Cywilizacja

Demokracja nie może funkcjonować w ustroju liberalnym

Kiedy większość demokratyczna odrzuca jakiś aspekt liberalizmu – jak uczynili to w ostatnich latach wyborcy w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych – wówczas coraz liczniejszy chór liderów potępia demokrację oraz brak mądrości mas.

Dzięki uprzejmości Państwowego Instytutu Wydawniczego publikujemy fragmenty książki Patricka J. Deneena „Dlaczego liberalizm zawiódł” w przekładzie Michała J. Czarneckiego.

„Wolność” to słowo o starożytnym rodowodzie. Z kolei rodowód liberalizmu jest dużo krótszy, liczy sobie zapewne jedynie kilkaset lat. Jego źródłem jest nowe spojrzenie na naturę wolności stanowiące niemal całkowite przeciwieństwo swego pierwotnego znaczenia. Według starożytnych i chrześcijan wolność stanowiła stan rządzenia sobą, dotyczyła jednostek bądź wspólnoty politycznej. Ponieważ rządzenie sobą osiągano z trudem – wymagało ono powszechnego zaszczepienia cnoty, szczególnie samokontroli i samodyscypliny nad podstawowymi, lecz natarczywymi apetytami – to osiągnięcie wolności zakładało spętanie wyboru jednostki. Główną podstawą tego ograniczenia nie było prawo stanowione – choć było ono obecne – lecz rozbudowana sieć norm społecznych mających formę zwyczaju. Stąd też dla Tomasza z Akwinu zwyczaj jest formą prawa częstokroć przewyższającą prawo pisane, gdyż cieszącą się ugruntowaną aprobatą.

Liberalizm patrzy na wolność zupełnie inaczej, jako na największe możliwe uwolnienie się od ograniczeń zewnętrznych, włączając w to normy zwyczajów. Zgodnie z tym jedynym ograniczeniem wolności powinny być właściwie uchwalone prawa gwarantujące zachowanie porządku jednostek, które w innej sytuacji są nieskrępowane. Liberalizm rozmontowuje więc zwyczaj, a w jego miejsce wprowadza prawo stanowione. Jak na ironię, gdy zachowanie przestaje być społecznie uregulowane, państwo musi stale się rozrastać poprzez pęczniejące prawodawstwo i aktywność regulacyjną. „Imperium wolności” rośnie w szybkim tempie ramię w ramię z ciągle powiększającym się obszarem kontroli państwa.
Monteskiusz zauważył, że demokracja jest najtrudniejszym ustrojem, biorąc pod uwagę jej wymogi dotyczące cnoty obywatelskiej. Fot. Stefano Bianchetti/CORBIS/Corbis via Getty Image
Identyczną dynamikę obserwujemy w ekonomii: zapewnienie suwerennego wyboru jednostce zakłada zniszczenie wszelkich sztucznych ograniczeń rynku. Rynek – niegdyś będący określoną i ograniczoną przestrzenią w ramach miasta – ostatecznie musi się stać bezgraniczny. Logika liberalizmu zakłada więc niemalże nieograniczoną ekspansję państwa i rynku. Ogromna budowla państwa oraz globalna gospodarka, jedno i drugie stworzone pod egidą wyzwolenia jednostki, mają razem skończyć z bezsiłą jednostek, ustanawiając dominujące nad nimi struktury stworzone z myślą o ich wolności. Obecne niezadowolenie wyborców w demokracjach liberalnych jest wywołane zarówno potęgą sił ekonomicznych, jak i odległymi, wymykającymi się kontroli strukturami państwowymi. Współcześni liberałowie potępiają takie „populistyczne” reakcje, które jednak stanowią odpowiedź na niesterowność gospodarki i polityki, będąc oddolną próbą przywrócenia kontroli politycznej nad coraz bardziej administracyjnym państwem oraz oderwaną od realiów danego kraju gospodarką. W rzeczywistości choć liberałowie z miejsca dyskwalifikują taki populizm jako „niedemokratyczny”, aktualne próby przywrócenia kontroli ludu nad scentralizowanymi strukturami państwa oraz globalną gospodarką – uwzględniając związane z tym wszystkie oczywiste problemy, w tym podatność na manipulacje demagogów – cechuje ożywiony impuls demokratyczny, który martwi liberałów, ponieważ jego siłą napędową jest demos.

