Już na początku pandemii Chiny zyskały ogromną przewagę nad innymi państwami, gdyż jako „fabryka świata”, od której od dawna uzależniony jest globalny biznes farmaceutyczno-medyczny, nie musiały desperacko żebrać o maseczki, respiratory czy antybiotyki. Wręcz odwrotnie, jako największy ich producent mogły sobie nawet pozwolić na „maseczkowo-respiratorową” dyplomację i hojnie rozdawać te deficytowe produkty w „gestach przyjaźni”.
Chiny też zaczęły jako pierwsze masowo testować szczepionkę na COVID-19 i to nie tylko u siebie, bo również w takich krajach jak Brazylia, Peru, Indonezja, Turcja czy Bahrajn. Producent chińskiej szczepionki, korporacja Sinovac twierdzi, że jej produkt opiera się na wypróbowanej technologii wykorzystania martwych elementów wirusa jak wiele innych, dobrze już znanych ludzkości szczepionek, np. na wściekliznę. Ma być przy tym znacznie tańszy i prosty w przechowywaniu, a przez to bardzo atrakcyjny dla mniej zamożnych państw. Te przechwałki wymagają jednak weryfikacji.
Ziołolecznictwo i tradycyjna medycyna
Tak czy inaczej jeszcze do niedawna było nie do pomyślenia, że Chiny będą w stanie skutecznie konkurować z wiodącymi na świecie koncernami farmaceutycznymi i ich naukowym zapleczem. Dużo się teraz o tym mówi i pisze, ale przeważnie zapomina się, że w innej konkurencji medycznej Chiny nie mają na świecie żadnej liczącej się konkurencji. Choć – przyznajmy – to temat kontrowersyjny i wciąż dyskusyjny.
Chodzi o tradycyjną medycynę chińską (TCM – Traditional Chinese Medicine), a konkretniej o chińskie ziołolecznictwo. W Chinach funkcjonuje ono na takich samych prawach jak medycyna „zachodnia”. W każdej chińskiej aptece jest zawsze wielki dział leków ziołowych i zielarskich surowców do sporządzania leczniczych mieszanek, a szpitale medycyny tradycyjnej mają taki sam status jak szpitale medycyny „zachodniej”.
O ile na Zachodzie farmakopee (urzędowe spisy leków) dopuszczają do obrotu co najwyżej kilkadziesiąt rozmaitych ziół, o tyle chińska farmakopea obejmuje niemal dwadzieścia tysięcy ziół leczniczych. Praktyka korzystania z nich (najczęściej w postaci mieszanek do zaparzania) jest głęboko zakorzeniona w Chinach od starożytności, a teraz przeżywa renesans.
Chińczycy mają wrodzony nawyk korzystania z ziół, czy to w celu prewencji, czy to leczenia wszelkich zachorowań, a po leki zachodnie sięgają tylko w ostateczności. Niektórzy twierdzą, że to właśnie chińskie ziołolecznictwo okazało się jednym z bardzo istotnych elementów tak pomyślnego radzenia sobie Chin z pandemią. Już od samego jej początku chińscy lekarze zaczęli stosować mieszanki ziołowe, zwłaszcza te, które ich zdaniem mają mieć działania immunostymulujące (podnoszące odporność organizmu) oraz adaptogenne (przywracające równowagę organizmu).
W Chinach powstała nawet ogromna literatura medyczna szczegółowo opisująca składy i efekty mieszanek ziołowych zalecanych do stosowania w zależności od stadium rozwoju infekcji koronawirusem czy stanu pacjenta. Chińscy lekarze twierdzą też, że powszechna w Chinach praktyka prewencyjnego stosowania wzmacniających organizm ziołowych toników bardzo pomogła i nadal pomaga w zapobieganiu infekcjom. A najczęściej z takich toników korzystają seniorzy, czyli osoby narażone na największe ryzyko zachorowania.
– Krzysztof Darewicz
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy