Kultura

Antysemitka ratująca Żydów i kronikarz zagłady

Tych dwoje autorów różniło bardzo wiele. Jedna z ważniejszych polskich powieściopisarek, najbardziej znana z cyklu historycznych powieści o wyprawach krzyżowych, oraz młody poeta, któremu przypadł los pokolenia Kolumbów. Połączyło ich wspólne obozowe doświadczenie. A właściwie połączyło i zarazem podzieliło.

Zofia Kossak-Szczucka i Tadeusz Borowski zmierzą się w kolejnym odcinku „Pojedynków Stulecia”, emitowanych na antenie TVP Kultura.

Sobowtór Słowackiego i warszawska królowa Madagaskaru

Biografie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Zuzanny Ginczanki są różne. Ale zbliża je tragizm losów obojga poetów.

zobacz więcej
Ona polska katoliczka. On nihilista, który utracił wiarę w człowieka. Obydwoje zostali doświadczeni przez totalitaryzmy.

Zofia Kossak-Szczucka w 1917 roku przeżyła najazd bolszewicki na Wołyniu, a podczas II wojny światowej została osadzona w Auschwitz. Tadeuszowi Borowskiemu bolszewicy odebrali rodziców, a w 1943 roku został więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych. Kossak nie miała żadnych wątpliwości co do przyszłości kraju po wojnie, a pomimo tego wróciła do „ludowej” ojczyzny. Natomiast Borowski żarliwie uwierzył w komunizm, którym radykalnie się rozczarował, przez co najprawdopodobniej popełnił w roku 1951 samobójstwo.

Słynna rodzina

Warto zacząć od podkreślenia faktu, że mówimy o autorach należących do zupełnie różnych pokoleń. Zofia Kossak przychodzi na świat w 1889 roku w dobrej szlachecko-inteligenckiej rodzinie. Należałoby dodać: artystycznej, bo w rodzinie Kossaków malował niemal każdy.

Dziadek pisarki Juliusz, tworzył głównie akwarele, szczególnie te przedstawiające motywy patriotyczne i odwołujące się do polskiej historii. Malarz miał dwóch synów: Wojciecha, który postanowił przeskoczyć dokonania ojca i namalować panoramę racławicką i Tadeusza, ojca Zofii, który nie zamierzał stawać w szranki z bardziej utalentowanym bratem i został kawalerzystą.

Zresztą miłość do koni także była w rodzinie Kossaków w zasadzie dziedziczna. Jak mówiła kuzynka pisarki, Magdalena Samozwaniec, „młoda Zosia biegała wszędzie boso i jeździła na koniu jak kozak”. Później miała się zajmować hodowlą tych zwierząt.

W 1910 roku Kossakowie sprzedają swój galicyjski majątek i wyjeżdżają w głąb Ukrainy. Wydarzenia historyczne, które przypadły w udziale tym „skrwawionym ziemiom” staną się dla Zofii Kossak przyczynkiem do rozpoczęcia kariery literackiej. Nim wybuchła I wojna światowa, wyjechała uczyć się rysunku do Genewy. Później wyszła za mąż za Stefana Szczuckiego i razem z nim osiedliła się w stronach, które zdążyła już dobrze poznać. Na Wołyniu.

Jak „Zmierzch bogów”

Majątki takie jak ten, w którym wychowała się Zofia Kossak, i takie jaki tworzyła ze swoim pierwszym mężem, stanowiły swoiste fenomeny na mapie biednej ukraińskiej wsi. Feudalne wysepki nieczułe na upływ czasu i upadek starego porządku trzymały się kurczowo swojej władzy nie chcąc przez wieki reformować swoich relacji z miejscową ludnością.
Co więcej, żyjąc z syndromem „oblężonej twierdzy” Polacy na Kresach coraz bardziej przywiązywali się do szykanowanego przez carat katolicyzmu. Jeśli połączymy to z endeckimi poglądami ojca Zofii, oraz wychowaniem, które otrzymała uczęszczając do Macierzy Szkolnej, będziemy mogli łatwo wyobrazić sobie przez jakie okulary młoda szlachcianka oglądała świat w drugiej dekadzie XX wieku. Niezależnie od rodzinnego konserwatyzmu, patriotyzmu czy endeckich poglądów los jaki spotkał Kresy w 1917 roku musiałby wywołać szok u każdego.

