Historia

Pokolenie Wembley

Zwycięski remis na londyńskim stadionie Wembley był spełnieniem marzeń. 50 lat temu polska reprezentacja w piłce nożnej po raz pierwszy po II wojnie światowej i po raz drugi w swojej historii awansowała na mistrzostwa świata. Oczywiście sam awans nie miałby znaczenia z naszej dzisiejszej perspektywy, gdyby przygoda na niemieckich mistrzostwach 1974 skończyła się tak, jak ostatnie cztery występy biało-czerwonych.

Dla wyeliminowanych Anglików, mistrzów świata z 1966 roku, to był wstrząs. Nie dość, że w Chorzowie przegrali 2:0, to jeszcze na Wembley zremisowali 1:1 i odpadli, zajmując w grupie drugie miejsce. Szok. Anglicy pożegnali się wtedy ze swoim legendarnym trenerem sir Alfem Ramseyem, twórcą największych sukcesów Wyspiarzy.

Jak po wielu latach mówili ówcześni angielscy gracze, szok był dla nich tym większy, że odpadli po przegranej z Polakami, którzy ich zdaniem nie liczyli się w światowej piłce nożnej. Byli to co prawda mistrzowie olimpijscy, ale wielki profesjonalny futbol traktował igrzyska z zlekceważeniem, określając je mistrzostwami świata amatorów. Choć my z kolei wiemy, że drużyny piłkarskie z krajów tzw. demokracji ludowej niewiele miały wspólnego ze szczytnymi ideami amatorstwa.

Później ci sami piłkarze Anglii mówili, że sukcesy Polaków na odbywających się w Niemczech mistrzostwach świata w 1974 roku ustawiły ich klęskę z Wembley w zupełnie innej perspektywie. Jednak 17 października 1973 roku w Londynie nikt nie spodziewał się, że drużyna biało-czerwonych będzie w niedalekiej przyszłości czołową reprezentacją świata.

Ale poza piłkarską, Wembley ma też perspektywę społeczną. Ludzie zmuszeni do życia w realnym socjalizmie myśleli o realnych zwycięstwach, sukcesach swojej wspólnoty.

Zwycięstwa z „Ruskimi”

Sport od początku PRL dawał sposobność do okazywania uczuć patriotycznych, w szczególności w kontaktach ze sportowcami „bratniego” Kraju Rad. I odwrotnie, porażka z „Ruskimi” bardziej kibiców bolała niż nieudane zawodowy z innymi rywalami.

Taką symboliczną rolę miał pamiętny mecz hokejowy, który się rozegrał 8 kwietnia 1976 roku na mistrzostwach świata w katowickimi Spodku . Przez lata byli demolowani przez sowiecką drużynę, nawet kilkunastoma punktami. Ale ten jeden raz ją pokonali 6:4, ułatwiając Czechom zdobycie mistrzowskiego tytułu. Naszym nic to zwycięstwo nie dało, spadli z grupy. Do dzisiaj to zwycięstwo jest uznawane z jedną dwóch największych sensacji w dziejach hokeja. Potrzebę zwycięstwa w meczu z ZSRR, a później radość z niego, silnie wzmacniał przymus „kadzenia” sowieckim sportowcom. Wielu z nich bez wątpienia było wielkimi sportowcami, ale nic tak nie irytowało, jak uniżoność w oficjalnych sprawozdaniach i komentarzach.

Dla ludzi, którzy swoją młodość i dorosłość przeżywali w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, najważniejszym wydarzeniem piłkarskim był wygrany przez Polskę mecz z ZSRR. Była to naprawdę mocna reprezentacja, w składzie której był Lew Jaszyn, do dziś uważany za jednego z najlepszych bramkarzy w historii.