Demokracja nieliberalna

Poświęciłem rozdział kwestii wykorzystania przez liberalizm energii demokratycznej. Liberalizm od początku poszukiwał teoretycznej legitymizacji demokratycznej (w formie spekulatywnej „umowy społecznej”), choć jednocześnie ograniczał właściwe dla demokracji praktyki. Z początku liberalizm często podejmował otwarte próby ustanowienia demokracji, jednocześnie w dużej mierze uniemożliwiając faktyczną demokratyczną partycypację i rządy. We wspomnianym rozdziale nie ukazałem jednak wystarczająco, w jaki sposób taka blokada energii demokratycznej doprowadziła prawdopodobnie do sprzężenia zwrotnego. Przeważnie „demokratycznymi” określa się te polityki i polityków, którzy zgadzają się z przekonaniami liberalnymi, bez względu na to, czy stoi za nimi demokratyczna większość. Często będziemy więc spotykać się z potępianiem wyborczych zwycięstw populistów jako antydemokratycznych. Zwracam w tym miejscu uwagę, że liberalizm stara się zachować pozory prawomocności demokratycznej, nawet gdy jest oczywiste, że demokracja już go nie popiera.

Im szybciej skończy się kult inteligencji, tym lepiej

Wysunięcie kandydatury Lecha Wałęsy na prezydenta oraz włożenie ogromu środków w jego kampanię miało upokorzyć Polaków – twierdzi prof. Ewa Thompson.

zobacz więcej
Demokracja nie może tak naprawdę funkcjonować w ustroju liberalnym. Potrzebuje różnorodnych form społecznych, które liberalizm chce rozbić, szczególnie powszechnych praktyk społecznych i przekonań powstających w bliskich wspólnotach, nie zaś losowego zbioru niepowiązanych ze sobą jednostek wchodzących i wychodzących z lokalu wyborczego. Politolog Peter Mair opisał te warunki demokracji w wydanej pośmiertnie książce „Ruling the Void”:

Fundamentem [stosunkowo] zamkniętych wspólnot politycznych były zamknięte wspólnoty społeczne, gdzie dla wielkich grup obywateli wspólne są odrębne doświadczenia społeczne, bez względu na to, czy określają je konkretny zawód, warunki pracy i życia, praktyki religijne, by wymienić tylko te najważniejsze. Z kolei spoiwem takich grup społecznych były tętniące życiem i skuteczne instytucje, w tym związki zawodowe, Kościoły, organizacje społeczne i tym podobne.

Już dawno temu Monteskiusz zauważył, że demokracja jest najtrudniejszym ustrojem, biorąc pod uwagę jej wymogi dotyczące cnoty obywatelskiej. Do kultywowania cnoty potrzebna jest gęsta sieć kształtujących i wspierających ją instytucji, które liberalizm, mający na sztandarach wolność jednostki, ma zamiar zlikwidować i osłabić. Paradoks polega na tym, że liberalizm zakłada prawomocność opartą na zgodzie demokratycznej, ostatecznie jednak podkopuje funkcjonowanie demokracji.


