Jeden z uczestników rozbitej przez policję manifestacji, 20-latek – żaden radykał, a notowany przez francuskie służby wyłącznie za udział w manifestacji w obronie przeznaczonego do wyburzenia kościoła – został schwytany przez Arabów z Monnaie, kolegów zabójców Thomasa. Wyciągnięty z samochodu, zawleczony na blokowisko, rozebrany i pobity – i niemal zlinczowany. Gdy jego ciemiężyciele szli po kanister z benzyną, żeby go spalić żywcem, postronny świadek wezwał pogotowie. Według dziennika „Le Monde”, z rąk oprawców uratowali go dwaj lokalni islamiści, cieszący się na osiedlu aurą byłych dżihadystów. Incydent znamienny, który nie odbił się szerokim echem w mediach.
Korzystając z okazji, zakazano administracyjnie kilkunastu patriotycznych manifestacji w różnych miastach Francji, jak gdyby solidarność z ofiarą rasistowskiego zabójstwa była większym zagrożeniem dla Republiki, niż terroryzujące Francję imigranckie bandy. Represje patriotycznych odruchów posunęły się do aresztowań za zwykłe rozklejanie plakatów z podobizną Thomasa, pod zarzutem podżegania do nienawiści rasowej. Podczas rewizji w mieszkaniu młodej kobiety oskarżonej o plakatowanie, policja zatrzymała jako dowód w sprawie… flagę narodową.
W komunikacie odnośnie manifestacji w Romans prefektura użyła interesującej formuły, pisząc, że „80 osobników próbowało dokonać inwazji dzielnicy Monnaie”. Lapsus? Jeśli tak, to znamienny. Przecież słowo „inwazja” to uznanie implicite, że imigranckie dzielnice stanowią osobne terytoria, oddzielone od reszty Francji granicą, której przekraczanie jest represjonowane. Prefektura dokonuje tu quasi oficjalnej sanktuaryzacji imigranckich blokowisk, a osławione strefy
no-go zaczynają w pełni zasługiwać na swoją nazwę. Policja może jeszcze tam wjeżdża, zwłaszcza po ściągnięciu posiłków, ale zwykli obywatele już nie.
Jak wiadomo, na dłuższą metę nie udaje się mieć dwóch przeciwnych sobie populacji na jednym terytorium. Nawet jeśli obecna zapalna sytuacja nie zakończy się wojną domową, jak wieszczą prorocy Apokalipsy, to na pewno codzienna konfliktogenność będzie się zwiększać.
Czy zrealizuje się smutna wizja Jeana Raspaila z opublikowanego w 2004 r. tekstu „Ojczyzna zdradzona przez Republikę”? „Pozostanie to, co etnologia nazywa izolatem: silna mniejszość, zapewne jakieś 15 milionów Francuzów – niekoniecznie wszyscy rasy białej – którzy ciągle będą mówić mniej lub bardziej poprawną francuszczyzną i trzymać się dziedzictwa naszej kultury i historii, przekazanych nam przez poprzednie pokolenia. Nie będzie to dla nich łatwe”. Tak po prawdzie, to już dziś nie jest...
– Adam Gwiazda
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy