Historia

Mistrzyni PR. Zbudowała „amerykańską rodzinę królewską” i mit ojca narodu

Pogrzeb JFK był wydarzeniem, które w pewien sposób wykreowała Jackie Kennedy. Zarządziła, by był podobny do pochówku Abrahama Lincolna. Mały John Junior salutował przy trumnie ojca. Budowała legendę przywódcy i zarazem „człowieka z sąsiedztwa”. Ten teatr oglądały w telewizji miliony Amerykanów. Pokazała im, jak opłakiwać prezydenta.

Gdyby żyła, 28 lipca skończyłaby 90 lat. Jako pierwsza dama Ameryki, Jackie Kennedy w cieniu swojego męża – prezydenta z ramienia Demokratów – błyszczała i na swój sposób wręcz kreowała jego wizerunek. Do dziś jest ikoną stylu, którą inspirowała się obecna prezydentowa Melania Trump, wybierając kreację na uroczystość zaprzysiężenia swego męża Republikanina. A Nancy Reagan, też żona republikańskiej głowy USA, chcąc kontynuować tradycję stworzoną przez swą sławną poprzedniczkę, przeprowadziła warty krocie remont Białego Domu.

O fenomenie Jacqueline Bouvier Kennedy-Onassis, od dziecka nazywanej zdrobniale Jackie, nie da się mówić w oderwaniu od rodziny, do której weszła poprzez małżeństwo z przyszłym prezydentem. Choć żyła w czasach, w których kobiety w świecie polityki nie miały wiele do powiedzenia, udało jej się z tylnego fotela kierować prezencją i poniekąd karierą Johna Fitzgeralda Kennedy’ego.

– Tym, czym dla Anglików jest brytyjska monarchia, tym dla Amerykanów była rodzina Kennedych – zauważa dr Małgorzata Bulaszewska, kulturoznawczyni z Uniwersytetu SWPS. Od początku bowiem ród ten jawił się jako „amerykańska rodzina królewska” w sferze medialnej, a w konsekwencji i w świadomości amerykańskiego społeczeństwa.
Rodzina Kennedych w ich domu w Hyannis Port w Massachusetts po wygranych przez Johna Fitzgeralda wyborach prezydenckich w 1960 r. Siedzą od lewej Eunice Shriver i Kennedy: Rose (1890 - 1995), Joseph (1888 – 1969), Jacqueline (1929 – 1994), Ted. Stoją od lewej: Ethel Kennedy, Stephen (1927 - 1990) i Jean Smith, JFK (1917 - 1963) i brat Robert (1925 - 1968), Pat Lawford (1924 - 2006), Sargent Shriver, Joan Kennedy i Peter Lawford (1923 - 1984). Fot. Paul Schutzer/The LIFE Picture Collection via Getty Images
– Historia tego klanu wyraźnie pokazuje, że na pierwszym miejscu stawiano w nim pochodzenie oraz wyznanie. To właśnie te dwie kwestie mocno wpływały na to, jaki „pomysł na siebie” realizowała rodzina Kennedych – ocenia dr Bulaszewska. W tym kontekście może zdziwić, że chodzi o klan Demokratów.

Bogate katoliczki

Aby wyjaśnić fenomen samej Jackie, jak i działanie rodziny przyszłego prezydenta, warto zerknąć na drzewo genealogiczne Kennedych. Protoplaści amerykańskiego rodu, czyli pradziadkowie Johna, przybyli do Stanów Zjednoczonych w latach 40. XIX wieku z Irlandii, uciekając przed klęską głodu. Jego ojciec Joseph Patrick „Joe” Kennedy urodził się już jako Amerykanin irlandzkiego pochodzenia i wraz z matką JFK, czyli Rose Fiztgerald, bardzo dbał o to, aby irlandzkie i katolickie tradycje przodków były kultywowane przez kolejne pokolenia.

Odsłonięta łydka prezydenta. 100 lat temu urodził się JFK

John Fitzgerald Kennedy urodził się 29 maja 1917 roku.

zobacz więcej
– Kładziono duży nacisk na to, aby kobiety wchodzące do tej rodziny były bogate, dzięki czemu pomnażano majątek rodu Kennedych, albo pochodziły z rodzin, w których mężczyźni pełnili funkcje polityczne, co mogło pomóc w karierze męskich przedstawicieli rodziny – wyjaśnia dr Bulaszewska.