Współcześni liberałowie dzielą się na zwolenników poglądu, że demokracja jest prawomocna jedynie wówczas, gdy aprobuje liberalne przekonania, oraz coraz większe grono gotowych odrzucić szczątkowe twierdzenia o tym, że demokracja jest koniecznym elementem liberalizmu. Niektórzy, jak Jason Brennan, autor „Against Democracy”, otwarcie wzywają do ograniczenia partycypacji demokratycznej – sondując ograniczenie czynnego prawa wyborczego – uznając, że wszystkie pozorne korzyści z prawomocności demokratycznej osłabiają decyzje demokratyczne, które obracają się przeciwko liberalizmowi. Choć takie otwarcie antydemokratyczne stanowiska pozostają w zdecydowanej mniejszości, to ich praktycznym odpowiednikiem jest mocno akcentowana przez liberałów centralizacja sądów, władzy wykonawczej oraz państwa administracyjnego jako głównych bastionów chroniących przed zagrożeniem ze strony demokratycznych mocy, które mogą osłabić społeczne i ekonomiczne przekonania liberalne.
James Burnham w książce „Rewolucja menadżerska” opisał proces zastępowania klasy posiadaczy (arystokracja) przez nową klasę, która uznała, że władza nie zależy już od samej własności, lecz od operowania pomysłami i procesem produkcji. Fot. Wikimedia Commons / By Source (WP:NFCC#4), Fair use, https://en.wikipedia.org/w/index.php?curid=61532046
Te rzadkie (lecz coraz częstsze) antydemokratyczne recepty w rzeczywistości jedynie wzmacniają stare praktyki i instytucje. Już wiele dekad temu zwrócono uwagę na rządy elit w demokracjach liberalnych, jednak niewiele analiz przewyższało swą wnikliwością wydane w 1941 roku studium „Rewolucja manadżerska” Jamesa Burnhama (pod jego wpływem pozostawał między innymi George Orwell, gdy pisał „Rok 1984”). Burnham opisał tę rewolucję jako inny sposób urzeczywistnienia wizji Marksa: proces zastępowania klasy posiadaczy (arystokracja) przez nową klasę, która uznała, że władza nie zależy już od samej własności, lecz od operowania pomysłami i procesem produkcji. Nowa „elita menedżerów” mogłaby zachować pozór tego, co Burnham nazywa „kontrolą parlamentarną”, lecz władza spoczywałaby w publicznych i quasi­publicznych instytucjach i urzędach. Nowa elita rządziłaby państwową gospodarką, w której bogactwo narodu (względnie bogactwo świata) z konieczności przepływałoby przez te instytucje, wzbogacając klasę menedżerów. Jednoczesne narzekanie na korupcję w Waszyngtonie – sąsiadującym z tak wieloma najbogatszymi hrabstwami w naszym kraju – oraz całkowity brak narodowej perspektywy u z pozoru amerykańskich korporacji to refleks oddolnej rewolucji przeciwko opisanym przez Burnhama „elitom menedżerskim”. To, co zwykle określa się mianem rewolucji populizmu, lepiej określić mianem światowej rewolucji antymenedżerskiej.

Liberalizm jako bezgraniczność

W rozdziale zatytułowanym „Liberalizm jako antykultura” wskazuję kilka zasadniczych cech liberalizmu: podbój natury, bezczasowość, bezdomność. Być może powinienem je uzupełnić czwartą – bezgranicznością. Rdzeniem liberalnej filozofii i polityki jest bowiem założenie, że każda granica jest arbitralna. To spoiwo nie tylko rozważań dotyczących politycznego rozumienia granic – przede wszystkim granic państwowych – lecz także każdego istniejącego zróżnicowania, rozróżnienia, rubieży i delineacji, gdzie wszystko to jest podejrzane o arbitralne ograniczenie jednostkowej wolności wyboru. Tego rodzaju „granice” bada się pod kątem arbitralności i tylko niektóre z nich wychodzą z tego bez szwanku. Sprawdza się nawet te, które nie są arbitralne, lecz mimo to ograniczają. Na gruncie logiki liberalizmu granice i rubieże geograficzne, historyczne oraz naturalne muszą być krok po kroku znoszone.

