Nawet posłowie antyklerykalnej lewicy śpiewali „Te Deum”
piątek,
9 listopada 2018
Dla międzywojennego pokolenia Polski niepodległej, które wyrastało pod wpływem scjentyzmu i marksizmu, prądów ewidentnie laickich czy wręcz ateistycznych, było jednak jasne, że Kościół to sojusznik narodu w walce o jego niepodległość – mówi Paweł Skibiński, historyk, autor książki „Polska 1918”.
TYGODNIK.TVP.PL: W tym roku obchodzimy 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Jaką rolę odegrał Kościół katolicki w procesie wybijania się naszego kraju na niepodległość?
PAWEŁ SKIBIŃSKI:Kościół był instytucją, w której w okresie zaborów przetrwał w przestrzeni publicznej język polski. Używano go w homiletyce, nabożeństwach, nauczaniu religii, podczas spowiedzi. Kościoły, szczególnie w zaborze pruskim i rosyjskim, były jedynymi miejscami, gdzie język polski funkcjonował w tej przestrzeni. Jedynymi, poza domem, gdzie można było usłyszeć polszczyznę. Stanowiły niewątpliwie społeczne spoiwo instytucjonalne.
Duchowieństwo na ziemiach polskich w ogromnej większości stanowili Polacy. W związku z tym Kościół był także jednym z miejsc kształtowania się polskich elit. Nie całe nasze elity oczywiście identyfikowały się z Kościołem. Ale ogromna większość Polaków przyznawała, że funkcjonuje on zgodnie z kierunkiem ogólnonarodowego doświadczenia.
Czyli?
Zabory, może w niektórych momentach poza austriackim, generalnie były epoką ograniczania funkcjonowania Kościoła katolickiego, który wiązał swój los z losem narodu polskiego. Widać to wyraźnie po losach instytucji zakonnych, likwidowanych w okresie zaborów. Po odzyskaniu niepodległości nastąpiła natomiast na ziemiach polskich prawdziwa erupcja inicjatyw zakonnych. W niepodległej Polsce, Kościół mógł rozwijać się swobodnie. Gdy zaś brakowało niepodległości, jego działalność była ograniczana.
Jako przykład może posłużyć historia zakonu karmelitów. W pewnym momencie, w II połowie XIX w. został na ziemiach polskich tylko jeden czynny karmel męski – w Czernej. Do tego klasztoru wstąpił św. Rafał Kalinowski i został jego przeorem. W II Rzeczypospolitej, wraz z powstaniem państwa, karmele błyskawicznie rozprzestrzeniły się na całe jego terytorium; w krótkim czasie powstało kilkanaście klasztorów.
Wspomniał pan o likwidacji zakonów. Czy to jedyne represje, jakie wobec Kościoła stosowali zaborcy?
W zaborze rosyjskim po powstaniu styczniowym zakony, które przetrwały, nie mogły normalnie funkcjonować. Zostały pozbawione możliwości przyjmowania nowicjuszy. Wtedy zaczął się rozwijać tajny ruch zakonny, inspirowany przez bł. Honorata Koźmińskiego. Był to ruch zakonów bezhabitowych. Zakonnicy, a głównie zakonnice, pozostawali w ukryciu – nosili się po świecku, ale żyli życiem zakonnym.
Działalność seminariów duchownych czy instytucji kościelnych była ściśle reglamentowana. Seminaria były zamykane. Wybitny biskup okresu międzywojennego, arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski w większości parafii swej archidiecezji dokonywał pierwszych wizytacji biskupich od trzech pokoleń! Wcześniej Kościół wprawdzie mógł funkcjonować, ale biskupi nie mogli sprawować zwykłego nadzoru nad parafiami.
W Królestwie Polskim obowiązywała też konieczność prowadzenia ksiąg metrykalnych w języku rosyjskim. Było wiele podobnych szykan, które ograniczały funkcjonowanie Kościoła. Było to przez Polaków odbierane – w sposób naturalny – w kontekście represji antypolskich.
Początkowo nawoływał do kompromisu i zgody. Dopiero po zamachu na Narutowicza stał się wobec przeciwników bezwzględny. 150 lat temu urodził się Józef Piłsudski.
zobacz więcej
Kościół, zwłaszcza tam, gdzie Polacy dominowali jako ludność rzymskokatolicka, stawał się więc bastionem polskości i jednocześnie narzędziem Polaków w walce o przetrwanie swojej społeczności.
Dla międzywojennego pokolenia Polski niepodległej, które wyrastało przecież pod wpływem zarówno scjentyzmu, jak i marksizmu, czyli ogólnoeuropejskich prądów ewidentnie laickich czy wręcz ateistycznych, było jednak jasne, że Kościół to sojusznik narodu w walce o jego niepodległość. Stąd w Polsce u niektórych polityków światopogląd ateistyczny i zgoda na obecność Kościoła w życiu publicznym zadziwiająco łatwo się łączyły.
