Trzy lata temu w Rzymie kuratorzy wyświadczyli jednak Artemisii niedźwiedzią przysługę, zestawiając jej obrazy z dziełami przyjaciół i rywali z Wiecznego Miasta, Florencji oraz Neapolu. Rozwiał się mit o wyjątkowości sztuki córki Orazia Gentileschiego. Wygląda na to, że grała w tej samej artystycznej lidze, co Carlo Saraceni (któremu krytycy przypięli łatkę „pierwszorzędnego malarza drugorzędnego”), czy Francesco Furini, który odłożył pędzle i został księdzem. Mistrzowie szkoły bolońskiej: Guido Reni i Guercino, Flamand Antony van Dyck, Hiszpan Jusepe de Ribera, Francuzi Simon Vouet i Nicolas Régnier, byli zaś od niej zwyczajnie lepsi.
W krzywym lustrze popkultury
W National Gallery Artemisia rywalizuje głównie sama ze sobą. Perłami ekspozycji są obie wersje „Judyty zabijającej Holofernesa”, sprowadzono też listy do florenckiego kochanka i obrazy, będące klamrą trwającej ponad 40 lat kariery. Dziwnym trafem ostatnie ze znanych dzieł artystki ma ten sam temat, co debiutanckie: „Zuzanna i starcy”. Rzecz jasna licznie reprezentowane są autoportrety, na czele z „Alegorią malarstwa” („La pittura” w języku włoskim jest rodzaju żeńskiego).
Kuratorzy, nawet najbardziej zaangażowani, mają co najwyżej pośredni wpływ na kształtowanie wizerunku nieżyjących twórców. O tym, jak postrzegani są mistrzowie pędzla, decyduje popkultura.
Susan Vreeland, autorka specjalizująca się w powieściach o sławnych malarzach, uczyniła z Artemisii rewolucjonistkę, przekonaną, że „świat się musi zmienić, a sztuka może się do tego przyczynić”. Zbeletryzowana biografia pióra Alexandry Lapierre na ogół trzyma się faktów, ale została napisana pod tezę, którą zdradza podtytuł „Pojedynek o nieśmiertelność”. Przewodnim motywem życia bohaterki okazuje się rywalizacja z toksycznym ojcem, aż do finałowego spotkania w Londynie, gdy chory Orazio uznaje wyższość córki.
Z kolei film, nakręcony w 1997 roku przez Agnes Merlet, to wydumany melodramat. Artemisia jest torturowana, gdyż nie chce zeznawać przeciwko ukochanemu Tassiemu. „Malarka wojownik” w reżyserii Jordana Rivera dla odmiany traktuje o niezłomności artystki, która „nawiązała kontakt z najbardziej błyskotliwymi umysłami swoich czasów”, Galileuszem i Caravaggiem, by pośmiertnie zyskać zasłużony tytuł ikony feminizmu. Ciąg dalszy nastąpi.
– Wiesław Chełminiak
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Wystawa „Artemisia” w londyńskiej National Gallery miała być otwarta do 24 stycznia.