Sowieccy piłkarze w 1956 roku zdobyli mistrzostwo olimpijskie, a za chwilę, w 1960, mieli zdobyć pierwsze mistrzostwo Europy. Gdy 20 października 1957 roku wychodzili na murawę w Chorzowie, byli zdecydowanymi faworytami. I przegrali 2:1, a dwa zwycięskie gole strzelił Gerard Cieślik, rocznik 1927, piłkarz trzydziestoletni, który rok później zakończył karierę reprezentacyjną. Dla pokolenia ówczesnych dwudziestolatków i trzydziestolatków piłkarz ze Śląska, jeden z najwybitniejszych w historii polskiego futbolu, stał się tego dnia prawdziwą legendą. Ileż razy musieliśmy w dzieciństwie wysłuchać o fenomenalnych bramkach Cieślika i niezwykłej atmosferze meczu, choć nasi ojcowie znali ten tryumf wyłącznie z transmisji radiowej, gazet i niespełna dwuminutowej relacji Polskiej Kroniki Filmowej. Żeby było zabawniej komentarz PKF kończy się słowami: „Trzynaście lat czekaliśmy na ten dzień”. Czyli od 1944 roku, od Manifestu PKWN i powstania Polski Ludowej – tak przynajmniej te słowa odczytywali w 1957 roku Polacy.
Chorzów, 20 października 1957. Polscy piłkarze, pod wodzą kapitana Gerarda Cieślika, naszego najlepszego piłkarza ówczesnej dekady, wychodzą na boisko przed meczem eliminacyjnym mistrzostw świata Polska - ZSRR. Za Cieślikiem Edward Szymkowiak, Henryk Kempny i Ginter Gawlik. Obok drużyna rywali, czyli z rosyjska CCCP. Fot. PAP/Zbigniew Matuszewski
Podobną radość powojennemu pokoleniu sprawiały sukcesy polskich bokserów ery Feliksa Stamma, który trenerem narodowej kadry był od 1936 roku. Oni dosłownie tłukli „Ruskich”, więc wymiar symboliczny sportowych sukcesów przybierał przyjemnie dosłowny charakter. Bokserskie mistrzostwa Europy, które odbyły się w Warszawie w 1953 roku w 10 kategoriach wagowych, dały Polsce 5 złotych medali, 2 srebrne i 2 brązowe. Polacy w finałach trzykrotnie (Zenon Stefaniuk, Józef Kruża i Zygmunt Chychła) pobili bokserów radzieckich, sprawiając rodakom dodatkową i w żaden sposób nieskrywaną radość. Podobnie reagowano na sukcesy lekkoatletów i kolarzy. W szczególności ważne było zwycięstwo Stanisława Królaka w Wyścigu Pokoju.

Czekanie na sukces drużynowy

Ale prawda jest taka, że sukcesów wielu nie było, szczególnie w sportach drużynowych. Kraj podnosił się po ogromnych zniszczeniach wojennych. Trzeba było odtworzyć nie tylko bazę sportową, ale w ogóle prawie wszystko. Sukcesy przychodziły z kolejnymi latami, wraz z podnoszeniem jakości życia. Sport zaczynały uprawiać coraz młodsze roczniki, coraz mniej dotknięte wojną i powojenną nędzą.

Standardy życia w PRL często znacznie odbiegały od tego, co było normą w krajach Europy zachodniej, a sport stanowił jedną z możliwości poprawienia warunków swojego bytowania. W sport inwestowało wojsko, milicja i przede wszystkim wielki przemysł PRL. Tam, gdzie był przemysł, był sport na wysokim poziomie. W przypadku kolarstwa, dużą rolę w jego rozwoju odegrała wieś i Ludowe Zespoły Sportowe. Na wsi przez ćwierć wieku po wojnie najtańszym i najwygodniejszym środkiem transportu był rower, więc talentów było sporo, bo dużo osób nimi jeździło. Podobnie było z żużlem. Polska była przez moment największym producentem motocykli, dopóki z dnia na dzień tego przemysłu, decyzją polityczną, nie zniszczono. Motocykl był popularnym i powszechnym środkiem lokomocji, wyłuskanie talentów było stosunkowo łatwe. A speedway był i jest najpopularniejszym sportem motorowym w Polsce.

Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych to czas, w którym sportowe sukcesy zaczęło odnosić pokolenie urodzonych w PRL. „Urodzeni w PRL” to propagandowe określenie. Miało oznaczać ludzi, którzy zostali ukształtowani w całości przez „socjalistyczny system wartości”, a „ideały proletariatu” uznali za swoje. Chcą kształtować przyszłość własną oraz przyszłość swojej „Ojczyzny – Polski Ludowej” zgodnie ze wskazaniami „klasy robotniczej” i przede wszystkim zgodnie z „przewodnią siłą narodu”, jaką miała być Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Kto się urodził i wychował w Polsce Ludowej, do końca życia potrafi żonglować takimi cytatami, które w gruncie rzeczy i wtedy, i teraz nie przekazywały żadnej konkretnej treści. Były tylko propagandową papką.

Urodzeni w Polsce Ludowej

Narodowa duma i pokrzepienie serc. Polacy pod narciarską skocznią

Dzięki sportowi tak wielu zawdzięcza nielicznym tak wiele pozytywnych doznań. Wyzwalają się w nas postawy patriotyczne. Wtedy wszyscy jesteśmy Polakami.

zobacz więcej
Młode pokolenie okazało się dość odporne na tę propagandę. Bardziej od akademii „ku czci” interesował je rock-and-roll, znany w PRL jako bigbit. Muzykę młodzieżową próbowano oswoić i kontrolować do początku lat osiemdziesiątych. A po stanie wojennym wykorzystano ją jako wentyl do rozładowania niepokojów społecznych. Warto też pamiętać, że młodzież to również aktywni uczestnicy protestów społecznych w 1968 i 1970 roku. I w jednych, i drugich – wbrew legendzie z „Człowieka z żelaza” – brała aktywnie udział zarówno młodzież akademicka, jak i robotnicza.

