Historia

Lud gęsto bardzo stał i tak zginął, że trup na trupie padł

By zmniejszyć straty wynikające z salwy muszkietów piechoty, na którą szła szarża, husaria zaczynała swój galop w szyku luźnym, dopiero w ostatniej fazie ścieśniając go, co wzmacniało impet uderzenia.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Biały Kruk prezentujemy fragment wydanego właśnie VI tomu „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka, tomu zatytułowanego „1632-1673: potop i ogień”.

Zapewne nużący jest dla Czytelników ten labirynt nazw miejscowości, przez który prowadzi opowieść o „potopie”, podobnie jak zgubić się można w tłumie przewijających się tutaj imion i nazwisk dowódców, kapitulantów, ofiar. Zależało mi jednak na tym, by bodaj naszkicować w wyobraźni mapę, która zobrazuje intensywność tej wojny i okupacji, a zarazem zachęci polskich odbiorców tej książki do szukania na niej swojego rodzinnego miejsca. Nie koncentrowała się ta historia w jednym czy kilku punktach. Nieszczęście, podobnie jak heroizm, mogło zdarzyć się wszędzie.

Ślady „potopu”

Nie wystarczy wspomnieć Ujście, Kiejdany, Jasną Górę czy Oliwę. Trzeba spróbować wyobrazić sobie te wszystkie wyczerpujące przemarsze i wyniszczające oblężenia, starcia, pogonie i ucieczki, jak przetaczają się przez cały obszar Korony, przez zdecydowaną większość miast, miasteczek i miejscowości dzisiejszej Polski. Od Pomorza Szczecińskiego (Gryfice, Stargard, aż do Czaplinka), przez które wracali z Danii żołnierze Czarnieckiego, Śląsk opolsko-raciborski – stolicę emigracji Jana Kazimierza, dalej całą Małopolskę, Wielkopolskę, Mazowsze, Podlasie, każde miasteczko i wieś Pomorza Gdańskiego – wszędzie są widoczne (lub ukryte w ziemi) ślady tego doświadczenia, które nazywamy „potopem”.

Ani I wojna światowa, ani chyba nawet II wojna nie zajrzy na tym obszarze tak dokładnie pod każdy niemal dach. To chciałem sobie i Czytelnikom uświadomić. Wiem przecież, że wszystko to brzmi sucho, nie pozwala zobaczyć, jak ta wojna mogła wyglądać z siodła jednego z jej uczestników. Dlatego pozwolę sobie udzielić teraz głosu jednemu z nich. Najbardziej może wymownemu: wspomnianemu już Janowi Chryzostomowi Paskowi. Niech on nas wprowadzi w nowy etap wciąż niezakończonej wojny: rozprawę z Moskwą, toczącą się na ogromnych przestrzeniach Wielkiego Księstwa Litewskiego i ziem ruskich Korony, gdzie „potop” zaczął się najwcześniej.

Na pieńku z dworem

Wróćmy zatem do roku 1660. Trwały jeszcze rozmowy o pokoju w Oliwie, kiedy część wojska litewskiego, wiernie służąca swojemu hetmanowi wielkiemu, zawiązała nową konfederację. Jej marszałkiem został tak zasłużony przed pięcioma laty przy pierwszej, wierzbołowskiej konfederacji przeciw Szwedom chorąży orszański Samuel Kmicic.

Wojskowi domagali się zapłacenia żołdu i wywiązania się z obietnicy nadań po Bogusławie Radziwille, właśnie przywracanym do łask. Realizowali przy okazji zamówienie swojego pryncypała, hetmana Pawła Sapiehy, który miał na pieńku z dworem Jana Kazimierza i jego decyzjami, osłabiającymi sapieżyńską kontrolę nad całością armii Wielkiego Księstwa.

Do wsadzania kija w szprychy dworskiego wozu namawiał Sapiehę także podobno poseł Wiednia, Franz von Lisola, któremu zależało na blokowaniu coraz ostrzej stawianej przez Ludwikę Marię i jej męża sprawy jak najszybszej elekcji vivente rege francuskiego kandydata na tron polski.

