Przegrał z komunistami, ale na własnych warunkach
piątek,
18 grudnia 2020
Przylgnęła do niego opinia prawdziwego inteligenta, gdyż według niego inteligencja regulowała swoje zegarki, tak jak kiedyś w Królewcu nastawiano je zgodnie z zegarkiem Kanta. Okudżawa powiedział – to znaczy, że tak jest. Stał się dyktatorem mody – literackiej i prawdziwej: tysiące pracowników instytutów naukowych do dziś noszą skórzane marynarki, golfy i cyklistówki.
„Nie wierzcie piechocie”, „Znów buty, buty, tupot nóg” i wreszcie słynna „Modlitwa”. W Polsce śpiewamy te piosenki do dziś, jeśli nawet nie wszyscy wiedzą, że ich autorem jest Bułat Okudżawa (1924-1997). Autor jego najnowszej biografii Dmitrij Bykow, sam poeta i prozaik, nie ukrywa, że „stosunek Polaków do Okudżawy i jego piosenek to coś absolutnie wyjątkowego. Był oczywiście niezwykle popularny w ojczyźnie, ale festiwali na jego cześć w niej nie organizowano – ani za życia, ani po śmierci. W Polsce natomiast takie festiwale odbywają się od 1995 roku”.
To w Warszawie, a nie w Rosji czy w Paryżu, ukazał się pierwszy album Bułata Okudżawy, na którym jego piosenki śpiewali polscy artyści, a „Pożegnanie z Polską” śpiewał on sam. To Agnieszkę Osiecką uwiecznił w swoich wierszach, o czym pięknie pisze Dmitrij Bykow w biografii barda wydanej przez wydawnictwo Prószyński i S-ka, a zatytułowanej „Okudżawa. Życie – piosenki – legenda”. Książka została znakomicie przełożona przez Michała B. Jagiełłę, któremu miłośnik wierszy Okudżawy będzie też wdzięczny za ich wspaniałe tłumaczenie - ponad sto utworów – zwłaszcza wierszy wcześniej nieznanych. Wielką zaletą książki jest dwujęzyczna prezentacja tych utworów.
Tak naprawdę niewiele wiemy o tragicznym losie Okudżawy: rozstrzelany ojciec, matka dwukrotnie skazana na łagier i zesłanie, wojna, szykany, cenzura, wieczne zmagania z partyjnymi aktywistami, brak wsparcia, wreszcie odmowa przyjęcia Odznaki Honorowej Związku Pisarzy. Publikujemy fragment rozdziału „W opałach”, choć w opałach poeta był zawsze.
O perwersji III RP opowiada Bronisław Wildstein.
zobacz więcej
Po kilku dniach zapraszają mnie na zebranie partyjne w Związku Pisarzy, a tam siedzi w sumie piętnaście osób i urządzają mi formalny pogrom. Trwało to sześć godzin. Każdy krzyczy o mojej „nielojalności politycznej ”, każdy żąda, żebym potępił autora tego „wrogiego” wstępu. A ja się uparłem: „Nie zrobię tego!” – „Ach, tak? Kto jest za wydaleniem Okudżawy z partii?” Jednogłośnie! (…)
Wyrzucili, i zgodnie z ówczesnym zwyczajem, pozbawili środków do życia – zabronili drukować. Na zawsze i wszędzie! Upłynął trudny rok….
Jakoś w redakcji „Litgazety” spotkałem się z Czakowskim. Życzliwie zaprasza mnie do gabinetu i zaczyna rozmowę: „To wy, inteligencja, przeklinacie teraz Stalina”. – „A tak, przeklinamy”. On: „No dobrze, porozmawiajmy tak. Jesteście za władzą radziecką?” Ja: „jestem”. (Spróbuj powiedzieć , że nie!). On: „Ja też jestem za władzą radziecką, ale wychodzi na to, że jeśli dziś demaskujemy Stalina, to skoro powiedziało się »a«, to trzeba powiedzieć i »b«. Czyli, że dobierzemy się też do Lenina. A demaskując Lenina przyznamy, że władza radziecka jest zła”.
