Cywilizacja

Celebryci na wojnie o brexit. Hugh Grant i Elton John kontra John Cleese i Elizabeth Hurley

„Wstydzę się za swój kraj. Niedobrze mi się robi na myśl o politykach, szczególnie brytyjskich. Niedobrze mi się robi na myśl o brexicie. Jestem Europejczykiem. Nie jestem głupcem, nie jestem angielskim imperialistą i kolonialnym idiotą” – deklarował Elton John. Po drugiej stronie barykady stanęła aktorka i niegdysiejsza narzeczona Hugha Granta, Elizabeth Hurley, która publicznie oznajmiła, że „nie może znieść marudzenia postbrexitowych elit”.

Maja Ostaszewska na barykadach. Aktorka wszystkich protestów

We współczesnej Polsce widzi samo zło: ideologię nazistowską i ksenofobię, szczucie i podsycanie lęków, manipulację, oszczerstwa i cenzurę oraz ból, strach i stres karpia.

zobacz więcej
Nie wiadomo, czy Hugh Grant zainspirował się swoim własnym filmem, ale wyglądało to tak, jak gdyby powtarzał raz już odegrane sceny. Rzecz działa się w grudniu ubiegłego roku, przed wyborami parlamentarnymi. Popularny aktor, dokładnie tak jak w „To właśnie miłość” grany przez niego premier, pukał do drzwi kolejnych domów w kilku londyńskich i podlondyńskich dzielnicach. Nie po to jednak, by odszukać ukochaną Natalie, lecz by pogrążyć znienawidzonego Borisa. Oczywiście Borisa Johnsona.

Aktor nie był sam. Towarzyszył kandydatom do parlamentu. Niektórzy ubiegali się o mandat z ramienia Partii Pracy, inni – z partii Liberalnych Demokratów, był też kandydat niezależny. Mieli za sobą rozmaite losy polityczne i różną przynależność partyjną, przeszłą i aktualną. Ale te różnice nie miały żadnego znaczenia.

Grant nie ukrywał, że liczy się tylko jedno: konserwatyści nie mogą wygrać. Dlatego trzeba poprzeć każdego, kto w swoim okręgu ma choć cień szansy na pokonanie kandydata PK. Nieważne, skąd pochodzi i co sobą reprezentuje.

„Chodzę po Londynie i jego przedmieściach, mówiąc w kółko o sensie głosowania taktycznego, bo uważam, że skoro nie ma prawdziwego sojuszu na rzecz pozostania w Unii, jest to nasza, wyborców jedyna nadzieja” – wyjaśniał.

Grudniowe wybory miały charakter szczególny. Było to nie tylko zwykłe głosowanie, mające wyłonić parlament, ale także plebiscyt w fundamentalnej kwestii brexitu. Było jasne, że jeśli zwyciężą probrexitowo nastawieni konserwatyści, Wielka Brytania opuści Unię Europejską. Jeśli nie, wszystko jeszcze będzie możliwe, włącznie z nowym referendum. Dla przeciwników brexitu zadaniem numer jeden stało się więc niedopuszczenie do zwycięstwa torysów.

Ale się nie udało. Konserwatyści, pod wodzą premiera Borisa Johnsona, odnieśli wielki sukces. I oto Wielka Brytania właśnie Unię opuszcza – po 47 latach obecności we Wspólnocie Europejskiej i po trzech latach zmagań i z Brukselą, i z własnym społeczeństwem.
Hugh Grant i inni celebryci chcieli pogrążyć znienawidzonego konserwatywnego premiera Borisa Johnsona, który parł do brexitu. Fot. Ben Stansall/Pool via REUTERS
Zwolennicy brexitu są szczęśliwi, przeciwnicy, czyli Remainers (ci, którzy chcą zostać w Unii) – załamani. Nie każdy, tak jak Alastair Campbell, znany dziennikarz, w swoim czasie jeden z najbliższych współpracowników premiera Tony’ego Blaira, potrafią powiedzieć: „Musimy pogodzić się z tym, że przegraliśmy”. Na tę niewesołą, z punktu widzenia Remainers, konstatację Campbell zdobył się już jesienią, przy okazji ostatniego wielkiego antybrexitowego marszu, gdy wcale nie było pewne, kiedy wreszcie brexit się dokona.