Jesienią 1917 roku na Wołyniu zagościła polityczna pustka, która umożliwiła wyrównywanie starych rachunków. Do antagonizmów między polską szlachtą, a ukraińskimi chłopami należy dodać najazd wojsk „białych” Rosjan, bolszewików, petlurowców i Niemców z Ober Ostu. To wszystko połączone ze sobą daje obraz ogromnego chaosu i brutalności, który widziała autorka „Pożogi”.

„Tego dnia śmierdzące buty żołnierzy i chłopów – pisała Zofia Kossak-Szczucka – przeszły boleśnie i po moim sercu, co wiązało drogę nitkę wspomnień między mną a odległym dniem mego dzieciństwa. Porąbano na kawałki meble, wśród których wzrosłam, których niezliczone kanty były wygładzone dziecinnymi rękami moich braci i moimi. Pijany sołdat wylegiwał się na łóżku mojej matki, brudne dzieci wśród chichotów darły wyblakłe dagerotypy”.

Obrazy, które tak sugestywnie są tu odmalowywane urastają do rangi pisarskiego polskiego „Zmierzchu bogów” Luchina Viscontiego – i tak chyba należy je odczytywać. „Pożoga. Wspomnienia z Wołynia 1917-1919” była faktycznym debiutem literackim Kossak-Szczuckiej. Pozycja ta otworzyła jej drogę do bardzo bogatej literackiej kariery (przez całe życie napisała prawie pięćdziesiąt książek). Choć początkowo trudno było jej powtórzyć sukces „Pożogi” (ta zresztą niedługo później została przetłumaczona na wiele języków), to ów debiut był kamieniem milowym dla twórczości pisarki.

Przygotowana na apokalipsę

Autorka „Krzyżowców” w swojej literaturze próbowała zarówno służyć muzom, jak i religii. Przykład? Pisana na łamach krakowskiego dziennika „Czas” (od którego w III RP nazwę wziął tygodnik „Najwyższy Czas!”) hagiografia świętego (wówczas jeszcze błogosławionego) Jana Sarkandra ze Skoczowa.

Co urzekło Kossak-Szczucką w tej postaci? Z pewnością nie bez znaczenia był fakt, że obydwoje zamieszkiwali podobne okolice. Po zakończeniu I wojny światowej i przejściu pierwszej fali powojennej zawieruchy, którą powinniśmy traktować jako preludium wojny polsko-bolszewickiej, autorka „Pożogi” wyjechała wraz z mężem na Śląsk. Po drugie Jan Sarkander zmarł śmiercią męczeńską. Był ofiarą wojny trzydziestoletniej, zamordowaną przez czeskich protestantów.

Ten fakt wydaje się być nie bez znaczenia, gdyż dużo mówi nam o duchowości Kossak-Szczuckiej. Wkrótce po przyjeździe na Śląsk zmarł jej pierwszy mąż. Doświadczona przez różne złe doświadczenia pisarka jedyne oparcie znajdowała w Bogu. Bo tylko Stwórca nieba i ziemi mógł wyjaśnić wydarzenia 1917 roku, apokalipsę dawnego porządku i odchodzących z powodu nieleczonego przeziębienia czy gruźlicy najbliższych.

Czy PZPR była spadkobiercą polskiego nacjonalizmu

Spór Zbigniewa Herberta i Czesława Miłosza o PRL w istocie dotyczy również III RP.

zobacz więcej
Dlatego tak bliskie były dla autorki „Króla trędowatego” figury męczenników, które w jakiś sposób uzasadniały lawinę śmierci i koniec starego świata. Bo czy swoistym końcem świata nie była też wojna trzydziestoletnia?