Sport dla młodych ludzi „urodzonych w Polsce Ludowej”, których nazwiemy tutaj pokoleniem Wembley, dawał szansę przede wszystkim integracji w ramach podwórka i szkoły. Przy czym w tym drugim przypadku grupa kształtowała się też wokół swoich liderów, wybranych najczęściej na takich samych zasadach jak na podwórku.

Władze w dużych miastach, takich jak Warszawa, organizowały cieszące się ogromną popularnością turnieje drużyn podwórkowych. Rozgrywki prowadzano w kilku kategoriach wiekowych. Te zawody wymyślono głównie po to, żeby przeciwdziałać problemowi chuligaństwa, które rzeczywiście było problemem w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Echa tych kłopotów widz może odnaleźć bez trudu w świetnym serialu „Wojna domowa”. Integracja wokół podwórkowej drużyny była tak silna, że gra w piłkę stała się jednym ze składników integrujących między innymi środowiska młodej opozycji demokratycznej – gdańskich liberałów i Ruchu Młodej Polski.

Nie jest to nic nowego. W czasach Wielkiego Kryzysu amerykańscy robotnicy integrowali się wokół ulicznych rozgrywek baseballa. Wielu badaczy, historyków i socjologów właśnie w tej grze upatruje jeden z mechanizmów, które wpłynęły na późniejszą siłę amerykańskich związków zawodowych.

W PRL młodzi mężczyźni integrowali się głównie wokół piłki nożnej. Najpierw grali w drużynach podwórkowych, potem od końca lat siedemdziesiątych powstawały między innymi nieformalne amatorskie rozgrywki drużyn, tzw. siódemek, które potem zostały nawet sformalizowane i lokalne gazety donosiły o takiej rywalizacji.

Nieustający głód sukcesów

Ale Polacy byli i nadal są głodni wielkich sukcesów, szczególnie w grach zespołowych. Najpierw Legia i Górnik pod koniec lat sześćdziesiątych zaczęły odnosić sukcesy w europejskich pucharach. Potem przyszło złoto olimpijskie w 1972 roku (po drodze wyeliminowani zostali faworyzowani Rosjanie). W 1973 roku był zwycięski remis na Wembley.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
W 1974 zostaliśmy trzecią drużyną futbolową na świecie, a polscy siatkarze – mistrzami. To oni byli pierwszą polską drużyną, która osiągnęła taki sukces w grach zespołowych. Dwa lata później, pokonując w finale ZSRR, zostali mistrzami olimpijskimi. Na tym tle kibice piłkarscy byli rozczarowani tylko srebrnym medalem z igrzysk olimpijskich.

Brak medalu na argentyńskim mundialu w 1978 przyjęto w ogóle jako klęskę. Z kolei powtórzenie sukcesu z Niemiec i zajęcie trzeciego miejsca na mistrzostwach w Hiszpanii w mrocznym 1982, w roku stanu wojennego, rozgrzało serca Polaków. Szczególnie ciepło, gdy na swojej drodze do półfinału był zwycięski remis z „Ruskimi”.

Do tych sukcesów trzeba dopisać jeszcze wspaniałe osiągniecia kolarzy, a przede wszystkim Ryszarda Szurkowskiego i Stanisława Szozdy. Długoletnią dominację w lekkiej atletyce Ireny Szewińskiej, wspaniałe rekordy płotkarek Grażyny Rabsztyn i Teresy Sukniewicz, biegi Bronisława Malinowskiego, pchnięcia kulą Władysława Komora. Skoki wzwyż Jacka Wszoły i o tyczce Tadeusza Ślusarskiego i Władysława Kozakiewicza. W przypadku tego ostatniego, złoto olimpijskie w Moskwie zostało okraszone pięknym gestem.

Podobny głód sukcesów pojawił się w III RP. Lata dziewięćdziesiąte były czasem transformacji, ale i też faktycznego kryzysu społecznego. Stadiony piłkarskie stały się areną bardziej dramatycznych widowisk na widowni niż na płycie boiska. Tłumione emocje społeczne znajdowały ujście w agresji między kibicami. Sport przeżywał kryzys, brakowało wielkich sukcesów, które mogłyby zintegrować ludzi. Przełomem stały się zwycięstwa Adama Małysza. Nagle okazało się, że w jakiejś dyscyplinie sportu Polak rozdaje karty i rządzi. Mamy swojego idola. Zjawisko „małyszomanii” spełniało więc bardzo ważna rolę integrującą społeczeństwo. Niebawem pałeczkę od Małysza przejął Kamil Stoch. W sportach zimowych nagle okazało się, że w erze ocieplenia mamy dużo więcej medali niż w czasach, kiedy u nas bywały prawdziwe mrozy. Ale na szczęście do gry wrócili siatkarze i w mniejszym stopniu siatkarki. To oni teraz najlepiej jednoczą społeczność polskich kibiców.

– Grzegorz Sieczkowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Jan Tomaszewski świętuje po końcowym gwizdku meczu z Anglią na Wembley, po którym Polska zakwalifikowała się do finałów Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 1974 w Niemczech. Fot. PAP/PA
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.