Na przykład u jakich polityków?
Przypomnę inaugurującą funkcjonowanie polskiego parlamentu mszę, która w lutym 1919 r. odbyła się w archikatedrze św. Jana w Warszawie. Wzięli w niej udział posłowie antyklerykalnej lewicy. Ba! Nawet posłowie niekatolickich mniejszości narodowych. I wspólnie z posłami prawicy odśpiewali hymn „Te Deum laudamus”. Można uznać to za symbol traktowania Kościoła jako sojusznika w walce o niepodległość, jako naturalnego elementu polskiego ładu publicznego.
Czy to oznacza, że wszyscy biskupi utożsamiali się ze sprawa polską?
Nie. Był np. biskup chełmiński Augustyn Rosentreter, który był Niemcem czy arcybiskup wileński Jerzy Matulewicz, który był Litwinem. Natomiast jeżeli chodzi o duchowieństwo diecezjalne i większość Episkopatu to oni jednoznacznie opowiadali się za jakąś formą wspierania dążeń niepodległościowych Polaków. Co nie oznacza, że zgadzali się ze sobą w kwestii sposobu ich realizacji.
„Zaprzysięgłem uroczyście wojsko, policję (…), a nawet prowadziłem wojnę o odzyskanie wsi Głodówki i Sucha Hora od inwazji czeskiej” – wspominał pisarz. Dopiero dwa dni po stolicy Tatr nasi posłowie do parlamentu austriackiego określili się jako obywatele państwa polskiego.
zobacz więcej
Jak już mówiłem, dostojnicy kościelni byli aktywni w przestrzeni publicznej, choć aktywizowali się w miarę zwiększania się szansy na odzyskanie niepodległości Polski. Niekiedy, jak w przypadku kard. Kakowskiego, znaczący wpływ na postawę, miały kwestie, które dziś mogą być dla nas zaskakujące – ale wtedy były naturalne. Kard. Kakowski czuł się bowiem związany przysięgą, jaką złożył na lojalność carowi. Obejmując biskupstwo warszawskie, musiał taką przysięgę złożyć. Natomiast upadek caratu w lutym-marcu 1917 r. rozwiązał mu ręce. Wtedy bardzo aktywnie zaczął działać publicznie, idąc w zupełnie innym kierunku.
Zdarzało się, że różnica w postawach politycznych prowadziła do ostrych sporów, choćby między biskupem kieleckim Augustynem Łosińskim a żołnierzami Legionów Polskich.
Biskup kielecki faktycznie krytykował Legionistów, uważając ich zaangażowanie zbrojne po stronie Austrii za nieracjonalne. Sam raczej sympatyzował z opcją Komitetu Narodowego Polski Dmowskiego.
Spory i wzajemne pretensje oczywiście się zdarzały. Weźmy np. Warszawę, gdzie większość duchowieństwa identyfikowała się z KNP, ale kard. Kakowski już nie. W Kościele istniały różne poglądy polityczne, podobnie jak w całym społeczeństwie. Ale przecież Kościół w Polsce zwykle jest pluralistyczny, trudno znaleźć momenty, w których byłby uniformistycznie nastawiony do polityki. W każdym razie, powtarzam, wszystkie te opcje mieściły się w granicach zaangażowania propolskiego. Wśród polskich biskupów nie było renegatów.
Czy można zatem powiedzieć, że bez działalności Kościoła, nie byłoby niepodległej Polski?
Nawet gdyby była, to na pewno inna. Powtórzę, w Polsce, która odrodziła się w roku 1918, mimo że wśród elit politycznych nie było przewagi osób zaangażowanych religijnie, to jednak Kościół był w szerokim zakresie obecny w przestrzeni publicznej. Uważano, że taki jest właściwy sposób funkcjonowania polskiego życia społecznego. A przecież nie było to regułą w ówczesnej Europie.
Przypomnę, że jeden z wątków, który został poruszony na konferencji wersalskiej, sprowadzał się do przekonywania z jednej strony laicystycznie nastawionych delegacji francuskiej i włoskiej, a z drugiej proprotestancko nastawionej delegacji amerykańskiej, że niepodległa Polska nie będzie prześladować mniejszości religijnych.
Tu należy podkreślić rolę reprezentanta Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego – biskupa Juliusza Burschego, który był Polakiem z wyboru, w pierwszym pokoleniu i który polonizował, „odniemczał” Kościół luterański w Polsce. Został on ekspertem polskiej delegacji na kongres wersalski i przekonywał, że polscy luteranie identyfikują się z polskością i niepodległą Rzeczpospolitą. To piękny przykład tego, że specyficzna rola Kościoła katolickiego kształtowała polskie życie publiczne, nie tylko powiększając swobody religijne katolików, ale również przedstawicieli innych wyznań; tym samym zwiększając znaczenie życia religijnego w przestrzeni publicznej.