Kultura

Ale Meksyk! Ostatnie noce Mrożek przespał z bronią pod poduszką

Komputer meksykański, wszystko na sto dwadzieścia woltów, co ja z nim zrobię w Krakowie – pisał 13 czerwca 1996 roku w swojej wieży, na meksykańskiej hacjendzie. Po trzydziestu trzech latach emigracji Sławomir Mrożek postanowił wrócić do Polski. Wyjechał 6 czerwca 1963 roku, mając trzydzieści trzy lata i po tyluż latach wracał.

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego prezentujemy fragment wydanej w ostatnich tygodniach wielkiej biografii Sławomira Mrożka „Mrożek” pióra prof. Anny Nasiłowskiej, uczonej z Instytutu Badań Literackich PAN.

Susana i jej niedawno poślubiony mąż, opuszczając Europę pod koniec 1989 roku, nie mieli nic upatrzonego. Ona była trochę niepewna, znała swój kraj, ale to on podjął decyzję, którą uważał za niezmienną. Chciał zamieszkać w Meksyku do końca życia i w ten sposób uwolnić się od presji historii odczuwalnej w Europie. W 1963 roku uciekł z Polski przed poczuciem ciągłej inwigilacji, ale w latach osiemdziesiątych w Paryżu znów go dopadło to samo.

Epifania wśród kaktusów

Mrożek czuł się na siłach, by sprostać nowym wyzwaniom. Osiedlenie się w Meksyku oznaczało konieczność opanowania języka hiszpańskiego. Oczywiście, jeśli zna się francuski i włoski, sporo się rozumie, ale w codziennym życiu, przy załatwianiu wielu praktycznych spraw, znajomość hiszpańskiego jest konieczna. Umiejętność posługiwania się obcymi językami jest w Ameryce Południowej mało rozpowszechniona, bo po co się ich uczyć, skoro – z wyjątkiem Brazylii – na całym ogromnym kontynencie króluje hiszpański. Bez języka Mrożek był całkowicie zdany na pośrednictwo Susany.

Odbyli podróż po Meksyku w poszukiwaniu idealnego miejsca zamieszkania i z początku nic się nie układało: miasta były zatłoczone, pełne zgiełku i pozbawione cichych enklaw, różne okolice, przez które przejeżdżali, wydawały się posępne i nieprzyjazne. Suche doliny, skały i kaktusy.

Wreszcie Susana pod nieobecność męża znalazła hacjendę na odludziu, wśród wzgórz, w zieleni. Kupili sporą posiadłość (około dwóch hektarów) w pobliżu miasteczka Santa Rita Tlahuapan w regionie Tlaxcala, prowincji Pueblo, dwie i pół godziny jazdy od centrum stolicy, Mexico City. Były tam dom i domek gospodarczy, a Mrożek zapragnął zbudować dla siebie jeszcze wieżę, jako swoją pracownię pisarską. Przypomniał sobie podstawy architektury, narysował projekt i wieża została wzniesiona.

Pragnienie zamknięcia w wieży jest oczywiście wyrazem potrzeby odosobnienia, zarazem jednak wieża, ze względu na wysokość, jest bramą nieba, symbolizuje pragnienie więzi z najwyższym, uniwersalnym wymiarem. We francuskiej wersji biogramu Mrożka znalazłam informację, że w Meksyku postanowił wieść życie en eremite, czyli jako pustelnik. Hacjendę, która początkowo nazywała się Les Flores, przemianowali na La Epifania, czyli Objawienie. To można rozumieć na sposób świecki, gdyż miejsce „objawiło się” po wielu poszukiwaniach, ale niewykluczona jest inna, metafizyczna interpretacja.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego
Wydawało się, że nigdy jeszcze Mrożek nie miał tak dobrych warunków do pisania. Nareszcie – daleki widok, brak sąsiadów i nękających go o różnych porach złowrogich odgłosów ich życia, bujna roślinność. Był wrażliwy na naturę; wprawdzie nieczęsto w dzienniku pojawiają się niemal poetyckie zapisy, ale zawsze dotyczą przyrody. Wieża miała na górze taras, z którego rozciągał się widok na łagodne wzgórza ciągnące się po horyzont. W hacjendzie po poprzednich właścicielach pozostały trzy konie i wspaniały pies, sznaucer olbrzym o trudnym charakterze. Co prawda w Europie Mrożek nie lubił, a nawet bał się psów (poza „przekrojowym” Fafikiem) i nie jeździł konno, ale w Meksyku, zwanym niegdyś Nową Hiszpanią i Galicją, wszystko było nowe i inne. Nawet Galicja – nie ta sama co rodzinna.