Tak się działo w momencie, kiedy armia carska zajęła już całą niemal Litwę, a wspomniana konfederacja kmicicowska mogła się organizować tylko na Podlasiu, w Drohiczynie. Król do pacyfikacji tego buntu, bo w takiej sytuacji tylko w ten sposób można konfederację określić, gotów był nawet użyć ściągniętych jesienią poprzedniego roku z frontu duńskiego oddziałów Czarnieckiego, które wspomóc miał… Bogusław Radziwiłł.
Publikacja ukazała się nakładem wydawnictwa Biały Kruk
Znad przepaści nowej wojny domowej udało się zawrócić w ostatniej chwili: dzięki podpisanemu wreszcie pokojowi w Oliwie i determinacji, z jaką Jan Kazimierz zajął się natychmiast przygotowaniem generalnej ofensywy przeciw Moskwie na wschodzie.

Paweł Sapieha cofnął się, przekonany, że teraz jest rzeczywiście szansa odwojowania Litwy z rąk carskich, a bez tego spory o to, który z hetmanów i który z magnatów w Wielkim Księstwie będzie ważniejszy, pozostaną i tak bezprzedmiotowe. Przed końcem maja konfederacja się rozwiązała, zyskawszy tylko amnestię dla swych organizatorów oraz „fanty” na sumę 100 tysięcy złotych i obietnicę wpływów z litewskich podatków nadzwyczajnych – na poczet zaległego żołdu.

Na Moskwę z marszu

Już 27 maja Jan Kazimierz dziękował hetmanowi Sapiesze, iż ten ujął wojsko „w dalszą służbę naszą i Rzeczpospolitej”. Było to trzy dni po rozpoczęciu decydującej narady wojennej, która odbywała się w Warszawie. Okazją do niej była konwokacja senatorsko-szlachecka, na której ratyfikowano pokój oliwski i żywo dyskutowano kwestię elekcji vivente rege. Król zmierzał do rozprawienia się z Moskwą niejako z marszu. Zdawał sobie sprawę, że Rzeczpospolita nie utrzyma długo tak wielkiej armii, jaką zmobilizowała w ostatniej fazie „potopu”.

Liczyła ona wiosną 1660 roku 54 tysiące żołnierzy, w tym blisko 40 tysięcy armii koronnej (na papierze, w rzeczywistości około 35 tysięcy). Na naradzie postanowiono, że do wojsk litewskich pod komendą Sapiehy dołączy dywizja Czarnieckiego i wspólnie uderzą na Chowańskiego. Hetman koronny Stanisław Potocki miał ściągnąć swe chorągwie na Ukrainę i działać na tym odcinku razem z posiłkami tatarskimi. Dywizja Lubomirskiego, znajdująca się wciąż w Prusach Królewskich, miała pozostać chwilowo w odwodzie, czekając – wraz z królem – na rozwój sytuacji.

Działania na Litwie zaczęły się rzeczywiście błyskawicznie. Czarniecki był już od marca ze swoimi żołnierzami na Podlasiu. Na początku maja wysłał pierwszy silny podjazd za Bug, mający rozpoznać zgrupowanie Chowańskiego.

Odsiecz wiedeńska była głupotą. A Jan Chryzostom Pasek draniem

Sarmatyzm to tradycja, z której wyrastają wolność, demokracja i ruch Solidarności.