Pan Stop Brexit i Pan Brokuł

Na marne poszły zatem wysiłki rozmaitych znanych figur, by do rozstania z Unią nie dopuścić. Choć Hugh Grant był w tym gronie postacią najbardziej chyba widoczną („Hugh Actually” – „To właśnie Hugh”, pisywały media, nawiązując do tytułu wspomnianego filmu), nie był przecież jedyny.

W walkę z brexitem zaangażowało się wielu brytyjskich zarówno artystów z prawdziwego zdarzenia, jak też zwykłych celebrytów, znanych z tego, że są znani, zresztą tylko dzięki brexitowi.

Dlatego równie zróżnicowany był poziom i styl prezentowanych argumentów. Po jednej stronie znalazła się duża grupa muzyków, który wystosowali list otwarty do premier Theresy May, poprzedniczki Borisa Johnsona, wyrażając obawę, że rozstanie z Unią Europejską pod każdym względem – od aspektów artystycznych po czysto handlowe – nie przysłuży się kondycji brytyjskiego rynku muzycznego.

Londyn szykuje się do brexitu jak do wojny. Gromadzi miliardy funtów oszczędności i zapasy lekarstw

Premier Boris Johnson nie ma zamiaru prowadzić żadnych rozmów z unijnymi partnerami, póki nie zgodzą się oni na ponowne omówienie kwestii granicy wewnątrzirlandzkiej.

zobacz więcej
„Brexit pod każdym względem odciśnie piętno na sferze muzycznej, od tras koncertowych po kwestie sprzedaży, przepisów regulujących prawa autorskie oraz naliczanie tantiem” – podkreślali sygnatariusze listu. Podpisali się pod nim zarówno twórcy, jak wykonawcy, różnych dziedzin muzycznych, różnych nurtów i różnych pokoleń m.in.: dyrygenci John Eliot Gardiner i Simon Rattle, piosenkarze Ed Sheeran, Paul Simon i Sting, a także prezenterzy i producenci.

Po przeciwnej stronie, na dole drabiny mieści się Steve Bray, o którym nikt by nigdy nie słyszał, gdyby nie jego – najdosłowniej – hałaśliwe antybrexitowe akcje. Bray, zwany Mr Stop Brexit, od jesieni 2017 roku zainstalował się w College Green, parku naprzeciwko parlamentu i tam codziennie wrzeszczy: „Stop Brexit!”. Na różne sposoby przeszkadza też w wywiadach, jakie ekipy telewizyjne przeprowadzają w tym miejscu z wychodzącymi z Westminsteru politykami.

Do tej kategorii należy też Mr Broccoli (Pan Brokuł) – działacz tzw. ekologiczny, który na demonstracjach antybrexitowych pojawia się przystrojony w brokuły na głowie, dzięki czemu zwrócił na siebie uwagę ogółu.

Między tymi biegunami rozciąga się przestrzeń, w której mieszczą się pisarze, aktorzy, dziennikarze, piosenkarze, sportowcy oraz gwiazdy i gwiazdki show biznesu. To grono liczne, aktywne i, co więcej, konsekwentne – bo sprzeciwia się brexitowi niezmiennie od czasu kampanii przed pamiętnym referendum, w którym za opuszczeniem Unii opowiedziało się prawie 62 proc. Brytyjczyków.
O Stevie Bray’u nikt by nie usłyszał, gdyby nie jego hałaśliwe antybrexitowe akcje przed parlamentem (zdjęcie z 10 grudnia 2018 roku). Fot. REUTERS/Toby Melville
Wśród najbardziej znanych antybrexitowców są pisarze m.in.: Philip Pullman, Ian McEwan i JK Rowling, aktorzy: Daniel Craig, Patrick Stewart, znany z filmów „Star Trek”, Andy Serkis, odtwórca roli Goluma we „Władcy pierścieni”, i Jason Isaacs, Lucjusz Malfoy z „Harry’ego Pottera”. Są piosenkarze: Elton John, Liam Gallagher, wokalista grupy Oasis, i Lily Allen, a także autorki książek kucharskich i telewizyjnych programów kulinarnych: Delia Smith i Nigella Lawson. Są też ekspiłkarze: Gary Lineker i David Beckham, i oczywiście Victoria, żona tego ostatniego.

Jesz i rzygasz

Wszyscy oni walczą z brexitem słowem i czynem, choć obca jest im, przynajmniej do tej pory, idea zbiorowego podskakiwania na znak poparcia dla wspólnej idei.

