, spotykających się w alejach Ujazdowskich. – Siedział: Karasek, Mętrak, Górzański, Budrecki, ja. Nagle ktoś rzucał nazwisko, np. Hermann Hesse, i rozpoczynały się kilkugodzinne dyskusje. Ale nie o „Grze szklanych paciorków” czy „Wilku stepowym”, wspaniałych, ale też znanych wszystkim powieści, tylko przy małej powieści „Demian” – wspomina z nutą nostalgii w głosie Wacław Holewiński.

Felietony z Balbinki

Mimo biesiadnego stylu życia Krzysztof Mętrak był obowiązkowy. W pracy nie zawodził i zawsze oddawał teksty na czas.

Krzysztof Masłoń wspomina początek lat 90., kiedy pracował w „Rzeczpospolitej”, mieszczącej się wtedy przy pl. Starynkiewicza, nieopodal redakcji „Expressu Wieczornego”, „Przeglądu Sportowego” i Radia Solidarność. – Krzysztof krążył po okolicznych redakcjach. W pobliżu mieściły się knajpy – zawsze w godzinach przedpołudniowych czy w południe w którejś z nich można było go spotkać, pracującego nad swoimi artykułami i felietonami – opowiada Masłoń.

Pewnego razu ich wzrok spotkał się wymownie, jakby wyrażając tęsknotę za ustawionymi za ladą butelkami. – Chętnie, chętnie, ale muszę skończyć… – odparł Mętrak.

W podobnych okolicznościach Krzysztofa poznał Tomasz Zbigniew Zapert. Na przełomie lat 80. i 90. minionego wieku był on praktykantem w „Expressie Wieczornym”, w którym publikował Mętrak. – Przynosił do redakcji ręcznie pisane felietony. Następnie przepisywała je maszynistka. Nieraz trzeba było poczekać, bo była kolejka, więc schodził na dół do kawiarni Balbinka. Byłem gońcem, nosiłem jego teksty do maszynistki – wspomina Zapert, który kilka lat temu, w rozmowie z Krzysztofem Masłoniem w Polskim Radiu wyznał, że Mętrak był jego mentorem.

Obowiązkowość Krzysztofa Mętraka potwierdza Wacław Holewiński: – Niewątpliwie był człowiekiem pracowitym, który zawsze umiał napisać felieton na czas. Potrafił pić do 1 w nocy, wstać o 4 rano i pisać. Nie zdarzyło się, by nie oddał tekstu.

Sens życia

W sieci można znaleźć informację o Mętraku, że był związany z opozycją antykomunistyczną. Dementują to jednak jego przyjaciele.

– To jest kompletna bzdura. Krzysztof oczywiście znał wielu opozycjonistów, ale nigdy w otwarty sposób nie zdecydował się za nimi opowiedzieć. Mówił wprost, że brakowało mu odwagi, że nie umie robić niczego innego poza pisaniem. Lękał się, że odbiorą mu szansę zarabiania w ten sposób na życie – podkreśla Wacław Holewiński.

Krzysztof Masłoń dodaje, że Mętrak „sercem był blisko opozycji”, ale swoim postępowaniem tego nie pokazywał. – Lata 70. ubiegłego stulecia, gdy rodziła się opozycja demokratyczna, to był czas, kiedy trzeba było dokonywać wyborów, niekiedy niełatwych, po której stronie się opowiedzieć; czy coś podpisać; czy zaprotestować. Mętrak tego nigdy nie zrobił, co sobie zresztą wyrzucał, ponieważ miał bardzo krytyczny stosunek do systemu i do władzy. Uważał, że jego etos inteligencki jest słabością, ale nie chciał się narazić na ryzyko twórczej banicji, np. zakazu druku – analizuje profesor Giza.

– Traktował swoją prace niezwykle serio – kontynuuje profesor. – To był twórca, dla którego w ogóle pisanie i uczestniczenie w intelektualnych debatach miało walor nie tylko pracy zawodowej, ale także osobistej formy sposobu na życie. To dla niego był sens życia – podkreśla.

Wojna z „Psami” Pasikowskiego

Transformacją ustrojową był wyraźnie rozczarowany. – Pamiętam imprezę w nocy, kiedy odwołano rząd Jana Olszewskiego. Krzysztof komentował, że nie można zbudować normalnego państwa na zmurszałych fundamentach. Miał w tej kwestii dosyć radykalny i trzeźwy pogląd – mówi Tomasz Zbigniew Zapert.
Bogusław Linda jako Franz Maurer (z lewej) i Edward Linde-Lubaszenko jako kapitan UOP Tadeusz Stopczyk podczas zdjęć do filmu w reżyserii Władysława Pasikowskiego „Psy 2: Ostatnia krew”. Fot. PAP/Afa Pixx/Krzysztof Wellman
Mętrak był zdystansowany wobec przemian systemowych z przełomu lat 80. i 90., w tym do obrad Okrągłego Stołu. – W dziennikach Mętraka z tamtego okresu daje się wyczytać niedowierzanie oraz ironiczny dystans wobec tamtej rzeczywistości. Pisał, że komuniści potrzebowali 44 lata, żeby zdecydować, że podzielą się władzą – mówi profesor Giza.

Mętrak był też krytycznie usposobiony wobec obrazu transformacji przedstawionego przez Władysława Pasikowskiego w „Psach”. – Wydał temu filmowi osobistą wojnę – podkreśla ekspertka. Zwraca też uwagę, że przemiany ustrojowe budziły w Krzysztofie Mętraku dystans również wobec własnego środowiska, które – według niego – nie zdało egzaminu w zakresie obrony wartości.

