Historia

„Masa towarowa” w piramidce i kolejka po koszyk, ale „klient ma zawsze rację”. Samoobsługa w PRL-u

Na halę sprzedażową wchodziło się po odstaniu w kolejce po koszyk. Towary były ułożone w piramidki, co pomagało sprzedawcom zorientować się, czy nie doszło do kradzieży. Monitoring polegał na tym, że jedna z pracownic obserwowała, czy klient nie pakuje czegoś za pazuchę. 60 lat temu powstał w Polsce pierwszy sklep samoobsługowy i szybko pojawiły się kolejne.

Znikające sztućce, radziecki szampan i bal do białego rana. PRL uwielbiał sylwestra

Bale przodowników pracy i prośby o niezabieranie do domu porcelany ze stołów. Były też zabawy na statku Batory.

zobacz więcej
„W sklepach samoobsługowych stałe miejsce pracy ma tylko kasjerka. Jest nim boks kasowy. Kasjerka lewą ręką wyjmuje towary z koszyka i przekłada do kosza zamiennego. Zaś prawą ręką wbija należność na klawiszach kasy rejestracyjnej. Następnie inkasuje gotówkę. Pozostali pracownicy nie mają stałych miejsc pracy. Poruszają się po całej hali służąc nabywcom pomocą i uzupełniając towar na półkach” – tak organizację pracy sklepów samoobsługowych opisywał w 1983 roku „Społemowiec Warszawski”.

Sposoby na zakupowe szaleństwo

Bogusław Pieńkowski dyrektor Hali Mirowskiej i Sezamu wspomina, jak jego teść radził sobie na zakupach w warszawskim Supersamie. – Tłum klientów kłębił się przy ladzie chłodniczej z paczkowanym mięsem. Kiedy klienci chwytali, co się dało i wrzucali do koszyków, by potem z boku przejrzeć towar i wybrać najlepsze kawałki, on – spokojnie stojąc z tyłu – wyciągał z jakiegoś koszyka jedną z paczek i spokojnie robił zakupy dalej – opowiada ze śmiechem. W takim rejwachu nikt się nawet nie orientował, że z koszyka ubyła mu łopatka wieprzowa.

Wyrób czekoladopodobny w etykiecie zastępczej, czyli PRL-u pomysł na słodkie życie

Sprzedawcy walizkami przynosili pieniądze, aby odebrać trzy kontenery jakichkolwiek słodyczy. Nieważne, co.

zobacz więcej
W lutym zniknie z mapy Warszawy kolejna PRL-owska ikona handlu – Uniwersam Grochów.

50 koszyków na 100 m kw.

Pierwszy w Polsce sklep samoobsługowy otwarto w 1956 roku w Białymstoku przy ulicy Lipowej. Rok później w Warszawie powstaje kolejne 7 sklepów samoobsługowych. Dwa lata później w stolicy jest ich już 51. – Zainteresowanie klientów było bardzo duże. Wszyscy lubią nowinki. A to była nowoczesna forma handlu, ściągnięta z Zachodu – opowiada portalowi tvp.info Bogusław Pieńkowski.
– Klienci byli bardzo zadowoleni. Mogli dotknąć wszystkiego, pomieszać, pogrzebać – wspomina Alina Cacko, sprzedawczyni z Sezamu, dzisiaj na emeryturze. Dodaje, że taka forma miała sprzyjać rozładowaniu kolejek, zmory tamtej epoki. Zalecano, by na każde 100 metrów kwadratowych powierzchni sprzedażowej było 50 koszyków lub 25 wózków. Ale koszyków zawsze było za mało.
Chleb czerstwy, a twarogu brak – handel przed świętami

„Świerszczyki” za 1,5 tys. zł, telefony za 4 tys. „Wszystko u nich można dostać, podwójna cena”

Spekulanci, chomikarze, badylarze – w PRL braki w dostępie do artykułów pierwszej potrzeby, które były utrapieniem większości, dla niektórych stały się szansą. Zobacz archiwalne materiały Telewizji Polskiej.

zobacz więcej
Kolejka po koszyk

„Na halę sprzedażową wchodzi się po odstaniu w kolejce po koszyk” – napisał do „Społemowca warszawskiego” w 1983 roku niezadowolony klient. To z resztą nie koniec jego utyskiwań. „Mając przy sobie puste butelki po „Mazowszance” i mleku klient dobiera butelki pełne i zadowolony, że je wymieni przy kasie, staje w kolejce do płacenia. Tymczasem w kasie dowiaduje się, że oddać butelki może tylko w specjalnym punkcie skupu. A tam kolejna kolejka na dwie godziny stania” – grzmiał autor skargi.