To dlatego historyczny sztafaż pozwalał Kossak-Szczuckiej przekazać przesłanie na wskroś uniwersalne. Podobny zabieg można odkryć w dramacie „Matka Courage” Bertolda Brechta.

Powyższa konstatacja prowadzi do jeszcze jednego wniosku: Kossak-Szczucka na II wojnę światową była niejako „przygotowana”. Przeszła wcześniej długą duchową i literacką drogę, która pomogła jej znaleźć uzasadnienie dla rozpętanego po wrześniu 1939 roku pandemonium.

Jej kolejne książki pisane w latach 20. i 30. często osadzane były w czasach przełomowych. W „punktach zwrotnych dziejów”, po których historia nie była już taka sama. Za przykład może posłużyć tu powieść „Puszkarz Orbano”. Przedstawiała ona dość niecodzienną perspektywę węgierskiego rusznikarza, który przekupiony seldżuckim złotem zdecydował się wziąć udział w tureckim oblężeniu Konstantynopola w 1453 roku.

Los dziecka w sowieckim raju

Dzieciństwo młodszego o 33 lata Tadeusza Borowskiego różniło się diametralnie. Głównie dlatego, że nie można w tym przypadku mówić o okresie „sielanki”, który dokładnie opisywała Zofia Kossak-Szczucka we wstępie do „Pożogi”.
O dziełach Tadeusza Borowskiego
Urodzony w Żytomierzu (po traktacie ryskim miasto znalazło się na terenach należących do Związku Sowieckim) w rodzinie polskiej Borowski niemal od razu musiał zmierzyć się z brutalnymi obliczami czerwonego totalitaryzmu. Jego ojca Stanisława wywieziono do budowy kanału białomorskiego (w 1926 roku został aresztowany z powodu dawnej przynależności do Polskiej Organizacji Wojskowej) – tragicznego w skutkach projektu, realizującego ideę połączenia Bałtyku z Morzem Białym.

Piszę tragicznego, bo pochłonął aż 250 tysięcy ofiar. W dodatku, mający służyć do celów militarnych kanał okazał się zbyt płytki, by mogły przepływać przez niego okręty wojenne. W latach 30. kanału używano głównie do... spływu drewna. Ot, jedna z wielu obłędnych decyzji czasów stalinowskich, w których życie ludzkie stawało się jedynie „statystyką”.

Z kolei matka Borowskiego Teofilia została wywieziona na Sybir. Spowodowało to, że dwóch małych chłopców, Tadeusz i jego brat Juliusz, pozostało zupełnie samych. Można powiedzieć, że los chłopców również stanowił odbicie dziejów tysięcy niepełnoletnich obywateli ZSRR. Mowa o tzw. bezprizornych, dzieciach rodziców wywiezionych na Syberię lub zabitych podczas „wielkiej czystki”.

„Bezprizornych” około 1927 roku było nawet 300 tysięcy. Stanowili oni niejednorodne grupy coraz bardziej zdziczałych i parających się działalnością kryminalną dzieci, które stopniowo umieszczano w domach opieki. Tak stało się ze starszym bratem Tadeusza. Trafił on do internatu.

Przyszły poeta miał to szczęście, że mogła się nim zaopiekować ciotka. Dzięki dużemu szczęściu Stanisław Borowski został wymieniony na więzionych przez sanacyjny rząd komunistów i wrócił do kraju.

Wówczas, w 1932 roku, dwóch chłopców zaopatrzonych w papiery wydane przez Czerwony Krzyż mogło udać się w podróż w głąb Związku Sowieckiego, by z właściwie nieznanym sobie ojcem przybyć potem do Polski. Mimo tej gehenny, zdaje się, że rodzinie udało się odnaleźć w Warszawie. Młody Tadeusz uczęszczał do dobrego gimnazjum im. Tadeusza Czackiego, gdzie zapoznawał się z klasykami polskiej literatury.

Być głosem zagazowanych

Jego debiut literacki przypadł już na czas okupacji. Był to wydany (anonimowo i na powielaczu) w 1942 roku samodzielnie tomik „Gdziekolwiek ziemia”. Zbiór kontynuował znany przedwojenny nurt polskiego katastrofizmu.