Mdliło mnie od tej rozmowy, ale Czakowski zakończył ją zaskakująco: „Co do pańskiej »sprawy«: Błagam, niech pan napisze jakieś maleńkie oświadczonko, choćby pięć linijek, wydrukujemy najmniejszą czcionką, i koniec, odczepią się, będzie pan mógł publikować”.
Z domu zadzwoniłem do Maksimowa, opowiedziałem o tej rozmowie. Wołodia powiada: „Faktycznie trzeba coś napisać”. Mówię: „Nie wyobrażam sobie, jak miałoby to brzmieć. Napisz za mnie.” Maksimow napisał parę linijek, w tekście nie było żadnych konkretów, nikogo o nic nie oskarżałem, wspomniałem tylko, że moje książki wykorzystywane są w niecnych celach. Wydrukowali.
Akurat w tym momencie do KC przyjechała delegacja francuskiej partii komunistycznej i któryś z Francuzów w rozmowie z naszym głównym ideologiem spytał: „A co z Okudżawą? Dlaczego ma zakaz publikowania?” Nasz ideolog : „Nie ma takiego zakazu!” – „Przecież wyrzucono go z partii”. Ideolog: „Macie fałszywe informacje”.
I dosłownie następnego dnia zapraszają mnie do tej samej organizacji partyjnej, siedzą ci sami ludzie, którzy mnie wyrzucili, a teraz jak pieją z zachwytu nade mną, jak wychwalają! Ze wstydu za nich byłem gotów zapaść się pod ziemię. Tak czy owak, uroczyście zwrócono mi legitymację partyjną. Taka to była epopeja .
Niezależność groźniejsza od wrogości
(…)Niezależność Okudżawy budziła największą niechęć. Tok rozumowania władzy wyglądał zapewne tak: niezależność jest groźniejsza od wrogości, we wrogach można dostrzec czasem pokrewną duszę, a Okudżawa nie daje się zakwalifikować do żadnej kategorii. Niech przynajmniej nie śmie należeć do partii Lenina. Zwłaszcza, że jak widać, ma gdzieś dyscyplinę partyjną.
Zachował się raport naczelnika Piątego Departamentu KGB (opozycja) Filipa Bobkowa, oparty m.in. na zapisach podsłuchów, gdyż zawiera domowe rozmowy Okudżawy z żoną.
Bobkow pisze, że poeta „aktywnie kontaktuje się z osobami, prowadzącymi działalność antyspołeczną lub dokonującymi czynów szkodliwych politycznie i ideologicznie”. Słowo „antyradziecką” jeszcze nie pada – taki zarzut wymagałby ostrzejszej reakcji, a do takiej władza nie była gotowa.
Jurij Andropow, szef KGB, przekazał raport do KC KPZR z adnotacją „tajne”. Prawdopodobnie chodziło o to, żeby KC rozważyło wszystkie „za” i „przeciw” – Andropow i jego ludzie mieli na uwadze reputację ZSRR za granicą. Wiedzieli, że wydalenie Okudżawy z partii przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Wśród licznych pisarzy, którzy odwiedzali Okudżawę w tym trudnym okresie, był Jewgienij Jewtuszenko (co Bobkow odnotował w raporcie). Jewtuszenko interweniował w sprawie Okudżawy u pierwszego sekretarza moskiewskiego Komitetu Miejskiego KPZR Griszyna. Tam usłyszał: „Co do tego, jak mu tam, Okudżawowa… Rozmawiałem z komitetem rejonowym – skończy się naganą… Bo też ci wasi pisarze zawsze wyskakują przed partię, żeby potem na nią wszystko zwalać. A na to nie pozwolimy.” (…)
– Sztuka jest bardzo dobra, ale nie wolno jej wystawiać – zdecydował gensek.
zobacz więcej
Moskiewski Komitet Miejski KPZR nie zatwierdził decyzji o wydaleniu Okudżawy z partii. Dalsze partyjne losy poety zależały od jego decyzji. Wreszcie 22 listopada 1972 r. w „Litgazecie” – obok analogicznego oświadczenia Anatolija Gładilina – ukazało się oświadczenie:
Od kilku lat niektóre instytucje wydawnicze za granicą podejmują próby wykorzystania mojego nazwiska do swoich bynajmniej nie bezinteresownych celów.