Przodkowie ojca i matki JFK urodzeni w Ameryce też pełnili funkcje polityczne. Dziadek ze strony matki – John Francis Fitzgerald – był burmistrzem Bostonu i członkiem Izby Reprezentantów, a ze strony ojca – Patrick Joseph Kennedy – m. in. członkiem stanowej Izby Reprezentantów oraz senatorem stanu Massachusetts. Obaj byli swymi politycznymi rywalami w Bostonie i Massachusetts w łonie Partii Demokratycznej, w której oni i ich potomkowie gorliwie działali.

Kolejne pokolenia pięły się po drabinie kariery, budując polityczną fortunę Kennedych. Joseph P. „Joe” Kennedy został biznesmenem i ambasadorem USA w Londynie (1938-40), zaś Rose Fitzgerald pilnowała, aby przyszłe żony jej pięciu synów były katoliczkami i kobietami, które będą ich wspierały w karierze.

Urodzona 28 lipca 1929 roku w Southampton Jacquelin Bouvier niemal idealnie wpisywała się w te oczekiwania. Jej matka miała irlandzkie korzenie, a ojciec John Vernon Bouvier III pochodził z bardzo wpływowego, starego rodu francuskiego. Rodzicie przyszłej First Lady rozwiedli się w 1936 roku, po tym jak Bouvier popadł w hazard i stracił majątek. Ale matka Jackie sześć lat później wyszła za mąż powtórnie – za Hugha Auchinclossa, który zapewnił jej życie w jeszcze większym luksusie.

Czysty pragmatyzm

Od dziecka Jackie uczyła się w najlepszych prywatnych szkołach. Była, więc nie tylko panienką z bogatego domu, ale obytą i wykształconą młodą damą. Dwa lata studiowała nawet na paryskiej Sorbonie. Po powrocie ukończyła Uniwersytet George’a Washingtona, a w 1951 roku zaczęła swoją pierwszą pracę – fotoreporterki w gazecie „Times Herald”. Do swoich zawodowych sukcesów zaliczała wywiad z Richardem Nixonem oraz Johnem Kennedym, a także podróż służbową do Londynu na koronację Elżbiety II.

Swojego przyszłego męża panna Bouvier poznała w maju 1951, a ślub wzięli 12 września 1953 roku.
– To nie była wielka miłość, namiętność, która wybuchła i została pobłogosławiona, ale czysty pragmatyzm – zauważa kulturoznawczyni z SWPS. Co było podstawą związku Jackie i Johna – pokazuje podejście do niej Kennedych, jak i środowisko, w jakim od małego wychowywała się przyszła pierwsza dama Ameryki.

Dr Bulaszewska: – Przyszli teściowie bardzo szybko ją zaakceptowali. Uważali, że doskonale nadaje się do tego, aby wspierać ich syna w jego politycznej działalności. Był już wtedy senatorem i zarówno Rose, jak i Joseph byli przekonani, że to najwyższy czas, aby się ożenił. Oni mieli swoją wizję, a Jackie była kobietą przyzwyczajoną do dobrego, wystawnego życia. Poza tym chciała mieć wpływ nie tylko na losy swojej rodziny, ale także na losy społeczeństwa amerykańskiego.

Dokumenty dotyczące JFK ujawnione. Zabójca kontaktował się z agentem KGB

Do sieci trafiło 400 stron dokumentów.

zobacz więcej
Nie zraziła się nawet dość osobliwymi i trudnymi początkami ich małżeństwa. Po pierwsze, nie do końca spełniała oczekiwania Kennedych: jej rodzina była związana z Partią Republikańską i po ślubie zaczęto na nią naciskać, by zmieniła poglądy i otwarcie poparła Demokratów. Po drugie – jak to ujęła w „Historycznych rozmowach o życiu z Johnem F. Kennedym”, które prowadziła z historykiem, bliskim doradcą JFK i autorem książek o prezydentach USA Arthurem Schlesingerem: „Przez następne lata John jest całkowicie oddany polityce”.

„Boże, dzieciaku”

Nie wtrącała się do polityki. Nie tylko ze względu na to, że była ona zarezerwowana dla mężczyzn, ale uważała, że kobiety są zbyt emocjonalne i nie sprawdzałyby się w tej materii. Kiedy próbowała rozmawiać z Johnem o sytuacji na Kubie czy w Wietnamie, on bardzo szybko ucinał to słowami: „Boże, dzieciaku”.

Z mężem łączyła ją jedynie pasja do książek. Długo nie mogła zajść w ciążę. W sierpniu 1956 roku urodziła martwą dziewczynkę, a dopiero rok później ich pierwszą córkę – Caroline. Jeden z przyjaciół wspominał w tamtym czasie, że zaledwie dwa lata po ślubie Jackie wygląda jak „ktoś, kto wyszedł cało z katastrofy lądowej”.