W rozumieniu Borowskiego wizja kosmicznego zniszczenia była nieodwracalna i z natury rzeczy wpisana w porządek świata. Wobec takiej nieuchronności jednostka musiała pozostać bezradna. To wyobrażenie było rzecz jasna potęgowane przez obrazy brutalnej niemieckiej okupacji. Prawdziwego wstrząsu literackiego miał jednak Borowski dokonać dopiero po wojnie. Opowiadaniami drukowanymi w miesięczniku „Twórczość” w 1946 roku.

Anatomia zbrodni. Dwa spojrzenia na diabelskie systemy

Wybory polityczne Leona Kruczkowskiego i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego były krańcowo różne. Ale obydwu pisarzy interesowała istota totalitaryzmu.

zobacz więcej
Nim to nastąpiło, przeszedł przez piekło Auschwitz i Dachau. 25 lutego 1943 roku Niemcy Borowskiego aresztowali w „kotle” u jego przyjaciół i przewieźli na Pawiak (z więziennego okna widział pacyfikację getta warszawskiego), a następnie do Auschwitz. Otrzymał numer obozowy 119198.

W przeddzień jego zatrzymania gestapo ujęło także jego narzeczoną Marię, która znalazła się w obozie kobiecym w Birkenau. W obozie koncentracyjnym autor „Kamiennego świata” wykonywał pracę sanitariusza. Intensywnie pisał wiersze, a także lubiane przez współwięźniów, będące odskocznią od koszmaru obozowego – piosenki i kolędy.

Od wiosny 1944 roku wysyłał także do swojej ukochanej Marii listy, które następnie znajdą się w jego obozowych opowiadaniach „Byliśmy w Oświęcimiu” i „U nas, w Auschwitzu...”. W sierpniu tego samego roku trafił do obozu Natzweiler-Dautmergen, a następnie do Dachau-Allach. 1 maja 1945 roku szczęśliwie doczekał wyzwolenia obozu przez Amerykanów.

Efektem traumatycznych doświadczeń Borowskiego w niemieckich obozach koncentracyjnych były: wybór krótkich nowel „Kamienny świat” z roku 1947 i zbiór opowiadań „Pożegnanie z Marią” z 1948. Literacki obraz, jaki się z nich wyłaniał, był obrazem wielowymiarowego upadku człowieczeństwa.

Figura „człowieka zlagrowanego”, kreślona na kartach opowiadań Borowskiego, to postać pogruchotana psychicznie i moralnie. Jest przykładem triumfu nihilizmu. Oświęcim to dla twórcy „Proszę państwa do gazu” ostateczna i przerażająca puenta rozwoju cywilizacji europejskiej, uzależnionej od przemocy i terroru. To sprawnie funkcjonujący organizm zabijania wszelkiego humanizmu.
Najtrafniej tę filozofię wyjaśniła na kartach „Niesamowitej Słowiańszczyzny” Maria Janion: „Borowski rzucił potworne oskarżenie pod adresem całej cywilizacji europejskiej. Dopiero w niemieckim obozie koncentracyjnym, jak sądził, rozpoznał bieg dziejów i ujrzał ich cenę. Już starożytność nazwał »olbrzymim koncentracyjnym obozem«, w którym jedni, to znaczy większość – byli skazani na katorżniczą pracę niewolników, a drudzy – pisali dialogi i dramaty, robili historię, byli estetyczni i wzniośli... Piękno, dobro, prawda – te pojęcia zostały zbudowane na przemilczanej, krwawej, okrutnej krzywdzie człowieka. Borowski widział ścisłe podobieństwo pomiędzy tak pojmowaną starożytnością a »jakąś nową potworną cywilizacją« wznoszoną przez niewolników Niemiec”.