W kategorii czynów mieści się oczywiście udział w akcjach protestacyjnych, ale także sfinansowanie transportu dla uczestników wielkiego marszu, który odbył się w Londynie w październiku 2018 roku. Na pokrycie kosztów przejazdu autokarów, również z miejsc bardzo oddalonych od Londynu, złożyło się wielu znanych antybrexitowców, od polityków po celebrytów i sportowców: Ian McEwan i Lily Allen, ale także eks-wicepremier Michael Heseltine, były szef dyplomacji David Miliband i były piłkarz Liverpoolu Jamie Carragher.


Okazję do przeciwstawienia się brexitowi słowem dają wiece i marsze, ale bardziej jeszcze media – zarówno tradycyjne, jak społecznościowe. Zwłaszcza te ostatnie służą doskonale, choć bywa, że do czasu. Po ostatnich wyborach Lily Allen zlikwidowała swe konto na Twitterze, winiąc platformę za niewłaściwy wynik głosowania. To dlatego, że, jak stwierdziła, „dano głos skrajnej prawicy, przez co rozpowszechniane były kłamstwa i dezinformacja”.

Stan ducha antybrexitowych celebrytów najlepiej jednak ilustrują ich własne deklaracje, te na żywo i te medialne. Oddajmy więc im głos.

„Po raz pierwszy w życiu aktywnie zajmuję się polityką, uważam bowiem, że nasz kraj znalazł się na skraju przepaści” – tłumaczył swą działalność Hugh Grant.
Francuski prezydent Emmanuel Macron i Elton John (z lewej) w Pałacu Elizejskim w Paryżu w czerwcu 2019 roku. Fot. Lewis Joly/Pool via REUTERS
„Wstydzę się za swój kraj. Niedobrze mi się robi na myśl o politykach, szczególnie brytyjskich. Niedobrze mi się robi na myśl o brexicie. Jestem Europejczykiem. Nie jestem głupcem, nie jestem angielskim imperialistą i kolonialnym idiotą” – deklarował Elton John podczas niedawnego koncertu w Weronie.

Przy innej okazji porównał brexit do przejścia przez labirynt w Hampton Court – „z zawiązanymi oczami, szesnaście razy zawracając w poszukiwaniu wyjścia”. A w wywiadzie dla telewizji Channel 4 zauważył brutalnie, że „mamy teraz na śniadanie płatki zwane brexitem. Jesz je i rzygasz”.

„Brexit to wielka, wspierana przez Rosję pomyłka geostrategiczna” – uważa prof. Brian Cox, fizyk i popularyzator nauki. „Kiedy słyszę »Boris Johnson«, z jakiegoś powodu przychodzą mi do głowy słowa »sznur« i »latarnia« – tak pisarz Philip Pullman komentował zmianę na stanowisku premiera.

„Brexit bez umowy sprawi, że zabraknie szczepionek na grypę. U lekarzy więc powinny być dwie kolejki, jedna dla brexitowców, druga dla zwolenników pozostania w Unii. Brexitowcom trzeba powiedzieć, że szczepionki nie potrzebują, bo wystarczy im wiara. Szczepionkę dostaną tylko zwolennicy Remain” – to przedstawiona na Twitterze wizja Terry’ego Christiana, prezentera radiowego i telewizyjnego.

Na te słowa zareagował Piers Morgan, gospodarz programu „Good morning, Britain”: „Grant, Pullman i inni rywalizują o to, kto wypowie się bardziej obrzydliwie. Ale to Terry Christian osiągnął dno”.

Klątwa Hugh Granta

Szczerze zaangażowani brytyjscy celebryci dokładają, jak widać, starań, by swymi przekonaniami podzielić się z opinią publiczną – w nadziei, że nie pozostaną one bez wpływu na masy. Problem polega na tym, że tego rodzaju przekaz, szczególnie w podzielonym społeczeństwie, a takim jest obecnie społeczeństwo brytyjskie, trafia głównie, jeśli nie wyłącznie, do ludzi już przekonanych – a zatem tych, którzy myślą tak samo.

Tę zasadę potwierdzają badania przeprowadzone parę lat temu przez paru badaczy amerykańskich. Okazuje się, że ludzie są skłonni słuchać tylko tych argumentów, które są zgodne z ich własnym sposobem myślenia. Odmienne odrzucają.

