Pod prąd
„Czas moich studiów nie był sprzyjający. Obowiązywała w sztuce doktryna realizmu socjalistycznego” – tak powściągliwie napisała Teresa Jakubowska o edukacji odbytej na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Wybrała tę uczelnię, bo tamże najżywsze były tradycje wileńskiego Wydziału Sztuk Pięknych – kilku wybitnych absolwentów i pedagogów z Wilna po II wojnie światowej osiadło w Toruniu. Ona sama pochodziła z tego miasta, z dzielnicy Antokol.
Urodzona w 1930 roku, dobrze pamiętała wojnę, którą niejako wyparła z pamięci. Nie wracała do tragicznych wydarzeń wprost, jedynie w formie graficznych metafor, szukając uniwersalnych rysów ludzkiej egzystencji.
Do socrealizmu Jakubowska nie miała ani serca, ani przekonania – choć nie tylko władze, także publika lubiły ten patetyczno-optymistyczny figuralizm. Młoda artystka znalazła więc półśrodek: figurację, owszem, ale zdeformowaną. Ekspresyjną, przerysowaną. Bez dosłowności.
Już z dyplomem akademickim, Jakubowska zadebiutowała w „lepszych”, poodwilżowych czasach. Tak się jej wydawało… Tymczasem – znowu chybienie! Końcówka lat 50. i początek 60. ubiegłego wieku to gloryfikowanie abstrakcji typu informel. A pani Teresy nie interesował nieprzedstawiający gest. Jej uwaga koncentrowała się na człowieku, na opowiadaniu o tym, co się dookoła niej dzieje. Można powiedzieć – zawołana reportażystka.
Jednak też nie do końca. Za każdym razem, nawet oddając sceny tak charakterystyczne, jak te z piosenek Stanisława Grzesiuka czy Jerzego Stempowskiego, Jakubowska potrafiła nadać przedstawieniu rys ogólny. To nie są portrety konkretnych osób, lecz przedstawienia ludzkich typów. To postaci, które wydając się znajome, jedynie symbolizują pewne środowiska. To maski z teatru życia.
Są momenty, kiedy twórczość Jakubowskiej splotła się z jej życiem osobistym. W młodym wieku doświadczyła macierzyństwa (szczególnie traumatyczny był pierwszy poród); niewiele później zabolał ją rozwód; dotknęła konieczność wzięcia na własne barki utrzymania siebie i dzieci. Owszem, te przygnębiające przejścia znajdują odzwierciedlenie w jej sztuce, lecz za każdym razem przeobrażają się w sceny symboliczne.