„Patrz na to wszystko uważnie – pisał Borowski w „U nas w Auschwitzu” – i nie trać siły, gdy jest Ci źle. Bo może z tego czasu obozu, z tego czasu oszustw będziemy musieli zdać ludziom żywym relację i stanąć w obronie zmarłych”. Czyste zło, które widział naznaczyło autora, ale również spowodowało, że stał się wiernym kronikarzem i głosem umarłych, by ich doświadczenie nigdy nie zostało zatarte.

Non possumus i triumf człowieczeństwa

W czasie okupacji niemieckiej Zofia Kossak-Szczucka przebywała w Warszawie. Warto podkreślić, że przyjechała do niej już po wybuchu wojny, co nie było codziennym kierunkiem migracji. W 1941 roku wykorzystawszy swój autorytet utworzyła Front Odrodzenia Polski – organizację katolicką, która miała na celu głównie wydawanie podziemnej prasy i podtrzymywanie na duchu swoich czytelników.

Choć dziś nazwa organizacji może się kojarzyć z radykalną formacją nacjonalistyczną, jaką jest Narodowe Odrodzenie Polski, to dla porządku warto podkreślić, że NOP powstał dopiero na początku lat 80., a podobieństwo między nim a FOP jest wyłącznie semantyczne. Front Odrodzenia Polski nawiązywał do działalności założonej w drugiej połowie XIX wieku Akcji Katolickiej, która poprzez aktywność edukacyjną i publicystyczną walczyła z laicyzacją na całym świecie.

Ktoś mógłby pomyśleć, że zakładanie FOP w przededniu konferencji w Wannsee, na której zapadła decyzja o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”, było niepoważne. Walka o moralną odnowę Polski w czasach, gdy Polacy rozpoczynali bój o swoje biologiczne przetrwanie mogła się wydawać co najmniej chybiona. I pewnie byłyby to zarzuty trafne, gdyby nie publikacja „Protestu!”.

Opublikowany w połowie 1942 roku „Protest!” napisany przez Zofię Kossak-Szczucką był wyrazem niezgody polskich środowisk katolickich na rozpoczętą przez Niemców zagładę narodu żydowskiego. Tekst składał się z kilku części. W pierwszej autorka manifestu szczegółowo opisywała sytuację Żydów zamieszkałych w przeznaczonym do likwidacji warszawskim getcie, w drugiej zaś odnosiła się do milczącej postawy świata, którą porównywała do gestu Poncjusza Piłata.

O tym jak świat powiedział Hitlerowi: Z Żydami rób, co chcesz

W roku 1938 i w roku 1943 świat określił swój stosunek do sytuacji Żydów, którzy znajdowali się w zasięgu władzy Hitlera.

zobacz więcej
To porównanie tym bardziej jest dojmujące po latach, gdy wiemy, że pierwsze wiadomości o Holokauście dotarły za sprawą Jana Karskiego na Zachód już pod koniec 1942 roku, nie mówiąc o wcześniejszych raportach opisujących warunki panujące w zakładanych przez Niemców gettach. Najciekawsze w „Proteście!” wydają się jednak zdania poświęcone stosunkom między polskimi katolikami a Żydami. Jak pisała Kossak-Szczucka: „[Stosunki te] Nie uległy zmianie”.

Dalej warto przytoczyć dłuższy cytat: „Nie przestajemy ich uważać za politycznych, gospodarczych i ideowych wrogów Polski. Co więcej zdajemy sobie sprawę z tego, że nienawidzą nas oni więcej niż Niemców, że czynią nas odpowiedzialnymi za swoje nieszczęście. Dlaczego, na jakiej podstawie – to pozostanie tajemnicą duszy żydowskiej, niemniej jest faktem nieustannie potwierdzanym. Świadomość tych uczuć nie zwalnia nas z obowiązku potępienia zbrodni. Nie chcemy być Piłatami”.

Zdaje się, że słowa te napisane są tak prosto, że trudno dorobić do nich jakąś zawiłą egzegezę. Tak, Zofia Kossak-Szczucka, podobnie jak jej katoliccy przyjaciele z FOP, była antysemitką. Dawała temu wyraz tak przed wojną, jak i podczas jej trwania. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że zdała ona znacznie trudniejszy egzamin niż sprawdzian z deklaratywnego filosemityzmu. Zdała egzamin z człowieczeństwa.

