Dla Polaków jednak sojusz z Francją mimo wszystko pozostał fundamentem ich strategii bezpieczeństwa. W Warszawie wiedziano, że nie chodzi o przyłączenie Gdańska do Rzeszy i o wytyczenie przez Pomorze Gdańskie eksterytorialnego połączenia. Kierownictwo Rzeczypospolitej uznało, że wiązanie się z Rzeszą oznaczałoby skok w przepaść i zdanie się w przyszłości na łaskę i niełaskę Hitlera. Tym bardziej, że w połowie marca 1939 r., pół roku po konferencji monachijskiej, było już wiadomo, że podpis Hitlera i jego zapewnienia nie są warte papieru, na którym został złożony. Zresztą naród, który zaledwie dwadzieścia lat wcześniej uzyskał i obronił swą niepodległość, nie pozwoliłby nigdy, by jego przywódcy zdegradowali kraj do rangi wasala Niemiec, postrzeganych w Polsce jako odwieczny wróg.
Polska bez namysłu przyjęła brytyjską ofertę gwarancji, które premier Chamberlain ogłosił 31 marca 1939 r. Nie miejsce tu na polemikę z mitem, jakoby Londyn swymi gwarancjami sprowokował Hitlera do zaatakowania Polski. Hitler zaatakował Polskę nie z powodu gwarancji brytyjskich, lecz dlatego, że Warszawa nie chciała się podporządkować Berlinowi. Polska zaś w realiach 1939 r. blokowała dalszą ekspansję Niemiec – i na zachodzie, i na wschodzie. Musiała zostać zatem wyeliminowana. W dostępnej zaś od kilkudziesięciu lat dokumentacji brytyjskiej, w tym w protokołach obrad rządu Jego Królewskiej Mości, brak jakiegokolwiek śladu o chęci doprowadzenia do ataku Rzeszy na Polskę. Owszem, był to bluff, ale obliczony na zatrzymanie rozpędzającej się niemieckiej lokomotywy.
Gdy wiosną 1939 r. doszło do otwartej konfrontacji między Berlinem a Warszawą, społeczeństwo niemieckie przyjęło to z wielką satysfakcją. Zainicjowana przez Hitlera polityka dobrosąsiedzkich stosunków z Polską była w Rzeszy skrajnie niepopularna i możliwa do realizowania jedynie w warunkach dyktatury. Niemiecka opinia publiczna nie miała nic przeciwko temu, by Führer w końcu dał nauczkę nielubianym, pogardzanym, a niekiedy wręcz znienawidzonym „Polaczkom” (
Polacken). Z drugiej jednak strony podobnie jak kilka miesięcy wcześniej, w dniach poprzedzających konferencję monachijską, panował wśród Niemców lęk przed wojną na dwa fronty, przed wojną, której Rzesza nie może wygrać.
Kampania polska na początek
Następne miesiące stały pod znakiem wojny nerwów i swoistego kontredansu mocarstw, prowadzących między sobą tajne rozmowy: Niemcy z Wielką Brytanią i Sowietami, Brytyjczycy z Francuzami, Sowietami i z Rzeszą, Związek Sowiecki – z Zachodem i z Rzeszą.
Zwrotem w sytuacji i szokiem (choć najmniejszym w Warszawie) była wiadomość o wyjeździe Ribbentropa do Moskwy w celu podpisania tam paktu o nieagresji. Hitler zdawał się triumfować (układ ze Stalinem nazwał kilka dni później „paktem z szatanem w celu przepędzenia diabła”), ale nadal nie był w stanie rozwiać wątpliwości wojskowych i współpracowników, czy nadal można ryzykować wojnę światową i toczenie walk na dwa fronty. Jak zapisał 24 sierpnia jeden z adiutantów Hitlera (mjr Gerhard Engel), wojskowi byli niezwykle zatroskani: „Nie z powodu Polski, lecz w obawie , co może z tego wszystkiego wyniknąć”.
Nawet Ribbentrop nie był taki pewny siebie. Nie chciał otwarcie sprzeciwić się Hitlerowi, ale z wielu meldunków, jakie przesyłano mu, na biurko kanclerza wybierał jedynie te, w których mowa była o dużym prawdopodobieństwie wypowiedzenia Niemcom wojny przez Francję i Wielką Brytanię. Nietrudno to ustalić, ponieważ typował te meldunki, opatrując je dużą literą F (Führer), pisaną zieloną kredką.
Gdy 29 sierpnia Hermann Göring zwrócił Hitlerowi uwagę, że ten gra va banque, dyktator odpowiedział: „Całe życie grałem va banque”. Na razie pragnął przede wszystkim zbrojnej rozprawy z Polską. Chciał mieć – odnotował inne jego słowa z tego dnia jego adiutant – swą „pierwszą wojnę śląską”, tak jak dwa wieki wcześniej Fryderyk Wielki. Po kampanii w Polsce miał przyjść czas na kampanie kolejne, w tym na opisaną w „Mein Kampf” wyprawę przeciwko Związkowi Sowieckiemu, teraz z konieczności przesuniętej w czasie.
Już 18 października 1939 r. mówił wojskowym, że podbite ziemie polskie będą w przyszłości stanowić „niemiecki rejon koncentracji wojsk”. A 23 listopada na naradzie generalicji powiedział: „Możemy wystąpić przeciwko Rosji tylko wówczas, gdy będziemy wolni na zachodzie”.
Jesienią 1939 r., gdy zaczynała kwitnąć przyjaźń między Berlinem a Moskwą, zwykli Niemcy nie mieli o tym jednak pojęcia.
– Stanisław Żerko
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Tytuł i śródtytuły od redakcji
Prof. dr hab. Stanisław Żerko jest historykiem, pracownikiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu i Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, autorem m. in. trzech monografii o genezie II wojny światowej i wydawcą czterech tomów polskich dokumentów dyplomatycznych z lat 1934-1939. Ostatnio ukazało się 2. wydanie jego „Niemieckiej polityki zagranicznej 1933-1939”.