– Kiedy usłyszałem o rodzinie Ulmów, powiedziałem księdzu proboszczowi krótko: „Wszystko ksiądz ma, proszę zbierać świadectwa, póki świadkowie żyją, i działać. Z księdza relacji wynika, że Ulmowie to męczennicy, kandydaci na ołtarze” – mówił abp Michalik w czasie mojego majowego spotkania z nim w Przemyślu.
Wieloletni pasterz archidiecezji przemyskiej i przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski nie pomylił się ani w odczytaniu historii Ulmów, ani w rozpoznaniu w nich męczenników. Emerytowany dziś arcybiskup senior z wielkim wzruszeniem wspomina i ks. Leję, i tamtą rozmowę sprzed trzydziestu lat. Żaden z nich nie wiedział wtedy, że intuicja i wczytanie się w głębię historii rodziny Józefa i Wiktorii przyniosą po latach owoc w postaci uroczystości beatyfikacyjnej w Markowej.
Ksiądz Leja podjął przed laty wszystkie potrzebne kroki, aby doprowadzić do wszczęcia procesu beatyfikacyjnego. Mieszkańcy wspominają, że proboszcz chodził, pytał, zapisywał i rekonstruował historie rodziny Ulmów. – Rzeczywiście, kiedy probostwo w Markowej objął ks. Stanisław Leja, od razu zainteresował się życiem Józefa i Wiktorii, dostrzegł w nich rys świętości, a w ich ofierze, która złożyli, ratując Żydów, świadectwo ludzi prawdziwie żyjących Ewangelią – mówi bp Stanisław Jamrozek, pierwszy postulator procesu beatyfikacyjnego rodziny Ulmów.
Rozmawiamy w przemyskiej kurii, w pokoju, w którym na co dzień odbywają się spotkania zespołu przygotowującego beatyfikacje. „Biuro uroczystości beatyfikacyjnej” – informuje kartka na drzwiach. Biskup wyjaśnia, że ludzie pamiętali, choć trudno mówić o typowym oddolnym kulcie, który szerzyłby się w Markowej. Niektórzy potwierdzali, że często zaglądają na grób Ulmów i proszą o wstawiennictwo w różnych sprawach wymagających interwencji z nieba, ale nie było to myślenie powszechne. Niektórzy używali tez słowa: męczennicy. Męczeństwo Ulmów poniesione za karane przez Niemców śmiercią ukrywanie Żydów – takie głosy się pojawiały
Byli nawet za dobrzy
.– Wydawało się, że w ludziach tkwił cień tej historii, a nawet lęk zakorzeniony w wojennych wydarzeniach. Taki mord musiał wstrząsnąć mieszkańcami na wiele lat, trudno od razu to uleczyć. Podobno niektórzy uważali, że nie powinni być kandydatami na ołtarze ludzie, którzy ukrywając Żydów, narazili na niebezpieczeństwo mieszkańców całej wsi, a nie tylko siebie i swoją rodzinę. Podobno krążyły też takie opinie, że gdyby sołtys Kielar nie upił morderców po tej rzezi, Niemcy ruszyliby w wieś, aby odszukać pozostałych Żydów. Takie przekonanie było obecne w opowieściach długo po wojnie; mieszkańcy uważali, że zawdzięczają sołtysowi ocalenie. I pewnie było w tym wiele racji, bo żądni zabijania Niemcy byli nieobliczalni. Jednak to przecież nie Ulmowie byli autorami rozkazu o eksterminacji Żydów i nie oni wyznaczyli karę śmierci za ich ukrywanie. Oni po prostu chcieli pomóc ludziom, w tym też sąsiadom, których znali. Gdyby taką potrzebę miał ktokolwiek inny ze wsi, prawdopodobnie zrobiliby to samo, bo tacy byli: chętni do pomocy i odważni mimo grożącego im śmiertelnego niebezpieczeństwa – opowiada biskup.
– Po pewnym czasie ludzie zrozumieli, że nie tylko Ulmowie narażali wieś. Skoro aż dwudziestu jeden Żydów przeżyło w Markowej wojnę, to znaczy, że takich rodzin było więcej – mówi i dodaje, że w zeznaniach świadków z pierwszego etapu procesu powtarzała się informacja, że Ulmowie to byli dobrzy, pracowici, bardzo uczciwi ludzie, a Józef był słowny, rzetelny, można było na nim polegać.
– Byli nawet za dobrzy, mówili niektórzy, z sercem na dłoni. Takich łatwo wykorzystać, nie podejrzewają drugiego człowieka o złe intencje, więc i o donos pewnie nie podejrzewali, zwłaszcza kogoś, kogo znali, kto nie był Niemcem. Kochali dzieci, chcieli mieć ich jak najwięcej i wychowywali je w codziennym, prostym szczęściu. Tam nie było cudowności, ale spokojne dni wypełnione pracą, uśmiechem, czułością. To widać też na zdjęciach. W dzieciach, które nigdy nie udają, to szczęście po prostu jest obecne. Są spokojne, w oczach mają radość, a nie lęk. W tym domu była miłość, a ta z natury chce się dzielić. Miłość zaprasza, otwiera drzwi. Każdemu człowiekowi daje szansę.
– Agnieszka Bugała
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Tytuł i śródtytuły od redakcji.
Msza beatyfikacyjna rodziny Ulmów w niedzielę, 10 września o godz. 10.00 na antenie TVP 1. Od godz. 9.30 specjalny program dotyczący uroczystości. O godz. 13. 10 film dokumentalny „Przykazanie miłości. Historia rodziny Ulmów z Markowej”, a o godz. 15.20 koncert „Przerwane dzieciństwo”.