Dziś, cztery tygodnie po zajęciu enklawy przez Azerbejdżan, Armenia zmaga się z przyjęciem ponad 100 tys. ludzi, a media pełne są ogłoszeń o punktach, gdzie można zanosić żywność, pościel i odzież czy miejscach, gdzie uciekinierzy mogą znaleźć wsparcie, także psychologiczne.
To ostatnia jest bardzo potrzebna. Prześladowania, zadawane chrześcijańskiej Armenii przez muzułmanów mają długą i tragiczną „tradycję”, nie należy więc dziwić się ludziom, że w popłochu zostawili swoje domy, zakłady pracy i cały majątek. Już w roku 705. ówczesny arabski namiestnik zwabił kilkuset ormiańskich wielmożów wraz z rodzinami, zamknął ich w kościołach i kazał spalić żywcem. Prześladowania ze strony muzułmanów powodowały przez wieki wyludnienia ogromnych połaci Armenii i miały swój punkt kulminacyjny w rzeziach osmańskich w roku 1895 i ponownie 1915.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Tego się nie zapomina, tym bardziej, gdy słyszy się nienawistną retorykę aktualnych władz Baku. Retorykę, za którą szły czyny. Jak informuje ormiańska ombudsperson Anahit Manasyan, azerbejdżańska armia, po wtargnięciu do Karabachu, nadawała przez głośniki komunikat, w którym wzywała mieszkańców, by wynieśli się z „azerbejdżańskiej ziemi”, by uciekali, a żołnierze, grożąc ludziom bronią zmuszali ich do trzykrotnego powtórzenia azerbejdżańskiej wersji nazwy ormiańskiej miejscowości. Równocześnie, jak donosi Manasyan, żołnierze zrywali i rozdeptywali krzyżyki, zawieszane na samochodach mieszkańców enklawy. Krzyżyki dzieliły więc los wielkiego krzyża, królującego na wzgórzu w stolicy Górskiego Karabachu, Stepanakercie – krzyża, powalonego i zniszczonego przez najeźdźców.
W efekcie Górski Karabach opustoszał, a świat śle pomoc dla tysięcy potrzebujących. Polska również włączyła się do działań i jako trzeci kraj na świecie przesłała uchodźcom nie tylko wsparcie finanasowe, ale również 10 ton żywności i 210 łóżek wraz z pościelą.