Szef stacji CNN Jeff Zucker, jeden z głównych medialnych wrogów Trumpa, który ochrzcił sieć telewizyjną mianem „CNN Fake News” nie ma żadnych wyrzutów po setkach godzin spędzonych nad „Russiagate”. Jak powiedział w wywiadzie dla „New York Timesa”, czuje się „całkowicie komfortowo”, gdy myśli o roli jaką odegrali podlegli mu dziennikarze w ostatnich dwóch latach. „Nie jesteśmy śledczymi. Jesteśmy dziennikarzami i naszym zadaniem jest mówienie o faktach i robiliśmy właśnie to” - zadeklarował.
Dodał, że to przecież „będący pod władzą prezydenta Departament Sprawiedliwości prowadził dochodzenie ws. jego kampanii podejrzewając zmowę z wrogim państwem. I sam ten fakt jest bez precedensu” - a nie to, że media o tym mówią. Słowem dyżurna odpowiedź – może spekulowaliśmy, rozpowszechniając najbardziej dziwaczne teorie spiskowe, ale jako dziennikarze mamy takie prawo, bo nie jesteśmy przecież profesjonalnymi śledczymi…
„Katastrofalna klęska mediów”
Sprawa jednak jest, bo jak to ujął Brit Hume, komentator stacji Fox News, mamy do czynienia „z największym upadkiem mediów” w całym jego życiu a „jest on w tym biznesie już pięćdziesiąt lat”. No bo jak inaczej nazwać – sugerował Hume – „zupełnie niepoparte faktami oskarżenia o tak wielkie przestępstwo, jakim jest zdrada Ameryki”.
„Katastrofalna klęska mediów” - napisał z kolei współzałożyciel konserwatywnego portalu The Federalist, Sean Davis. Oskarżył on swoich kolegów po fachu o poglądach bardziej na lewo, że cel przesłonił im wszystko. „Jeśli twoim zadaniem jest obalenie Trumpa, nie ma znaczenia co znalazł albo czego nie znalazł Mueller czy ktoś inny. Trump nie był w zmowie z Rosją, ale pokonał Hillary Clinton. Z zachowania wielu ludzi mediów staje się jasne, że już to wystarczy, aby uznać Trumpa za winnego. Dla nich w śledztwie Trump-Rosja nigdy nie chodziło o ochronę demokracji czy procesu wyborczego, nie mówiąc już o mówieniu prawdy, co powinno się wpisywać w wykonywany przez nich zawód”.
Generalnie media wsławione nadgorliwością w opisywaniu „Russiagate” raczej nie biją się w piersi. Są przecież inne kwestie związane z Trumpem – choćby jak płatności dla pań lekkich obyczajów (aby nie mówiły o jego romansach w kampanii wyborczej), niejasnych transakcji finansowych z czasów, gdy był biznesmenem, niepłaconych podatków… Zawsze można rozrobić kolejny skandal tak, że może w końcu uda się Trumpa, jeśli nie usunąć z urzędu, to przynajmniej zapobiec jego reelekcji w 2020 r.
Zniszczona wiarygodność
Ale są wyjątki. Jednym z nich jest lewicowy i dość kontrowersyjny dziennikarz Matt Taibbi. Człowiek bardzo krytyczny wobec Donalda Trumpa, ale jednocześnie bardzo sceptyczny wobec antytrumpowych obsesji innych dziennikarzy. Napisał on ni mniej, ni więcej, że „Russiagate” to „afera środków masowego rażenia naszego pokolenia”.