Co sprawiło, że postanowiła tkwić w małżeństwie mimo tych przeciwności i samotności w związku, który powinien dawać jej szczęście i spełnienie?

– W filmie „Jackie”, w którym w postać pierwszej damy wcieliła się Natalie Portman, pada autentycznie wypowiedziane przez nią i wielokrotnie cytowane zdanie: stwierdza, że na świecie są dwa rodzaje kobiet. Te, które pragną miłości i te, które pragną władzy. Nie odchodzi od Johna, bo wie, że wizja zdobycia Białego Domu jest bardzo realna, jej odejście zniszczyłoby jego plany. Uczucie poświęca dla władzy – wyjaśnia dr Bulaszewska.

W kampanii prezydenckiej w 1960 roku – po tym, jak podczas spotkania rodziny Kennedych ze współpracownikami JFK zdecydowano, że czas zawalczyć o najwyższy urząd w państwie – udzielała się podczas konwencji partyjnych i na wiecach wyborczych. Teraz familia miała już jej deklarację na tacy: dawna Republikanka w służbie Demokratów. Jak oceniano później, spotkania Jackie z wyborcami i organizacjami kobiecymi oraz jej konferencje prasowe w istotny sposób wpłynęły na wynik wyborów.
Ale sama Jackie opisywała Schlesingerowi kampanijne relacje między małżonkami jako dość trudne, a swoją rolę jako mniej istotną: „Przestałam go wypytywać o cokolwiek. Uznałam, że najlepszego wsparcia udzielę mu, tworząc w domu atmosferę serdeczności i bezpieczeństwa”.

John wygrał wybory, zaś tuż przed zaprzysiężeniem został ojcem pierwszego syna – Johna Juniora. Jackie z trudem dochodziła do siebie po cesarskim cięciu, liczne uroczystości związane z zaprzysiężeniem męża przetrwała przyjmując dexedrynę – lek będący pochodną amfetaminy, dwukrotnie silniej od niej działający.

Wzięła go, gdy jej poprzedniczka Mary „Mamie” Eisenhower oprowadzała ją – nową pierwszą damę – po 30 pokojach Białego Domu. Wizyta trwała godzinę, a Jackie ledwo trzymała się na nogach. Dwa miesiące później, już po przeprowadzce, spytała więc szefa administracyjnego, dlaczego mimo zaleceń lekarza nie jeździła wtedy po rezydencji na wózku. Ten odpowiedział, że wózek został dostarczony, ale Mamie Eisenhower kazała go schować i wyjąć tylko wtedy, jeśli zostanie wypowiedziana taka potrzeba. Jackie nie śmiała prosić, a intencje poprzedniczki pozostają w sferze domysłów.
Może uznała, że nie wypada sadzać prezydentowej na wózku? Tak mogła rozumieć etykietę „różowa pierwsza dama”, lubiąca słodkie ubrania i dekoracje, na dodatek kobieta po przejściach – nieukrywany romans Dwighta Eisenhowera 16 lat wcześniej odbił się na jej zdrowiu psychicznym, popadła w chorobę alkoholową. A może jednak była to cicha zemsta na Jackie, byłej Republikance, za spektakularne przejście na drugą stronę i za to, że po ośmiu latach w Białym Domu musieli ustąpić miejsca młodemu Demokracie z żoną zdobywającą coraz większe uznanie? Niewykluczone, choć Mamie wobec kariery politycznej męża była sceptyczna, nie deklarowała swoich poglądów publicznie i wbrew naciskom elity waszyngtońskiej nie była bardziej aktywna od swej poprzedniczki Bess Truman – nie organizowała wystawnych przyjęć ani nie utrzymywała kontaktów z prasą, przez osiem lat zorganizowała tylko jedną konferencję prasową.

Śmielsza wersja First Lady

– Gdy Jackie została pierwszą damą, włożyła wiele wysiłku, by być inną niż jej poprzedniczki. Starała się być zauważona, wywierać taki wpływ na opinię publiczną, aby ta zwróciła uwagę nie tylko na samego Johna, ale na całą jego rodzinę. Wzorce czerpała właśnie z rodziny królewskiej. Zresztą zarówno ona, jak i John przyjaźnili się z księciem Karolem i księżną Dianą – mówi dr Bulaszewska.

