Historia

Niemcy napisali na mogile: „Tu leży polska mniejszość narodowa”. Zabili z zemsty pomorskich kolejarzy wraz z rodzinami

Sam Adolf Hitler decydował, jak przejąć polskie mosty na Wiśle i opanować Pomorze. Niemcy wysłali więc do Tczewa pociąg pancerny, piechotę i lotnictwo. To tam 1 września 1939 roku padły pierwsze strzały. Przeprawy kolejowej przez rzekę jednak nie dostali...

Wiele pokoleń uczyło się w szkole, że pierwsze strzały w II wojnie światowej padły 1 września 1939 roku o godzinie 4:45 na Westerplatte. Były tereny w Polsce, gdzie znano zupełnie inną historię, ale Westerplatte miało i ma do dzisiaj status rozpoznawalnego na świecie symbolu. I pewnie tak zostanie, choć w coraz większej liczbie miejsc można udokumentować ataki o kilka, a nawet kilkanaście minut wcześniejsze. W ich nagłaśnianiu pomaga dociekliwość historyków i ambicje władz lokalnych.

Tak było z Wieluniem, którego historia przebiła się przed kilku laty do świadomości Polaków, co też znalazło stosowną rangę w rocznicowych uroczystościach państwowych. Bomby lotnicze spadły na to miasteczko pod Sieradzem o godzinie 4:40, a więc pięć minut przed strzałami z pancernika Schleswig – Holstein na Westerplatte. Instytut Pamięci Narodowej oficjalnie potwierdził, że to tam tak naprawdę zaczął się atak III Rzeszy na Polskę. Zginęło wielu mieszkańców, a centrum zostało kompletnie zniszczone.
Już wydawało się, że kampania wrześniowa jest dokładnie opisana w setkach książek i artykułów, a jednak wciąż nas zaskakują nowe fakty. Naszą wiedzę historyczną uzupełniają już nie tylko wydarzenia wieluńskie, od niedawna także atak niemiecki w Tczewie, który nastąpił 11 minut przed rozpoczęciem ognia na Westerplatte – o 4:34.

I nie chodzi tu o jeden z wielu poprzedzających prawdziwą wojnę incydentów granicznych czy przypadkowych, przedwczesnych ostrzałów. Był to wszak atak pociągu pancernego, piechoty i lotnictwa wroga na polskie mosty – kolejowy i drogowy – na Wiśle. Paradoksalnie to atakujący „bronili” mostów. Polscy żołnierze zamierzali je bowiem wysadzić, aby nie dopuścić do transportów wojskowych z głównego terytorium Rzeszy, mających wspomóc stacjonujący w Prusach Wschodnich korpus pancerny generała Heinza Guderiana w planowanym, oskrzydlającym pozycje Polaków uderzeniu z północy.

Jak zdobyć polskie mosty? Konsultacje z Hitlerem

Strzelali z bliska, grzebali ludzi żywcem, główki dzieci rozbijali o drzewa. Tajemnica „Pomorskiego Katynia”

W lasach piaśnickich, niedaleko Wejherowa, Niemcy zabili od 12 do 14 tysięcy ludzi. Ich tożsamość – w większości – do dzisiaj nie jest znana.

zobacz więcej
Pomorze, zwane przez Niemców Polskim Korytarzem (niem. Polnischer Korridor), oddzielało większość terytorium Rzeszy od Prus Wschodnich i Wolnego Miasta Gdańska (WMG), które miało dwa powiaty grodzkie – Gdańsk i Sopot – oraz trzy ziemskie: Gdańskie Wyżyny, Gdańskie Niziny i największy – Wielkie Żuławy. Tczew graniczył od zachodu przez Wisłę z Żuławami. Zgodnie ze statutem Wolnego Miasta Gdańska, na całym jego terenie kolej była w rękach polskich. Polski był też posterunek celny w Kałdowie (teren WMG) dla ruchu Berlin – Królewiec (niem. Koenigsberg), tranzytowego przez polskie Pomorze.

Drożność komunikacji pomiędzy Rzeszą, WMG i dalej na zachód – Prusami Wschodnimi była bardzo ważna dla działań Wehrmachtu. Do tego stopnia, że sposób opanowywania polskich mostów na Wiśle niemieccy wojskowi omawiali z samym Adolfem Hitlerem, a głównodowodzący generał Wilhelm Keitel martwił się, czy stawianie min w Zatoce Gdańskiej przed 1 września nie zniweczy efektu zaskoczenia, jaki był wymagany dla powodzenia akcji zajmowania przepraw przez główną polską rzekę.

