Spuścizna Jugosławii, a tym samym idea chorwackiej niezależności są dla Chorwatów ważniejsze niż klasyczne podziały na „lewicę” i „prawicę”.
zobacz więcej
Kult Stepinaca kojarzył mi się trochę z funkcją, jaką w Serbii pełniło prawosławie. Serbowie i Chorwaci za czasów Tity byli w jednakowym stopniu zlaicyzowani i zateizowani, podobnie jak większość mieszkańców Jugosławii. Religia nie odgrywała dla nich większej roli. Wraz ze śmiercią Tity, rozpadem Jugosławii i powstaniem nowych państw zaczął się gwałtowny, odgórnie sterowany proces odróżniania się od siebie.
Chorwaci, chcąc odciąć się od wszelkich powiązań z Serbami, zaczęli powoływać się na swój perski rodowód, czego dowodem miała być szachownica (rodem wszak z Persji), widniejąca w godle chorwackim. Język zaczął się coraz bardziej oddalać od serbskiego. Pojawiało się w nim coraz więcej neologizmów, najczęściej określanych jako słowa „rdzennie chorwackie”. Zastępowały one słowa tożsame z serbskimi, procesowi temu kibicowało wielu językoznawców.
Kolejnym elementem była religia. Katoliccy Chorwaci odróżniali się od prawosławnych Serbów, Macedończyków, Czarnogórców. Niestety, w wielu przypadkach, we wszystkich eks-republikach, nie były to autentyczne nawrócenia, lecz próby instrumentalizacji religii.
Nierzadko dochodziło do śmiesznych sytuacji. Słynny serbski pisarz opozycjonista Vuk Drašković był jednym z prawosławnych neofitów. Dzięki telewizyjnej transmisji jednego z nabożeństw widzowie mogli zobaczyć, jak niedbale siedzi w cerkwi, z nogą założoną na nogę i papierosem w ręce. Także część chorwackich polityków do kościoła chadzała jak do teatru, nie mając pojęcia o liturgii i jej znaczeniu.
Potrójny pogrzeb
Tata zmarł 14 kwietnia 2012, dzień po swoich sześćdziesiątych szóstych urodzinach. Byłam wtedy jeszcze po Wielkanocy w Krakowie. Z Krakowa dotarłam do Brukseli i stamtąd kilka dni później poleciałam na pogrzeb taty do Belgradu (…). Dzień po przylocie poszłam do mojej macochy. Nie tylko na drzwiach klatki, ale i na drzwiach wejściowych mieszkania wisiał nekrolog taty z jego zdjęciem. W środku było pełno ludzi, każdy z gości pił alkohol. (…)
Zgodnie z miejscowym zwyczajem każda, nawet obca osoba, która przeczytała nekrolog czy to w gazecie czy na drzwiach do budynku i znała adres, mogła przyjść do rodziny zmarłego i zadać szereg okolicznościowych pytań: na co zmarł, a ile miał lat, a jak długo chorował, a kogo osierocił, następnie złożyć kondolencje rodzinie i wreszcie rodzina miała wręcz obowiązek poczęstować gościa alkoholem. Po to, by ten mógł następnie najpierw ulać kilka kropli trunku na dywan czy podłogę, a resztę wypić „za pokój duszy zmarłego”.
Podziwiałam cierpliwość Liljany i moich przyrodnich braci, którzy uprzejmie tłumaczyli nawet obcym ludziom: miał 66 lat, rak płuc, kilka miesięcy choroby, tak, zostawił córkę i dwóch synów, nie, na szczęście nie zdążył bardzo cierpieć. (…)