Episkopat Niemiec wydał niebawem orzeczenie, że dokument papieski nie spełnia wymogów nieomylności, w związku z tym duszpasterze pozostawiają swym wiernym swobodę postępowania w tej dziedzinie. W ślad za wypowiedzią hierarchów podążyli świeccy katolicy.
We wrześniu 1968 roku w Essen, podczas corocznego Katolikentagu, sejmik niemieckich katolików miażdżącą większością głosów (50 000 za, przy 90 sprzeciwiających się) podjął uchwałę żądającą od papieża zmiany encykliki. Z sali padały nawet okrzyki wzywające Pawła VI do ustąpienia z urzędu. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że wszystko to wydarzyło się w obecności Episkopatu Niemiec oraz legata papieskiego kard. Gustava Testy (…).
Podobne w brzmieniu deklaracje wydawały inne Kościoły europejskie. Kardynał Bernardus J. Alfrink, arcybiskup Utrechtu i prymas Holandii, stwierdził, że ponieważ encyklika nie spełnia wymogów nieomylności, „najważniejszą normą pozostaje indywidualne sumienie” (…). Przy okazji podniesiona została sprawa wypracowania postawy otwartości wobec „nowego radykalnego podejścia” do takich zagadnień moralnych, jak stosunki przedmałżeńskie, związki homoseksualne, aborcja i eutanazja (oczywiście tej propozycji biskupi nie zdecydowali się poprzeć). Domagano się także dopuszczenia kobiet i żonatych mężczyzn do kapłaństwa (…).
W podobnym tonie co hierarchowie holenderscy zwrócili się do wiernych w liście pasterskim biskupi francuscy (…). . Mniej więcej taką samą postawę zajęli biskupi Kanady. We Włoszech podobny duch pojawił się w licznych publikacjach prasowych i debatach telewizyjnych. Szczególną siłę perswazji posiadało opublikowanie w najpopularniejszym tygodniku katolickim „Famiglia Cristiana” (nakład 1 500 000 egzemplarzy) dwóch artykułów słynnego z czasów Soboru teologa moralnego Bernharda Häringa, popierającego dopuszczalność antykoncepcji. Wręcz za niemoralną uznał on papieską metodę okresowej wstrzemięźliwości (…) .
Powoli, w zgiełku dyskusji i argumentów, otwarte kontestowanie papieża przestawało być uznawane za anomalię, a zaczęło uchodzić wręcz za przejaw autentycznej religijności i przejmowania się sprawami Kościoła. (…).
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Wewnątrzkościelna kontestacja encykliki i lekceważące podejście do roli papieża w Kościele nie miały na celu jedynie walki ideologicznej o pryncypia moralne. Wojna toczyła się o „rząd dusz” i o siłę autorytetu, o to, kogo zdezorientowani i zanurzeni w zgiełku dyskusji katolicy mieli słuchać. Dlatego wiodącą rolę w rebelii 1968 roku w Kościele odegrały uniwersyteckie gremia teologiczne. Ksiądz Charles Curran, profesor Catholic University of America i wiceprzewodniczący Amerykańskiego Stowarzyszenia Teologów Katolickich, szybko znalazł się w awangardzie nieprzyjaciół stanowiska papieskiego. W dniu opublikowania swojej deklaracji protestu przeciwko encyklice
Humanae vitae zdołał zebrać osiemdziesiąt siedem podpisów innych teologów i myślicieli katolickich. Niebawem do grona tego przyłączyło się dwieście innych nazwisk.
Deklaracja Currana została wydrukowana na łamach „New York Timesa”30 lipca 1968 roku (…).
Miał rację!
Zastanawiałem się przed napisaniem tego tekstu, czy warto wracać do zdarzeń i reakcji sprzed czterdziestu lat, czy warto zapuszczać się w obszary wstydliwe i krępujące, ryzykując postawienie w złym świetle Kościoła, z którym całkowicie się identyfikuję. Czyż nie jest to zabieg nazywany „wywlekaniem brudów”, niemiły dla każdej rodziny? Z polskiej perspektywy może to tak wyglądać. Względy polityczne uchroniły Kościół nad Wisłą i Odrą od niejednego wirusa posoborowej kontestacji. Byliśmy skupieni bardziej na sprawie przetrwania wśród prześladowań i na obronie przed marksistowskim ateizmem, co jedynie konsolidowało jedność wiernych z pasterzami oraz tradycją katolickiego nauczania i kultu.
W zachodnioeuropejskich wspólnotach kościelnych natomiast mało kogo już dziwi odpust parafialny bez Eucharystii, konfesjonały bez kolejek czy konferencje na temat nieaktualności
Humanae vitae. Nie dziwią księża czy świeccy katecheci, którzy nie lubią stuły i maryjnych procesji, za to uwielbiają dyskusje na temat wyrównywania nierówności społecznych, racji przemawiających za uznaniem eutanazji czy usprawiedliwiających pary „dorosłych dzieci” żyjących wspólnie bez ślubu. Są oni wytworem pokolenia ’68, czyli generacji pigułki i lateksu. Ten styl myślenia, niestety, poprzez narzędzia zbiorowej wyobraźni i siłę spłaszczonego dyskursu, zaczyna dobierać się także do dzieci pokolenia kard. Stefana Wyszyńskiego i błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, nie myśląc oszczędzać nikogo.