Na początku w urządzenie domostwa, które ostatnio nie było zamieszkane, trzeba było włożyć sporo pracy i pieniędzy. Gdy już uporali się z przeciekającym dachem, brakiem ogrzewania, podłączeniem elektryczności, gdy zbudowali linię telefoniczną, poradzili sobie z różowym kominkiem w stylu Barbie, który kopcił, ale nie grzał, gdy doprowadzili do używalności bardzo drogą wannę, która przez poprzednich właścicieli została sprowadzona z Europy, ale nie posiadała dopływu ciepłej wody, gdy już wydawało się, że wszystko zmierza ku dobremu, 23 grudnia 1990 roku urządzili wielką fetę, by cieszyć się wspólnie z zakończenia robót.

Nazajutrz, a było to tuż przed Bożym Narodzeniem, señor Mrożek poczuł kaca. Kac rzecz normalna, pili różne alkohole, ale nie minął następnego dnia.

Teflon w aorcie

Tak, Mrożek rozprawiał się też z bolączkami demokracji

Dwóch rozbitków i dziś przekonuje trzeciego, że w imię sprawiedliwości ma dać im się zjeść.

zobacz więcej
I wtedy Susana uratowała mu życie po raz pierwszy. Mimo uspokajającego rozpoznania w pierwszym szpitalu (ot, wysokie ciśnienie), pomimo świąt Bożego Narodzenia zawiozła niemal nieprzytomnego męża do British-American Hospital w Mexico City, gdzie akurat dyżurował – trzeba trafu! – wykształcony w Bostonie, unikatowy w skali kraju specjalista kardiolog, doktor López Velarte, który szybko postawił diagnozę – tętniak aorty, i natychmiast po jej potwierdzeniu, za pomocą bardzo nowoczesnego sprzętu, który właśnie został zakupiony, poddał pacjenta operacji, wszczepiając mu teflonowy odcinek tętnicy.

Operacja trwała jedenaście godzin, była bardzo skomplikowana, a lekarz uprzedził, że szanse powrotu do zdrowia ocenia jako 1:10. Poza tym, zanim teflon zostanie przez organizm zneutralizowany, pacjent mniej więcej przez pół roku będzie cierpiał na różne przypadłości psychiczne, może mieć obsesje, omamy, napady agresji.

Gdy Mrożek odzyskał przytomność, na początku potrafił mówić tylko po polsku. Niestety, personel szpitala nie znał tego języka… Potem dopadły go obsesje. Każdego dopada to, co w sobie nosi jako najgłębszy lęk. Wydawało mu się, że jest w więzieniu, związany, może porwany, zapewne przez Kubańczyków. Namówił brata Susany, by pomógł mu w zorganizowaniu ucieczki, która omal nie doszła do skutku. Nie był potulnym pacjentem.

Dopiero pod koniec lutego 1991 roku mógł wyjść ze szpitala, na razie pozostając pod kontrolą lekarską w Mexico City, z zaleceniem, że od tej pory musi unikać wysiłku fizycznego, oraz zakazem uprawiania sportów i większej aktywności. Przyjemności posiadacza ziemskiego – jak jazda konna – stały się niedostępne. Konie trzeba było sprzedać. Miał sześćdziesiąt lat, w realiach naszej epoki to znaczy: tylko sześćdziesiąt… Wszystkie sprawy praktyczne dotyczące prowadzenia hacjendy spadły na Susanę.

Szef klanu

Mrożek nie był naiwny, wybierając się do Meksyku, wiedział, że społeczne reguły życia będą tu inne. Do Wojciecha Skalmowskiego w grudniu 1988 roku pisał: „W Meksyku nie ma, od przybycia Hiszpanów nie było, żadnej państwowości, żadnego społeczeństwa, żadnego rządu i samorządu, żadnej administracji ani żadnej ekonomii, to, co się o tym wie na ogół i czyta w gazetach, to jest a big joke i retoryka na użytek zewnętrzny. Wszystko trzyma się dzięki owej wewnętrznej strukturze, takiej ukrytej dla zewnętrznego oka, i słusznie, boby nic nie zrozumiało, a jakby zrozumiało, toby osłupiało ze zgrozy” .
Rok 1987. Sławomir Mrożek z żoną Susaną Osorio na prapremierze swojej sztuki „Portret” w Teatrze Polskim w Warszawie. Fot. PAP/Andrzej Rybczyński
Ową wewnętrzną, ukrytą strukturą są patriarchalne zwyczaje oraz władza i solidarność klanów rodzinnych. Zgodnie z niepisanymi zasadami Sławomir Mrożek, jako najstarszy i najbardziej szacowny mężczyzna w rodzinie, poślubiając Susanę Rosas-Osorio, stał się szefem klanu, gdyż jej ojciec już nie żył. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest to łatwa rola.

