Michał
– Wszędzie wielkie pieniądze! Niestety, cholera, absolutnie nic z tego nie zostało! Bankierskie fortuny Goldfederów przepadły – śmieje się Joanna. Jej mąż Michał Bojańczyk odpowiada żartem, że on nie ma żadnego związku z diamentami ani bankami, bo zbadał korzenie: – Jesteśmy raczej rodziną rolniczą spod Warszawy. Po stronie babci mamy związek z kolonistami niemieckimi, którzy posiadają długą historię liczoną od 1600 roku; wśród przodków był rektor Uniwersytetu w Tybindze. Druga część rodziny jest z okolic Tarnowa, czyli cesarsko-królewska; obydwaj bracia mojego dziadka byli legionistami w 1 Pułku Piechoty Józefa Piłsudskiego, dostali Virtuti Militari; jeden został ważną figurą w rządach sanacyjnych.
Sam z wykształcenia jest inżynierem automatykiem po Politechnice Warszawskiej, który w Polskiej Akademii Nauk zajmował się modelowaniem systemów, doktoryzował z informatyki medycznej. – Miał przekształcić służbę zdrowia, żeby wszystko świetnie działało: 50 lat minęło i nic w tej sprawie się nie wydarzyło – żartuje żona. W latach 70. urodziło im się dwóch synów: Antoni i Mikołaj.
W 1980 roku Bojańczyk pojechał do Meksyku prowadzić letnią szkołę, gdzie zaoferowano mu pracę. W stanie wojennym możliwości wyjazdu upadły, jednak biuro paszportowe uznało kraj za neutralny – ani kapitalistyczny, ani socjalistyczny – i niech jedzie! Wyruszył z rodziną w lutym 1982 roku, by uczyć na miejscowych uniwersytetach. – Nie takich jak Harvard, ale dobrze wspominamy to doświadczenie. W Meksyku i potem Puerto Rico wykładałem po hiszpańsku, synowie mówili ze sobą w tym języku – mówi. Joanna zajmowała się domem, zarobiła raz 50 dolarów, ucząc francuskiego „nieznośne bachory” w szkole amerykańskiej.
Roboty nie były intratne, dopóki nie pojawiła się praca kuwejcka. Można tam było zostać do emerytury. Chyba szczęśliwie się złożyło, że z tego raju ropnego w 1991 roku wypchnęła nas wojna w Zatoce Perskiej, gdy Kuwejt najechał Saddam Husajn, bo utknęlibyśmy w tych piaskach pustyni na całe życie. Mamy znajomych, którzy wciąż tam siedzą, gdyż po zakończeniu inwazji robota na uniwersytetach znów się otworzyła, ale żona powiedziała, że trzeba wracać i wróciliśmy. Jako jedyni.