W noc wigilijną 6 stycznia (Królestwo SHS zmieniło kalendarz na gregoriański dopiero w roku 1923) Zjelenaši blokują szosy prowadzące na Cetinje, do największego miasta, w którym odbywa się Zgromadzenie – Podgoricy, ba, opanowują nawet na krótko nieczynną linię wąskotorówki. I to jest ten moment, który Polakom kojarzyć się może z początkiem powstania styczniowego: rozproszeni powstańcy (w sumie było ich około trzech tysięcy – niewiele w konfrontacji z kilkunastotysięczną, zaprawioną w walkach armią) tracą bowiem rychło element zaskoczenia, jedyny, który działał na ich korzyść, i przechodzą do defensywy.
Jedyne poważniejsze walki rozgorzały o Cetinje. I tam jednak dla opanowania sytuacji przez Serbów wystarczyło stawiennictwo francuskiego wysokiego rangą oficera łącznikowego. Powstańcy w żadnym razie nie chcieli bowiem zaostrzenia stosunków z Ententą.
Walki w polu wygasły po niespełna tygodniu. Bilans strat po każdej ze stron wynosił dwadzieścia kilka osób. Powstańcy uciekli się do jednej z najtrwalszych bałkańskich tradycji, tworząc w wysokich górach oddziały „komitów” (nazwa, wywodząca się ze skażonej łaciny, przez stulecia obowiązywała w Grecji, Albanii, Bułgarii i Serbii, oznaczając rebeliantów).
Małe grupki desperacko atakowały posterunki serbskiej policji i lokalnych urzędników przez kolejnych 10 lat – albo po prostu trwały, klnąc i czekając na lepsze czasy. Kto był lepiej ustosunkowany lub zwyczajnie miał więcej szczęścia, czmychał za granicę albo do obozów wojskowych we Włoszech, gdzie do 1921 utrzymywano i trenowano oddziały guerilli albo wprost do króla.
Ci, którzy nie mieli nic do stracenia, walczyli na miejscu: największy oddział Savy Raspopovicia został rozbity w 1923 roku, na niedobitki polowano do 1929 r., kiedy to 8 marca zastrzelono dwóch braci, Radoša i Drago Bulatoviciów. Tu znów kłaniają się „polskie skojarzenia”, tym bardziej, że serbskie wojsko i żandarmeria poczynały sobie z rebelią brutalnie, pacyfikując całe wsie i biorąc zakładników z rodzin czynnych jeszcze w górach komitów.
Narodziny mitu
Nie da się jednak porównywać polskiej i czarnogórskiej emigracji politycznej: ta druga wygasła po kilku latach, pozbawiona autorytetów, poparcia i środków. Zmarły w 1921 król bez ziemi pochowany został w cerkwi we włoskim San Remo zarządzanej przez „białych” emigrantów rosyjskich.