Faktycznie, w twórczości Herberta nie znajdziemy utworów, które moglibyśmy ocenić jako bogoojczyźniane. Zaangażowanie pisarza objawiało się w czymś zupełnie innym. W podróżach do świata niezachwianych zasad, w traktatach na temat moralności, w podejmowaniu różnicującej i ważnej dla głoszonych idei „sprawy smaku”.
Tęsknota do lepszego „ja”
Potwierdza to choćby Leopold Tyrmand na kartach słynnego „Dziennika 1954”. Fragment ten brzmi niemal jak laudacja: „Po południu był u mnie Herbert. To jeden z najlepszych moich współczesnych. Moim zdaniem – poeta numer jeden swego pokolenia, a może i całej naszej połaci dziejów powojennej Polski. (…) Uprawia moralną czystość, bezkompromisowość i wierność samemu sobie trochę na pokaz, ale w tak solidnym gatunku, że nie można przyczepić się do niczego i nie można odpłacić mu niczym poniżej głębokiego szacunku”.
Herbertem targały różne namiętności. Po latach w rozmowie na łamach „Tygodnika Powszechnego” mówił: – Bo ja uważam, że człowiek nie jest tym, czym jest w istocie (...) tylko tym czym chciałby być (...) to dążenie, próba przeskoczenia siebie, to jest właśnie literatura. To tęsknota do lepszego „ja”, które sobie wymyśliłem, a które potem się na mnie mści.
Poeta nosił też w sobie zadrę z lat młodzieńczych spowodowaną brakiem udziału w konspiracji. Jeśli nawet w roku 1939 miał 15 lat, to jednak nie musiało mu to przeszkodzić w dołączeniu do partyzantki, gdyby rzeczywiście tego chciał. Tym bardziej, że gdy wojna dobiegała końca był już pełnoletni.
Zadra była na tyle duża, że po latach Herbertowi zdarzyło się zmyślać na temat swojego zaangażowania w walkę, mówiąc o odniesionych ranach, choć jedyny uszczerbek na zdrowiu, który wówczas poniósł, był skutkiem wypadku na nartach.
Siostra poety, Halina Herbert-Żebrowska wspominała: – (…) gdy trafiliśmy do Krakowa, (...) to rzeczywiście czasem znikał z domu, być może trafił do jakiejś organizacji. Ale to już pod koniec wojny. Może było z nim tak jak z Mickiewiczem i Słowackim, którzy jako słabego zdrowia uratowali się. Na szczęście... Sam mógł mieć żal do losu, że zamiast walczyć leżał z nogą na wyciągu. Zresztą pod względem zdrowotnym jeszcze po wojnie okazał się całkowicie niezdolny do służby wojskowej.
Jak Eliot
Choć obydwaj poeci nie brali udziału w walce zbrojnej, to ani jednemu, ani drugiemu nie można odmówić zaangażowania. Postawy, którą Herbert sławił w swoim cyklu o Panu Cogito, a Miłosz na przykład w wierszu „Rue Descartes”, będącym ostrą krytyką Zachodu, wychowującego na swoich uczelniach późniejszych orientalnych satrapów i krwawych dyktatorów (między innymi Pol Pota).
„Następnie wielu – pisał przyszły noblista – z Jass i Koloszwaru, albo Sajgonu albo Marakesz/ Było zabijanych ponieważ chcieli obalić domowe zwyczaje/ Następnie ich koledzy zdobywali władzę/ Żeby zabijać w imię pięknych idei uniwersalnych”.