zobacz więcej
Na czele tego zagonu stanął znany nam już spod Zbaraża późniejszy weteran wyprawy do Danii z Czarnieckim, Mikołaj Skrzetuski. Z kilkoma chorągwiami zapuścił się w stronę Lachowicz, ostatniej (obok Słucka) twierdzy na Litwie, której jeszcze Moskwa nie zdobyła, ale właśnie od marca obleganej przez główne siły Chowańskiego. Po paru zwycięskich potyczkach i zdobyciu potrzebnych informacji wrócił Skrzetuski szczęśliwie do swoich. Czarniecki pospieszał Sapiehę do połączenia. Chorągwie i regimenty litewskie, liczące – wedle najnowszych szacunków – około 7000–8000 żołnierzy, spotkały się 23 czerwca z dywizją Czarnieckiego (4000 żołnierzy) we wspólnym już marszu na Słonim. Naprzeciw nim kniaź Chowański poszedł z podobną siłą wojsk moskiewskich, wspomaganych przez Kozaków dońskich. Około dwa tysiące oblegających zostawił pod Lachowiczami. Spotkanie straży przedniej wojsk litewskich, pod komendą Kmicica, z awangardą wojsk moskiewskich nastąpiło 27 czerwca. Carscy osiągnęliby przewagę, gdyby nie nadeszła odsiecz straży przedniej wojsk koronnych. W jej szeregach – Jan Chryzostom Pasek.

Młody samochwała

Miał w owej chwili 24 lata, za sobą nieskończone chyba kolegium jezuickie w Rawie i decyzję o ochotniczym zaciągu, wprost ze szkolnej ławy, w roku 1655. Ojciec był tylko dzierżawcą jednej wsi w województwie rawskim. Służba wojskowa była ryzykowną, ale całkiem w takiej sytuacji naturalną drogą kariery dla syna. Tyle że czas był niezwykły. Odkąd trafił młody Pasek do dywizji Czarnieckiego, pozostał mu wierny do końca.

Posłuchajmy zatem, co doświadczony już towarzysz jednej z lekkich chorągwi ma nam do powiedzenia o tym, jak wygląda bitwa w roku 1660. Bitwa pod Połonką, stoczona 28 czerwca. Zaczyna się od pewnej, charakterystycznej dla każdego żołnierza samochwała, przesady: „Było tedy na 40 000 Moskwy, naszego i z Litwą tylko 15 000”.

Dalej wszakże warto chłonąć już każdy szczegół, począwszy od opisu nocy po rozgromieniu moskiewskiej straży przedniej. Ostatniej nocy przed walną bitwą z Chowańskim.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     „Tak tedy owej nocy jeść było co, bośmy kazali nabrać sucharów w sakwy, w wozy; gorzalina też była w blaszanych ładownicach, jakich na ten czas zażywano. Zakropiwszy się tedy po razu, po dwa, że się i głowa trochę zawróciła, aż się potem i spać zachciało. Jaki taki, położywszy się na trawie, śpi. Służył z nami Kaczewski, Radomianin, wielki przechera, i mówi: »Panie Janie, co mamy pięść pod głowę kłaść? Układźmy się miasto [zamiast] poduszki na tym Moskalu!«. A leżał blisko tłusty Moskal zastrzelony. Ja tedy mówię: »Dobrze, dla kompaniej«. On tedy z jednej strony, ja z drugiej położyliśmy głowy i takeśmy zasnęli, konie za cugle do rąk okręciwszy, i takeśmy spali ze trzy godziny. Aż kiedy już nade dniem, tak w nim coś gruduknęło [dźwiękonaśladowcze słowo, spotykane tylko u Paska], żeśmy się obydwa porwali; podobno to tam [się] jeszcze co było zataiło ducha. Skoro się tedy trochę rozedniało, zaraz przez munsztuk kazano trąbić [trąbić przez munsztuk = cicho] wsiadanego. Ruszyło się wojsko, żebyśmy, Pana Boga wziąwszy na pomoc, wcześnie tę zaczęli igraszkę. Idąc tedy, każdy swoje odprawował nabożeństwo: śpiewanie, godzinki; kapelani, na koniach jadąc, słuchali spowiedzi. Kożdy się dysponował, żeby był jak najgotowszy na śmierć. (…) Przyszedszy tedy o pół mile od Połonki, stanęło wojsko do szyku. Szykował swoje Czarniecki, Sapieha też swoje. Prawe skrzydło dano Wojniłowiczowi z królewskim pułkiem, lewe skrzydło Połubińskiemu, armatę i piechotę.
Obraz pędzla Juliusza Kossaka „Pasek pod Lachowiczami 1660”. Fot. Wikimedia
Szliśmy tedy szykiem i dopiero, in prospectu [na widoku] nieprzyjaciela stanąwszy, chcieli tego wodzowie, żeby był nieprzyjaciel wyszedł do nas za przeprawę; ale nie mogąc go wywabić, kazano się postąpić dalej. Wyszło tedy piechoty ku nam ze sześć tysięcy za przeprawę; aleć jak poszło do nich trzy regimenty, zaraz ich nasi wystrzelali z tej strony i wparowali za rzekę. Poczęto tedy bić z armaty z tamtej strony i rażono naszych. Towarzysza jednego, pole [obok] mnie stojącego, jak uderzyła kula w łeb konia, aże ogonem wyleciała; towarzysz poleciał do góry od kulbaki wyżej, niźli na trzy łokcie [jeden łokieć =57–58 centymetrów], a nic mu. Gdzie tedy szło lewe skrzydło i corpus [centrum], to tam mieli ciężką przeprawę; gdzie zaś nasze prawe skrzydło, tośmy mieli błota jak przez siedmioro stajań [staja, miara długości, około 130 metrów jedna] i lepiej, że miejscem koń zapadał po tebinki [boczne, ozdobne klapy siodła], miejscem uszedł po wierzchu, tylko się tak owe chwasty zrosłe zaginały, jako pierzyna. Prawie w pół było takich, którzy piechotą za sobą konie prowadzili. My się tu z owego błota dobywamy, a tu już bitwa potężna na lewym skrzydle.