W związku z tym uważam za rzecz niezbędną złożyć następujące oświadczenie:
Krytyka moich poszczególnych utworów, dotycząca ich treści lub formy literackiej, nigdy nie dawała powodu, żeby uznawać mnie za osobę skompromitowaną politycznie; dlatego też wszelkie publikowane próby interpretacji mojej twórczości we wrogim nam duchu i wciągnięcia mojego nazwiska do interesów, nie mających nic wspólnego z literackimi, uważam za absolutnie nieadekwatne do rzeczywistości i pozostawiam je sumieniu autorów.
18.XI.72. B. Okudżawa.
A przecież mi żal
Maksimow napisał tekst godny i dyplomatyczny. Ani jednego nazwiska, ani jednego konkretnego tytułu czy nazwy, ani cienia skruchy, żadnych wyrzutów „pozostawiam sumieniu autorów” – i nawet rozkosznie niejasne sformułowanie: „we wrogim nam duchu” bez precyzowania, co to znaczy: my”.
Tak więc w 1972 roku Okudżawa dostał naganę partyjną za wstęp do książki z roku 1964. Wszyscy pisarze, którzy obiecywali mu pomoc w tych chwilach, dotrzymali słowa. Jewgienij Chramow podpisał swoim nazwiskiem piosenkę Okudżawy, żeby nie wycięto jej z filmu „Sprawy dawno minionych dni”. W 1972 r. zabrzmiała wyjątkowo aktualnie;
Wszystko zdoła się przejść, wszystko zdoła się znieść,
Zginąć – to i nadzieję ocalić, i cześć,
Przeżyć – to się narodzić na nowo,
Byle mieć dokąd przyjść i do kogo (…)
Konformizm lat siedemdziesiątych Okudżawa podsumował w parodii własnej piosenki „A przecież mi żal”, napisanej z okazji dwudziestolecia teatru „Sowriemiennik”:
To, o cośmy w sztuce walczyli – wygrane w całości,
Jesteśmy na szczycie, i sławę już mamy, i fart,
A przecież mi żal, że nie trzeba mieć dziś tej śmiałości,
Co krzyczeć kazała, by o nas dowiedział się świat (…).
Nowe zasady
Na początku lat siedemdziesiątych pojawiły się nowe zasady gry. Pisarzy i myślicieli, najbardziej wpływowych i potencjalnie niebezpiecznych dla systemu, poddano ekstremalnym doświadczeniom, żeby sami zrozumieli swoje miejsce w dalszej historii ZSRR. Proces ten formułował się od 1970 do 1974 r. i naraził kulturę radziecką (a z nią całą inteligencję) na trzy rodzaje strat.
U nas nie prowadzi się żadnej dyskusji o etyce nauki w służbie państwa – mówi rosyjski pisarz Siergiej Lebiediew.
zobacz więcej
Pierwsi – absolutnie nieprzejednani – trafili do więzień i klinik psychiatrycznych. Nie zależało im na własnym bezpieczeństwie, lecz na likwidacji ustroju. Najbardziej znaczący – Solżenicyn i Sacharow – zostali zesłani lub poddani izolacji wewnętrznej. Dysydenci z tej grupy byli nieliczni, ale stanowili trzon opozycji. Mieli służyć jako przykład dla innych niepokornych albo być obiektem wymiany z Zachodem (jak Bukowski, wymieniony za Louisa Corvalana).
Drudzy, liczniejsi, wyjechali. Jednych do tego zmuszono (Galicza, Brodskiego, Korżawina – mieli do wyboru emigrację albo więzienie). Innym dawano delikatnie do zrozumienia, że państwo od tej chwili nie interesuje się ich poglądami i nie będzie wtrącać się do osobistych planów na przyszłość.