Generałowie polscy zdawali sobie sprawę, że tzw. Korytarz – w ogóle wąski, a zwężający się jeszcze od Tczewa na północ, ku Gdyni – nie nadaje się do dłuższej obrony.



Już wiosną zaczęto zaminowywać mosty, kolejowy i drogowy. Do czerwca 1939 roku w filarach w nurcie rzeki i zachodnich, na samej granicy z Wolnym Miastem Gdańskiem, a także w przyczółkach mostów umieszczono 10 ton trotylu. Żeby zachować te działania w tajemnicy, saperzy byli przebrani za polskich kolejarzy i robotników cywilnych. Dla większej pewności ładunki wybuchowe połączono z komorami, w których były detonatory, przewodami elektrycznymi i lontami.

Złamały życie milionów ludzi. Stały po stronie zła. Zmagały się ze sobą. Nie warto przymykać oka na jeden totalitaryzm

W debacie publicznej powinno się sprawiedliwie, mniej więcej po równo, rozdzielać argumenty krytyczne względem komunizmu i nazizmu – mówi prof. Bogdan Szlachta.

zobacz więcej
Środki ostrożności nie na wiele się zdały, bo – jak się okazało w stosownym czasie – Niemcy doskonale wiedzieli o zaminowaniu mostów. Podejrzewali – i słusznie – że przewody łączące detonatory z materiałami wybuchowymi muszą biec nasypem kolejowym. Piloci bombowców nurkujących Junkers kilkakrotnie przejechali więc most jako pasażerowie pociągów jadących tranzytem przez Tczew z Malborka do Berlina i z powrotem.

Tuż przed wybuchem wojny transport przez Polskę pomiędzy Prusami a Brandenburgią, chociaż mniejszy, działał normalnie. Na noc z 31 sierpnia na 1 września strona niemiecka zaanonsowała polskim kolejarzom przejazd dwóch pociągów z bydłem. Procedura była taka, że kiedy skład z Prus Wschodnich wjeżdżał w granice Wolnego Miasta Gdańsk, przejmował go polski parowóz z polską załogą. Zatem i tym razem do granicznej, pomiędzy Prusami a WMG, stacji w Kałdowie pojechały dwa parowozy, aby przejąć pociągi towarowe.

„Bydło”, a za nim pociag pancerny

Na stacji polscy kolejarze zostali aresztowani, a zdarte z nich mundury przywdziali kolejarze niemieccy. W pierwszym pociągu zamiast bydła była piechota i saperzy Wehrmachtu, których zadaniem było opanowanie mostu kolejowego na Wiśle i niedopuszczenie do jego wysadzenia. Stacja w Szymankowie, następna za Kałdowem w kierunku Tczewa, była już opanowana przez bojówki SA. Działali swobodnie – od co najmniej roku byli u siebie, całe Wolne Miasto Gdańsk, łącznie z władzami, było już nazistowskie.
Jeden z polskich kolejarzy na stacji zorientował się, co się dzieje i zanim zginął, wystrzelił z okna budynku rakietę. Dostrzegł ją zawiadowca stacji. Przestawił zwrotnicę, kierując tym samym na ślepy tor pociąg pancerny, który jechał za składem z rzekomym bydłem.

Cofnięcie „pancerniaka” ponownie na trasę zajęło Niemcom bezcenne dla Polaków pół godziny. W tym czasie wojsko polskie na stacji w Tczewie już dowiedziało się o zagrożeniu, telefonicznie od innego kolejarza. Zamknięto więc bramę na most kolejowy od strony wschodniej – tej, z której miał nadjechać pociąg formalnie towarowy. Kiedy przyjechał i z wagonów wysypali się niemieccy żołnierze, zostali powitani polskim ogniem. Pociąg pancerny dojechał, gdy walka już trwała.

Gdy dowiedziała się o śmierci swojego narzeczonego, rzuciła się z karabinem na niemiecki czołg

Podwarszawscy Kolumbowie. W Legionowie Armia Krajowa podjęła powstańczy zryw, zanim się zaczęły walki w stolicy.

zobacz więcej
Zanim to nastąpiło, o godzinie 4:34 trzy Junkersy zbombardowały nasyp kolejowy. Piloci trafiali z niskiego pułapu w sam nasyp, nie wolno im było naruszać szyn ani mostu, bo te miały ocaleć dla wojny błyskawicznej – Blitzkriegu. Relacje mówią, że lotnikom udało się przerwać przewody, jednak Polacy naprawili je po nalocie. Mieli na to trochę czasu dzięki owym 30 minutom straconym przez Niemców na ślepym torze kolejowym i przez zatrzymanie ich na wschodnim przyczółku mostu przez stalowe wrota oraz polską piechotę.