„Klient ma zawsze rację”


Sieć sklepów samoobsługowych rosła w szybkim tempie. W 1961 roku w Warszawie było ich już 160 na 1193 punkty sprzedaży ogółem. W tym roku nastąpił także w spółdzielczości spożywców ważny zwrot w stosunkach pomiędzy handlem a nabywcami pod hasłem: „klient ma zawsze rację”. Zaczęto przykładać większą wagę do miłej obsługi. Chodziło o to, by klient czuł się komfortowo. Tym bardziej, że trzeba było mieć na niego oko, bo samoobsługa sprzyjała kradzieżom.

Dyskretny nadzór

„Społemowiec Warszawski” na swoich łamach instruował: nadzór nad towarami oraz nad ruchem konsumentów należy sprawować dyskretnie. Tak, aby nie stwarzało to nieprzyjemnej atmosfery wśród nabywców. Salę sprzedażową powinno obserwować się podczas wykonywania innych czynności, np. poprawiania towarów na półkach, kartek cenowych czy uzupełniania towarów czy przenoszenie koszyków.

Zwracano uwagę, by w podejrzanej sytuacji nie wszczynać alarmu, tylko zbliżyć się do dziwnie zachowującej się osoby lub grupy i zapytać, czy można w czymś pomóc.
Masło prosto z kartonu albo z dostawczaka
Powrót tradycji

Alina Cacko opowiada, że w Sezamie zawsze jedna z pracownic stała przy wejściu i obserwowała klientów. Wspomina, że pewnego razu jej koleżanka w ciąży rzuciła się w pościg za złodziejem, co niestety skończyło się tragicznie, bo straciła dziecko. W PRL o ochroniarzach nie było mowy. Czasem nagłaśniano w mediach informacje o zakładanym tu i ówdzie monitoringu, ale to były bujdy. Chodziło o to, by zniechęcić ewentualnych złodziei.

W warszawskim Supersamie przy placu Unii Lubelskiej funkcję swoistej kamery pełniła zawsze jedna z pracownic, która całe dnie spędzała na antresoli, obserwując tłum klientów. Jednak liczba kradzieży rosła. – Nie było rady, trzeba było część artykułów luksusowych przenieść na stoiska tradycyjne – mówi Jolanta Jędrzejewska z WSS Śródmieście. Na tzw. tradycję przeniesiono artykuły wedlowskie, cukier, alkohole, czy lepsze wędliny i produkty zagraniczne.

Piramidki z puszek

A to, co zostało, trzeba było ładnie na hali sprzedażowej rozlokować. Sprawa nie była prosta, bo towarów brakowało i były mało zróżnicowane. Handlowcy mieli zwyczaj układania ich np. w piramidki. Krytycznie oceniono to w „Społemowcu”. „Sprzedawcy mają zwyczaj układać towary w piramidki, bryły foremne lub finezyjne, które mają być ozdobą, a zarazem ułatwiają zorientowanie się, czy towar nie został skradziony. Taki sposób układania artykułów sklepach samoobsługowych jest niewłaściwy” – czytamy. Zwracano uwagę, że towar znajduje się w sklepie nie dla ozdoby.

Na puste półki sklepowe czasem trafiały kwiatki doniczkowe. Dzięki temu miało być ładniej i bez wrażenia pustych półek.
Supersam w Żukowie mistrzem gospodarności
Handel to lada

Sklepy w PRL często padały łupem złodziei nie tylko tych drobnych. Nie było ochrony, ani alarmów często nawet krat. Sklep stojący na uboczy przy ulicy Meksykańskiej w latach 80 okradano średnio 5 razy do roku. Z tego samego powodu sparaliżowano pracę wielkiego na owe czasy ursynowskiego Megasamu. Klienci narzekali i szli do okolicznych sklepów, chętnie wybierając mniejsze samy i supersamy. Kolejki do sklepów ustawiały się już godzinę przed otwarciem. – Klienci wpadali, jak szarańcza – wspomina ekspedientka z Sezamu. „Mówiąc między nami, ja nie lubię samoobsługi. Ja ją rozumiem, ale dla mnie handel to jest lada. I rozmowa. Ciekawe, może kiedyś świat wróci do tego” zastanawiał się w 1977 roku dyrektor warszawskiego Supersamu w reportażu Małgorzaty Szejnert.
Jak zapewnić w sklepach ser?
Zdjęcie główne: 60 lat temu powstał w Polsce pierwszy sklep samoobsługowy (fot. arch.TVP)
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.