I dalej pisał: „Ktoś by pomyślał – na przykład – że będę miał nic tylko dobrze jako szef klanu. Tymczasem struktura jest niepisana, ale nieubłagana, podział przywilejów i obowiązków ścisły i biada, jeśli kto by się wychylił. Każdy wie, co może, co musi i co powinien, czyli wolności europejskiej nie ma żadnej. Szef klanu też nie może cokolwiek, nie wolno mu naruszać żadnego prawa, które przysługuje temu a temu, tej a tej (według klanowego rozdzielnika). Ma też masę odpowiedzialności, moralnej, psychologicznej, a nawet materialnej (jeżeli mój szwagier zechce coś kupić czy sprzedać, musi najpierw mieć moje pozwolenie, jeżeli kłóci się z żoną, ja muszę rozstrzygnąć, kto ma rację). I musi sobie z tym radzić dobrze, inaczej traci to, co tam się liczy przede wszystkim, a co tutaj nie ma już żadnego znaczenia […], respekt, czyli po chłopsku: uważanie”.

Mrożek obserwował władzę „męskiego szowinizmu” i analizował, w 1988 roku jeszcze nie do końca wprowadzony w miejscowe zwyczaje:

„Niezmiernie dziwna i ciekawa dla mnie sytuacja. Do tej pory znam tylko Matkę Susany, odwiedziła nas w Paryżu. Czy jest jakiś inny kraj-obyczaj, w którym teściowa nie śmie usiąść w obecności zięcia, dopóki on nie usiądzie pierwszy? A rodzina Susany to warstwa społeczna oświecona, Matka jest profesorem bakteriologiem, bracia inżynierami etc.”.

Zapytałam Susanę, czy tak było, czy jej matka nie siadała, jeśli zięć jeszcze nie usiadł. Energicznie zaprzeczyła. Może gdy podawała do stołu? – przypuszczała. Coś Mrożek rozumiał, czasem przyjmował stereotyp społeczny za bezwyjątkową regułę, czasem dostrzegał i interpretował sytuacje, które odbierał jako kontrastowe wobec polskiej obyczajowości, czyli panującej powszechnie dość powierzchownej, formalnej uprzejmości wobec pań.

„Nie jestem chora, jestem popsuta”, tak o sobie mówiła Frida

Marzyła o dziecku, poroniła. Była pierwszą kobietą, która namalowała ten temat-tabu. I to kiedy – w 1932 roku!

zobacz więcej
Nie doceniał jednego aspektu: nietypowości Susany na społeczno-obyczajowym tle kultury jej kraju. Dla niego Meksyk – to była ona. Susana miała za sobą doświadczenia w teatrze i w Europie. Na całym świecie ludzie teatru to dość szczególne środowisko: są bardziej ekspresywni niż przeciętna swojego kraju, otwarci, nastawieni na współpracę, często niesie ich entuzjazm i napędza przekonanie, że trzeba łamać reguły. Nie bez powodu różne teatry awangardowe ogłaszały, że tworzą wspólnotę artystyczną, czyli model nowego społeczeństwa. Susana nie chciała być meksykańską żoną przy mężu, wydającą jego pieniądze, oczekującą od życia atrakcji, gdy jej mąż będzie walczył o jak największy prestiż i władzę. Widząc dostatek wspaniałych owoców na farmie, założyła wytwórnię dżemów i konfitur, których w Meksyku nikt nie produkował. To wymagało pewnych inwestycji, zatrudnienia pracowników oraz zorganizowania dystrybucji towarów.

Mafijne układy

Szło z początku znakomicie. Przede wszystkim owoce były doskonałe. I gdy już, już inwestycja miała zacząć przynosić zyski – nastąpił krach supermarketów, dewaluacja peso, kryzys polityczny i ekonomiczny.

