„Wychowano mnie w nienawiści do wroga klasowego”– pisał Dorna do Wojciecha Jaruzelskiego. Dlatego bezpośrednią przyczyną jego reakcji były „obelżywe słowa kierowane przez obywateli czeskich pod adresem Wojska Polskiego, Partii i Rządu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”.
Następnie Dorna przybliżył generałowi swój ideologicznie słuszny życiorys. Pochwalił się m. in., że był członkiem Związku Młodzieży Socjalistycznej, kandydatem do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i agitatorem politycznym w plutonie. Nie zapomniał też zaznaczyć rodzinnych zasług: „Jestem synem robotnika i matki robotnicy, rodzice byli współtwórcami Władzy Ludowej w okresie lat 1944-1948. Ojciec, były funkcjonariusz MO, brał aktywny udział w walkach z podziemiem reakcyjnym, bandami. Wychowano mnie w nienawiści do wroga klasowego, a zachowanie ob. czeskich w stosunku do mnie jako żołnierza Ludowego Wojska Polskiego na terytorium CRS było nacechowane wrogością".
Na takie argumenty gen. Jaruzelski nie mógł pozostać obojętny. Wyrok śmierci w akcie łaski zamieniono na karę dożywotniego więzienia, a wraz ze zmianę systemu prawnego, dożywocie zamieniono na 25 lat. Stefan Dorna wyszedł po 15 latach za wzorowe zachowanie i wrócił do swojej miejscowości, gdzie do dziś mieszka i prowadzi gospodarstwo rolne.
Tylko szaleństwo Breżniewa
Według historyków incydenty z udziałem polskich żołnierzy zdarzały się i później, ale nigdy nie doszło już do równie dramatycznych zdarzeń. Mieszkańcy Jiczyna wspominają do dziś polskich żołnierzy z LWP przez pryzmat tamtej tragedii, choć początkowo nie traktowali Polaków jak śmiertelnych wrogów. Wielu z nich trzeźwo oceniało sytuację, zakładając, że polscy żołnierze nie do końca wiedzą, dlaczego znaleźli się w czołgach poza granicami swojego kraju.
– W tym samym Jiczynie, dwa tygodnie przed tragedią, tamtejsza rozgłośnia, która stanęła po stronie przemian w komunistycznej partii Czechosłowacji, słała apele do Polaków, by nie brali udziału w inwazji. Z podobnymi odezwami wystąpili również pracownicy organu tej partii, pisma „Głos Ludu”. Przedstawicielka gazety zdołała nawet dotrzeć do głównodowodzącego polskim kontyngentem, gen. Floriana Siwickiego, by wręczyć mu egzemplarz pisma poświęconego polskim żołnierzom. Siwicki nawet grzecznie się zachował, przyjął pismo i pocałował kobietę w rękę, ale oczywiście nic to nie zmieniło – przypomina dr Majchrzak.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Sami Czesi i Słowacy byli zaskoczeni inwazją, bo w przeciwieństwie do Polaków w znacznej części wierzyli w komunizm i ufali, że sprawę uda się jakoś wyjaśnić, zwłaszcza, że spora ich część przypisywała zaistniałą sytuację szaleństwu przywódcy Kremla. Stąd jedno z popularniejszych haseł: „Lenin, obudź się! Breżniew zwariował!”.
Zastrzelony Jaroslav Vesely też był młodym działaczem komunistycznym.
Serie ze strachu
Historycy przyznają, że w zdecydowanej większości polscy żołnierze nie garnęli się do podboju Czechosłowacji. Z raportów Wojskowej Służby Wewnętrznej znane są nawet doniesienia o żołnierzach, którzy chcieli tam zostać i założyć rodziny, bo zakochali się w Czeszkach.
Jednak znane są również przypadki używania ostrej amunicji przez polskie patrole, bez powodu. Nie do wszystkich docierały czechosłowackie ulotki, pisane odręcznie, z apelami o pokojowe rozwiązanie sprawy. Polscy żołnierze, choć raczej wiedzieli, że w sąsiednim kraju nie przywitają ich zimnym piwem i knedlikami, na wszelki wypadek zawczasu przechodzili szkolenie. – Wmawiano im, że jadą tam walczyć z uzbrojonymi siłami z Zachodu, głównie z Niemcami, którzy najechali Czechosłowację. Polscy żołnierze naprawdę nie wiedzieli, co ich może spotkać na miejscu – przyznaje dr Majchrzak.
Napięcia wytworzonego przez propagandę i dezinformację nie wytrzymywało szczególnie wojsko z młodszych roczników. Polskie patrole, przestrzegane przed atakiem w najmniej oczekiwanym momencie, wypruwały całe serie do wszystkiego, co wydawało się im w jakikolwiek sposób podejrzane. Grzegorz Majchrzak przypomina jeden z incydentów: – Oddział rozłożył się w polu. Wieczorem gdzieś daleko zaczęły im się pojawiać jakieś światła. Nie myśląc wiele, zaczęli strzelać w tym kierunku. A okazało się, że daleko za polem jest ostry zakręt drogi, a nietypowy ruch świateł pochodził z samochodów, poruszających się po tej drodze.
Masakra LWP: na trzeźwo i na rozkaz
Mieszkańcom innych regionów Czech i Słowacji bardziej zapadła w pamięć „bratnia pomoc” Armii Czerwonej. – Na tym tle Polacy byli zdecydowanie lepiej postrzegani. Rozmawiałem nawet ostatnio z historykami w Pradze i Bratysławie, którzy to potwierdzają – zapewnia dr Majchrzak.