Pierwsze chwile po przeprowadzce do Białego Domu Jackie wspominała bardzo pozytywnie. „To był najszczęśliwszy okres w moim życiu. Nigdy nie byliśmy sobie bliżsi niż wtedy… również fizycznie. Czasami spędzaliśmy ze sobą całe noce” – opowiadała Schlesingerowi. Przemilczała fakt, że jej mąż był seksoholikiem i nad basenem urządzał sobie 15-minutowe schadzki z kobietami, czy romansował m.in. z Marilyn Monroe i Mareleną Dietrich. Szef Federalnego Biura Śledczego J. Edgar Hoover stale otrzymywał raporty na temat życia płciowego JFK.
Impreza w domu reżysera filmowego Arthura Krima, Marilyn Monroe stoi między Robertem Kennedym (z lewej) a Johnem F. Kennedym, Nowy Jork, 19 maja 1962 roku. Wcześniej partia zorganizowała urodziny prezydenta JFK w Madison Square Garden, podczas których aktorka zaśpiewała słynnie „Happy Birthday Mister President”. Fot. Cecil Stoughton / The LIFE Images Collection via Getty Images
Młoda prezydentowa tworzyła więc swój własny świat, jak Diana. Zaczęła się angażować w akcje charytatywne oraz być aktywną w obszarach, na których dobrze się znała: modzie, muzyce i sztuce. – To dzięki jej namowom i pozaparlamentarnym działaniom kongres USA stwierdził, że Biały Dom ma charakter budynku muzealnego i przeznaczył pieniądze na jeden z pierwszych remontów – opowiada kulturoznawczyni.

Jackie od samego początku nie była zachwycona wyglądem rezydencji – ani jego prywatnej, ani publicznej części. W jednym z wywiadów stwierdziła, że większe wrażenie robi na niej Narodowa Galeria Sztuki w Waszyngtonie niż Biały Dom. Uznała, że przypomina jej hotel. Postanowiła więc z wielkim rozmachem zmienić wystrój i charakter tego miejsca.

Stworzyła specjalną Komisję Sztuk Pięknych dla Białego Domu, złożoną z muzealnych ekspertów, uznanych dekoratorów, urzędników administracji rządowej oraz osób prywatnych. Razem przeglądali magazyny i piwnice rezydencji, znajdując w nich wiele historycznych mebli oraz dzieł sztuki, antyków i artefaktów należących kiedyś do George’a Washingtona czy Abrahama Lincolna.

Uzależniona od leków, zaczytana w „Ulissesie”. 55 lat temu odeszła Marilyn Monroe

Do dziś jest niekwestionowaną królową popkultury.

zobacz więcej
We współpracy z muzeami w Białym Domu zaczęto organizować czasowe wystawy, praktyka ta stosowana jest do dziś. Jackie udało się też pozyskać sponsorów, którzy finansowali zakupy nowych eksponatów. Chciała, by wizyta w Białym Domu była dla zwiedzających powodem do dumy, ale też bodźcem do zainteresowania się historią i sztuką.

Dzięki darowiznom na odrestaurowanie Białego Domu – jak szacują niektórzy – wydano nawet 2 miliony dolarów. By zmniejszyć koszty, Jackie opracowała przewodnik turystyczno-historyczny po Białym Domu i umiejętnie zaaranżowała jego sprzedaż, by nie zostać posądzoną o działania komercyjne. Tylko w pierwszych latach sprzedało się 600 tys. egzemplarzy.

Przy czym wiele dzieł, które się w Białym Domu znalazły, pochodziło z kolekcji prywatnych i było wręcz bezcennych. Trafiły tam tylko dzięki urokowi i staraniom First Lady. Andre Malraux, francuski minister kultury, miał do amerykańskiej prezydentowej tak ogromne zaufanie, że oddał jej w czasowy depozyt „Mona Lisę”.

Darczyńcom i odsprzedającym należało się odpowiednie podziękowanie i zrobiła to z nawiązką: na antenie telewizyjnej wyjaśniała skrupulatnie, kto był poprzednim właścicielem każdego eksponatu i w jaki sposób trafiły one do siedziby głowy państwa.

