Ludzie podczas mediacji wrzeszczą, obrażają się. Czy rwą się czasem do bicia?
Na szczęście podczas moich mediacji nigdy jeszcze nie doszło do rękoczynów. Krzyki mnie nie przerażają, ludzie gdzieś muszą rozładować emocje. Nie można ich za wcześnie zblokować. Głębokie konflikty są jak wrzód, trzeba chore miejsce dokładnie oczyścić, żeby się nie odnawiał. Mam coraz większe doświadczenie i wiem, że czasem warto nagiąć reguły, żeby doprowadzić do porozumienia.
Rozwodzące się pary kłócą się o dzieci, bo tak bardzo je kochają, czy chcą się zemścić na partnerze?
Zdarza się tak, że jedna strona bardzo kocha, a druga chce się zemścić. Z przykrością muszę stwierdzić, że częściej kobiety manipulują dziećmi. Klasyczne zachowanie to: nie dam ci dzieci, bo jesteś z nową partnerką. Panowie też nie są bez winy. Przestają np. płacić alimenty, bo była żona ma narzeczonego.
Są też tacy, którzy nie płacą alimentów, bo twierdzą, że muszą mieć pieniądze dla nowej rodziny.
Takim mówię: narobił pan dzieci, to trzeba na nie zarobić. Kiedy jednak kobieta występuje do sądu o podniesienie alimentów i zamiast zasądzonych np. 500 zł żąda 1,5 tys. bez względu na to, ile były mąż zarabia, to widzę tu chęć zemsty. Poznałam wiele takich par. Widać, że choć nie chcą ze sobą być i nienawidzą się, nadal są o siebie zazdrośni. Szantażują się, używając jako argumentu dzieci. Padają zdania: „nie dam ci dziecka, idź sobie do sądu”; „nie będę ci płacić, jeśli nie dostanę dziecka”.
Trafił do mnie kiedyś pan, który domagał się codziennych, godzinnych spotkań z dzieckiem. Często jednak dzwonił do żony i w ostatniej chwili wszystko odwoływał. Zaproponowałam więc, żeby brał dziecko na cały dzień. Wystraszył się wtedy i zapytał: – A co ja mam z nim przez tyle czasu robić?
Słyszałam wielokrotnie szczere wyznania mężczyzn, którzy mówili, że wcale nie mają ochoty spotykać się ze swoimi dziećmi, ale muszą, bo inaczej wyjdą na łobuzów bez serca. W takiej sytuacji zawsze szukamy rozwiązania, które będzie dobre przede wszystkim dla dziecka.