Wszystko zaczęło się psuć. W okolicy wybuchły pożary, które zagrażały posiadłości. Duża partia surowca się zmarnowała, bo personel wytwórni odmówił wykonywania poleceń. Trzeba było z dnia na dzień zwolnić już przeszkolonych ludzi, którzy przestali wykonywać polecenia szefowej. Na targach, gdzie Susana eksponowała produkty, tuż obok stoiska z dżemami na jej oczach zabito człowieka i wybuchła bezładna strzelanina, w której mógł zginąć każdy. Nowy personel okazał się nieudolny. W okolicy zaczęły się pojawiać nieznane samochody, z których obserwowano farmę. Mrożek przechadzał się z bronią, czuli się zagrożeni, zdani na swoje skromne siły. Słyszało się o porwaniach dla okupu. Brat Susany stracił samochód, gdy przystawiono mu do głowy pistolet, musiał po prostu wysiąść i oddać auto.

Susana, która udała się na wystawę polskiego lnu, widziała, jak przy wyjściu goście zostali zaatakowani przez jakąś grupę, jak oddawali kosztowności, pieniądze. Miała przy sobie nóż, przeszła śmiało, niezatrzymywana. Obok stał patrol policji, biernie obserwując scenę. W niektórych miejscach policjanci, którym od dawna nie płacono pensji, zaczęli pobierać myto za przejazd. Prawo przestało obowiązywać, wszystko załatwić można było za łapówkę.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Wydaje się, że dopadło ich przekleństwo, które cyklicznie dopada różne kraje Ameryki Południowej. Władza państwowa nie rozciąga się na cały kraj, a w pewnych okresach dramatycznie się kurczy i przestaje zapewniać obywatelom elementarną ochronę. Działają tylko lokalne, półmafijne i mafijne układy, sterowane przez watażków narkotykowych, niekontrolowanych drobnych spryciarzy oraz brutalny wielki biznes reprezentowany przez wielkie koncerny. Podobnie dzieje się zresztą wszędzie, jeśli dochodzi do gwałtownego kryzysu.

Także w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych, w trakcie transformacji ustrojowej, dochodziło do rozbojów, nawet metody były podobne – ostrzegano wtedy kobiety, żeby prowadząc samochód, chowały torebki do bagażnika i blokowały od wewnątrz drzwi; atakowano je, gdy zatrzymywały się na światłach. Na szczęście skończyło się to dość szybko. Plagą były kradzieże samochodów, zwłaszcza zagranicznych, w Niemczech krążył dowcip: „Jedź do Polski, twój samochód już tam jest!”. Walka z mafiami trwała długo i nie była prosta; napisano o tym sporo książek sensacyjnych.

W Ameryce Południowej tego typu rozprzężenie pogłębiają niestabilność władzy politycznej, słabość administracji oraz ogromna szara strefa i niekontrolowane gigantyczne pieniądze.

Susana rządzi

Sposób funkcjonowania Epifanii był nietypowy, a więc mało zrozumiały dla otoczenia. Życiem codziennym i biznesem nie zarządzał pan, tylko pani. W patriarchalnym społeczeństwie to dziwne, taką władzę łatwiej można podważyć. Susana w swoich wspomnieniach przywołuje sytuacje, gdy pracownicy mówili jej: „tak, proszę pani!”, dlatego tylko, że taki jest zwyczaj, pracodawcy zawsze trzeba potakiwać, choć to nie znaczy, że polecenie zostało zrozumiane i wykonane.

W teatrze zawsze panowały inne zasady, tam liczy się na współdziałanie w ramach zespołu, jest hierarchia, ale nie – całkowite podporządkowanie. Każdy powinien wnieść swój twórczy wkład do wspólnego dzieła. Susana miała wrażenie, że prowadząc wytwórnię, będzie mogła liczyć na lojalność współpracowników, którzy powinni rozumieć, że mają wspólny cel: rozwój firmy. W swojej książce wspomnieniowej „Przylepka i Potwór” jako niebezpieczny moment przekroczenia dystansu i zbytniego zaufania do pracowników wskazuje okres choroby Mrożka, gdy była załamana, samotna z wielkimi problemami, niepewna, co się stanie, i potrzebowała ich zrozumienia. A oni mówili: si, si señora.

Gdy Mrożek w połowie marca 1991 roku wrócił do hacjendy, nie mógł wziąć na siebie roli szefa. Wciąż prześladowały go lęki i obsesje, powróciła głęboka depresja. Nie wystarczy uciec na inny kontynent, by uwolnić się od obsesji, trzeba by jeszcze uciec od siebie. A on nie miał siły uciekać. Na zdjęciach zrobionych w Meksyku przed chorobą widać mężczyznę w sile wieku i z wdziękiem twardziela; na tych z okresu rekonwalescencji Mrożek jest zbolały, dużo starszy, przejmująco smutny. To nie trwało pół roku, ale co najmniej rok.