Jazz, papierosy i kwiaty

Rok po wyborach zaprosiła bowiem i osobiście oprowadziła po Białym Domu dziennikarza stacji telewizyjnej CBS Charlesa Collingwooda. Trwający ponad godzinę program wyemitowały w walentynki 1962 roku i sieć CBS, i NBC, a ABC ponownie nadała go cztery dni później. „Wycieczkę po Białym Domu z panią Kennedy” oglądały aż 64 miliony Amerykanów. Większość z nich po raz pierwszy zajrzała do domu prezydentów USA.
„Widzowie, pokój po pokoju, obejrzeli odrestaurowane pomieszczenia prezydenckiej rezydencji. Pani Kennedy z jednakowym zaangażowaniem opisywała meble, obrazy, jak również wzory tapet na ścianach. Pragnęła uświadomić rodakom fakt, że żaden z elementów wyposażenia wnętrz Białego Domu nie był przypadkowy. Co więcej, obecność każdego z nich miała uzasadnienie historyczne. W atrakcyjny dla widzów sposób przybliżała im poszczególne przedmioty, opowiadając wiążące się z nimi historie. Łóżko Lincolna czy stół Granta raz jeszcze przywołały wspomnienia wiążące się z osobami byłych prezydentów. Pani Kennedy zależało na tym, by Biały Dom nie był traktowany przez przyszłych zwiedzających jak nudne muzeum z setkami zakurzonych, z niczym nie kojarzących się eksponatów. Wręcz przeciwnie, dzięki niemałemu wysiłkowi pierwszej damy każda znajdująca się tutaj rzecz w mniej lub bardziej istotny sposób wplatała się w życie ludzi, którzy kiedyś zamieszkiwali tę rezydencję” – pisała Halina Bieluk w publikacji „Jacqueline Kennedy i restauracja Białego Domu: projekt modernizacyjny czy akt polityczny?”.
Oficjalne pomieszczenia głowy państwa zostały więc spersonalizowane i z tym wizerunkiem musi się od tej pory mierzyć każda kolejna administracja. A sam program – jak opisuje Halina Bieniek – „został przyjęty entuzjastycznie przez Amerykanów. Piękna, wyrafinowana i wykształcona pierwsza dama oprowadziła ich po budynku, który był przedmiotem narodowej dumy. W tych okolicznościach wybaczono jej nawet wyraźnie rzucający się w oczy brak swobody przed kamerami”.


Dzięki temu Jackie została jedyną pierwszą damą, która otrzymała nagrodę Emmy. Honorowe Trustees Awards, przyznawane poza określonymi kategoriami, to docenienie niezwykłych osiągnięć czy wkładu w dzieła telewizyjne. W 1962 r. Narodowa Akademia Sztuki i Nauki Telewizyjnej przyznała je Jacqueline Kennedy, CBS News, szefom departamentów informacyjnych w ABC, CBS, NBC oraz Davidowi Sarnoffowi – wszystkim za ten sam program „A Tour of the White House”.

Białym Dom stał się odtąd miejscem spotkań towarzyskich i kulturalnych. Słuchało się w nim jazzu, piło whisky i paliło papierosy.

A choć prace restauracyjne nie były zakończone, Jacqueline Kennedy zaczęła realizować kolejny pomysł – wielką prezydencką bibliotekę. Halina Bieluk: „Ta istniejąca była jedynie nieprzemyślanym zbiorem przypadkowo zebranych książek. Pani Kennedy marzyła o księgozbiorze, zawierającym wszystkie znaczące dzieła amerykańskie oraz te, które inspirowały myśl amerykańską. W nowej bibliotece znalazłyby również swoje miejsce wszelkie teksty napisane przez prezydentów Stanów Zjednoczonych. Utworzenie biblioteki nadzorował Henry du Pont, a książki do niej wybrane zostały przez specjalny komitet ekspertów”.

To nie wszystko. Gdy odnowione pokoje „zachwycały już swoim wyglądem, przyszła pora na bukiety pięknych kwiatów” – pisze Bieluk. „Poprzednie pierwsze damy nie przywiązywały nadmiernej wagi do ozdabiania prezydenckiej rezydencji wyszukanymi bukietami. Jeśli już jakieś kwiaty pojawiały się w budynku przy1600 Pennsylvania Avenue, były to przeważnie «fioletowe orchidee zakupywane hurtowo po zbyt wygórowanych cenach», jak to z pogardą skomentowała nowo zatrudniona przez panią Kennedy jej przyjaciółka i projektantka zieleni, Rachel Lambert Mellon”.
Andre Malraux, francuski minister kultury, miał do amerykańskiej prezydentowej tak ogromne zaufanie, że oddał jej w czasowy depozyt „Mona Lisę”. Na zdjęciu Jackie i John F. Kennedy podczas obiadu wydanego 11 maja 1962 r. ma cześć ministra Malroux (z lewej). Fot. Archiwum Biblioteki Kennedy'ego / Newsmakers/Getty Images
Mellon przeprowadziła „prawdziwą rewolucję w świecie roślin zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz Białego Domu”. W szklarni zaczęto hodować kwiaty specjalnie na potrzeby prezydenckiej rezydencji. Od tej pory sezonowe kompozycje stały się nieodzowną ozdobą oficjalnych i prywatnych pokoi. Projektantka wybrała odpowiednie do swych aranżacji wazony i stworzyła album ze zdjęciami bukietów „dla każdego z pomieszczeń w Białym Domu i na każdą porę roku, by w przyszłości pierwsze damy nie musiały zaczynać pracy od podstaw”. A po wnętrzach przyszła pora na ogrody. Wszystko Jackie Kennedy robiła z rozmachem.