Był tedy directe [wprost] przeciwko naszej przeprawie folwark oparkaniony; spodziewając się Moskwa, że to tam nasi będą szczęścia próbowali, zasadzili tam kilkaset piechoty i 4 działka. Nie pokazowali się nam wtenczas; aż kiedy my się wybijali z tego błota do twardego lądu, wysunęła się piechota. Kiedy poczną ognia dawać, kiedy poczną parzyć z dział, jako grad kule lecą; padło naszych dużo, drudzy postrzelani. Ale przecie wszystkim impetem poszliśmy na nich, bośmy widzieli, że trzeba było ledwie nie wszystkim ginąć, gdybyśmy mieli byli teł podać [tył podać – wycofać się, uciekać]. Ale jużeśmy tak oślep w ogień leźli, żeśmy się tak z nimi zmieszali, jako ziarno z sieczką, bo już trudno było inaczej. Okrutna tedy stała się rzeźba [rzeź] w owej gęstwinie, a najgorsze były berdysze [broń piechoty: rodzaj topora na długim drzewcu]. Kwadrans jednak nie wyszed[ł] od owego zmieszania, wycięliśmy ich, że i jeden nie uszedł, bo w szczerym polu; powiedano, że ich było 100. Z naszych też, kto legł, kto co otrzymał, to musiał cierpieć; pode mną konia gniadego postrzelono w pierś, cięto berdyszem w łeb i drugi raz w kolano.(…) Przesiadłem się tedy na ten czas na mego myszkę [koń myszaty – koloru myszy], kazawszy pachołkowi, co na nim siedział, wędrować nazad za przeprawę; aleć mię niezadługo dogonił, na lepszym koniu niżeli ja siedział, zdobycznym.