Zauważał, że jego koledzy, którzy jeszcze niedawno uczestniczyli w debatach intelektualnych, dyskutowali o literaturze, nagle zmienili się w ludzi, dla których istotne jest zarabianie. – Słowem, że weszli w ustrój kapitalistyczny z poczuciem, iż trzeba zmienić priorytety – mówi prof. Giza. Dla Krzysztofa było to dotkliwe doświadczenie. Nie szczędził swoim niedawnym kolegom, których uważał za bliskich duchem, gorzkich opinii i surowych przytyków za zbyt łatwe – jego zdaniem – odrzucenie inteligenckiego etosu.

Zarzuty z kosmosu

Zastanawiający jest fakt, że mimo ogromnego dorobku twórczego, za życia Krzysztofa Mętraka ukazały się tylko trzy jego książki: „Autografy na ekranie” (1974), „Legendy nie umierają” (1979), „Po seansie” (1988).

Nie skupiał się na wydawaniu swojego dorobku w formie książek. „Cechował go samokrytycyzm. W stosunku do własnej twórczości zachowywał dystans, który powstrzymywał go przed jej upublicznianiem – pisał we wspomnianej monografii Adam Wyżyński. Filmoznawca dodał, że dotyczyło to głównie wierszy, które rozproszone ukazywały się w prasie lat 70.

Mętrak był bowiem również poetą. Największy rozgłos zyskał jego ironiczny wiersz o Januszu Wilhelmim, napisany po tragicznej śmierci byłego szefa „Kultury” w katastrofie lotniczej. Po publikacji Mętrak został wyrzucony z redakcji tygodnika. – Wilhemi to była postać diaboliczna. Trochę chyba zmitologizowana, ale rzeczywiście przypisywano mu rozmaite grzechy. To był człowiek piekielnej inteligencji, ale który po prostu służył czerwonemu – przypomina Krzysztof Masłoń.

Kolejne książki Mętraka zostały wydane po jego śmierci. – Krzysztof był bałaganiarzem, który kompletnie nie dbał, aby jego niezwykle wartościowe teksty wychodziły w formie książkowej. Dla mnie było oczywiste, już chwilę po pogrzebie, że muszę się podjąć edycji najważniejszych książek Krzysia – mówi Wacław Holewiński.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS    
Tym sposobem w Przedświcie ukazała się „Krytyka, twórczość – przeklęta” (1995), do której wyboru tekstów dokonał Lech Budrecki, a także zbiór felietonów piłkarskich „Grzejąc ławę” (1997), tym razem wybranych przez Jacka Gniedziuka. Do tego wdowa po Krzysztofie, Anna Osmólska-Mętrak zaproponowała Wacławowi Holewińskiemu opracowanie dzienników męża. – One były w kompletnym proszku. To były często urwane zdania albo pojedyncze słowa. Nie naruszając integralności tekstu, przygotowałem trzy tomy, które zostały złożone w Iskrach. Trzeci tom się nie ukazał. Rodzina chyba przejęła się absurdalnymi zarzutami, jakie pojawiły się po publikacji dwóch tomów – mówi prozaik i wydawca.

Zaczęto „wymyślać niestworzone rzeczy”, np. że Mętrak był antysemitą. – To był zupełny kosmos. Krzysztof przyjaźnił się z wieloma osobami pochodzenia żydowskiego. Miał w nosie, kto miał jakie pochodzenie. Bardzo żałuję, że trzeci tom się nie ukazał, w nim jest tyle wartościowych rzeczy – dodaje z goryczą Holewiński.

Zdaniem Barbary Gizy warto byłoby stworzyć antologię tekstów Krzysztofa Mętraka o literaturze i kinie. Podkreśla, że jego spojrzenie na kinematografię było szczególne. – Przede wszystkim postrzegał kino jako rodzaj emanacji nastrojów społecznych. Uważał, że pójście do kina jest jak wyjście na ulicę, że oglądając film, wyczuwa się, czym żyją ludzie, co jest dla nich ważne. Ocena artystyczna czy estetyczna była dla niego mniej ważna niż to, co film mówi o współczesności, o ludziach – podkreśla ekspertka, dodając, że Mętrak zostawił po sobie ogromny zbiór tekstów, których różnorodność, a przede wszystkim bardzo wysoka jakość, świadczą o nieprzeciętnym talencie i wybitnym intelekcie.

Pokaz w Capitolu

Krzysztof Mętrak miał wiele planów twórczych. Zamierzał m.in. napisać książkę o swoim ulubionym aktorze ­ Humpreyu Bogarcie, którym był zafascynowany. Do końca był aktywny zawodowo. – Spotykaliśmy się często na pokazach filmowych. Rozmawiałem z Krzysztofem dzień przed jego śmiercią, umówiliśmy się na kolejny dzień na pokaz w kinie Capitol – wspomina Tomasz Zbigniew Zapert. Mętrak do Capitolu już nie dotarł. Zmarł niespodziewanie 4 sierpnia 1993 roku na rozległy atak serca. Miał 48 lat.

Krzysztof Masłoń zauważa: – Cóż to jest 48 lat? Niektórzy w tym wieku jeszcze dobrze się zapowiadają….

– Łukasz Lubański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: Krzysztof Mętrak na wieczorze pamięci Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w 1981 roku. Fot. PAP
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.