Susana odzyskanie przez Sławomira zdrowia (niestety, niepełnego) wiąże z podjęciem przez niego pracy nad kolejnymi utworami dramatycznymi. Señor zamknął się w swojej wieży i pisał, czego, oczywiście, szef klanu zwykle nie robi. Pracownicy opowiadali sobie, że wieża nawiedzona została przez duchy, słyszeli, jak czyta głośno napisane fragmenty, a więc były „głosy”, całkowicie niezrozumiałe, w obcym języku (…).

Krzywa wieża

Jako że idealne miejsce do pracy przypominało pustelnię do samobiczowania i samoudręczeń, od czasu do czasu uciekał w świat gier komputerowych. Jego komputer był jak na tamte czasy bardzo nowoczesny: IBM, o parametrach SVGA, 486, z systemem Windows 3.1. Ale oczywiście nie było wtedy jeszcze powszechnie dostępnego internetu.
Meksyk przed wyborami prezydenckimi. Na zdjęciu wieś Zitlala w jednym z najbiedniejszych stanów Guerrero. Fot. Reuters Photographer / Reuters / Forum
Patrząc na widok rozciągający się z wieży, mógł po raz pierwszy odczuwać satysfakcję. To miejsce na ziemi kupił sobie za pieniądze zarobione wyłącznie pracą twórczą. Dorobek wielu lat pisarstwa złożył się na dom, jego wieżę, ziemię. W 1994 roku, w skierowanej do emigrantów ankiecie dla tygodnika „Polityka”, zapowiedział, że nigdy na stałe do Polski nie wróci.

Tymczasem wszystko wokół się zmieniało, następowały kolejne klęski, które zaczęły się od tego, że prezydent Meksyku Carlos Salinas de Gortari 1 grudnia 1994 roku przekazał władzę następcy, Ernestowi Zedillo. Już w trakcie wyborów doszło do aktów przemocy. W stanie Chiapas wybuchło powstanie na tle etnicznym.

Po wyborach na jaw zaczęły wychodzić ukrywane skandale z niedawnej przeszłości, były prezydent w popłochu uciekł do USA, a nowo wybrany przestał kontrolować sytuację. Finanse publiczne zdemolowała gigantyczna korupcja, zwykłe bezpieczeństwo poruszania się, prowadzenia interesów, życia w kraju przestało istnieć. Waluta traciła na wartości, inflacja doprowadzała do bankructwa kolejne przedsiębiorstwa, także supermarkety, którym Susana zaczynała sprzedawać produkty Epifanii.

Kryzys, znany pod potoczną nazwą „efektu tequili”, zaczął atakować także gospodarki innych krajów kontynentu: Brazylii, Chile i Argentyny. Jego skutki w codziennym życiu Meksyku odczuwał każdy obywatel; jeśli coś miał, lub tylko na to wyglądał, mógł się spodziewać rabunku, dobrze, jeśli nie porwania lub morderstwa. Na ulicach stolicy zapanowała przemoc, na prowincję powróciło prawo silniejszego (...).

Do ogromu nieszczęść dodać trzeba trzęsienie ziemi 15 lipca 1996 roku i przekrzywienie się Mrożkowej wieży, co ostatecznie przypieczętowało decyzję o powrocie; krzywa wieża to w tarocie bardzo zły znak, a Mrożek i Susana w początkach znajomości interesowali się tarotem. Od marca 1995 było już źle i coraz gorzej. Dla kogoś, kto w Paryżu cierpiał z powodu nieustannego poczucia zagrożenia, konieczność chodzenia po własnej posesji ze strzelbą i zatrudnienia na stałe uzbrojonego ochroniarza, który przybył wraz ze swoim klanem rodzinnym, kobietami, które też trzeba było zatrudnić – to była klęska. Ochroniarz zaczął dyktować reguły gry, niczym Edek w „Tangu”. Ostatnie noce Mrożek przespał z bronią pod poduszką.

– Anna Nasiłowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
SDP 2023
Zdjęcie główne: Sławomir Mrożek został uhonorowany odznaczeniem „Ecce Homo”. Uroczystość wręczenia odznaczenia odbyła się w marcu 2012 roku na Wawelu. Fot. Piotr Guzik / Forum
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.