W noc z wtorku na środę na lokale wyborcze w USA spadła fala tsunami Czerwonych (oficjalna barwa Partii Republikańskiej), dając Donaldowi Trumpowi drugą kadencję na urzędzie prezydenta. Jednak w środę nad ranem, po kilku godzinach liczenia – a przede wszystkim doliczeniu głosów z wczesnego głosowania i głosowania korespondencyjnego – okazało się, że Niebiescy (oficjalne barwy Partii Demokratycznej) w trzech, krytycznych dla wyborów stanach na północy, trzymają się mocno.
Kiedy piszę te słowa w czwartek o świcie, wygląda na to, że nowym prezydentem USA zostanie Demokrata, Joe Biden. Szanse Donalda Trumpa na reelekcję może uratować chyba tylko cud (zliczanie głosów w kilku stanach wciąż trwa) albo… sądy, do których chce zwrócić się obecny prezydent, twierdząc, że doszło do wyborczych oszustw.
Prezydentura tak, Kongres nie
Takich wyborów prezydenckich nie było jeszcze w Ameryce nigdy. Demokrata Joe Biden otrzymał już prawie 72 miliony głosów, a Donald Trump 68,3 mln. Tak wielu Amerykanów jeszcze nigdy nie głosowało na żadnego kandydata na prezydenta (poprzedni rekord należał do Baracka Obamy w 2008 r. – 69,5 mln). Frekwencja może osiągnąć 66 proc., co stanowi nie tylko poprawę w stosunku do 2016 r. (60,1), ale jest najwyższa od wyborów z 1908 r., choć do tych rekordowych z 1876 r. (81,8 proc.) jeszcze daleko.
Trump błyskawicznie zareagował na niezbyt pozytywne wieści, oskarżając rywali o wyborcze fałszerstwa. Swoim zwyczajem – serią wpisów na Twitterze do ponad 88 milionów odbiorców. „Prowadzimy z dużą przewagą, ale oni chcą nam ukraść wybory. Nigdy na to nie pozwolimy. Nie można głosować po zamknięciu lokali wyborczych”. „Ostatniej nocy byłem na prowadzeniu w wielu stanach, którymi rządzą Demokraci. Nagle, w magiczny sposób, przewagi zaczęły znikać, gdy zaczęto liczyć niespodziewane partie nowych kart wyborczych”. „Ciężko pracują nad tym, aby nasza przewaga 500 tys. głosów w Pensylwanii zniknęła”. „Deklarujemy zwycięstwo w stanie Michigan, gdzie są liczne raporty o masowym, tajnym dorzucaniu kart wyborczych”.
Od razu też skierował do boju prawników, którzy w poszczególnych stanach próbowali uzyskać wgląd w prace komisji, ewentualnie wstrzymać liczenie.