W 1968 r. minister spraw zagranicznych Gromyko i szef KGB Andropow przedstawili projekt ustawy, zezwalającej na wyjazdy do Izraela – „repatriację”, jak to określono. Zdawali sobie sprawę, że nie da się wiecznie łatać kotła – lepiej upuścić trochę pary. Kto nie chce u nas żyć – niech nie zatruwa powietrza innym.
(…)Nie chciał wyjeżdżać Brodski, zostawiając w Rosji starych i chorych rodziców, żonę i czteroletniego syna. Dano mu wybór: emigracja albo drugi wyrok, tym razem taki, że nie pomogą żadne interwencje literackie.
Nie chciał wyjeżdżać Galicz, pozbawiony wszelkich źródeł utrzymania, wykluczony ze Związku Pisarzy i Związku Filmowców, z napisów w filmach usuwano jego nazwisko – długo stawiał bierny opór, spóźniał się na samoloty, jeszcze na lotnisku odgrażał się, że nie wyjedzie, gdy celnicy chcieli mu zabrać złoty krzyżyk – w końcu przepuścili z tym krzyżykiem.
Była też trzecia, najliczniejsza grupa. Ci, którzy nie mieli ochoty trafić do więzienia czy „psychuszki”, ale nie chcieli też emigrować. Większość śpiewających poetów była poddawana rozmaitym szykanom. Mimo to pozostali w kraju.
Kim, który przez 15 lat nie mógł występować pod własnym nazwiskiem. Matwiejewa, która pozbawiona środkow do życia żywiła się tym, co wyhodowała na działce. Gorodnicki, Kukin, Baczurin, Klaczkin, Luferow, Jegorow, Wizbor, wreszcie Wysocki. Zapewne więź bardów z Ojczyzną była silniejsza niż u innych twórców – śpiewający poeci na emigracji gasną.
Pozostanie w kraju wymagało „paktu o nieagresji” z władzą. Był to kompromis z własnym sumieniem. Jednakże każdy, kto nie podpisał tego paktu, miał wybór: albo Bliski Wschód, albo Daleki.
Powiedział – to znaczy, że tak jest
Okudżawa doskonale to rozumiał. Jeśli dokonał takiego wyboru, to znaczy, że faktycznie nie widział alternatywy. W każdym razie zdołał zachować twarz i przegrał na własnych warunkach. Tak, zmusili go, ale już samym tonem oświadczenia w „Litgazecie” pokazał, gdzie jest ich prawdziwe miejsce.
W listopadzie 1972 r. wywalczył sobie prawo do życia przy nich, ale nie z nimi. Było to maksimum tego, co można było zrobić w tej sytuacji (…) . Można powiedzieć, że Okudżawa był jednym z nielicznych, którym udało się urzeczywistnić wezwanie Sołżenicyna „Żyć bez kłamstwa”.
Okudżawa to jednak nie tylko twórca „nie uczestniczący”. Nauczył się każdym gestem, całym swym wyglądem wyrażać więcej, niż ktokolwiek inny mógłby słowami. Każdą jego wypowiedź otacza aura podtekstów: wszystko jest ważkie, nieprzypadkowe, oszczędne i wielowarstwowe.
Okudżawa elegancko oddziela się od tłumu, swoim zachowaniem demonstruje przynależność do arystokratycznej tradycji XIX wieku, kiedy opór wobec władzy był silniejszy, a represje jakoś bardziej szlachetne.
Przylgnęła do niego opinia prawdziwego inteligenta, gdyż według niego inteligencja regulowała swoje zegarki, tak jak kiedyś w Królewcu nastawiano je zgodnie z zegarkiem Kanta. Okudżawa powiedział – to znaczy, że tak jest. Stał się dyktatorem mody – literackiej i prawdziwej: tysiące pracowników instytutów naukowych do dziś noszą skórzane marynarki, golfy i cyklistówki.
(…)Nowy zryw twórczy nastąpił, kiedy Okudżawa ostatecznie przestał utożsamiać się z krajem lat siedemdziesiątych. Odzyskał wewnętrzną wolność. Jednym z najważniejszych etapów tego wyzwolenia były trzy lata pracy nad „Wędrówkami dyletantów”, jego najważniejszą książką.
– Dmitrij Bykow