Liberalizm jest nijaki. Prowadzi Europejczyków na manowce

Za głównego wroga uważał bezbożną lewicę, która odrzuca chrześcijaństwo.

zobacz więcej
Tocqueville zwrócił uwagę, że demokracja liberalna pogardza „formą”. Formy, rozumiane dosłownie, mają różny kształt i różną treść, oddzielając to, co jest w ich wnętrzu, od tego, co na zewnątrz (szklanka z wodą, którą piję, na szczęście ma formę, która oddziela wodę od mojej klawiatury). Filozofia liberalna jest uniwersalna, na gruncie teoretycznym stosując się do wszystkich ludzi w każdej epoce. Chociaż powstała jako uzasadnienie celów politycznych konkretnego narodu (w deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych czytamy: „celem zabezpieczenia tych praw wyłonione zostały wśród ludzi rządy”, jej podstawowy sposób rozumowania będzie koniec końców podejrzliwy nawet wobec granic narodowych, uznając, że niesprawiedliwie ograniczają one powszechne panowanie liberalizmu. Pierwszy projekt liberalizmu zakładał unarodowienie liberalnej filozofii, instytucji, praktyki oraz wiary. Kiedy jednak tego dokonano, skierował on swe podejrzliwe spojrzenie na podzielone granicami narody, które początkowo były jego siedliskiem. W Stanach Zjednoczonych zarówno dla liberałów klasycznych, jak i progresywnych tworzenie liberalnego narodu należy do samego jądra ich misji, szczególnie jeśli chodzi o przeniesienie lojalności politycznej z konkretnych lokalności na abstrakcyjny naród. Współcześnie jedna z głównych różnic między „konserwatystami” a „progresistami” dotyczy odpowiedzi na pytanie, czy liberalizm potrafi uznać, i powinien to zrobić, co jest jego głównym siedliskiem – naród czy świat. Obie strony zgadzają się, że liberalizm to uniwersalna filozofia, lecz różnią się poglądem na to, jak najlepiej go wcielać w życie. Konserwatyści głównego nurtu starają się rozwijać liberalny uniwersalizm poprzez wehikuł narodu, szczególnie za pomocą globalnej polityki gospodarczej oraz agresywnego interwencjonizmu czy nawet imperialistycznego militaryzmu. Liberałowie wierzą, że państwo narodowe musi koniec końców ustąpić pola rządowi światowemu, najlepiej reprezentowanemu aktualnie przez Unię Europejską. Obie strony tego projektu – dwie twarze liberalizmu – zawiodły.
Patrick J. Deneen „Dlaczego liberalizm zawiódł”, przełożył Michał J. Czarnecki, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021
W myśleniu liberalnym zawarte jest dążenie do zniesienia nie tylko granic w potocznym rozumieniu – poprzez globalizację polityczną i gospodarczą – lecz także „granic”, które istnieją w naturze. Obecne zainteresowanie kwestiami tożsamości – szczególnie tymi, które są pokłosiem rewolucji obyczajowej – stanowi w równym stopniu rezultat liberalnej niechęci do „form”. Tego rodzaju formą człowieka, która w pierwszej kolejności wymaga likwidacji, jest różnica płciowa – cel coraz bardziej wojowniczych prób zagwarantowania finansowania z budżetu państwa kontroli urodzeń, aborcji, sztucznych form zapłodnienia. Ludzie, którzy są przede wszystkim gorącymi zwolennikami ochrony i zachowania środowiska oraz braku technologicznej ingerencji w naturę, często bardzo gorliwie popierają zniesienie każdego przejawu naturalnych różnic między mężczyzną a kobietą za sprawą chemicznej i technologicznej manipulacji. Obecnie jedną z ważniejszych kwestii dla tego sposobu myślenia jest medyczna zmiana płci dyktowana indywidualnym poczuciem tożsamości oraz stale powiększający się rynek „wynajmu” macicy czy jawnego handlu dziećmi. Jednym z owoców postępujących liberalnych ataków na podstawową „formę” natury ludzkiej, demontujących najbardziej fundamentalne granice natury, będzie światowe utowarowienie kobiet i dzieci potęgujące liberalną przewagę silnych, których wolność zależy od tych, którzy są bezsilni, choć teoretycznie swobodnie „wybierają” to, co faktycznie stanowi nową formę zniewolenia. Również ten projekt musi się zakończyć porażką, o ile rosnąć będzie odsetek ludzi bezdzietnych oraz resentyment bezsilnych. Mimo to żelazna logika liberalizmu zrobi swoje i na gruncie politycznym będzie prowadzić do destabilizacji.