Kinga Rusin tańcząca z zającami. Ekologiczny bzik czy próba wzmocnienia wizerunku?

Celebrytka, właścicielka agencji PR i własnej marki kosmetyków prowadzi krucjatę przeciwko myśliwym i Lasom Państwowym.

zobacz więcej
Cóż z tego więc, że dziesiątki tysięcy przeciwników brexitu z zapartym tchem słuchają przemawiających? To ludzie już przekonani. A do nieprzekonanych trudno jest trafić i nic nie świadczy o tym lepiej niż wyniki ostatnich wyborów. Konserwatyści nie tylko wygrali, ale znakomicie poprawili swój stan posiadania i w 650-osobowej Izbie Gmin mają teraz 365 mandatów zamiast dotychczasowych 317. Za to proeuropejscy labourzyści i liberalni demokraci stracili w sumie 61 mandatów i mają ich dziś razem zaledwie 213 (Partia Pracy 202, LD 11). Obie partie zawiodły więc sromotnie nadzieje, jakie pokładała w nich antybrexitowa elita.

Zawiodła nawet akcja Hugh Granta. Cała czwórka kandydatów, którym towarzyszył w peregrynacjach po domach wyborców (jednym z nich był Dominic Grieve, prominentny polityk PK, przeciwny jej polityce w sprawie brexitu i usunięty z partii), wybory przegrała. Co oczywiście dało asumpt do złośliwości na temat „klątwy Hugh Granta”.

Na wagę złota

W dodatku wszystko stało się bez specjalnego udziału tych przedstawicieli świata artystycznego, którzy są zwolennikami brexitu. Takich przecież też nie brakuje, choć trudno zaprzeczyć, że są o wiele mniej głośni, a zapewne też mniej liczni niż antybrexitowcy. Faktem jest, że nie muszą agitować, bo sam wynik referendum z 2016 roku sprawił, że przewaga była po ich stronie.
Elizabeth Hurley (na zdjęciu w czasie jednej z akcji charytatywnych) znalazła się po innej stronie niż Hugh Grant, z którym przed laty była związana. Fot. PAP/EPA
Michael Caine, John Cleese z Monty Pythona czy aktorka Elizabeth Hurley wcale jednak nie kryją się ze swymi poglądami. „Wolę kiepsko kierować swym losem, ale robić to sam, niż być bogatym dzięki komuś, kto stoi nade mną i mną kieruje” – mówił Michael Caine w programie telewizyjnym „Today”, przypominając, że od referendum nie zmienił zdania na temat Unii i brexitu.

A Elizabeth Hurley nie tylko znalazła się po innej stronie niż Hugh Grant, z którym przed laty była związana, ale zaczęła publikować w konserwatywnym tygodniku „The Spectator”, gdzie między innymi po referendum deklarowała, iż „nie może znieść marudzenia postbrexitowych elit”.

A przecież, jak na portalu inews.com, związanym z „Daily Mail”, pisał James Chapman, odpowiedzialny niegdyś za sprawy PR w ministerstwie skarbu, a później szef personelu w Department for Exiting EU, czyli urzędzie ds. opuszczenia Unii: „Dla większości organizatorów kampanii politycznych celebryci są na wagę złota”. Ich opinie i wystąpienia są cenne, bo są powszechnie słuchane. To, co powiedzą celebryci, przemawia do ludzi o wiele mocniej niż wszelkie merytoryczne dyskusje, na przykład o sensie pozostania w unii celnej. Dlatego podczas kampanii przed referendum, pisał autor, bardzo zależało nam na tym, by pozyskać właśnie celebrytów.

Pozostaje pytanie, czy pisząc o zaangażowaniu celebrytów, jakie miało miejsce przez ostatnie cztery lata, nie należałoby używać czasu przeszłego zamiast, jak to robię, czasu teraźniejszego. Być może. Rzecz w tym, że problem nie sprowadza się wyłącznie do kwestii lingwistycznych.

Wielka Brytania jest już poza Unią i to, jak się zdaje, powinno zamknąć sprawę i wyciszyć spory. Ale czy tak będzie? Trudno sobie wyobrazić, by przeogromna energia, jaką włożono w zwalczanie brexitu ulotniła się teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Czy celebryci powiedzieli ostatnie słowo? Tego właśnie nie wiadomo.

– Teresa Stylińska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

22.12.2019
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.