Donald Trump stał się w Szkocji persona niemalże non grata. Mnożą się żądania, by szkocki rząd zakazał mu wjazdu, gdyby, już jako osoba prywatna, zapragnął odwiedzić swe szkockie posiadłości. Eksprezydent USA jest wprawdzie pół-Szkotem – jego matka, Mary Anne MacLeod urodziła się na Hebrydach, a do Ameryki wyjechała już jako osoba dorosła – ale dla jego szkockich wrogów nie jest to wcale okoliczność łagodząca.
Dlaczego – to oczywiste: Trump, jak pokazały wydarzenia na Kapitolu, jest „niebezpiecznym przestępcą”, jak to wyraziła Joan McAlpine, deputowana Szkockiej Partii Narodowej (SNP) do parlamentu w Edynburgu, a wraz z nią paru posłów innych ugrupowań. Szkocki minister sprawiedliwości Humza Yousaf zwrócił się nawet do rządu brytyjskiego, by przed Trumpem zamknąć granice Zjednoczonego Królestwa.
Przez ostatnie cztery lata demonstrowanie niechęci do Trumpa stało się istotnym elementem ideologii postępu i szkoccy politycy w tę tendencję dobrze się wpisują. Czy Trump naprawdę był niebezpieczny? Dla progresistów z pewnościa, bo lekceważył cały kanon postępu. A że stał na czele jedynego światowego mocarstwa, zagrażał poprawności o wiele bardziej, niż węgierski premier Viktor Orban, prezydenci Brazylii Jair Bolsonaro i Filipin Rodrigo Duterte razem wzięci.
Przykłady? Mnóstwo. Trump opierał się obowiązującej narracji na temat zagrożeń klimatycznych i potrzeby wprowadzenia „zielonego ładu”, nie praktykował weganizmu, nie potępiał jedzenia mięsa i starał się chronić Amerykanów przed napływem imigrantów. Sprzeciwiał się także (co prawda niekonsekwentnie) służbie osób transpłciowych w armii i nie przejawiał nadmiernych sympatii dla idei genderowych i dla LGBT. Nawet jeśli raz czy drugi wyraził się o nich z nutą zrozumienia, słowa nie przekładały się na czyny. Przeciwnie: tuż po objęciu urzędu nakazał usunięcie kwestii LGBT ze stron internetowych Białego Domu i Departamentu Stanu. Odrzucał także prośby tych ambasadorów, którzy chcieli, by na masztach przed ambasadami USA mogły zawisnąć tęczowe flagi. Dyplomatom wolno było je powiesić, ale prywatnie i w miejscach, powiedzmy, nieoficjalnych. Wreszcie – last but not least – wycofał wsparcie finansowe dla zagranicznych instytucji proaborcyjnych.
W awangardzie postępu
To aż nadto, by zasłużyć na nienawiść postępowej części świata. Ale co ma do tego Szkocja? Otóż ma, i wcale nie chodzi o trumpowskie pola golfowe w Turnberry, nawet jeśli szkocki parlament postanowił zbadać, czy transakcja ich nabycia była czysta. Chodzi o zdystansowanie się wobec człowieka, który uosabia odrzucenie poprawności, a także czytelne, choć delikatne, zaakcentowanie, po której stronie jest Szkocja.