Jeno co szablę odbierę, aż ucieka na płowym bachmacie w rządziku złocistym jakiś młokos w atłasowym papużym żupanie, prochowniczka na nim na śrebrnym łańcuszku. Sunę do niego, przejadę mu. Młodziusi[e]ńki chłopiec, gładki; aż chrest [krzyż] oprawny trzyma w ręku a płacze: »Pożałuj dla Chrysta Spasa, dla Pereczystoj Boharodyce, dla Mikuły Cudotworce!«. Żal mi się go uczyniło, a widziałem, że wielkie kupy Moskwy i z tej strony i z tej bieżały prosto na mnie: obawiałem się, żeby mię nie ogarnęły. Nie chciałem się bawić koło niego, zabijać mi też żal go było, na owę jego gorącą rozpamiętywając modlitwę. Wziąłem mu tylko ów chrest z ręku, a wyciąnem go płaza przez plecy: »Utikaj do matery, diczczy synu!«. Kiedy to chłopię skoczy, podniosszy ręce do góry: z oczu zginął w lot. (…)

Chowański sam, już w ucieczce dwa razy w łeb cięty, uszedł; piechota zaś wszystka, mało co naruszona, oprócz owych kilkuset, na razie wyciętych, została żywcem, a było ich 18 000. Poszli tedy do bliskiej brzeziny i zasiecz uczynili. Otoczono ich tedy dokoła armatą i piechotą, bo obrzednia [przerzedzona, rzadka] była owa brzezina. Dawano do nich ognia z dział, że na wylot kule przechodziły i na tę i na tę stronę, a potem, jak ich to zdebilitowano [osłabiono] z armaty, dopiero ze wszystkich stron uderzono na nich, w pień wycięto. Trudno też krwie ludzkiej w kupie widzieć, jako tam było, bo lud gęsto bardzo stał i tak zginął, że trup na trupie padł; a do tego owa brzezina na pagórku była, to tak krew lała się stamtąd strumieniem, właśnie jak owo po walnym deszczu woda”.

Bezwzględne wycięcie

Szkoły nie tylko dla szlachty, opera nie tylko dla króla

Współczesna historiografia dowartościowuje znaczenie i jakość jezuickiego kształcenia.

zobacz więcej
Tak to było. A w każdym razie tak to zapamiętał i wspominał z perspektywy dwudziestu, albo nawet i trzydziestu, lat Jan Chryzostom Pasek. Swoje memuary zaczął spisywać na pewno długo już po opuszczeniu służby wojskowej w 1667 roku. Zmarł w pierwszym roku wieku XVIII, a pośmiertną furorę zrobił dopiero w XIX, gdy jego pamiętniki zostały (w 1836 roku) wydane z rękopisów drukiem i zachwyciły natychmiast Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, a po nich kolejne pokolenia miłośników staropolskiej fantazji.

Liczby, zwłaszcza przeciwników, pamiętnikarz przymnożył. Pokazał za to wiernie, jak w filmie dokumentalnym, pomieszanie porządku rozstawionych przez wodzów skrzydeł i chorągwi z chaosem indywidualnych pojedynków w bitewnej gorączce. Nie stracił z pamięci najważniejszych momentów trwającego około cztery godziny boju. Wśród nich podkreślić trzeba przełamujące uderzenie potężnych, liczących razem ponad 600 koni, chorągwi husarskich pod dyrekcją (jak wtedy mówiono) Aleksandra Hilarego Połubińskiego (Litwa) oraz Gabriela Wojniłłowicza (Korona).

Dodajmy, że nauczono się po starciach ze Szwedami cennej sztuki: by zmniejszyć straty wynikające z salwy muszkietów piechoty, na którą szła szarża, husaria zaczynała swój galop w szyku luźnym, dopiero w ostatniej fazie ścieśniając go, co wzmacniało impet uderzenia.

I ostatni, rzeczywiście krwawy epizod bitwy pod Połonką także Pasek plastycznie odnotował: bezwzględne wycięcie wycofującej się, właściwie gotowej już do poddania piechoty moskiewskiej.

– Andrzej Nowak

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
SDP 2023
Zdjęcie główne: Pan Pasek podczas bitwy pod Połonką (pod Lachowiczami) odbiera zdobycznego konia od Wołocha, który próbował zawłaszczyć jego zdobycz. Obraz Juliusza Kossaka. Fot. mat. wydawnictwa
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.