Za słowami bowiem poszły czyny, a we wrześniu 1942 roku powstała Tymczasowa Rada Pomocy Żydom. Zalążek późniejszej Żegoty. Konspiracyjne zaangażowanie Kossak-Szczuckiej było owiane legendą. Została za nie uhonorowana pośmiertnie przez izraelski instytut Jad Waszem medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Ponieważ pisarka była poszukiwana przez Niemców, przefarbowała sobie włosy na mocny blond, w czym mocno przypominała ukrywające się po aryjskiej stronie Żydówki. W dodatku posługiwała się fałszywymi dokumentami wystawionymi na nazwisko Sikorski... co z oczywistych przyczyn także mogło budzić podejrzliwość.

Mimo tej niefrasobliwości bardzo się angażowała w pomoc Żydom i stała się siłą napędową organizacji. Pomocne okazały się katolickie kontakty Kossak. Pozwalały one wysyłać żydowskie dziewczyny do klasztorów, a parafie mogły pomóc w wystawianiu fałszywych dokumentów. W 1944 roku w Żegocie działało nawet do 40 tysięcy ludzi.


Dodatkową gałąź organizacji stanowiła pomoc dzieciom, którą kierowała Irena Sendlerowa. Po latach Władysław Bartoszewski wspominał swoją pracę z Zofią Kossak-Szczucką, dla której był kimś w rodzaju sekretarza, jako jedno z najważniejszych formujących wydarzeń w swoim życiu. „Gdyby nie Zofia Kossak, nie byłbym tym samym człowiekiem. W wielkim stopniu dzięki niej wybierałem pewne drogi i podejmowałem pewne decyzje” – wspominał.

Wreszcie gestapo dopięło swego i aresztowało pisarkę. Na siedem miesięcy trafiła do obozu w Auschwitz. Jej obozowe przeżycia stały się pretekstem do napisania książki „Z otchłani”. Książka wywołała wściekłość Tadeusza Borowskiego, której dał wyraz pisząc artykuł zatytułowany „Alicja w krainie czarów”, opublikowany na łamach „Pokolenia”.

Borowski zarzucał Kossak-Szczuckiej, że upiększa obozową rzeczywistość. Sam nie przebierając w słowach wskazywał, że autorka „Krzyżowców” należała do „uprzywilejowanej kasty Polek, które dzięki paczkom, stosunkom i opiece funkcyjnych wiodły w szpitalach i na wypoczynkowych blokach żywot stosunkowo wygodny i bezpieczny”.

Nierozstrzygnięty spór

Oczywiście konflikt na tle doświadczeń obozowych wynikał z diametralnie różnych filozofii i etyki obydwojga. Borowski nie zamierzał zaprzeczać „smutnej prawdzie o naturze ludzkiej”, którą poznał w tak ekstremalnych warunkach. Kossak-Szczucka jako żarliwie wierząca osoba nie zwątpiła w Boga, a wręcz odwrotnie, doświadczyła Jego triumfu. W jej rozumieniu Stwórca przekroczył i pokonał Auschwitz.

„Cokolwiek kiedy pisałam, udolnie czy nieudolnie, było wyrazem mojego przekonania i nie mogłabym cofnąć żadnej z dawnych wypowiedzi. Sens życia i cel życia – hierarchia uczuć i obowiązki względem Boga i człowieka utrwalone są w mnie dozgonnie” – pisała Zofia Kossak-Szczucka.

Paradoksalnie także Tadeusz Borowski zainfekowany „czasem pogardy” nie mógł cofnąć żadnej ze swoich wypowiedzi. Wiedział, że to, co ma do napisania, to, co jest winien zamordowanym, nie jest zwycięstwem człowieczeństwa, a jego klęską. Ich spór nigdy nie będzie rozstrzygnięty.

–Mikołaj Mirowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Obejrzyj wszystkie odcinki „Pojedynków stulecia”:
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.