W marcu tego roku wszedł więc nakaz zakrywania ciała od ramion do kolan w miejscach publicznych (ciekawostka: portal Onet określił ten nakaz jako „bardzo konserwatywny” [sic]). W przypadku zbyt roznegliżowanego stroju, policja może nałożyć mandat wynoszący do 2 tys. dolarów. – Nie ma w tym nic nowego. To tylko przypomnienie istniejącego prawa. Szanujemy różnice między narodami i ludźmi, ale obowiązkiem gości jest zrozumienie praktyk kulturowych i kodeksu postępowania Zanzibaru – wyjaśniała minister turystyki, Lela Muhamed Mussa.
Turystyka stanowi 18 % PKB całego państwa. Zaś na Zanzibarze branża turystyczna to aż 28 % dochodów. Wydaje się, że to głównie z tego powodu, zmarły niedawno prezydent nie chciał zamykać kraju w czasie pandemii.
Na razie nie wiadomo, jaki stosunek zarówno do pandemii, jak i dalszego rozwoju turystyki ma nowa pani prezydent Samia Suluhu, zresztą pochodząca z Zanzibaru muzułmanka, która zgodnie z konstytucją sprawuje funkcję głowy państwa do końca kadencji jej zmarłego poprzednika. Swoją drogą nie ma chyba co liczyć na to, że jej zdanie na temat roznegliżowanych turystów spacerujących po zabytkowym Kamiennym Mieście różni się od opinii innych wyspiarzy.
Media na całym świecie zdążyły jednak już okrzyknąć ją nową nadzieją, podkreślając entuzjastycznie, że jest to pierwsza kobieta na tak wysokim stanowisku w tej części Afryki – jak gdyby tylko płeć gwarantowała rozwiązanie wszystkich problemów, z jakimi boryka się ten ludny kraj.
Nowa prezydent nie ma przed sobą łatwego zadania i prawdopodobnie zdaje sobie sprawę, że obejmuje władzę po, być może, najbardziej charyzmatycznym tanzańskim polityku od czasu „ojca narodu” Juliusa Nyerere.
Przede wszystkim, musi zdecydować, w jaki sposób chce uprawiać politykę, mając do wyboru w zasadzie trzy możliwości. Może kontynuować drogę, którą podążał Magufuli, nie zważając na opinię międzynarodową i wewnętrzną opozycję, próbować w spokojny sposób kontynuować jego reformy gospodarcze, unikając kontrowersyjnych posunięć lub zupełnie odrzucić jego „dziedzictwo” i skupić się na budowaniu własnego kapitału politycznego. Najtrudniej będzie zrealizować ostatnią z opcji.
To, co może okazać się jej atutem to pochodzenie – prezydent urodziła się na Zanzibarze i przez dwie dekady (do 2015 r., kiedy została wiceprezydentem) nie była zaangażowana w politykę Tanzanii kontynentalnej. Jest natomiast niemal pewne, że mianując swego zastępcę, będzie wybierać spośród polityków „kontynentu”, a ci, w większości bliscy współpracownicy byłego prezydenta, będą wywierać na nią wpływ. Pytanie, czy będzie umiała się im przeciwstawić.