Piękna matka, brzydkie córki

Powoli stawała się nie tylko ukochaną pierwszą damą Ameryki, ale również – jak byśmy dziś powiedzieli – trendsetterką. Jeździła po świecie, a jej podróże opisywano jako ogromne sukcesy. „To ja jestem tym mężczyzną, który towarzyszył Jacqueline Kennedy podczas jej wizyty w Paryżu” – żartował Charles de Gaulle po spotkaniu z Jackie w Wersalu.

„Najpierw był Balenciaga, potem dobry Pan Bóg”. Gdzieś pomiędzy była Hepburn i on

Jego religią była moda. Odszedł „ostatni Mohikanin elegancji” – Hubert de Givenchy.

zobacz więcej
W gronie jej stylistów znajdowali się m.in. Giorgio Armani, Carolina Herrera, Chanel, Valentino. Trochę później, już jako ikona mody lat 60. i 70 XX wieku doczekała się torebki nazwanej jej imieniem, a zaprojektowanej przez włoski dom mody Gucci. Ale od początku swej drogi na świeczniku starała się kreować własny styl, który przede wszystkim miał ukrywać niedoskonałości figury.

Jackie przyznawała to bez ogródek. „Mam pięć stóp wzrostu, brązowe włosy, kwadratową twarz i oczy tak koszmarnie szeroko rozstawione, że trzy tygodnie zajmuje mi znalezienie okularów, które zmieszczą się na mój nos” – pisała o sobie na dwa lata przed wygranymi wyborami męża.

– Piękna była matka Jackie, ale obie jej córki, bo pierwsza dama miała również siostrę, nie były tak doskonałe fizycznie. Każda z nich, aby być uznawaną za ładną, musiała znaleźć pomysł na siebie. Oprócz wspomnianych przez nią samą oczu i nosa, Jackie miała też niskie czoło, a przede wszystkim duże dłonie, stopy i szerokie ramiona, które nie wyglądały zbyt kobieco. Trzeba przyznać, że stroje, które nosiła oraz fryzury, głównie skupiające się na mocno podtapirowanych włosach, podnosiły jej czoło – przyznaje Łukasz Kędzior, bloger zajmujący się modą.

Jackie poza dużymi okularami przeciwsłonecznymi, które maskowały jej szeroko rozstawione oczy, nosiła też rękawiczki – zarówno do sukni wieczorowych, jak i strojów wizytowych. Chętnie zakładała wełniany płaszcz z paskiem. Zapoczątkowała też modę na sukienki o szerokich ramiączkach i z wycięciem w łódkę, dopasowane w talii.

– Wypromowała kostiumy chanelowskie, sukienki w kształcie litery A, głównie dzięki swoim mankamentom, jak wspomniane już wcześniej szerokie ramiona – dodaje Kędzior. Jak sądzi, tajemnica Jackie tkwiła w tym, że po prostu słuchała rad stylistów. Była także ogromnie uważna na krytykę społeczeństwa.

Różowy kostium śmierci

Tragicznego 22 listopada 1962 roku w Dallas była ubrana w sławne już kapelusz i różowy kostium, wykonany według wykroju stworzonego w domu mody Chanel, ale uszyty w salonie Chez Ninon. Dlaczego nie decydowała się na oryginalne wersje?
– Kiedy JFK prowadził kampanię prezydencką okazało się, że Jackie wydała na swoje stroje aż 50 tysięcy dolarów, co w tamtych czasach było dziewięciokrotnym średnim rocznym krajowym dochodem. A Kennedy był popierany przez związki zawodowe m.in. szwaczek i kapeluszników, które wydały oświadczenia, że żądają kupowania amerykańskich, a nie francuskich ubrań – wyjaśnia Nicole Mary Kelby, autorka książki „Ten różowy kostium”, w której opisała historię stroju, jaki Jackie miała w dniu zabójstwa jej męża na oczach tłumów, w świetle kamer, u jej boku. I który przez ów dramat, nagrany i emitowany tysiące, jeśli nie miliony razy na ekranach we wszystkich krajach świata, stał się jednym z kluczowych obrazów lat 60. i wręcz symbolem przypominającym morderstwo JFK, 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Zanim do tego doszło, w kampanii i po szczęśliwych dla Kennedych wyborach Jackie zawsze już pojawiała się w strojach z amerykańskich pracowni, wysyłając sygnał, że prezentuje na sobie to samo, co obiecuje amerykańskiemu społeczeństwu jej mąż: patriotyzm połączony ze świeżym, nowoczesnym spojrzeniem.