Cios w ulubieńca liberalnych elit. Pierwszy dzień Bidena w Białym Domu

Czy Republikanie będą w stanie zapobiec radykalnemu zwrotowi na lewo?

zobacz więcej
Liberalizm antydemokratyczny

Obrońcy liberalizmu nie zwracali uwagi na zagrożenia stojące przed demokracją, szczególnie zagrożenie wolności mniejszości ze strony nieograniczonej większości. Tacy prominentni obserwatorzy polityki jak Fareed Zakaria zwracają uwagę na to, że „demokracja nieliberalna” stanowi główne zagrożenie dla politycznej stabilności, praworządności oraz liberalnej ekonomii polityczne. W reakcji na powstanie krajowych ruchów populistycznych – takich jak te, które obserwujemy w całej Europie, sprzeciwiających się podstawowym dogmatom Unii Europejskiej – zwłaszcza realnemu zniesieniu granic między państwami, a także w odpowiedzi na głosowanie w sprawie brexitu w Wielkiej Brytanii oraz wybór Donalda J. Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych, teoretyk polityki i publicysta „Wall Street Journal” William Galston napisał tekst, w którym ostrzega, że „największym i najbliższym zagrożeniem dla demokracji liberalnej jest nie autokracja, lecz demokracja nieliberalna”. Czołowi komentatorzy polityczni zgadzają się z Platonem i Arystotelesem, że demokracja to ustrój groźny i podejrzany. Choć starożytni filozofowie zwykle sprowadzali demokrację do kategorii ustrojów „groźnych” i „mniej wartościowych”, to współcześni czołowi myśliciele polityczni dowodzą, że liberalizm ogranicza władzę większości i chroni wolność słowa, prasy oraz konstytucyjne zabezpieczenia nałożone na rząd. Prócz tego na ogół sprzyjają całkowicie otwartej gospodarce oraz dziurawym granicom państwowym, dowodząc, że chroni to dobrobyt krajowych konsumentów poprzez otwarcie drzwi mobilności gospodarczej i stworzenie możliwości w wymiarze globalnym.

Demokracja stanowi więc dopuszczalne narzędzie prawomocności, o ile jej praktyki mieszczą się w założeniach liberalizmu i zasadniczo go popierają. Kiedy większość demokratyczna odrzuca jakiś aspekt liberalizmu – jak uczynili to w ostatnich latach wyborcy w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych – wówczas coraz liczniejszy chór liderów potępia demokrację oraz brak mądrości mas.

– Patrick J. Deneen
Autor jest profesorem nauk politycznych Uniwersytetu Notre Dame. Wcześniej wykładał na Uniwersytetach Princetown i Georgetown. W roku 1995 jego rozprawa „The Odyssey of Political Theory” została uhonorowana Nagrodą Leo Straussa za Najlepszą Pracę z Dziedziny Filozofii Politycznej. Książka „Dlaczego liberalizm zawiódł” ukazała się w USA w roku 2018. Była wtedy rekomendowana przez Baracka Obamę jako pozycja z jego listy letnich lektur. Natomiast w Polsce dwa lata później spotkała się ona z krytyką „Gazety Wyborczej”. Medium to przedrukowało z portalu Public Seminar tekst Jeffreya C. Isaaca, atakujący Deneena za debatowanie z Viktorem Orbánem w Budapeszcie o wadach liberalizmu.


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Czy liberalizm zawiódł? Wokół książki Patricka Deneena, 07.04.2021
Zdjęcie główne: Jesienią 2016 roku w wyborach prezydenckich w USA Donald Trump odniósł zwycięstwo nad kandydatką Partii Demokratycznej, Hillary Clinton. Był to jeden z przejawów tego, że liberalizm jest w odwrocie. Fot. Chip Somodevilla/Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.