Nie doceniał jednego aspektu: nietypowości Susany na społeczno-obyczajowym tle kultury jej kraju. Dla niego Meksyk – to była ona. Susana miała za sobą doświadczenia w teatrze i w Europie. Na całym świecie ludzie teatru to dość szczególne środowisko: są bardziej ekspresywni niż przeciętna swojego kraju, otwarci, nastawieni na współpracę, często niesie ich entuzjazm i napędza przekonanie, że trzeba łamać reguły. Nie bez powodu różne teatry awangardowe ogłaszały, że tworzą wspólnotę artystyczną, czyli model nowego społeczeństwa. Susana nie chciała być meksykańską żoną przy mężu, wydającą jego pieniądze, oczekującą od życia atrakcji, gdy jej mąż będzie walczył o jak największy prestiż i władzę. Widząc dostatek wspaniałych owoców na farmie, założyła wytwórnię dżemów i konfitur, których w Meksyku nikt nie produkował. To wymagało pewnych inwestycji, zatrudnienia pracowników oraz zorganizowania dystrybucji towarów.
Mafijne układy
Szło z początku znakomicie. Przede wszystkim owoce były doskonałe. I gdy już, już inwestycja miała zacząć przynosić zyski – nastąpił krach supermarketów, dewaluacja peso, kryzys polityczny i ekonomiczny.
Wszystko zaczęło się psuć. W okolicy wybuchły pożary, które zagrażały posiadłości. Duża partia surowca się zmarnowała, bo personel wytwórni odmówił wykonywania poleceń. Trzeba było z dnia na dzień zwolnić już przeszkolonych ludzi, którzy przestali wykonywać polecenia szefowej. Na targach, gdzie Susana eksponowała produkty, tuż obok stoiska z dżemami na jej oczach zabito człowieka i wybuchła bezładna strzelanina, w której mógł zginąć każdy. Nowy personel okazał się nieudolny. W okolicy zaczęły się pojawiać nieznane samochody, z których obserwowano farmę. Mrożek przechadzał się z bronią, czuli się zagrożeni, zdani na swoje skromne siły. Słyszało się o porwaniach dla okupu. Brat Susany stracił samochód, gdy przystawiono mu do głowy pistolet, musiał po prostu wysiąść i oddać auto.
Susana, która udała się na wystawę polskiego lnu, widziała, jak przy wyjściu goście zostali zaatakowani przez jakąś grupę, jak oddawali kosztowności, pieniądze. Miała przy sobie nóż, przeszła śmiało, niezatrzymywana. Obok stał patrol policji, biernie obserwując scenę. W niektórych miejscach policjanci, którym od dawna nie płacono pensji, zaczęli pobierać myto za przejazd. Prawo przestało obowiązywać, wszystko załatwić można było za łapówkę.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Wydaje się, że dopadło ich przekleństwo, które cyklicznie dopada różne kraje Ameryki Południowej. Władza państwowa nie rozciąga się na cały kraj, a w pewnych okresach dramatycznie się kurczy i przestaje zapewniać obywatelom elementarną ochronę. Działają tylko lokalne, półmafijne i mafijne układy, sterowane przez watażków narkotykowych, niekontrolowanych drobnych spryciarzy oraz brutalny wielki biznes reprezentowany przez wielkie koncerny. Podobnie dzieje się zresztą wszędzie, jeśli dochodzi do gwałtownego kryzysu.
Także w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych, w trakcie transformacji ustrojowej, dochodziło do rozbojów, nawet metody były podobne – ostrzegano wtedy kobiety, żeby prowadząc samochód, chowały torebki do bagażnika i blokowały od wewnątrz drzwi; atakowano je, gdy zatrzymywały się na światłach. Na szczęście skończyło się to dość szybko. Plagą były kradzieże samochodów, zwłaszcza zagranicznych, w Niemczech krążył dowcip: „Jedź do Polski, twój samochód już tam jest!”. Walka z mafiami trwała długo i nie była prosta; napisano o tym sporo książek sensacyjnych.
W Ameryce Południowej tego typu rozprzężenie pogłębiają niestabilność władzy politycznej, słabość administracji oraz ogromna szara strefa i niekontrolowane gigantyczne pieniądze.
Susana rządzi
Sposób funkcjonowania Epifanii był nietypowy, a więc mało zrozumiały dla otoczenia. Życiem codziennym i biznesem nie zarządzał pan, tylko pani. W patriarchalnym społeczeństwie to dziwne, taką władzę łatwiej można podważyć. Susana w swoich wspomnieniach przywołuje sytuacje, gdy pracownicy mówili jej: „tak, proszę pani!”, dlatego tylko, że taki jest zwyczaj, pracodawcy zawsze trzeba potakiwać, choć to nie znaczy, że polecenie zostało zrozumiane i wykonane.
W teatrze zawsze panowały inne zasady, tam liczy się na współdziałanie w ramach zespołu, jest hierarchia, ale nie – całkowite podporządkowanie. Każdy powinien wnieść swój twórczy wkład do wspólnego dzieła. Susana miała wrażenie, że prowadząc wytwórnię, będzie mogła liczyć na lojalność współpracowników, którzy powinni rozumieć, że mają wspólny cel: rozwój firmy. W swojej książce wspomnieniowej „Przylepka i Potwór” jako niebezpieczny moment przekroczenia dystansu i zbytniego zaufania do pracowników wskazuje okres choroby Mrożka, gdy była załamana, samotna z wielkimi problemami, niepewna, co się stanie, i potrzebowała ich zrozumienia. A oni mówili:
si, si señora.
Gdy Mrożek w połowie marca 1991 roku wrócił do hacjendy, nie mógł wziąć na siebie roli szefa. Wciąż prześladowały go lęki i obsesje, powróciła głęboka depresja. Nie wystarczy uciec na inny kontynent, by uwolnić się od obsesji, trzeba by jeszcze uciec od siebie. A on nie miał siły uciekać. Na zdjęciach zrobionych w Meksyku przed chorobą widać mężczyznę w sile wieku i z wdziękiem twardziela; na tych z okresu rekonwalescencji Mrożek jest zbolały, dużo starszy, przejmująco smutny. To nie trwało pół roku, ale co najmniej rok.
Susana odzyskanie przez Sławomira zdrowia (niestety, niepełnego) wiąże z podjęciem przez niego pracy nad kolejnymi utworami dramatycznymi.
Señor zamknął się w swojej wieży i pisał, czego, oczywiście, szef klanu zwykle nie robi. Pracownicy opowiadali sobie, że wieża nawiedzona została przez duchy, słyszeli, jak czyta głośno napisane fragmenty, a więc były „głosy”, całkowicie niezrozumiałe, w obcym języku (…).
Krzywa wieża
Jako że idealne miejsce do pracy przypominało pustelnię do samobiczowania i samoudręczeń, od czasu do czasu uciekał w świat gier komputerowych. Jego komputer był jak na tamte czasy bardzo nowoczesny: IBM, o parametrach SVGA, 486, z systemem Windows 3.1. Ale oczywiście nie było wtedy jeszcze powszechnie dostępnego internetu.