Krwawy kostium Jackie Kennedy, czyli historia różowej „podróbki”

Miała go na sobie w dniu śmierci męża. Splamiony krwią, przechowywany w specjalnym pomieszczeniu, w którym powietrze wymieniane jest sześć razy na godzinę, będzie dostępny dla zwiedzających dopiero w 2103 roku.

zobacz więcej
– Jackie zdawała sobie sprawę z tego, jak działa polityka, ale też jak działa dobra reklama i przekaz odpowiednio ubrany w słowa, gesty, a nawet odzież. Znała narzędzia, którymi można manipulować opinią publiczną. Była osobą wykształconą, w związku z tym wiedziała w jaki sposób zbudować ten niesamowity obraz nie tylko Kennedy’ego, ale całej rodziny – wyjaśnia dr Bulaszewska.

Tymi narzędziami były puszczane w obieg publiczny prywatne zdjęcia prezydenckiej rodziny, jak chociażby to, na którym Jackie i John z dziećmi siedzą na schodach w Białym Domu. Codziennie pojawiały się informacje z życia prywatnego JFK. Udzielał wywiadu w kąpielówkach, a gdy pracował, pod jego biurkiem „przypadkiem” bawił się syn John Junior.

O wizerunek męża-bohatera Jackie zadbała również po jego śmierci. Zarządziła, by jego pogrzeb miał podobny przebieg do pochówku Abrahama Lincolna.

Dr Bulaszewska: – Pogrzeb Kennedy’ego był wydarzeniem, które ona sama również w pewien sposób wykreowała. Jego trumnę na miejsce pochówku odprowadzały konie, a przecież John nie brał udziału w konnych bitwach, nie był z tymi zwierzętami kojarzony. W ceremonii uczestniczyły dzieci, mały John Junior salutował przy trumnie ojca. W ten sposób budowana była legenda z jednej strony przywódcy, z drugiej – zwykłego człowieka z sąsiedztwa. Warto pamiętać, że lata 60. były erą telewizji, więc ten teatr oglądały miliony Amerykanów. Pokazała rodakom, jak opłakiwać zmarłego prezydenta.

W 1963 r. udało jej się przekonać następnego prezydenta, Demokratę Lyndona Bainesa „LBJ” Johnsona, by Cape Canaveral na Florydzie, skąd startują statki kosmiczne USA, przemianował na Cape Kennedy. Gdy po 10. latach powrócono jednak do oryginalnej nazwy, w ramach rekompensaty imieniem Kennedy’ego nazwano kosmodrom amerykańskiej agencji kosmicznej NASA.

„Nadęta baba, pozbawiona taktu”

– W filmie „Jackie” aktor grający brata Johna – Roberta – pyta Jackie: „Czym my się zasłużyliśmy dla Ameryki, nasz ród Kennedych? Lincoln wygrał wojnę secesyjną, a my co? Jesteśmy po prostu piękni”. Scenarzyści świetnie uchwycili w tych słowach to, co Jackie chciała i poniekąd zmieniła: robiła wszystko, aby nie byli tylko piękni, ale i ważni. Po to powstawał ten mit ojca narodu – dodaje kulturoznawczyni z SWPS.
Jackie nigdy nie krytykowała męża, nie odnosiła się do jego miłosnych podbojów, nie mówiła głośno, że zaraził ją kiłą, wskutek czego ich syn zmarł kilka godzin po porodzie.

Gdy w październiku 1962 roku świat stanął na krawędzi wojny nuklearnej, zadeklarowała, że w razie najgorszego chce umrzeć na trawniku przed Białym Domem, u boku męża. „To czas, w którym byłam mu najbliższa”, zwierzała się potem Schlesingerowi.

Na innych politykach, zwłaszcza tych mogących konkurować światową sławą z jej mężem, nie zostawia suchej nitki: Martin Luther King, słynny bojownik o prawa Afroamerykanów, to „hipokryta urządzający w hotelach seksualne orgie”, a premier Indii Indira Gandhi jest „nadętą babą, pozbawioną taktu, ponurą, przerażającą kobietą”. Z kolei kanclerz Niemiec Konrad Adenauer to „zgorzkniały starzec, który dawno powinien był odejść”.
Dzięki niej i jej działaniach public relations Kennedy miał ogromną szansę na reelekcję. Skrzętnie ukrywała pogarszający się stan jego zdrowia i pozytywnie wpływała na jego wizerunek, gdy Ameryka coraz bardziej angażowała się w wojnę w Wietnamie.