Oficer dowodzący na stacji PKP w Tczewie zdał sobie sprawę, że długo mostu nie utrzyma. Niemcy na pociągu pancernym mieli artylerię, przewaga ogniowa była po ich stronie. Most więc wysadzono, zgodnie z wojennymi założeniami. W dwóch etapach: o godzinie 6.10, po wycofaniu polskich oddziałów, wyleciały w powietrze trzy filary na wschodnim przyczółku. O godzinie 6.45 filary w głównym nurcie rzeki.

Samo miasto Tczew wraz ze stacją kolejową broniło się do wieczora 1 września. Ruch kolejowy i drogowy na tamtejszych mostach został przywrócony 16 października, czyli już po kampanii wrześniowej.


Wolne Miasto Gdańsk od razu, 1 września, przyłączyło się do Rzeszy, a Wysoki Komisarz Ligi Narodów dostał 24 godziny na opuszczenie placówki. Tego samego dnia zostali wymordowani, z zemsty za ostrzeżenie polskiego wojska w Tczewie, kolejarze i celnicy wraz z rodzinami z Kałdowa i Szymankowa. W zbiorowy grób z czterdziestoma ciałami Niemcy wbili tablicę: „Tu leży polska mniejszość narodowa”.

Wojna miała wybuchnąć 26 sierpia

Pięć trzonowców w atłasowym pudełku. Żuchwa Hitlera – strategiczny łup sowieckich służb

Do dziś pozostaje w dyspozycji Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Spoczywa w ołowianym relikwiarzu przy ulicy Łubianka.

zobacz więcej
Bombardowanie nasypu kolejowego przed mostem w Tczewie poprzedzało nie tylko atak na Westerplatte, ale nawet bombardowanie Wielunia i nie było ostatnim takim wydarzeniem. W tym wyścigu o pierwszeństwo wojennych strzałów nikt na razie nie posuwa się dalej, a można by było nawet o prawie tydzień.

Początkowo Niemcy planowali bowiem uderzenie na Polskę już 26 sierpnia. I nad ranem tego dnia oddział niemieckich dywersantów, dowodzony przez oficera Abwehry, zaatakował stację Mosty przy strzeżonym tunelu pod przełęczą Jabłonkowską. Tam, podobnie jak w Tczewie, plan się Niemcom nie udał. Zajęli stację i nie mogli się doczekać saperów mających rozminować tunel. Do oddziału atakującego nie dotarł po prostu rozkaz odwołujący operację. Ze strony niemieckiej przybył nawet do Polaków oficer, by wyrazić ubolewanie.

Zdarzenie to nie jest i pewnie nie będzie szeroko znane, ponieważ miejsce tego niemieckiego ataku leży dziś w Czechach i leżało wcześniej w Czechosłowacji, przed zaanektowaniem Zaolzia przez Polskę w 1938 roku.

Ale takich, można rzec – drobniejszych wydarzeń jest więcej. W Poznańskiem 1 września 1939 roku już o godzinie 1:00 spadł pocisk artyleryjski wystrzelony z terenu Niemiec. A premier RP Felicjan Sławoj Składkowski wspominał o telefonach, jakie dostawał z Poznania w sprawie bombardowań niemieckich oraz z Krakowa, donoszącego o samolotach nad miastem jeszcze przed godz. 4:45.

To zresztą nie jest jedyna historyczna nieścisłość dotycząca II wojny światowej. Pierwsze strzały w Powstaniu Warszawskim też nie padły przecież o godzinie „W”, tylko wcześniej, ale właśnie o 17:00 włączają się w mieście syreny. Interesujący się historią znają szczegóły, ale dla większości liczą się powszechnie znane symbole. To one utrwalają wspólnotę. Nic nie zagraża w tej roli Westerplatte.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: 6 września 1939 r. Gauleiter Albert Forster (na pierwszym planie) ogląda wysadzony przez polskie wojsko most kolejowy na Wiśle. Fot. NAC/ Sonnke Foto Gdańsk
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.