Była mu wierna do samego końca. Gdy Kennedy umierał z przestrzeloną czaszką, a ona na różowym kostiumie miała jego krew i kawałki mózgu, odmawiała przebrania się. „Nie zdejmę go, chcę, żeby zobaczyli, co zrobili Jackowi” – mówiła. Chodziła w zakrwawionej „chanelce” aż do powrotu do Białego Domu, następnego dnia rano. Trudno dziś zdecydowanie ocenić: to była miłość i ból czy nadal PR, „inwestycja” w przyszłość?

Sandałki od milionera

Choć jej kadencja w Białym Domu trwała krótko, niecałe trzy lata, wysoko zawiesiła poprzeczkę kolejnym pierwszym damom. Ale też spowodowała, że wyszły z cienia swoich mężów. Nancy Reagan zebrała ponad 800 tys. dolarów na remont Białego Domu, zaprosiła też do współpracy Letitię Baldrige, doradczynię ds. wizerunku Jackie. Michelle Obama często cytowała jej słowa w swoich przemówieniach, a krytycy mody zauważają, że kreacje m.in. ta, którą miała na sobie Melania Trump w dniu zaprzysiężenia swojego męża na prezydenta, nawiązują do strojów Jacqueline.

– Jackie była kobietą, która wiedziała, co chce ludziom przekazać. Była świadoma swojej roli, wiedziała, czego oczekuje od życia i jak chce je przeżyć. Chciała wywierać wpływ i świetnie się to jej udawało. Nawet fakt, że wychowywana była od małego na kobietę luksusową, nie przekreśla jej zasług – tego, co stworzyła – dodaje dr Bulaszewska.

Gdy w 1970 roku pojechała na wyspę Capri, była prezydentowa kupiła sobie skórzane sandałki od miejscowego szewca Amadeo Canfory. Wyrabiał je od lat, a jego klientkami były głównie miejscowe kobiety. Rok od momentu, kiedy się w nich pojawiła, rzemieślnik był już milionerem.
20 października 1968 r. Państwo Onassis – Jacqueline Lee „Jackie” Bouvier Kennedy i Aristotelis Sokratis – obrzucani konfetti po ich ślubie na prywatnej wyspie greckiego magnata – Skorpios. Obok matki 10-letnia Caroline Kennedy. Fot. Getty Images
Pod koniec 1963 roku, Kongres USA uchwalił dla niej uposażenie w wysokości 10 tysięcy dolarów rocznie. Mając na uwadze jej ogromną popularność, w latach 60. proponowano jej kandydowanie na wiceprezydenta, ambasadora lub senatora. Nie chciała. Po zamordowano brata JFK – Roberta Kennedy’ego – w 1968 r. planowała wyjechać ze Stanów Zjednoczonych, bojąc się o życie dzieci.

I w tymże roku, prawie dokładnie pięć lat po śmierci pierwszego męża – 20 października 1968 roku – wyszła za mąż za jednego z najbogatszych ludzi tamtego czasu, starszego od niej o 23 lata greckiego milionera Aristotelisa Onasisa. Zamieszkała z nim nad Morzem Śródziemnym, ale – jak plotkowano – nie było to małżeństwo udane, tylko pełne konfliktów. Magnat transportu morskiego w końcu zmienił testament, pomniejszając udział żony w spadku ze 100 mln dolarów na 200 tys. dolarów rocznie. Małżonkowie rozważali podobno rozwód, ale w 1975 roku Onassis zmarł. Jacqueline procesowała się z jego córką o majątek, sąd przyznał jej 20 mln dolarów i wróciła do Stanów.

Pracowała jako reporterka dla Viking Press. Unikała rozgłosu. Była zaprzyjaźniona z Billem i Hillary Clintonami. W 1994 roku rozpoznano u niej zaawansowanego chłoniaka nieziarniczego.

Jacqueline Lee „Jackie” Bouvier Kennedy Onassis zmarła 19 maja 1994 roku o godzinie 22:15 w swoim nowojorskim apartamencie. Została pochowana obok JFK.

– Marta Kawczyńska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: 22 listopada 1962 r. w Dallas. Prezydent John F. Kennedy i żona Jackie witają tłum na Love Field po przybyciu na trasę kampanii, w dniu jego zabójstwa. Fot. Art Rickerby / The LIFE Picture Collection via Getty Images
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.